13

Vivienne

Siedzę przy Tony'm kolejne minuty...godziny...

Ma zamknięte oczy, oddycha. Trzymam zniszczony reaktor w dłoniach.

- Zniszczę go - szepnęłam.- Przysięgam, znajdę go i zniszczę za to, co nam zrobił.

Nie wiem co robić. Zabrać go do szpitala, do domu?

- Jarvis, chcę tu jeszcze jedną zbroję Tony'ego - powiedziałam.

- Robi się Panno Leviera - usłyszałam.

Po kilki minutach w mieszkaniu pojawia się zbroja.

- Zabierzemy go do Stark Tower - powiedziałam.

Całą siłą podniosłam Tony'ego z ziemi.

- Zmień zbroje - poleciłam.

Po chwili zniszczona zbroja "zdjęła się" z Tony'ego i zastąpiła ją nowa. Wiedziałam, że mogę lecieć spokojnie, Jarvis przejmie sterowanie. Wyszłam z mieszkania i wzniosłam się w niebo. Nigdy jeszcze tego nie zrobiłam. Kierowało mną... nie wiem. Strach? Adrenalina?

Tony

Czułem ruch, jej ciepły głos mówiący do mnie, dłonie delikatnie ściągające ze mnie koszulkę i spodnie. Pierwszy raz w moim życiu czułem się tak beznadziejnie. Nie miałem siły otworzyć oczu, ale wiedziałem, że nic mi nie jest. Oddychałem, czułem zapach jej długich włosów i ciepło jej ciała. Czułem się bezpieczny.

Vivienne

Położyłam Tony'ego w naszym łóżku, rozebrałam go i zaczęłam opatrywać jego twarz. Była lekko poraniona i już widać było sińce pod oczami. Przemyłam je wodą. Tony cały czas spał. Nie wiedziałam co mu jest. Nie chciałam też, żeby coś mu się stało. Leżał nieruchomo na poduszkach. Patrzyłam na unoszącą się i opadającą klatkę piersiową i dziurę w niej, bez reaktora.

- Jarvis? Jak długo Tony przeżyje bez reaktora?- zapytałam.

- Pan Stark może być bez reaktora, nie ma już odłamków w piersi, więc nic mu nie zagraża - odezwał się.- Reaktor był tylko symbolem, ale Pan Stark zbuduje sobie nowy...chociaż jest jeszcze jeden. Schowany głęboko w warsztacie.

- Taki sam?

- Podobny, Panno Leviera - potwierdził.

Czym prędzej pobiegłam do warsztatu.

- Gdzie mam szukać?-zapytała.

- Proszę spróbować w szafkach - powiedział Jarvis.

Usiadłam przy jego biurku i zaczęłam szperać w szufladach. Natknęłam się na wiele rzeczy, ale nie na reaktor. W końcu znalazłam go w najniższej szufladzie. Wyciągając go zauważyłam dwa pudełeczka. Wyciągnęłam je i obracałam w dłoniach.

- Panno Leviera, Pan Stark się obudził - powiedział Jarvis, wyrywając mnie z zamyślenia.

Wrzuciłam pudełka na dno i wybiegłam z warsztatu. Wpadłam do sypialni i zobaczyłam te brązowe tęczówki.

- Tony - szepnęłam, rzuciłam się na łóżko, usiadłam mu na udach i przytuliłam się do jego piersi. Poczułam jak mnie obejmuje.- Wszystko dobrze, dobrze się czujesz?

- Tak, boli mnie trochę, ale cieszę się, że to zrobiłem - powiedział cicho.- Cieszę się, że Cię widzę.

- Cieszę się, że żyjesz - powiedziałam.- Jarvis powiedział, że masz jeszcze jeden reaktor, przyniosłam.

- To poprzedni model - powiedział. Położył dłoń na piersi a oczy powiększyły się, jakby spanikował.- Gdzie reaktor?- zapytał.

- Rogers chyba go zniszczył - powiedziałam.- Pamiętasz? Byłeś u niego, żeby odebrać mu tarczę. Przyjechałam za Tobą, ale ty już leżałeś a Rogers wyszedł.

- Dupek - prychnął.- Dobra, musisz wsadzić dłoń do środka i spiąć ten kabelek z tym w środku.

- Co? Nie, nie będę władać Ci ręki w dziurę w piersi - powiedziałam próbując się wycofać, ale Tony chwycił mnie za dłonie.

- Dasz radę, nie mam nikogo innego, a nie czuję się na siłach, żeby robić to z lusterkiem - powiedział.- Proszę.

- Dobra - westchnęłam.

- Uważaj, żeby nie dotknąć wtyczką ścianki - powiedział i oparł się o poduszki.

Wzięłam głęboki wdech i jedną dłoń włożyłam do środka. Po chwili poczułam kawałek plastiku.

- To chyba to - powiedziałam.

Włożyłam do środka kabelek, uważając by nie dotknąć ścianki, wepchnęłam go głębiej, aż poczułam go pod dłonią. Przez chwilę nic nie robiłam. Wzięłam kolejny głęboki oddech, zamknęłam oczy i złączyłam dwa końce.

- Widzisz, dałaś radę - powiedział cicho Tony. Reaktor w mojej dłoni zamigał po czym zaświecił się.- Daj - szepnął widząc moją minę. Wcisnął go sobie w pierś i już wyglądał jak Tony, którego pamiętam.- Hej, wszystko zrobiłaś jak należy - powiedział i przytulił mnie do piersi.

- Nigdy więcej nie każ mi robić czegoś takiego - powiedziałam.

- Dobrze, że nie dotknęłaś ścianki...- zaczął.

- Już nic nie mów - warknęłam. Poczułam jak lekko się śmieje.

Chyba pierwszy raz od dawna nie czułam nic prócz radości. Otaczały mnie te same bezpieczne ramiona. Znów czułam to ciepło bijące od jego ciała. Znów mogłam zapomnieć o wszystkim innym dookoła, bo wiedziałam, że nic mu nie grozi.

Keva

Siedziałam na ławce w parku. Był ciepły wieczór. Opuściłam Stark Tower chcąc trochę odpocząć od wydarzeń sprzed paru godzin. Nadal miałam w głowie wyraz twarzy Steve'a i wszystko co mówił.

Pozbaw mnie praw!

...ale ja nie będę ojcem tego dzieciaka...

Nie pozwól bym kiedykolwiek go ujrzał.

Nie wiedziałam już co robić. Nie poradzę sobie sama z dzieckiem, a nie mogę cały czas polegać na Vivienne. Ona i Tony mają swoje problemy. Nie powinnam ich obarczać następnym. Jedyne co powinnam zrobić to zniknąć... Wiem, że Viv może się załamać, ale nie mogę... ona straciła swoje dziecko, które oboje kochali. A ja zaszłam w ciążę tylko przez to, że nie chciało nam się zabezpieczać... Myśleliśmy, że tak jest tylko w filmach. Że za pierwszym razem można trafić w dziesiątkę. A jednak. Po 3 miesiącach, kiedy Viv się znalazła zrobiłam testy. I wiedziałam... wtedy już wiedziałam, że nie dam sobie rady. Z nim czy bez niego. Nie dam rady... I zrobię to dla nich.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top