What have we done?

"Ko­bieta sa­ma jest za­gadką, a jej roz­wiąza­niem ciąża."

Vivienne

Budzę się. Nie wiem, gdzie jestem. Unoszę lekko głowę. Za mną leży Tony. Wtulony w moje plecy. Oddycha miarowo z ustami przy moim karku.

Co ja tu robię?

Kładę z powrotem głowę na poduszce. Śpimy razem? Czemu? Przecież mam swoją sypialnię. Nic nie pamiętam. Ale mi ciepło. Ciepło ale też... przyjemnie?

Tak. Przyjemnie ciepło mi w ramionach Tony'ego. Chciałabym w nich zostać. Jakby na zawołanie Tony przyciska mnie do swojej klatki, oplatając dłońmi biodra.

I znów zasypiam, czując się na prawdę bezpiecznie.

~

Kiedy znów się budzę jest mi zimno. Tony'ego nie ma już ze mną. Leżę sama w pustym łóżku. Siadam na nim, zakrywając klatkę piersiową kołdrą. Spałam bez koszulki? To się robi dziwne.

Wstaję z łóżka i ubieram koszulkę z wczoraj i spodenki. Biorę stanik w rękę i otwieram drzwi. Nikogo nie ma. Szybko wbiegam do swojego pokoju i zakluczam za sobą drzwi. Czego tak właściwie unikam?

Patrzę na zegar.

15.00

O kurde.

Wzruszam ramionami, przebieram się i postanawiam odwiedzić siłownię.

Staję na platformie.

- Siłownia Jarvis - mówię.

Jarvis się nie odzywa a platforma rusza na dół. Kiedy staję w drzwiach sali, widzę, że Keva tu jest. Idę na bieżnię obok niej.

- Cześć - mówię z uśmiechem.

- Cześć śpiochu - mówi przerywając bieg.- Co słychać?

- Ah, wszystko po staremu - mówię.- A u Ciebie?

- Też może być - powiedziała.- Ćwiczyłam dziś ze Steve'm sztuki walki.

- To fajnie. Ja wczoraj piłam z Tony'm. Przy okazji opowiedział mi o sobie. Nawet spaliśmy razem - powiedziałam.

- Widzisz. Jednak nie jest taki zły, co?

- No nie. Wydaje się całkiem spoko - wzruszyłam ramionami zaczynając bieg.

Keva po chwili kończy i żegna się ze mną. A ja zostaję sama.

~

Mijają kolejne minuty...godziny...dni...tygodnie.

Od dawna nie widziałam Tony'ego. Chyba podświadomie go unikam. Zbliżyłam się do Kevy. Jesteśmy bliskimi koleżankami... choć można by nazwać to początkiem wspaniałej przyjaźni. To całe dnie spędzałam z nią. Dziś jest dokładnie 6 tydzień od kiedy pojawiłyśmy się w Avengers. Żadnej misji. Pozostało nam poznawać siebie. Clint ostatnio nie miał czasu, wrócił do domu, żeby pomóc żonie w wychowaniu swojego dziecka.

Od jakiegoś czasu nie czuję się za dobrze. To pewnie przez to zaniedbywanie jedzenia. Keva zbliżyła się do Steve'a, a ja każdego dnia chodzę sobie poćwiczyć albo pogrzebać w komputerze.

Pewnego wieczoru ktoś mnie obudził. Spałam przed włączonym komputerem, oparta o ramię. Spojrzałam za siebie. To Keva. Uśmiechnęłam się do niej lekko po czym poczułam się tak źle, że od razu pobiegłam do łazienki.

- Viv, co jest?- zapytała Keva podbiegając za mną i przytrzymując mi włosy.- Słyszałam, że wymiotujesz tak od paru dni. Może idź na jakieś badania czy coś?

- Ale po co?- pytam opadając na ziemię w łazience.

- Bo w końcu trafisz do szpitala - wzrusza ramionami.

- Nie, nie, wszystko jest dobrze - powiedziałam.- Ale pójdę do apteki po jakieś leki.

Płuczę usta wodą, wychodzę z łazienki i ubieram bluzę. Wychodzę z pokoju i zjeżdżam platformą do holu.

Jest bardzo ładny wieczór. Trochę wiele ale widać gwieździste niebo. Docieram do apteki. Wchodząc do środka czuję dziwny niepokój.

- Dobry wieczór - z zaplecza wychodzi rudowłosa dziewczyna.

- Dobry wieczór - mówię.- Potrzebuję czegoś na wzmocnienie.

- Dokładniej?

- Od pewnego czasu mam mdłości i boli mnie głowa. Jestem też trochę zmęczona - wzruszam ramionami opisując objawy.

Kobieta szuka czegoś pod ladą. Po chwili wykłada pudełko leków przeciwbólowych, tabletki wzmacniające i... testy ciążowe.

- To na wszelki wypadek - mówi widząc moją minę.- Proszę je zrobić najlepiej na czczo.

- Dziękuję - mówię płacąc za wszystko i wychodzę.

Przecież to nie możliwe. Nie mogę być w ciąży. Przecież między mną i Tony'm do niczego nie doszło. Staram się przypomnieć sobie wydarzenia z pierwszego dnia, ale pamiętam tylko warsztat, kiedy piliśmy szkocką i rozmawialiśmy... a potem obudziłam się tam w jego ramionach.

Idę ulicą i czuję, że ktoś mnie obserwuję. Rozglądam się, ale nikogo nie zauważam. Wchodzę szybko do Avengers Tower i jadę prosto do sypialni. Siadam na łóżko wbijając wzrok w pudełko dwóch testów ciążowych. To na pewno nie to. Idę do łazienki i robię jeden z testów zgodnie z instrukcją. Kładę go w szafce i wychodzę. Nawet nie sprawdzam, bo jestem pewna, że będzie negatywny. Kładę się do łóżka i momentalnie zasypiam.

Następnego ranka budzę się przed 10.00. Dziś pójdę porozmawiać z Tony'm. Wstaję i ubieram się. I kiedy chwytam za klamkę przypominam sobie o teście w szafce w łazience. Zawracam więc i zaglądam do szafki. Biorę test w dłonie i co widzę?

Dwie kreski.

Cholera.

Czym prędzej rzucam się w stronę drzwi i biegnę na platformę.

- Jarvis, do warsztatu w którym jest Tony - mówię i po chwil stoję przed drzwiami.

Otwieram je kodem i wchodzę do środka. Tony siedzi przy blacie i coś grzebie przy zbroi. Podchodzę do niego.

- Co tu robisz?- pyta.

- Chcę pogadać.

- Tak nagle? Co Cię ugryzło?

- A Ciebie?

- Wiesz, miesiąc temu, myślałem, że znalazłem kogoś, kto by mnie pokochał. Otworzyłem się przed tą osobą, opowiedziałem wszystko co mnie trapi, wyznałem jej co czuję, a... a ty tak po prostu przestałaś się do mnie odzywać.

- Bo nie wiedziałam co myśleć - szepnęłam.- Teraz też nie wiem.

- Wiec wyjdź - powiedział.

- Co?- zapytałam ściskając za plecami test ciążowy.

- Wynoś się stąd - powiedział podnosząc głos.

- Dobra - warknęłam i odwróciłam się.

Stanęłam w połowie drogi i rzuciłam w jego stronę test. Trafił go w szyję i upadł na ziemię wynikiem w dół. Czym prędzej uciekłam, pojechałam do garażu i wsiadłam do pierwszego lepszego samochodu Tony'ego i opuściłam Avengers Tower.

Tony

- Co do cholery?- syknąłem odwracając się.

Vivienne zniknęła. Patrzę pod nogi. Przy fotelu leży coś podłużnego i białego. Biorę to do rąk. Ale co to do cholery jest. Odwracam. Dwie czerwone kreski.

- To test ciążowy, sir - odezwał się Jarvis, aż oniemiałem.- Pozytywny - dodał.

Że co? Vivienne... ona jest... w ciąży?

Przecież to był jeden, jedyny raz. Sam nawet dobrze tego nie pamiętam.

Pamiętam tylko... jej ciepłe usta, dłonie na mojej klatce piersiowej, delikatną skórę, jej jęki, jej spokojny oddech podczas snu...

Cholera... co myśmy zrobili?

Chowam twarz w dłonie.

Że niby ja? Tony Stark, trafiłem w dziesiątkę?

- Sir, panna Leviera zabrała Ferrari. Niestety... odłączyła mnie - powiedział Jarvis.

- Że co?! - wstałem od stołu.

Co ja zrobiłem. Nie chcę dziecka, ale... zraniłem ją. Muszę ją znaleźć. Ale jak?

Po prostu dam jej czas. Niech się wypłacze. Wróci. Przeproszę ją.

- Jarvis, powiadom mnie, jeśli Vivienne wróci - mówię wychodząc z warsztatu w dłoni zaciskając dowód na to, że...zostanę ojcem.

Ja? Tony Stark, zostanę ojcem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top