Do You Remember Me?

"Frien­ds are an­gels who lift us to our feet when our win­gs ha­ve troub­le re­mem­be­ring how to fly..." *

Vivienne

Budzę się. Nie wiem gdzie jestem. Od dawna tak dobrze nie spałam. Próbuję się odwrócić ale coś, a raczej ktoś mnie blokuje.

Tony.

Trzyma dłoń na moim brzuchu, usta przy szyi. Nie wiem co robić. Nie chcę, by cały czas się martwił. Stało się... Pozwoliłam je zabić...

Do moich oczu napływają łzy i zaczynam cicho szlochać.

Tony budzi się w jednej chwili, odwraca mnie do siebie i przytula. Wtulam się z całych sił w jego klatkę piersiową. Nie wiem co robić...

Tony

Tulę Viv do swojej piersi. Domyślam się, co jej powodem jej płaczu.

Dziecko.

Powinienem zabrać ją na badania. Nie wiadomo, co dokładnie jej zrobili. Jeśli jednak coś się stało? Z uszkodzeniami, nie wykrytymi, może więcej nie zajść w ciążę, albo co gorsza poronić...

Muszę zacząć z nią rozmawiać.

- Viv -  szepczę.- Kochanie, nie płacz... Proszę. Wiesz, że łzy nic nie zmienią. Wiem, że Ci ciężko. Mi też jest trudno. To był nasz maluszek. Nie byłaś sobą... Nie winię Ciebie. Ale proszę... nie płacz.

- Nie mogę. To był mój synek, albo córka - szepcze.

- Cii.. wiem - szepczę masując ją delikatnie po plecach.

- Ja... na początku go nie chciałam... ale kiedy już je straciłam... to tak boli... czemu?

- Strata nienarodzonego pierworodnego zawsze boli - szepczę.- Nawet jeśli się jego nie chciało...

- Ja chcę znów to poczuć - szepcze.- Chcę zajść w ciążę. Chcę być szczęśliwa.

- Viv, najpierw musisz odpocząć - szepczę.- Od tego wszystkiego. Może już pamiętasz... ale byłaś tam długo... nie możesz od razu wpaść w kolejny problem... Dziecko to wielka odpowiedzialność... ale ja nadal nie jestem gotowy. Kiedy leżałaś w śpiączce chciałem wierzyć, że jestem gotowy na rodzicielstwo... bo ty byłabyś matką mojego dziecka. Ale kiedy Cię porwali straciłem nadzieję... Potrafiłem tylko pić i tulić Twoją koszulkę. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować bez Ciebie... to było najgorsze uczucie w moim całym życiu. Nie czułem się gorzej nawet po śmierci rodziców... po porwaniu... po zdradzie Stane'a... Tym wszystkim czego potrzebuję do życia jesteś właśnie ty Vivienne... Jesteś moim tlenem, moim słońcem... Jesteś moim wszystkim...

- Tony - szepnęła unosząc na mnie zapłakane oczy.- Dziękuję... Tak bardzo Ci dziękuję... Za to że jesteś. Bez Ciebie mnie by nie było... Tak bardzo żałuję wszystkiego... Chciałabym cofnąć czas... Być silną, kiedy mówiłam Ci o ciąży... Bylibyśmy szczęśliwi...

- Jeszcze będziemy szczęśliwi mała...- szepczę całując ją w czoło.- Śpij... jeszcze wcześnie...będę z Tobą... już zawsze.

Viv zasypia wtulona w moje ramiona.

Ja nie potrafię dalej spać, więc cały czas głaszczę ją po plecach.

Kocham ją... tak bardzo.

Keva

Siedzę w salonie oglądając ze Steve'm jakiś durny serial. Blondyn przytula mnie do siebie. Tak na prawdę serio tęsknię za Vivienne. Nikomu się do tego nie przyznaję, ale tęsknię za nią tak samo mocno jak za rodzicami... Chciałabym ją zobaczyć. Przywieźli ją wtedy, zamknęli i zakazali wstępu. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak? Jak mogli uznać taką drobną, dobrą dziewczynę za niebezpieczną... Mimo iż była tam, może nie dała się zmienić? Może grała przed nimi, żeby tylko uznali ją za gotową, by mogła opuścić tamtą bazę i wrócić? Może to wszystko to kłamstwa?

I nagle nie wiem co się dzieje. Do salonu wchodzi Tony. Za dłoń trzyma Vivienne. Wstaję i zbliżam się do nich. Tony puszcza ją i odchodzi.

- Pamiętasz mnie?- pytam szeptem.- Keva. Jesteśmy przyjaciółkami, prawie jak siostry.

- Keva - powtarza moje imię, patrząc mi w oczy. Stoimy tak strasznie długo aż w końcu Viv rzuca mi się w ramiona. Chyba mnie pamięta.- Keva - mówi szeptem. Po policzkach spływają mi łzy.

Chyba mnie pamięta. Mam nadzieję, że pamięta cokolwiek.

- Tęskniłam - szepnęłam tuląc ją.- Nie wiem jak bardzo.

- Ja też - szepcze nieobecnym głosem. Pewnie myśli o wszystkim.

Ciągnę ją do kanapy i siadamy. Patrzę na nią a ona wlepiła wzrok w dłonie.

- Wszystko ok?- pytam cicho.

- Tak...chyba - szepcze.

- Nie martw się. Wszystko wkrótce wróci do normy - mówię dotykając jej dłoni.

Viv milknie i ja również. Nie chcę jej ciągnąć za język. Kiedy będzie gotowa, zacznie się na nowo otwierać.

Mam nadzieję, że wszystko faktycznie wróci do normy.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top