13

"Zakochałem się w niej, gdy byliśmy razem, lecz pokochałem ją jeszcze bardziej w czasie, kiedy dzieliły nas tysiące kilometrów." ~ by me.

Keva

Wychodzę z domu, zakładając dużą torbę na ramię.

- Jesteś pewna?- pyta mnie Michael.

- Jestem - szepczę, patrząc w niebo.

- Kev. Minął zaledwie rok. Jak oni to zniosą?

- Jedziesz ze mną czy starasz się odwlec od tego pomysłu?- zapytałam odwracając się do niego.

Blondyn tylko się uśmiechnął i pogładził po ramieniu.

- A Derek? - zapytał.

- Niczego nie wyjawię. Pogodziłam się z tym. Wiem, Viv może być trudno - powiedziałam.- Ale chcę wrócić. Wyjechałam bez słowa pożegnania. Ona dzwoniła do mnie tyle razy a ja nie miałam odwagi odebrać. Muszę w końcu wrócić, póki Derek jest jeszcze mały i nie pojmuje zbyt wielu rzeczy.

- Okej. Chodźmy, jeśli spóźnimy się na ten samolot, następny jest dopiero za 72 godziny - popędził mnie.

Włożyliśmy torby do bagażnika samochodu i ruszyliśmy. Całą drogę zastanawiałam się, kim teraz będę dla mojego dziecka. W końcu zdecydowałam się przepisać prawa rodzicielskie na Viv i Tony'ego. Byłabym potworem, gdybym teraz im go zabrała. Wiem, że jej było trudno, bo straciła pierwsze dziecko. Ja mogę znów zajść w ciążę. Wiem, że Michael mnie kocha, kocha mnie nie od dziś. Znamy się tak długo. Wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie. Nie tak jak Kapitan. Został jeszcze on. Z nim też będę musiała porozmawiać.

Przechyliłam głowę w prawo, żeby móc zobaczyć, jak mój ukochany obdarowuje mnie uśmiechem.



Tony

Nie dane było mi spać długo. Obudził mnie płacz Derek'a. Podniosłem się z łóżka, nie chcąc męczyć Viv. Wziąłem go w ramiona i przytuliłem do siebie. Sięgnąłem też po jego przytulankę, bo wiedziałem, że nie lubi bez niej spać. Położyłem się z powrotem, plecami do Viv. Derek nadal kurczowo się trzymał. Okryłem nas kołdrą i gładziłem po jasnych włosach.

- Nic się nie dzieje - szepnąłem, całując go we włosy.

Chłopiec skulił się przy mnie i zamknął zapłakane oczy. Zasnął. Tak samo jak ja po chwili.

***

Kolejne dni ciągnęły się coraz bardziej, choć zbliżały nas do terminu porodu. Był ciepły piątek. Dopiero wstało słońce. Przez pół nocy nie spałem. Nie, że nie mogłem. Po prostu nie chciałem. Patrzyłem się w czarną torbę stojącą przy szafie. Nie liczyłem ile razy śniło mi się, jak zarzucam ją na ramię i zabieram Viv do szpitala, bo właśnie odeszły jej wody.

Z zamyślenia wyrwało mnie pogodne powitanie.

- Dzień dobry - szepnęła za moim uchem.

- Hej - powiedziałem cicho, przekręcając głowę.

- Derek znów miał koszmary?- zapytała siadając.

- Chyba tak. Obudził się godzinę po tym, jak go położyłem - powiedziałem cicho.

- Słyszałam jak płakał, ale poczułam, że wstajesz - powiedziała, opierając się o mój bok.

- Jak się czujesz?- zapytałem.

- Jakoś nie najgorzej, chociaż chyba w nocy czułam skurcze - powiedziała.

- To pewnie te przepowiadające. Nawet jeśli zacznie się coś dziać to do kliniki nie jest daleko. Jakby co, Jarvis przez chwilę zajmie się Derekiem - powiedziałem.

- Okej. Wiesz, muszę już wstać. Dziecko okropnie się wierci, kiedy długo leżę. Wiesz, nie czuje kołysania - wstała, przebrała się w dresy i t-shirt.

- Jarvis, rób śniadanie - powiedziałem, wstając. Przesunąłem Derek'a na środek łóżka. Chłopiec wymruczał coś przez sen ale spał dalej.

- Tak jest, sir - odpowiedział.

Ubrałem ulubiony t-shirt i długie spodnie. Na stopy wciągnąłem skarpetki. Poszliśmy do salonu, gdzie czekało śniadanie. Usiedliśmy na kanapie. Podałem Viv miseczkę z musli i owocami a sam zabrałem się za jajecznicę.

- Czemu nie jesz?- zapytałem, zauważając, że wyjadła tylko owoce.

- Znów skurcze - powiedziała.- Na razie nie są silne. Co jakieś 5-6 godzin.

- To znaczy, że to już?- zapytałem.

- Nie, chyba nie. Do terminu jeszcze 2 tygodnie. Dziecko pewnie przygotowuje się do wyjścia - powiedziała odstawiając miskę na stolik.- Pójdę się przejść.

- Weź Jarvis'a - powiedziałem.- Jakby co.

- No dobra - powiedziała i wstała z kanapy.

- Jarvis, bierz zbroję Viv i za nią. Może nie blisko niej, ale miej ją na oku - powiedziałem ostawiając talerz. W drzwiach salonu stanął Derek. Przecierał rączką oko w drugą przyciskał przytulankę do siebie.- Cześć mały - powiedziałem.

- Hej, jak się spało?- zapytała Viv, przystając przy nim. On tylko wyciągnął do niej rączki. Wzięła go w ramiona i przytuliła do siebie.- Idę na spacerek. Chcesz iść ze mną?- zapytała.

Derek tylko pokręcił głową. Postawiła go na ziemi i pocałowała w czoło.

- Biegnij do taty - powiedziała i poszła do sypialni.

Chłopiec przyszedł wolnym krokiem, wdrapał się na kanapę i usiadł mi na kolanach.

- To może dawka bajek poprawi Ci humor?- zapytałem, włączając telewizję.

Vivienne

Ostatnie co widziałam, to jak Tony przytula do siebie Derek'a, kiedy oglądali bajkę. Szłam chodnikiem, rozglądając się wokół siebie. Słońce świeciło mi nad głową. Bardzo lubiłam takie dni, choć najbardziej lubiłam zimę. Wiedziałam, że Jarvis a raczej zbroja kroczy metry za mną, ale starałam się o tym nie myśleć.

Uśmiechałam się do ludzi. Po prostu. Byłam szczęśliwa. Dzień był piękny. Jak można nie być wtedy szczęśliwym?

Nagle poczułam coś dziwnego. Dziwne uczucie, kiedy widzisz kogoś, kogo oczekiwałaś. Wszędzie rozpoznałabym te oczy i ten uśmiech.

- Cholera! - blondynka podeszła do mnie.- Viv. Ty jesteś w ciąży!

- Wiem! I rodzę za dwa tygodnie! - powiedziałam, nie wierząc własnym oczom.- A ty wróciłaś! Cholera! Keva!

Dziewczyna przytuliła mnie z całych sił. Do oczu napłynęły mi łzy.

- Tak okropnie tęskniłam - szepnęłam.

- Ja też. Przepraszam. Przepraszam za wszystko - powiedziała cicho.

- Nie szkodzi - powiedziałam odrywając się od niej. Dłońmi otarła łzy z mojego policzka.

Obok niej stanął wysoki blondyn.

- To Michael. Mój przyjaciel, znaczy się teraz już chłopak - przedstawiła go.

- Cześć. Miło mi w końcu Cię poznać - powiedział, ściskając moją dłoń.

- Mnie też bardzo miło - powiedziałam.- Przeleciałeś na stałe?

- Przyleciałem z Kevą. W sumie to ja nakłoniłem ją do powrotu - powiedział.

- No dobra. To może wracamy do domu? Wiesz, Derek na prawdę urósł - powiedziałam, ruszając w stronę Stark Tower.

- Podejrzewam - pokiwała głową.- Słuchaj Viv. Nie chcę, żebyś przedstawiała mnie, jako jego mamę. I nie kłóć się. Wychowałaś go, byłaś z nim więc z nim zostaniesz. Ja mam jeszcze czas i parę spraw do załatwienia.

- Więc kim będziesz?

- Jego ciocią. Bardzo bliską - powiedziała.

***

Wróciliśmy do Stark Tower. Derek od razu zerwał się z kolan Tony'ego ale zastygł w bezruchu, widząc, że nie jestem sama.

- Choć Derek - wyciągnęłam do niego ręce. Podszedł obserwując Kevę i Michael'a. Wyciągnął rączki, więc wzięłam go na ręce. Przytulił się do mnie i mamrotał coś.- Jest trochę nieśmiały - zaśmiałam się cicho, gładząc go po plecach.

- Keva? - Tony wstał, podszedł i przytulił ją.- Dobrze Cię widzieć.

- Ciebie też Tony - uśmiechnęła się.- Znajdzie się dla nas miejsce?

- Pewnie. Twoja sypialnia jest nie naruszona. Wyniosłem tylko łóżeczko i komodę - powiedział.

- Aha. To jest Michael. Mój chłopak - powiedziała.

- Tony - wyciągnął dłoń.

- Michael - uścisnął ją.

- Nie zostaniemy długo. Znajdziemy sobie jakieś mieszkanie. Nie chcę przeszkadzać, kiedy urodzi się dziecko - powiedziała.

- Możesz tu mieszkać - powiedział Tony.

Obserwowałam ich, tuląc Derek'a. Nie czułam się najlepiej, ale nie chciałam dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.

Do wieczora tylko się pogorszyło. Poszłam wziąć ciepłą kąpiel. Keva i Michael poszli do siebie. Tony siedział z Derek'iem i oglądał bajki. Kładąc się do łóżka miałam dziwne uczucie, że poród zbliża się dużymi krokami. Szybciej niż planowałam. Nie chciałam. Nie chciałam rodzić akurat teraz. Nie byłam jeszcze gotowa. Keva właśnie wróciła. Chciałam z nią poplotkować, tak jak kiedyś. Poszłybyśmy do naszej kafejki i wypiły Kinder Surprise. Tak jak kiedyś.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top