7

Tony

Nadal stoję jak wryty, nie wiedząc co się dzieje.

Viv... ona właśnie? Zaatakowała mnie? Chciała mnie skrzywdzić? Czy to może odruch obrony?

Ale co ma z tym wspólnego Barnes?

Na domiar złego w kuchni pojawia się Rogers.

Bucky podnosi na niego wzrok.

- James? - Steve nieruchomieje.- Bucky? Pamiętasz mnie?

Zimowy Żołnierz zwiesza głowę.

Nie pamięta go. Tak jak Viv nie pamiętała mnie.

Widzę jak brunet sięga do kieszeni. Jakby automatycznie podchodzę do niego i ściskam dłoń. Patrzę na niego jakby z wyrzutami i siłą wyciągam jego zdrową rękę z kieszeni. Ściska w dłoni mały sztylet.

- Chciałeś nas pozabijać?- zaraz puszczą mi nerwy.

Mężczyzna nieruchomieje, upuszcza sztylet na ziemię. Siedzi chwile w bezruchu po czym zaczyna wykładać na stół całe swoje uzbrojenie. Steve przygląda się temu w milczeniu.

- Jarvis, zabierz to wszystko i schowaj gdzieś - mówię a roboty podjeżdżają i zabierają broń Barnes'a.

Patrzę to na Rogersa, to na Bucky'ego siedzącego przy moim stole, w mojej kuchni, w mojej wieży. Czuję, że dłużej tego nie zniosę, więc wychodzę i idę szukać Vivienne.

Znajduję ją w warsztacie. Siedzi przy stole i coś robi. Dopiero kiedy podchodzę bliżej widzę, że rozkręca swoją zbroję, którą jej zrobiłem.

- Dlaczego go przyprowadziłaś?- pytam stając parę kroków od niej.

Nie odpowiada.

- Viv, porozmawiaj ze mną - nalegam.- Cisza w niczym nam nie pomoże.

- On wie, jaka jestem - mówi od przerywając pracy.- On wie, jak może mi pomóc. On jest jak ja. Buck...ja go kochałam.

- Kochałaś?- pytam szeptem.

- Kochałam - potwierdza odwracając się do mnie.- Był jedyną osobą, na której mi zależało. On się mną opiekował, kiedy wpajano mi, że mam Cię nienawidzić! Jego mogłam kochać, kiedy ty siedziałeś tu i upijałeś się, nie byłeś zdolny do niczego! Nie ratowałeś mnie...

- Nie mogłem nic zrobić - mówię.- Zniknęłaś bez śladu. Wiedzieliśmy tylko, że to Rumlow Cię porwał. Shield próbowało Cię szukać, ale bez skutków.

- A gdyby to była Potts?- uniosła brew.- Latałbyś zapewne i jej szukał.

- Nie mieszaj w to Pepper - warczę.- Nie możesz mnie obwiniać.

- Owszem mogę, bo to ty dałeś mi szkocką - powiedziała wstając.- Ty się nie zabezpieczyłeś, przez co zaszłam w ciążę a potem miałeś jakieś wyrzuty, że się nie odzywam! Bo to ja miałam się angażować, prawda?! Bo to Ciebie laski zdobywają a nie ty je! Nie pieprz, że nie mam Cię obwiniać, bo to ty wszystko zapoczątkowałeś!!

Wyminęła mnie i wyszła z warsztatu a ja stałem jak wryty. Nie mogłem wybudzić się z pewnego rodzaju transu.

Ona ma rację. Zależało mi na niej i siedziałem jak skończony idiota, zamiast się o nią starać. A teraz mogę wszystko zniszczyć.

Potrząsam głową i wychodzę z warsztatu. Szukam jej dobre 15 minut, aż w końcu odzywa się Jarvis.

- Sir. Panna Leviera odpuściła Stark Tower.

- I dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?- warczę i jadę do kuchni.

Rogers siedzi naprzeciw bruneta. Podchodzę do niego i łapię za szyję, jakby to mogła być jego wina, jakbym mógł winić kogokolwiek innego niż samego siebie.

- Jeżeli coś jej się stanie, nie daruję sobie - warczę.

- Tony - Steve łapie mnie za ramię.- Zostaw go. Tym nic nie zdziałasz.

- Jeżeli coś jej się stanie...- chcę powtórzyć, ale nie mogę. Puszczam Barnes'a i wychodzę.

Steve

Stark znika a na jego miejsce pojawia się Keva. Stoimy z Bucky'm, nie wiedząc co powiedzieć.

- Steve - mówi.- Co się tu dzieje?

- To skomplikowane - odpowiadam drapiąc się po głowie.

- Nic nie jest skomplikowane - mówi.- Odpowiedz mi.

- Viv przyprowadziła Buck'a. I zniknęła - mówię.- Pokłóciła się z Tony'm.

- Co?- pyta cicho. Stoi chwilę i wychodzi.

Jestem rozdarty. Nie wiem czy za nią biegnąć, czy zostać z przyjacielem.

- Steve - Bucky patrzy na mnie.

- To nie Twoja wina - uspokajam go.

- On nie wie, prawda?- ścisza głos.- Nie wie, że zamordowałem mu rodziców?

- Nie, nie wie - kręcę głową a Buck wypuszcza powietrze.

Jeśli się dowie, znienawidzi nas obojga.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top