4

"Bo ty i ja jes­teśmy jak drze­wo roz­cięte na dwo­je. I jeżeli się go na powrót nie złoży, drze­wo umrze."

Tony

Dokładnie dwa tygodnie po wybudzeniu, Vivienne dostała wypis. Na szczęście. Ona nadal nie pamięta wszystkiego, ale postaram się jej pomóc. Próbowałem znaleźć jej rodziców. Udało mi się. Skontaktowałem się z nimi tylko raz.

Jadąc ulicami Nowego Jorku, w stronę szpitala, nadal rozmyśla nad tamtą rozmową.

*

- Halo?- słyszę kobiecy głos w słuchawce.

- Dzień dobry - odzywam się po chwili.- Pani Leviera?

- Tak. O co chodzi?

- Nazywam się Tony Stark...

- Ten Tony Stark?-dopytuje.

- Tak. Chciałbym porozmawiać o Państwa córce, Vivienne - przełykam nerwowo ślinę.

- Viv? Nie mamy z nią kontaktu od paru lat - przyznaje.

- Wiem. Opowiadała mi o Was. Ona... Vivienne przez ostatnie pięć miesięcy miała pod górkę. Ona...była w ciąży, ze mną, została porwana, po 3 miesiącach powróciła, ale nie jako tamta stara Vivienne... ja przepraszam, że nie potrafiłem jej chronić... teraz przeszła operację, niedługo czeka ją jeszcze jedna... - mówię natłokiem słów.

- Ale chwilę - mówi cicho.- Nasza Vivienne? Na pewno się Pan nie myli?

- Nie, Jarvis, moja sztuczna inteligencja, znalazła Wasz numer. Jestem pewien, że chodzi o Państwa - mówię.- I chciałbym, żebyście przylecieli do Stanów. Konkretniej do niej. Ona może Was nie pamiętać a ja chcę jej pomóc. Wasz przyjazd na pewno też by jej pomógł.

- Ja przepraszam, ale muszę porozmawiać z mężem - powiedziała po chwili.

- Jeżeli się Państwo zdecydują, to ja wyślę po Was mój samolot, zamieszkacie w Stark Tower, razem z nią - mówię szybko.- Mogę nawet wynająć Wam mieszkanie, opłacać je...byleby coś jej pomogło.

- Dobrze... porozmawiam z mężem i odezwę się - powiedziała.- Dziękuję za informację. Do widzenia.

*

Zgodzą się? Przecież to ich córka. Wyjechała, nie miała z nimi kontaktu, ale to nadal ich dziecko. Powinni się zdecydować. Przynajmniej ja zrobiłbym tak na ich miejscu.

W końcu docieram pod szpital. Wysiadam z auta i idę po Vivienne. Już na pewno ma wypis i będę mógł ją zabrać do domu. Wchodzę na oddział i idę w dobrze znanym mi kierunku. Wchodzę do jej sali.

- Cześć - uśmiecham się.- Jak się czujesz?

- Cześć - nieoczekiwanie wpada mi w ramiona ale chętnie przytulam ją w pasie.- Dzisiaj dobrze. Możemy już jechać do domu?

- Jasne - schylam się lekko i całuję ją w policzek. Po chwili puszczam ją, biorę z łóżka torbę z jej ubraniami i podaję jej dłoń, którą ona ujmuje.

Wychodzimy ze szpitala, wsiadamy do samochodu i w ciszy jedziemy do Stark Tower.

Vivienne

Nareszcie wracam do domu. Oczywiście nie do swojego, ale czuję się w Stark Tower jak w domu. I dzielę go z geniuszem, blondynem i przyjaciółką.

W końcu wjeżdżamy do garażu i jedziemy platformą do salonu.

- Niespodzianka!- to pierwsze co słyszę, pojawiając się w salonie. Keva biegnie w moją stronę i wpada mi w ramiona.- Cześć Viv! Jak się masz?

- Bardzo dobrze - uśmiecham się.- A jak tam ty i malec?

- Ach, z Derek'iem wszystko dobrze - uśmiecha się.

- Wiesz już, że to chłopiec?- pytam.

- Nie, ale przeczuwam chłopca - mówi.- Steve chciałby, żeby to była dziewczynka.

- Czas pokaże - powiedziałam.- Teraz wybacz, ale chyba pójdę się położyć.

- Pewnie - uśmiechnęła się jeszcze raz mnie tuląc.- Cieszę się, że wróciłaś.

- Ja też się cieszę - odpowiadam jej tym samym.

W końcu idę do pokoju i kładę się na łóżku. Tylko, że nie jestem zmęczona. Po prostu chcę teraz pobyć sama.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top