You Must!

"Choćby naj­lep­szy le­karz - do piekła z nim!"

Tony

- Posłuchaj mnie uważnie - mówię ponownie, trzymając Viv za dłoń.- Musisz dać się zbadać. Mówiłaś, że chcesz jeszcze kiedyś mieć potomstwo, pamiętasz? Jeżeli się nie zgodzisz, nigdy może do tego nie dojść, albo możesz poronić. Nie wiemy, czy nie masz uszkodzeń.

- Nie chcę - powiedziała cicho.

- Musisz Viv! - mówię.- Chcę, żebyś kiedyś jeszcze raz oznajmiła mi, że będę ojcem. Poza tym dzwoniłem dziś do szpitala.

- Ale ja się boję - powiedziała.

- Nie masz czego. Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Obiecuję. Nikt Cię nie tknie - mówię.

- Zatem jedźmy - powiedziała nieco ciszej.

- Dobrze - biorę ją za dłoń i zjeżdżamy do garażu.

Wybieram czarne ferrari, otwieram przed nią drzwi pasażera i zamykam kiedy wsiada. Obchodzę samochód i wsiadam na miejsce kierowcy i wyjeżdżam ze Stark Tower w kierunkuMount Sinai Medical Center.

Szczerze to boję się. Nie wiadomo co mogą jej powiedzieć w szpitalu. Nie wiem jak ona sama zareaguje. Mam tylko nadzieję, że wszystko jest w porządku.

Pół godziny później dojeżdżamy na Manhattan. Parkuję auto niedaleko szpitala, wysiadamy i w ciszy idziemy do ogromnego budynku. Wchodzimy do środka i kierujemy się na izbę przyjęć. Siadamy na wolnych miejscach i czekamy. Niedaleko nas siedzi ciężarna, matka z dzieckiem i jeszcze paru innych.

- Vivienne Leviera - wywołują jej imię i nazwisko.

Czuję jak ściska mi dłoń. Wstajemy i idziemy za młodą pielęgniarką. Prowadzi nas do małego pomieszczenia.

- Proszę poczekać. Dr. Miranda Bailey niedługo powinna do Państwa przyjść - powiedziała miło zamykając drzwi tak szybko, że nie zdążyliśmy podziękować.

Vivienne

Młoda kobieta opuściła pomieszczenie w błyskawicznym tempie. Cały czas ściskałam dłoń Tony'ego. Nie wiedziałam czego się spodziewać. W końcu usłyszeliśmy ciche pukanie i w drzwiach pojawiła się czarnoskóra, niska kobieta.

- Dzień dobry - uśmiechnęła się do nas miło.- Jestem dr. Bailey - zerknęła w kartę.- Panna Leviera. Słucham.

- Wystarczy Vivienne - poprawiłam ją.

- Dobrze. Vivienne. Słucham - powiedziała patrząc na mnie.

Nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. Spojrzałam na Tony'ego, który tylko kiwnął głową.

- Pani doktor. Moja dziewczyna... straciła ciążę - powiedział.- Nie wiem dokładnie jak. To trudne, gdyż... ona została porwana.

- Rozumiem - pokiwała głową.- Mógłby Pan nas zostawić?

- Viv?- spojrzał na mnie pytająco.

- Idź, chyba dam radę - szepnęłam.

Tony uśmiechnął się do mnie krzepiąco.

- Będę czekał na zewnątrz - powiedział cicho i wyszedł.

- Słuchaj złotko. Nie musisz niczego ukrywać - powiedziała kobieta.- Możesz być ze mną szczera.

- Dobrze - pokiwałam głową biorąc głęboki oddech.- Byłam porwana. Nie wiele z tego pamiętam.

- Powiedz to co pamiętasz - zachęciła mnie.

- Więc... pamiętam, że byłam w ciąży. Pamiętam, że miałam podane tam jakieś czerwone tabletki z napisem "1421".

- 1421?- upewniła się.

- Tak - pokiwałam głową.

- Posłuchaj. To tabletki poronne o bardzo sinym działaniu. Możesz mieć uszkodzenia narządów rozrodczych - powiedziała i wstała.

- Pani doktor, to nie wszystko - powiedziałam a kobieta usiadła.

- Ja... miałam resetowaną pamięć - powiedziałam cicho.

- Jak to?- zapytała chwytając mnie za dłoń.

- To był taki jakby hełm - powiedziałam zamykając oczy i odganiając wspomnienia.- Robili to, bym zapomniała wszystko.

- Złotko - powiedziała.- Musisz być natychmiast zbadana. Zajmę się tym, by zbadała Cię kobieta i zadzwonię żeby dr. Shepherd, neurochirurg się z nami spotkał. Choć - wzięła mnie pod ramię i wyszłyśmy z sali.

W naszym kierunku od razu podbiegł Tony. Kobieta zostawiła nas samych.

- I jak?- pyta a mnie z oczu płyną łzy.- Hej. Wszystko dobrze?

- Tak, tylko dr. Bailey powiedziała, że będę miała konsultację z neurochirurgiem - powiedziałam.- Powiedziałam jej o Syberii. O resecie.

- O Viv - szepnął przytulając mnie do siebie.

- Nie jesteś zły?- zapytałam.

- Nie, wręcz przeciwnie - powiedział.- Bałem się, że sam będę musiał jej powiedzieć - dodał i usiedliśmy.

Po 15 minutach przyszła dr. Bailey.

- Vivienne - powiedziała.- To jest dr. April Kepner. Ona zbada Cię ginekologicznie - dodała zostawiając nas.

Kobieta była wysoka, szczupła, jasne włosy i oczy. Uśmiechała się do nas miło i chyba czekała na mój krok. Wstałam więc ciągnąc za sobą Tony'ego. Kobieta ruszyła pierwsza a my za nią. Z izby przyjęć pojechaliśmy windą na ginekologię i położnictwo. Zrobiło mi się strasznie przykro, widząc te kobiety, które oczekują na poród i te, które zabierają swoje maleństwa do domu.

Weszliśmy do gabinetu i kobieta kazała mi od razu zająć fotel.

- Zrobię tylko usg - powiedziała.- Jeżeli obraz nie będzie wystarczający zrobię także drugi rodzaj usg.

Posłusznie podciągam koszulkę. Kobieta nakłada żel i zaczyna badania. Widzę jak marszczy brwi, więc odwracam głowę i patrzę na Tony'ego, który siedzi nieopodal.

- Mógłby Pan nas zostawić, Panie Stark?- prosi.

- Chcę, żeby został - mówię szybko.

- Dobrze - mówi kiedy Tony siada bliżej mnie.- Panno Leviera. Ma Pani uszkodzony jajowód. Nie jest to jakaś szczególna zmiana, ale... jeżeli chcę Pani kiedyś zajść w ciążę może to być problematyczne.

- Co możecie z tym zrobić?- zapytał Tony.

- Zalecałabym operację - powiedziała.- Jeżeli nawet nie zdecydowaliby się Państwo na ciążę w pewnym momencie mogłoby dojść do komplikacji i krwawienia. W najgorszym przypadku do usunięcia jajowodu i jajnika lub śmierci.

- A na czym polega w takim razie zabieg?- zapytałam.

- Inne części macicy są zniszczone - powiedziała.- Tabletki które Pani podano wypaliły jej część. Zabieg może tylko poprawić wszystko i dzięki niemu kiedyś nie będzie Pani miała większych problemów, by utrzymać i donosić ciążę.

- Dobrze. Zgadzam się - powiedziałam ściskając dłoń Tony'ego.

- Dobrze. Zapiszę Panią na zabieg za tydzień - powiedziała podając mi chusteczki do wytarcia żelu.

Wytarłam podbrzusze, wyrzuciłam chusteczki, ubrałam się i usiadłam z powrotem przy biurku.

- Tutaj jest zgoda na operacje - powiedziała podając kartę.- Proszę zapoznać się z nią i podpisać.

Szybko przeleciałam wzrokiem po zagrożeniach i podpisałam.

- 11 lipca przyjmiemy Panią na oddział - powiedziała.- Wykonamy jeszcze najważniejsze badania laboratoryjne i następnego dnia wykonamy zabieg.

- Dobrze - pokiwałam głową.

- Więc do zobaczenia - uśmiechnęła się wstając. Pożegnała nas i wyszliśmy.- Proszę być dobrej myśli - dodała i zniknęła nam z oczu.

Tony przytulił mnie do siebie wciskając jednocześnie guzik windy. Na izbie przyjęć spotkaliśmy dr. Bailey.

- Vivienne - uśmiechnęła się. Po chwili dołączył do niej mężczyzna.- To jest właśnie dr. Derek Shepherd. Masz z nim konsultacje.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko.

- Dzień dobry. Zapraszam do siebie - powiedział i szybkim krokiem ruszyła w kierunku neurologii, gdzie zapewne znajdował się jego gabinet. W końcu weszliśmy do dużego pomieszczenia i usiedliśmy przy biurku.- Panno Leviera. Słyszałem Pani historię, więc nie musi się Pani powtarzać. Mam do Pani parę pytań. Potem zlecę odpowiednie badania.

- Dobrze, proszę pytać - powiedziałam a on wyciągnął kartę i długopis. Pisał coś chwilę po czym podniósł na mnie wzrok.

- Czy od tamtego zdarzenia miała Pani zaniki pamięci?- zapytał.

- Tak.

- Bóle głowy?

- Też. Zdarzały się migrenowe, takie że nie mogłam funkcjonować.

- Rozumiem. Czy zdarza się Pani zapominać wspomnienia.

- Też.

- Dobrze. Zapiszę zatem Panią na rentgen, tomografię komputerową oraz rezonans magnetyczny głowy - powiedział.- Zajmę się teraz Panią. Zapraszam ze mną. Najpierw pstrykniemy fotki.

Wyszliśmy za nim z gabinetu i przeszliśmy do innej sali. Tony został na zewnątrz a pielęgniarka kazała i położyć się na blacie i nie ruszać się.

Po chwili zostałam sama, coś błysnęło i zobaczyłam ją z powrotem.

- Już?- zapytałam cicho.

- Tak - uśmiechnęła się lekko.

Pomogła mi zejść ze stołu i wróciłam na korytarz. Po chwili dołączył do nas dr. Shepherd. Bez słowa zabrał nas na inny oddział.

- Więc - powiedział przed drzwiami do sali.- Ma pani klaustrofobię?

- Nie - pokręciłam głową.

- To dobrze - uśmiechnął się wystawiając ramię.

Tony kiwnął głową na pocieszenie, więc ujęłam delikatnie ramię lekarza i weszliśmy do środka. Mężczyzna pomógł położyć mi się na wąskim łóżku. Przykrył mnie kocem i unieruchomił głowę.

- Bez ruchu - dodał wychodząc. Po chwili wjechałam do wielkiej tuby. Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech. To tylko badanie.

Czas strasznie mi się dłużył, ale w końcu byłam na zewnątrz i siedziałam na łóżku.

- Jeszcze rezonans - dodał pomagając mi zejść.

Wyszliśmy na korytarz i Tony już stał przy moim boku.

- I jak doktorze?- zapytał.

- Musimy poczekać na wyniki do jutra - powiedział.- Wyniki rezonansu, który zrobimy zaraz także będzie jutro.

Weszliśmy do sali obok. Tym razem była ze mną pielęgniarka. Pomogła mi położyć się na podobnym łóżku i przykryła jakąś matą jakby z gumy. Na głowie umieściła jakby klatkę. Wjechałam po chwili do urządzenia.

- Vivienne, złotko, słyszysz mnie?- usłyszałam znajomy głos dr. Bailey.

- Tak - powiedziałam. Najwyraźniej był tutaj mikrofon.

- Pamiętaj żeby się nie ruszać - powiedziała.

- Dobrze - powiedziałam zamykając oczy.

To badanie też dłużyło mi się w nieskończoność a na dodatek byłam strasznie zmęczona. Musiałam być silna, by nie usnąć. Kiedy już prawie do tego doszło, lekarze skończyli badanie. Zobaczyłam nad sobą pielęgniarkę.

- Już po wszystkim - powiedziała zdejmując zabezpieczenie i matę. Pomogła mi zejść i wyjść na korytarz.

- Viv - powiedział Tony, podchodząc do mnie.- Wszystko dobrze?

- Tak, jestem odrobinę zmęczona - powiedziałam.

Po chwili dołączyli do nas dr. Bailey i dr. Shepherd.

- Proszę przyjechać jutro około 9:00 - powiedziała kobieta.- Spotkamy się w moim gabinecie. Jeżeli zapytacie w recepcji, wskażą Wam drogę.

- Dobrze, dziękuję za wszystko - uśmiechnęłam się.

- Proszę jechać do domu i się położyć - zalecił dr. Shepherd.- Jest Pani trochę blada.

- To przemęczenie - powiedziałam.- Do widzenia.

- Do jutra - pożegnali się i poszli w swoje strony.

Razem z Tony'm wróciliśmy do ferrari i do domu. Od razu poszłam się położyć. Usnęłam szybko i spałam całą noc a Tony siedział w warsztacie.

Następny dzień

Obudziłam się po 8:00, więc zjadłam śniadanie i razem z Tony'm pojechaliśmy odebrać moje wyniki.

Przed 9:00 Tony zaparkował ferrari przed szpitalem i weszliśmy do środka.

- Dzień dobry - podeszłam do recepcji.- Jestem umówiona w gabinecie dr. Bailey na odebranie moich wyników.

- Pani nazwisko?- zapytała kobieta.

- Leviera Vivienne - podałam.

- Pokój numer 207 na drugim piętrze - uśmiechnęła się miło.

- Dziękuję - powiedziałam i razem z Tony'm skierowaliśmy się na schody, bo windy były cały czas przepełnione.

Weszliśmy na drugie piętro i znaleźliśmy odpowiedni pokój. Okazało się, że dr. Bailey i dr. Shepherd już czekali.

- Dzień dobry, proszę siadać - powiedziała kobieta. Nie miała za wesołej miny. Coś jest nie tak.

Oboje z Tony'm usiedliśmy i patrzyliśmy na nich.

- Więc?

- Proszę zerknąć - powiedział Shepherd podchodząc do tablic i zapalając je, byśmy mogli zobaczyć zdjęcia.

- Nic z tego nie rozumiem - powiedziałam przyglądając się zdjęciom.

- Pani mózg nie jest już taki jak wcześniej - zaczął powoli.- Przez resetowanie pamięci, wiele części zaczęło obumierać. W czasie kiedy zabieg był powtarzany, robiło się gorzej. Dlatego Pani nic nie pamiętała... Potrzebuje Pani operacji - dodał ciszej.

- Na otwartym mózgu?- zapytałam cicho. Czułam dłoń Tony'ego na ramieniu.

- Dokładnie - powiedział.- Musimy usunąć niektóre obszary, które już się nie zregenerują. Jest ich wiele ale są niewielkie. W ich miejsce mózg wyprodukuje specjalną substancję zastępczą.

- Jakie są możliwe powikłania?- zapytałam już nie swoim głosem. Zbierało mi się na płacz.

- Całkowita utrata pamięci, paraliż, krwawienie pooperacyjne, martwica tkanek, zakażenie... jest ich wiele - powiedział.- Wcześniej czy później umrze Pani, jeżeli się Pani nie zgodzi. Uszkodzenia jeszcze nie są rozległe. Ale przeprowadzenie operacji w tym momencie będzie najrozsądniejsze.

- Kiedy możemy wykonać operację?- zapytał Tony. Patrzyłam na zdjęcia a po policzkach spłynęły mi łzy. Shepherd zabrał Tony'ego na stronę. Dr. Bailey podeszła do mnie i przytuliła próbując dodać otuchy.

- Musisz się zgodzić, złotko - powiedziała.- Tak będzie dla Ciebie najlepiej. Nie myśl od razu, że coś może się stać. W tym momencie jest około 15% ryzyka, że coś mogłoby pójść nie tak.

- Rozumiem - powiedziała.- Mogę zostać tutaj na chwilę sama?

Kobieta kiwnęła głową, podeszła do drzwi a Shepherd razem z Tony'm opuścili pokój.

Rumlow

Jedynie jego mogę teraz winić. To od niego wszystko się zaczęło. Po policzkach płyną mi łzy, kiedy patrzę na zdjęcia własnego mózgu, na którym widać małe, czarne plamki. Zapewne to są te martwe części.

Muszę się zgodzić, ale cholernie się boję.

Nie chcę umierać. Muszę to zrobić dla siebie i Tony'ego.

Po chwili dr. Bailey wraca razem z Shepherd'em i Tony'm.

- Kochanie?- zapytał cicho Tony, podchodząc do mnie.

- Chcę tej operacji - powiedziałam patrząc w jego brązowe tęczówki.

- A powikłania?

- 15% szans. Sam słyszałeś. Nie chcę umrzeć za wcześnie - powiedziałam.- Zgadzam się na operację - powiedziałam do Shepherd'a i Bailey.

- Musi Pani podpisać dokumenty, Pan również Panie Stark - powiedziała.- Proszę usiąść.

Usiedliśmy przed nią. Dostałam formularz, że zgadzam się na operację, oddanie narządów w razie śmierci.

Tony podpisał zgodę na jakiekolwiek działania, kiedy będę w śpiączce po zabiegu, jeśli coś poszłoby nie tak.

- Proszę się zgłosić za parę dni - powiedział Shepherd.- Zostanie Pani przyjęta na oddział.

- Dobrze - pokiwałam głową i wyszliśmy z Tony'm z gabinetu.

Całą drogę do domu się nie odzywałam. W Stark Tower zaszyłam się z naszej sypialni.

A myślałam, że to koniec naszych problemów...







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top