6

Vivienne

Od paru dni ciągle śnią mi się te same koszmary.

Cały czas tam jestem. Cały czas jestem tą samą Viv, którą tam złamali.

Nie chcę nikogo ranić swoim zachowaniem.

Na razie jest dobrze...ale, jeżeli zrobi się gorzej?

Jeżeli będę taka jak Bucky?

Bucky...

Na chwilę wraca do mojego umysłu twarz mężczyzny. Bruneta z dłuższymi włosami i metalowym ramieniem.

To on mnie wszystkiego nauczył.

To on był moją bratnią duszą, choć zawsze był cichy. Czasem udało mi się z nim porozmawiać.

To on był mi wtedy najbliższy.

To jego... kochałam przez te parę miesięcy, kiedy nie wiedziałam, czy przeżyję...

Mimo, że jest środek nocy wstaje z łózka i ubieram się. Tony jak zwykle siedzi w warsztacie, więc nie zauważy jeżeli zniknę na trochę.

Wychodzę na korytarz i cicho wychodzę do salonu. Jest jeszcze ciemno. Wchodzę na platformę i zjeżdżam do holu. Wychodzę na chłodne powietrze, mocniej zaciskając bluzę Tony'ego, którą znalazłam w szafie. Idę przed siebie, ale z wyznaczonym celem. Moim celem jest tamto mieszkanie. To z którego obserwowałam Stark Tower. Doskonale je pamiętam.

Ale czy dobrze robię? Może Bucky'ego już nie ma. Może Hydra go ma.

Wchodzę na klatkę schodową starego budynku naprzeciw Stark Tower. Idę dobrze znanymi schodami na 10 piętro. Staję przed tymi samymi drzwiami. Dotykam klamki, jakbym miała jeszcze siłę, by odwrócić się i odejść. Naciskam ją i wchodzę do mieszkania. Zamykam za sobą drzwi i od razu coś a raczej ktoś popycha mnie na ścianę. Czuję zimne ostrze noża na policzku.

Bucky.

- To ja - szepczę stojąc na palcach.- Buck, to ja. Viv.

Mężczyzna rozluźnia uścisk. Nóż automatycznie chowa się w rękojeść i jest wciśnięty do kieszeni.

- Dlaczego wracasz?- pyta chłodno.

- Tęskniłam - powiedziałam cicho.- Chciałam mieć pewność, że jesteś bezpieczny.

- Jestem - mówi. Stoi chwilę w bezruchu a ja rzucam mu się w ramiona. Czuję jak jedna dłoń przyciska mnie do beznamiętnie chłodnego ciała, które nigdy nie zaznało miłości a druga ląduje tuż pod nią.- A ty? Jesteś bezpieczna?

- Jestem - szepczę wtulona w jego chłodną pierś.

Bucky po chwili unosi mnie w ramionach i niesie do pokoju. Kładzie na łóżku i siada obok.

- Miałem sen - przyznaje.

Od razu przypomina mi się mój, zamknięta w celi.

Morderca... morderca.

- O czym? O czym Buck?- pytam szybko, siadając prosto na łóżku.

- Zabiłem ich, Viv - szepcze niewyobrażalnie zimno.

- Kogo?

- Rodziców Starka. To ja ich zamordowałem - szepcze spuszczając wzrok.

Nie.

- Jak to?- patrzę na niego.- Opowiedz mi.

Noc. Droga w lesie, którą jedzie jakiś samochód. Po chwili spomiędzy drzew wyjeżdża motocykl. Nie widać kto go prowadzi. Przyspiesza i zrównuje się z samochodem. Wyciąga pistolet i przestrzela przednią oponę auta. Kierowca traci nad nim panowanie i uderza w drzewa na poboczu. Mężczyzna zatrzymuje motor zaraz obok samochodu. Zsiada z niego i podchodzi do auta. Otwiera bagażnik i wyjmuje z niego walizkę, którą stawia na ziemi. Kierowca w tym czasie zdążył wyczołgać się z wraku.

- Pomóż mojej żonie - mówi spoglądając na zbliżającego się w jego kierunku mężczyznę.- Proszę, pomóż jej.

Ten chwyta go za włosy i unosi tak, że teraz patrzą sobie w twarz.

- Sierżant Barnes - rozpoznaje Bucky'ego.

Bucky nic jednak nie odpowiada. Wpatruje się w niego z chłodnym wyrazem twarzy po czym uderza mężczyznę w twarz metalowym ramieniem. Po chwili pada na ziemię martwy.

- Howard! Howard! - w tle słychać nawoływania kobiety, kiedy Bucky zaciąga ciało mężczyzny z powrotem na fotel kierowcy.

Obchodzi samochód dookoła i staje przy drzwiach pasażera. Wkłada ramię przez zbite okno. W środku siedzi kobieta, która szeptem błaga o pomoc. Bucky chwyta ją za gardło, zabijają ją.*

Po chwili znika.

Patrzę na Bucky'ego z przerażeniem w oczach. Próbuję wstać, ale on mnie powstrzymuje.

- Nie możesz mnie zdradzić - mówi.- Nie możesz mu powiedzieć.

- Buck, czemu?- pytam, choć znam odpowiedź. Hydra.

- Viv, uspokój się - nakazuje.

Jak mogę być spokojna. On zabił rodziców Tony'ego. Jak mam teraz spojrzeć mu w oczy, kiedy o wszystkim wiem?

Wstaję z kanapy i chodzę po mieszkaniu.

- Nie mogę tam wrócić, kiedy teraz wiem...- mówię.

- Więc nie wracaj - wzrusza ramionami.

- Muszę - prycham, kierując na niego wzrok.- Tony zacznie mnie szukać.

- I zostawisz mnie?- pyta chłodno.

I wpadam na cholernie głupi pomysł.

- Wróć ze mną - proponuję.

Barnes patrzy na mnie tym samym, chłodnym wzrokiem.

- Nie mogę - mówi.

- Dlaczego? - unoszę brew.

- Steve - szepcze.

Miał już styczność z Rogersem.

- Buck. Wróć ze mną - nalegam.- Tylko tak dam radę. Razem damy radę.

Brunet cały czas patrzy na mnie. Wyciągam do niego dłoń, którą on ujmuje i wstaje.

- Weź go - do ręki wciska mi nóż chowany w rękojeść, którym jeszcze godzinę temu chciał się bronić.- Na wszelki wypadek - mówi widząc moją minę.

- Jeżeli Stark się dowie, będzie chciał Cię zabić - mówię.- Nie pozwolę mu. Będę Cię bronić.

Pierwszy raz na jego twarzy widnieje lekki uśmiech.

- Wracajmy, zanim Tony zorientuje się, że mnie nie ma - mówię.

Wychodzimy z mieszkania i wracamy do Stark Tower. W holu Bucky rozgląda się. Jedziemy platformą na poziom z kuchnią. Bucky pierwszy wchodzi w ciemność. Idę zaraz za nim i zapalam jedną lampę. Wstawiam czajnik. Przygotowuję dwa kubki i zasypuję kawą. Po chwili zalewam oby dwa wrzątkiem. Stawiam jeden przed brunetem i siadam obok niego. Za oknem wstaje słońce.

- Nie wiem jak Cię przyjmą - przyznaję.- Tony nie będzie zadowolony.

- Jeżeli mnie będzie mnie chciał, po prostu wrócę do tamtego mieszkania - mówi.- Dobrze Cię traktuje? - pyta po chwili milczenia.

- Martwisz się? - pytam.

- Tak. Wiem jak byłaś traktowana na Syberii... Ja byłem sam, a ty masz teraz przynajmniej jego.

- Dobrze mnie traktuje - mówię.

Resztę poranka siedzimy w ciszy, patrząc na Nowy Jork skąpany we wschodzącym słońcu. O 8:00 ciszę przerywa czyjś głos.

- Viv? - Tony.

Oboje odwracamy głowę w stronę głosu.

- Co, do jasnej cholery robi tu Barnes? - pyta przez zęby i zbliża się.

Nie mam odwagi się odezwać. Widzę nienawiść w jego oczach.

Gdyby tylko wiedział...

- Odpowiadaj - podnosi lekko głos.- Viv! Gadaj cholery! - prawie krzyczy.

Nie wytrzymuję i z kieszeni spodni wyciągam rękojeść. Pcham go na szafkę, wciskam mały przycisk i już między nami błyszczy ostrze noża. Patrzę na niego bez uczuć.

Cholera. Nie chciałam...

- Hej, spokojnie - Tony zniża ton.

- Viv - słyszę za sobą głos Barnes'a.- Schowaj to.

Jeszcze chwilę patrzę na Tony'ego po czym chowam nóż. Wciskam rękojeść do kieszeni i opuszczam pomieszczenie. Nie wiedziałam nawet, że po policzku spłynęła mi łza.


______

*opis śmierci Howard'a i Marii Stark autorstwa frau-krokodile

Dziękuję bardzo za możliwość wykorzystania tego opisu, bo sama nie dałabym rady. Dlatego właśnie ten rozdział dedykuję Tobie kochana <3




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top