Come with me... I'll show you something
"Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem."
Vivienne
Szybkim krokiem wychodzę z warsztatu. Idąc korytarzem słyszę za sobą kroki Tony'ego. Czego on chce? Zatrzymuję się parę kroków przed platformą.
- Przepraszam - mówi.- Traktuję Cię tak, bo nie wierzę, że mogłabyś być taka jak Banner.
- Nie jestem taka jak on - powiedziałam odwracając się do niego.
- Jesteś taka... inna, niż te wszystkie modelki - powiedział cicho.
- Inna?
- Wyjątkowa - przyznał podchodząc do mnie bliżej.- Polubiłem Cię.
- Zamieniliśmy raptem parę zdań - zauważyłam.
Tony zamilkł. Patrzył tylko w moje oczy. Mrugał powoli, jakby wyczytywał ze mnie informacje.
- Chyba w końcu znalazłem kogoś, kto będzie mi na prawdę bliski - szepnął delikatnie chwytając moją dłoń.
- Tony... ja Cię nie znam - powiedziałam unosząc wzrok.
- Więc choć - powiedział i pociągnął na platformę.- Jarvis, laboratorium, wiesz które - powiedział jakby ze smutkiem w głosie.
Platforma uniosła się i zatrzymała przed dużymi drzwiami.
- Proszę - powiedział Tony, mając na myśli skan siatkówki.
Podeszłam do trochę większego panelu i wpisałam cztery cyfry. Przez chwilę nic się nie działo, po czym drzwi się otworzyły. Weszłam pierwsza rozglądając się uważnie. Za szybą, jakby piętro niżej widziałam salon, w którym siedział Steve w towarzystwie Clint'a.
- To tutaj powstał Ultron - powiedział cicho przejeżdżając dłonią po blacie.
- Ultron?
- Ta, sztuczna inteligencja - westchnął.- Wymknął się spod kontroli. Nie słyszałaś o Sokovii?
- Słyszałam - potwierdziłam.
- To była moja wina - powiedział.- To ja chciałem uzbroić naszą planetę w pancerz, w ten sposób chroniąc naszą małą błękitną.
- To na pewno nie Twoja wina - powiedziałam patrząc na niego.
- A czyja? To był mój pomysł. Wszyscy mówili, że to zły pomysł, ale jak zwykle ich nie posłuchałem - powiedział drapiąc się w brodę.- Taki już jestem.
- Po co tu przyszliśmy?- zapytałam.
- Chcę Ci coś opowiedzieć - powiedział.
- Mianowicie?
- Wszystko - powiedział spuszczając głowę.
- Jak to wszystko?- zapytałam.
- No powiedziałaś, że mnie nie znasz - wzruszył ramionami.- Chcę, żebyś poznała mnie całego. Żebyś wiedziała wszystko...
- Dlaczego?- zapytałam.
- Bo tego chcę - powiedział.- Chcę Ci zaufać.
- A Pepper?
- Pepper jest tylko moją asystentką - wzruszył ramionami.- Ty... mogłabyś być kimś więcej niż tylko kimś, kto będzie towarzyszył mi przy misjach czy w warsztacie...
- Tony, przepraszam... to za dużo - powiedziałam i odwróciłam się do drzwi. Stark szybko wstał i złapał mnie za rękę.
- Wiem - powiedział odwracając mnie ku sobie. Zamknął mnie w swoich ramionach, kładąc dłonie na dole pleców.- Wiem. To takie cholernie porąbane...
- Żebyś wiedział - powiedziałam kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.- Jestem tu od zaledwie parę godzin, Tony. Nie myślisz, że to za szybko?
- Co? To, że... - urwał, jakby nie mógł dobrać słów.- To, że chciałbym Cię bliżej poznać... Żebyś ty poznała mnie... Takie to dziwne, że chcę się do Ciebie... zbliżyć?
- Tony, to za szybko - powiedziałam.
- Wcale nie! Kiedy Cię zobaczyłem, stwierdziłem, że mogłabyś jedynie co przynosić mi szkocką, ale przejrzałem na oczy. Vivienne... Potrzebuję kogoś takiego jak ty...
- Dlaczego?- zapytałam cicho.
- Całe życie byłem sam... Związek z Pepper był mi potrzebny, ale nam się nie układało. Byłem akurat z nią tylko dlatego, bo była jedyną kobietą w moim otoczeniu... Teraz przyszłaś ty... I nie chcę być już sam... Chcę mieć kogoś...Ciebie Vivienne...
- Co pomyślą inni?- zapytałam cicho.- Jestem tu zaledwie parę godzin, wyznajesz mi co czujesz... Czuję coś podobnego, ale... nie chcę się sparzyć...
- Sparzyć?
- Nie chciałabym Cię zawieść - powiedziałam cicho.- Co jeśli to jednak nie to?
- Zapomnimy - powiedział.
- Nie wiem Tony...
- Po prostu spróbujmy - szepnął dotykając delikatnie mojego policzka.- Vivienne... powiedź coś.
- Nie znam Cię, nawet jeśli opowiesz mi wszystko... to nadal pozostaniesz mi obcy. Potrzebuję chyba więcej czasu...Przepraszam.
Tony patrzył na mnie chwilę, uśmiechnął się lekko i przyłożył swoje wargi do moich.
Nawet nie wiem kiedy ląduję w jego objęciach. Może to właśnie to czego szukałam?
Może wzbraniałam się właśnie przed czyjąś miłością, bo sama nigdy jej nie zaznałam?
- Przepraszam, że nie mogę być idealny - szepnął.
- Przepraszam, że muszę taka być - wzruszyłam delikatnie ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top