11

Vivienne

Minęła zima. 5 tygodni od minionych wydarzeń.

Rodzice wrócili do Europy w dzień kolejnych badań. Odwieźliśmy ich na lotnisko. Nawet się nie żegnali. Po prostu poszli na swój lot, nie odwracając się do nas. Wiem tyle, że to ojciec zmusił mamę do powrotu. A ja głupia myślałam, że zostaną, pomogą nam trochę.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Tony'ego.

- Viv, idziemy? - trzymał dłoń na moim udzie.

- Idziemy - pokiwałam głową. Ze schowka samochodowego wyciągnęłam kartę ciąży. Wysiedliśmy i udaliśmy się do szpitala.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że tak po prostu polecieli - powiedział.

- Ja też. Myślałam, że mam w nich jakieś oparcie. A tu się okazało, że byli tu tylko, żeby pożyć prawie dwa miesiące na Twoim utrzymaniu i przekonać się, że stracili córkę - prychnęłam.

- To co z dzieckiem? Pozwolisz im kiedykolwiek zobaczyć wnuka? - zapytał.

- Nie wiem. Nie jestem w stanie teraz o tym myśleć - pokręciłam głową.

- Jasne, masz jeszcze dużo czasu - uśmiechnął się lekko.

Weszliśmy do szpitala. Na izbie przyjęć spotkaliśmy dr. Bailey.

- Dzień dobry - przywitałam się.

- Witaj Vivienne. Wracasz na kontrolę do dr. Shepherd'a? - zapytała.

- Nie. Mamy wizytę u ginekologa - powiedziałam.

- A, już jesteś po tej drugiej, planowanej operacji? - przyjrzała mi się dokładnie.

- Tak. Ale muszę mieć często badania. Spodziewamy się dziecka - uśmiechnęłam się.

- To wspaniale. Który tydzień? -zapytała.

- Teraz już 9 - uśmiechnęłam się.

- Na prawdę się cieszę, że Wam się udało - uśmiechnęła się, ujmując moją dłoń.- Ale wizytę u Shepherd'a też powinnaś mieć niedługo, prawda?- zapytała.

- Przyszłam tutaj na badania, ale będę musiała ustalić badania u dr. Shepherd'a - powiedziałam.- Przepraszam, ale my musimy już iść.

- Dobrze, jeżeli będę gdzieś w pobliżu z chęcią zobaczę USG Waszego maluszka - powiedziała i poszła w swoją stronę.

Razem z Tony'm poszliśmy na ginekologię. Usiedliśmy na dwóch wolnych krzesłach. Po chwili z gabinetu wyszła ciężarna kobieta. Lekarka zaprosiła nas do środka.

- Jak się Pani czuje? -zapytała, otwierając kartę ciąży.

- Dobrze. Nie mam mdłości już tak często. Może tylko trochę zawroty głowy - powiedziałam.

- Dobrze, to dość normalne w pierwszym trymestrze ciąży - powiedziała.- To co? Zróbmy USG.

Położyłam się na kozetce i odkryłam brzuch. Tony usiadł zaraz obok mnie i ujął moją dłoń. Kobieta nałożyła specjalny żel i zaczęła badanie.

- Jest tutaj. Korpus znacznie się wydłużył. Mózg się rozwija. Serce również. Jeżeli Państwo chcą, możemy spróbować posłuchać, ale nie gwarantuję, że się uda - powiedziała patrząc na nas.

- Spróbujmy - powiedział szybko Tony.

Lekarka wcisnęła jakieś przyciski. Trwaliśmy w ciszy, którą przerwało ciche pulsowanie.

- Jak na 9 tydzień bardzo wyraźne - powiedziała lekarka.

Tony siedział jak zauroczony, patrząc na ekran monitora. Ściskał moją dłoń i całował co chwilę.

- Zarodek przekształcił się w płód. Jest już połączony pępowiną - poinformowała.- Teraz przez to może być Pani bardziej przemęczona. Proszę dużo odpoczywać. Największe niebezpieczeństwo poronienia jeszcze nie minęło.

- Oczywiście, cały czas uważam na wszystko - pokiwałam głową a lekarka podała mi chusteczki do wytarcia żelu. Doprowadziłam się do porządku i usiedliśmy przy biurku.

- Następna wizyta w 12 tygodniu. Wtedy obliczymy datę porodu - powiedziała zapisując datę.- Zdjęcia włożyłam do teczki - powiedziała, podając mi ją.

- To wszystko? -zapytał Tony.

- Tak. Wiemy, że dziecku na razie nic nie zagraża i jest bezpieczne - powiedziała.- Jeżeli coś by się działo, proszę natychmiast przyjechać.

- Oczywiście - powiedziałam.

Pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Przed drzwiami była już kolejka. Poszliśmy na izbę, żeby zgodnie z obietnicą pokazać zdjęcia dr. Bailey. Po chwili przyszła korytarzem.

- Vivienne - uśmiechnęła się.- Są zdjęcia?

- Są - uśmiechnęłam się szeroko, otworzyłam teczkę i pokazałam dwa zdjęcia USG.

- Oj, to jeszcze maleństwo. Ale widać, że serduszko szybko się rozwija - powiedziała i oddała mi zdjęcia.- Przepraszam, nie mogę dłużej rozmawiać. Mamy urwanie głowy. Ale rozmawiałam z dr. Shepherd'em. Czeka na Was na neurologii.

Tony

Idąc znajomym korytarzem, rozglądałem się uważnie. Zauważałem zmiany. Tak dobrze znałem ten rozdział, kiedy Vivienne leżała tu po operacji. Stanęliśmy pod drzwiami gabinetu i zapukałem lekko.

- Tak?

Weszliśmy do środka.

- A. Panna Leviera i Pan Stark - uśmiechnął się Shepherd, podnosząc się z fotela.- Czekałem na Was.

- Dr. Bailey powiedziała, że mogę dzisiaj przyjść na badania - powiedziała Viv.- Byliśmy akurat na badaniach i stwierdziłam, że to nie najgorszy pomysł.

- Świetnie, proszę, siadajcie - powiedział. Usiedliśmy na dwóch krzesłach.- Więc. Co się wydarzyło przez te pół roku?

- Cóż. Wszystko było dobrze. Czasami miałam bóle w tyle głowy, ale przechodziły. Teraz nasilają się zawroty głowy, ale moja lekarka powiedziała, że przy ciąży to normalne - powiedziała.

- Ciąży? Jednak się udało? Gratulacje - uśmiechnął się.- Który to tydzień?

- To 9 tydzień - powiedziała.- Więc? Jakie badania przejdę?

- Wystarczy rezonans, żebyśmy mogli zobaczyć obraz mózgu - powiedział.

- Zaraz, a to nie zaszkodzi dziecku?- zapytałem.

- Nie. Przykryjemy brzuch i klatkę piersiową specjalną matą - powiedział.- Bez obaw. Wykonywaliśmy rezonans kobietom w bardziej zaawansowanych ciążach. Dziecku nic się nie stanie.

- Dobrze - pokiwałem głową.

- Więc chodźmy. Wykonamy rezonans i niedługo będą wyniki - powiedział i wstał.

Wyszliśmy z sali i udaliśmy się do pracowni. Pozwolono mi usiąść przy dr. Shepherd'zie. Viv położyli i przykryli specjalną matą, która ochroni dziecko. Po chwili na ekranie pojawił się obraz jej mózgu. Przyglądałem się mu, ale nic nie potrafiłem zrozumieć. Po 10 minutach zakończyli badanie i Viv wróciła. Wróciliśmy do gabinetu. Viv rozmawiała radośnie z Shepherd'em a ja przyglądałem się jej.

Wyglądała tak normalnie i naturalnie jak wtedy, pierwszego dnia kiedy ją zobaczyłem. Już wtedy ją kochałem, ale nie dopuszczałem do siebie tych myśli. No bo czy ja, Tony Stark, potrafię kochać? Najwidoczniej tak, skoro Viv jest teraz moją narzeczoną i spodziewamy się dziecka.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Doktorze, mam wyniki - powiedziała pielęgniarka, wchodząc do środka.

- Świetnie - powiedział. Przyjrzał się zdjęciom.- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wygląda na to, że następnym razem zobaczymy się, kiedy Wasze dziecko będzie już na świecie - powiedział po chwili.

Viv z łzami przytuliła się do mnie. Otuliłem ją ramionami i pocałowałem we włosy.

- Wszystko jest dobrze - szepnąłem.- Nie ma powodu do płaczu.

- Wiem - zaśmiała się cicho, ocierając łzy.

Wstaliśmy, pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy. Pojechaliśmy do domu, gdzie Rhodey siedział na kanapie i bawił się z Derek'iem.

- I jak?- zapytał, biorąc małego na ręce i podchodząc do nas.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - powiedziałem.- Dziecko rozwija się prawidłowo a w mózgu Viv nie ma żadnych zmian. Następne badania mamy w 12 tygodniu a neurologiczne dopiero za rok.

- To świetnie, cieszę się - uśmiechnął się.- Wiecie, chętnie bym został, ale muszę lecieć.

- Spoko, Derek chyba będzie głodny - powiedziałem, biorąc od niego malca.- Fajnie, że wpadłeś. Nie musieliśmy targać młodego do szpitala i na lotnisko.

- Wszystko dla mojego chrześniaka - powiedział, pożegnał się z nami i wyszedł.

Poszedłem nakarmić Derek'a a Viv odesłałem do łóżka, żeby odpoczęła. Zbliżał się wieczór, więc wykąpałem małego i wróciłem do Vivienne. Leżała pod kołdrą i miała zamknięte oczy.

- Śpisz?- zapytałem a ona natychmiast je otworzyła. Uśmiechnąłem się i położyłem na łóżku razem z Derek'iem.- Wiesz... tak pomyślałem, że kiedy Derek już będzie trochę większy, moglibyśmy wziąć ślub.

- Już?- zdziwiła się.

- Może przed narodzinami dziecka?- zaproponowałem.

- Nie wiem Tony. To nie będzie za szybko?- zapytała.

- Ja tylko mówię. Możemy zdecydować się na ślub po narodzinach dziecka - powiedziałem.- Wiesz, nie śpieszy mi się. Po prostu śniłaś mi się w sukni ślubnej, w 8 miesiącu.

- O nie! Przecież będę miała brzuch!- zaśmiała się na co zareagował Derek i również się uśmiechnął.

- Viv, teraz też masz brzuch. Z resztą już Ci wystaje - zauważyłem.

- Właśnie - założyła ręce na piersi.- Poczekajmy do narodzin dziecka. Wtedy o tym pomyślimy, okej?

- No okej - uśmiechnąłem się, całując ją w policzek.- Musimy pomyśleć o imieniu dla dziecka.

- Wybierz dla chłopca a ja dla dziewczynki - powiedziała.

- No dobra... to może Howard po ojcu i James na drugie?- zaproponowałem.

- Yyy... no czemu nie. To dla dziewczynki Emily?

- Nie, to takie znane imię - powiedziałem.- Mogłaby być Rose, albo Amy, Katie.

- Katie mi się podoba - powiedziała.- To może być Katie. A może dla chłopca Jack? Albo Nathan?

- To może być Jack ale Howard na drugie po dziadku - powiedziałem.

- No dobrze, więc dla dziewczynki Katie Maria po babci?- uśmiechnęła się.

- Dobra - pokiwałem głową i zbliżyłem twarz do jej brzucha.- Lepiej, żebyś okazał się chłopakiem - powiedziałem cicho i pocałowałem jej biodro.

- Nie, wolałabym dziewczynkę - zaprotestowała.

- Zobaczymy, ja przeczuwam, że Derek będzie miał brata - uśmiechnąłem się.

- Niby ty przeczuwasz? Ja tu jestem w ciąży - powiedziała.

- No dobra. Nie ważne co się urodzi. Ważne żeby dziecko było zdrowe - szepnąłem.

- Będzie Tony, będzie - uśmiechnęła się, sadzając sobie Derek'a na udach.- Będziesz miał rodzeństwo młody - powiedziała. Derek tylko spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Jeszcze nie wie, jaki będzie szczęśliwy - zaśmiałem się.- Tak się cieszę Viv.

- Z czego?

- Z tego, że mam Ciebie. I Derek'a. I Katie albo Jack'a - szepnąłem.

- Ja też się cieszę - szepnęła.

Leżeliśmy tak, dopóki Derek nie usnął. Położyłem go w łóżeczku, przykryłem cienkim kocykiem i sam poszedłem wziąć prysznic. Wróciłem do sypialni, położyłem się przy Viv, objąłem ją w pasie i położyłem dłonie na jej brzuchu.

Byłem szczęśliwy. Po prostu szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top