22
''Gdybym powiedział, że Cię kocham,
Mogłabyś pomyśleć, że tylko gram.
Lecz ja zbyt wielu masek nie noszę,
I twarz jedną mam...'' ~ Sting
Tony
Po powrocie z wakacji postanowiliśmy z Viv adoptować psa. Dzieciaki mówiły o nim od tak dawna i pomyślałem, że to może jednak nie najgorszy pomysł. Jutro były urodziny Jack'a i to wtedy go dostaną. To będzie jakby ich wspólny prezent na urodziny małego.
Tak jak postanowiliśmy następnego dnia rano, kiedy dzieciaki jeszcze spały pojechaliśmy z Viv do schroniska. Mężczyzna pracujący tam o mało nie padł na ziemię, widząc nas. Szybko zdecydowaliśmy się na szczenię owczarka niemieckiego. Nie był jeszcze dorosły, ani też taki mały więc będzie idealny dla naszych dzieci. Mieliśmy już dla niego smycz i obrożę, dużą poduszkę i miski. Ja miałbym nie być przygotowany? Kiedy Viv zapinała mu obrożę i smycz ja podpisałem dokumenty i otrzymałem ich kopię oraz książeczkę zdrowia.
- Chodź, zabieramy Cię do domu - powiedziała Viv.
Szczeniak chętnie poszedł za nią, machając ogonem. Wskoczył z radością na tylne siedzenia samochodu. Uchyliłem lekko okno i pojechaliśmy do domu.
- Wiesz, kocham Cię - uśmiechnąłem się, kładąc dłoń na udzie Viv.
- Serio? Nie wiedziałam - zaśmiała się, kładąc dłoń na mojej.- Przecież że wiem. Inaczej nie byłoby Jack'a. Ani James'a, ani Katie. I nie podjęlibyśmy się opieki nad Derek'iem.
- Wiem - kiwnąłem głową.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. W końcu wjechaliśmy do garażu Stark Tower.
- Jarvis, dzieci jeszcze śpią?- zapytała Viv, wysiadając z samochodu.
- Nie, dopiero co się obudziły - powiedział system.
- No to czas na ich niespodziankę - powiedziałem, biorąc szczeniaka na ręce.- Tylko ani piśnięcia - pogroziłem mu na co ten nastawił uszy. Poczochrałem go po sierści i pojechaliśmy platformą do salonu. Dzieciaków jeszcze tam nie było.
- To ja pójdę po Katie a ty przyjdź za chwilę do pokoju chłopców - powiedziała cicho Viv. Usiadłem na kanapie i odpiąłem smycz szczeniakowi. Już rwał się do biegania.- Poczekaj aż poznasz Derek'a, Jack'a, James'a i Katie - uśmiechnąłem się.
Usłyszałem, jak Viv idzie z mówiącą coś Katie do pokoju chłopców. Wstałem z kanapy i powoli poszedłem w stronę pokoju chłopców. Stanąłem przy uchylonych drzwiach i nasłuchiwałem.
- Chłopcy, tata ma prezent dla Jack'a a wy opóźniacie. Ubierzcie się i to już - mówiła Viv.
- A dlaczego Jack dostanie prezent?- zapytała Katie.
- Bo dziś są jego urodziny - odpowiedziała.- Pamiętasz, ty też dostałaś prezent od nas, o miałaś urodzinki.
- A co to jest mamo?- zapytał Jack.
- Niedługo się dowiesz - powiedziała.- James, ubrałeś koszulkę tył na przód, chodź tu.
Przycisnąłem dłoń do ust, żeby się nie zaśmiać. Po chwili uchyliłem powoli drzwi.
- Tata! - krzyknęła Katie. Derek i James spojrzeli na mnie. Postawiłem szczeniaka na ziemi a ten od razu podbiegł do dzieci.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - powiedziała Viv, całując chłopca w ciemne włosy.
Jack stał nieruchomo, patrząc jak Derek i James głaszczą szczeniaka. Katie trzymała rączkę Derek'a. Po chwili w końcu ruszył się i podbiegł do mnie.
- Dziękuję tato!- powiedział, przytulając się do mojej nogi. Wziąłem go na ręce na co ten przytulił się.- Jesteście najlepszymi rodzicami na świecie.
- Wiem - wyszczerzyłem się, gładząc go po plecach.- To jest Wasz wspólny prezent. Po części Twój - postawiłem go na ziemi.
Szczeniak podbiegł do Jack'a i z łatwością polizał go po rączkach. Chłopiec uśmiechnął się i pogłaskał go po łebku.
- Jak go nazwiecie?- zapytała Viv.
- Scooby! - powiedział Jack.
- Zupełnie jak ten Scooby Doo?- zaśmiałem się.- Pasuje mu.
- To to będzie Scooby - powiedziała Viv.- Pobawcie się z nim.
Podeszła do mnie i powoli wycofaliśmy się z pokoju, zostawiając ich z pupilem. Usiedliśmy na kanapie w salonie.
- To był dobry pomysł, dopóki któreś z naszych dzieci nie zachce kotka na urodziny - powiedziałem.
- Już nie przesadzaj, widziałeś, że byli zachwyceni - powiedziała Viv.
- Tylko mówię - podniosłem dłonie.- Zobaczysz.
- No dobra - zaśmiała się, przytulając się do mnie. Otuliłem ją ramieniem.- Kocham Cię.
- A ja Ciebie - powiedziałem cicho, całując ją w skroń.
https://youtu.be/yXQViqx6GMY
Zostało kilka godzin do Wigilii. Dzieciaki bawiły się w salonie ze Scooby'm. Viv znosiła już potrawy na stół a ja stałem zapatrzony w dzieci. Często przyłapywałem się na tym, że stałem w drzwiach ich sypialni, przyglądając się, jak razem oglądają bajkę czy układają puzzle. Derek zawsze robił to razem z Katie, żeby jej pomagać.
- Tato! Idziemy jeść - podeszła do mnie Katie.
- Już Skarbie - uśmiechnąłem się, biorąc ją na ręce. Miała ubraną czerwoną spódniczkę i białą koszulkę.
- No chodź tato!- zawołał Derek, który siedział już z braćmi przy stole.
- No przecież idziemy - powiedziałem.
Posadziłem Katie na wolnym krześle i sam usiadłem obok Viv. Tak jak zawsze najpierw nałożyła wszystkim a na końcu sobie. Zjedliśmy po trochu z każdego dania aż w końcu nadszedł czas na prezenty. Jarvis sprzątał ze stołu a my wszyscy, łącznie z większym już Scooby'm siedzieliśmy na dużym dywanie przy choince. Najpierw dzieci wręczyły nam wspólny prezent w postaci dużej kartki z naszymi zdjęciami, ozdobiony masą brokatu. Potem przyszedł czas na dzieci. Derek dostał zestaw narzędzi, na który się uparłem, bo był już wystarczająco duży. Jack dostał duży zestaw samochodów a James pluszaki przedstawiające postacie Avengers o których marzył. Na końcu Katie dostała ogromny domek dla lalek, tak duży jak ona kiedy stała. Wszyscy bawili się już swoimi zabawkami, kiedy podałem Viv jej prezent. Patrzyłem jak rozdziera zielony papier. Otworzyła pudełko i uśmiechnęła się szeroko.
- Jest piękny - powiedziała, wyciągając pozłacany łańcuszek z zawieszkami w postaci pierwszych literek imion dzieci.
- Daj, założę Ci - powiedziałem. Wziąłem od niej łańcuszek i zapiąłem na jej szyi.- Wiesz, że najchętniej kupiłbym Ci cały świat. A nie jestem najlepszy w drobiazgach jak to mówiłaś.
- To najlepszy prezent jaki od Ciebie dostałam - uśmiechnęła się i podała mi spoty kartonik w niebieskim papierze.
Otworzyłem je i dziwiłem się znajdując w nim czerwoną kopertę i dwa zapakowane w żółty i zielony papier prezenty. Otworzyłem pierwszy. Zdziwiłem się, znajdując w nim pudełko z małymi bucikami.
- A one nie miały być dla Katie?- zapytałem, odkładając je na bok.
- Pomyliłam paczki - zaśmiała się.- Otwórz kopertę.
- Okej - uśmiechnąłem się, otwierając czerwoną kopertę. Wyciągnąłem z niej złożone wąskie karteczki. I zaraz... test ciążowy. Spojrzałem zdziwiony na Viv. W jej oczy stały łzy. Spojrzałem na test ciążowy, który był pozytywny. Rozłożyłem plik zdjęć, które okazały się zdjęciami usg.- Żarty sobie robisz?- zapytałem.
Viv tylko pokręciła głową.
- Jesteś w ciąży?!- krzyknąłem podekscytowany.- Viv, jesteś w ciąży?
- Jestem w ciąży!- potwierdziła, wpadając mi w ramiona.
- Matko Viv! Będę tatą! Znowu! - uśmiechnąłem się, tuląc ją do siebie.- Który to tydzień?
- 14. To usg jest z badań prenatalnych - powiedziała, ścierając łzy z policzków. Dzieci patrzyły na nas.- Chodźcie do nas.
Dzieciaki podeszły do nas i wcisnęły się całą czwórką między nas. Dołączył też Scooby.
- Wiecie, będziecie mieli brata albo siostrę - powiedziałem.
- A gdzie jest?- zapytała Katie.
- W moim brzuszku, tak jak wy wszyscy kiedyś - powiedziała Viv.
- A możemy coś mu powiedzieć?- zapytał James.
- Jasne - kiwnąłem głową.
Wszyscy położyli rączki na jej brzuchu.
- Wesołych Świąt - powiedzieli razem, przytulając się do Viv.
- Wesołych Świąt dzieciaki - uśmiechnęła się, całując każdego z osoba w czoło.
To były chyba najszczęśliwsze Święta w moim życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top