15

Vivienne

Obudziłam się rano. Przez chwilę nie wiedziałam, co tak właściwie się dzieje. Podniosłam głowę. Tony stał przy oknie, w ramionach trzymał dziecko. Uśmiechnęłam się.

- Wiesz, braciszek przyjedzie Cię odwiedzić, całkiem niedługo. Zabierzemy Cię z mamusią do domu. Na początku będziesz spał u nas, ale potem będziesz miał swój własny pokój. Razem z Derekiem - szeptał.- Wiesz jak długo czekałem, żebyś się urodził? Tak cholernie długo, przez chwilę myślałem, że się nie uda... ale jesteś. Jesteś z nami i nie pozwolę, by ktokolwiek Cię skrzywdził. Nigdy.

- Hej - szepnęłam pochodząc do niego. Objęłam go w pasie.

- Cześć - uśmiechnął się.- Jak się czujesz?

- Trochę obolała - powiedziałam.- Jak tam Jack?

- Spał całą noc - powiedział.- Viv on jest na prawdę cudowny. Wiem, że pewnie każdy ojciec mówi tak o synu, ale nadal nie wierzę...

- Jest podobny do Ciebie - uśmiechnęłam się.- Ma czarne włosy.

- I granatowe oczy. Na prawdę granatowe. Jak pomieszane moje i błękit Twoich - uśmiechnął się.

- W końcu jest w nim cząstka mnie i Ciebie - powiedziałam.

- Tak bardzo Cię kocham Viv - szepnął.

- Ja Ciebie też. Niewyobrażalnie mocno - szepnęłam.

***

Leżałam ubrana na łóżku. Jack leżał w łóżeczku, ubrany w mały, szary dresik. Tony siedział w fotelu obok łóżka i opierał się brodą o brzeg szpitalnego łóżeczka. Jack spał spokojnie. Był już po drugim karmieniu. Czekaliśmy właśnie na James'a, który przyjedzie z Kevą, Derekiem i Michaelem. I przywiezie też nosidełko. Dostaliśmy wypis i będziemy mogli wrócić do domu. W pewnym momencie Jack obudził się. Zaczął cicho płakać. Tony wstał, wyciągnął go delikatnie z łóżeczka i położył na mojej piersi. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w czoło. Chwilę jeszcze szlochał, ale po chwili przestał. Leżał patrząc w bok, na Tony'ego. Oddychał spokojnie.

Dało się słyszeć delikatne pukanie do drzwi. Tony uchylił je a moim oczom ukazał się Rhodey z Derekiem na rękach a za nimi Keva i Michael.

- Cześć - uśmiechnęłam się do nich.- No chodźcie.

W ciszy okrążyli łóżko. Derek wczołgał się na łóżko, usiadł obok mnie i zaczął gładzić Jack'a po pleckach.

- Jest na prawdę cudowny - uśmiechnęła się Keva.- I podobny do Was.

- Chcesz potrzymać?- zapytałam.

- A mogę?- jej oczy nagle zaświeciły się.

- Jasne - uśmiechnęłam się.

Keva usiadła na łóżku i podałam jej Jack'a. Ostrożnie trzymała Jack'a na ramieniu. Derek przysunął się do niej i położył głowę na jej ramieniu. Jakby cały czas chciał obserwować Jack'a. Wszystkich nas to chyba zdziwiło. Czuł jakąś wieź z nim, mimo, że jego nie urodziłam?

- Jest na prawdę cudowny - szepnęła.- Michael, musimy takiego mieć.

- Może najpierw ślub, co? - uśmiechnął się, siadając na krześle pod drzwiami.

- No dobrze - uśmiechnęła się, gładząc Jack'a po policzku.

- Keva, chcę, żebyś była chrzestną Jack'a - wypaliłam nagle.

- Zgadzam się - pokiwała głową. Jack otworzył oczy i spojrzał na nią.- Cześć mały - szepnęła.

Spojrzałam na Tony'ego. Uśmiechał się jak nigdy. Zniknął ten Tony, ciągle zmartwiony. Wrócił ten, którego widziałam na starych zdjęciach. Ten, który nie martwił się niczym.

***

Keva

Szliśmy spokojnie ulicą. Michael trzymał Derek'a za rączkę. Chłopiec wesoło podskakiwał. Ja w chuście, przy piersi niosłam Jack'a. Spał, wtulony we mnie. Spędzałam z nim dużo czasu, Vivienne nadal musi odpoczywać.

Weszliśmy do małego parku. Derek od razu się wyrwał i zaczął sam maszerować ma przód. Michael poszedł za nim a ja usiadłam na ławce. Zapatrzyłam się w śpiące maleństwo. Nie od razu zauważyłam, że ktoś się do mnie dosiadł. Podniosłam wzrok i zauważyłam niebieskie oczy.

- Steve - powiedziałam cicho.- Co ty tu robisz?

- Chciałem zapytać o to samo - uśmiechnął się lekko.- Kto to? -zapytał, wskazując na maleństwo.

- Jack, młody Stark - powiedziałam.

- Aha, czyli Tony nie zajmuje się dzieckiem. A Viv? Woli Cię wykorzystać? -zapytał.

- Jak możesz?! - oburzyłam się.- Po tym wszystkim co przeszli w końcu są szczęśliwi, a ty im najnormalniej zazdrościsz! Bo mogłeś mieć to samo, gdybyś wziął za nas odpowiedzialność!

- Kev? Wszystko w porządku? - Michael stał kilka kroków od nas, trzymał Derek'a na rękach.

- Tak, ten Pan mnie tylko zaczepił - powiedziałam i wstałam.- Możemy wracać do domu, kochanie.

- To idziemy - uśmiechnął się podał mi dłoń i ruszyliśmy do bram.

- Czyli zostawisz to tak?! - zapytał Rogers, idąc za nami.

- Niby co? Prawie zabiłeś Tony'ego wtedy w mieszkaniu, zraniłeś go przez te wszystkie lata...

- Mówiłem o nas - powiedział.

- Tak, koniec nastąpił, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy pod klatką Twojego mieszkania - warknęłam.- To wtedy był koniec. Nje chciałeś dziecka a ja najnormalniej w świecie nie dałam rady sama.

- I poleciałaś do Europy, żeby znaleźć nowego faceta, który spłodzi Ci bachora? -prychnął.

- Uważaj na słowa! - powiedział Michael.

- Steve. Zostaw nas. Mnie, dzieci Tony'ego i Viv. Zostaw nas wszystkich - powiedziałam, odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę bramy.

- Czyli nigdy mnie nie kochałaś? -zapytał.- Byłem pocieszeniem po stracie Viv, kiedy ją porwali?

- To było tylko zauroczenie - powiedziałam, stojąc do niego plecami.- Nic więcej.

***

Wróciliśmy do domu. Nie mówiliśmy nic Viv ani Tony'emu. Uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Razem z nią wykąpałam Jack'a. Vivienne nakarmiła go i położyła spać. Siedziałyśmy w sypialni i obserwowałyśmy jak spokojnie śpi, zawinięty w kocyk. Po chwili wkroczył Tony, niosąc w ramionach śpiącego Derek'a. Położył go obok Jack'a i okrył naszą kołdrą. Pocałował Viv w czoło i wyszedł. Cieszyłam się, że mimo wszystko są szczęśliwymi rodzicami. Są po prostu szczęśliwymi ludźmi. I ja jestem szczęśliwa z Michael'em. Wiem, że z nim nie muszę się spieszyć czy bać, że zostawi mnie, jeśli wpadniemy.

Tony

Po 23 wróciłem do sypialni. Keva i Michael pojechali do ich sypilani. Usiadłem na łóżku obok Viv i przytuliłem ją do siebie.

- Jesteś szczęśliwy? -zapytała cicho.

- Jestem. Nie wiesz nawet jak bardzo. Tego nie da się opisać słowami - powiedziałem cicho, obserwując Derek'a i Jack'a.

- Ja też jestem - szepnęła.- Kocham Cię.

- A ja Ciebie, Viv - odpowiedziałem, całując ją w skroń.

Po chwili wziąłem Jack'a i położyłem w kołysce, którą Derek dostał na święta. Postawiłem ją obok tej, w której obecnie spał Derek. Potem wziąłem Derek'a. Chłopiec przycisnął się do mojej piersi. Podchodziłem z nim chwilę na rękach, po czym położyłem w łóżeczku. Sam wsunąłem się pod kołdrę obok Vivienne. Przytuliłem się do jej pleców, pocałowałem za uchem i zamknąłem oczy.

I jeśli to był sen, zabiję każdego, który mnie z niego wybudzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top