12
"Unrest this restless heart
With stellar circuitry
The nights are getting longer
The days are getting colder
Remember when you told her
The time for growing older
Was not tonight or ever
So hush the signifier
And pull out all the wires." *
Tony
Kiedy wracam do sali Viv, Kevy już tam nie ma. Dziewczyna siedzi sama, patrząc w okno.
- Wszystko dobrze?- pytam, siadając przed nią.- Czy coś się stało?
- Steve nie chce, żebyś był chrzestnym Derek'a - wypala.
- Jak to?
- Spakował swoje rzeczy i wyprowadził się ze Stark Tower. Powiedział Kevie, że nie chce, żebyś był chrzestnym.
- Sukinsyn. A Keva? Jak to zniosła?
- Nie będzie za nim biegać. Zostanie w Stark Tower do narodzin małego - powiedziała.- Rogers straci prawa do opieki. Musimy jej pomóc.
- Jasne, opłacę wszystko co będzie trzeba. W końcu jesteśmy chrzestnymi Derek'a - powiedziałem.
Viv w milczeniu patrzyła w moją twarz. Patrzyłem w jej oczy, pełne jakiś emocji, których nie potrafiłem odczytać. Cierpiała. Za siebie i Kevę.
Vivienne
Kolejne dni ciągną się w nieskończoność. W końcu w niedzielę, 12 dzień od operacji odwiedziła mnie moja lekarka z dobrymi wieściami.
- Może Pani wracać do domu - powiedziała z uśmiechem, dając mi wypis.- Proszę na siebie uważać. Na razie nie dźwigać, dużo odpoczywać.
- Oczywiście, przypilnuję tego - wtrącił Tony.
- To wszystko - powiedziała i wyszła.
- W końcu - odezwał się Tony.- Nie wiem po co trzymali Cię tak długo - westchnął.
- Żeby nie okazało się, że coś poszło nie tak - powiedziałam.- A teraz pomóż mi się ubrać.
- Że co?- zdziwił się.
- No tak, nie mogę długo stać wyprostowana - wzruszyłam ramionami i z lekkim trudem stanęłam przy łóżku.
Tony wziął z mojej torby nowy t-shirt i spodenki. Stanął przy mnie, delikatnie ściągnął ze mnie koszulkę w której spałam i naciągnął nową. Klęknął i przytrzymał spodenki, żebym mogła włożyć nogi w nogawki. Przytrzymałam się jego ramion i włożyłam jedną a potem drugą nogę. Podciągnął je do pasa.
- Poradzę sobie - prychnęłam zapinając guzik i zamek.
Tony zaśmiał się cicho, zebrał moje rzeczy do torby. Zapiął ją i przerzucił przez ramię.
- Chodźmy do domu - uśmiechnął się i podał mi dłoń. Ujęłam ją chętnie i wyszliśmy z sali.
Po drodze spotkaliśmy dr. Shepherd'a.
- Vivienne? Już do domu?- uśmiechnął się.
- Tak, wszystko już jest dobrze i mogę wracać - odwzajemniłam gest.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się dopiero za pół roku na kontroli - powiedział.
- Ja też, mam dość tych niewygodnych łóżek - prychnęłam na co się zaśmiał.
- Do zobaczenia za pół roku w takim razie - pokiwał głową i odszedł.
Tony pociągnął mnie w stronę wind. Po chwili byliśmy już w drodze do Stark Tower.
Keva
Cały ranek leżałam w łóżku, nie czułam się najlepiej a jeszcze wieczorem spotykam się z Rogersem. Musimy wszystko sobie wyjaśnić. Nie mam zamiaru okłamywać dziecka, ze względu na niego. Jeżeli nie chce być ojcem, powinien po prostu powiedzieć.
O 13:00 w domu pojawiła się Vivienne. Wstałam, ubrałam się i pojechałam do salonu.
- Cześć - uśmiechnęłam się do nich. Tony i Viv siedzieli razem na kanapie.
- Oh, Keva - Viv podniosła się z miejsca i trochę zgięta podeszła do mnie i przytuliła.- Jak się czujesz?
- Nie najlepiej, ale przejdzie mi - uśmiechnęłam się.- A ty? Wszystko już dobrze?
- Tak, już dobrze - powiedziała i pociągnęła mnie w stronę kanapy.
- Rogers zabrał swoją tarczę?- zapytał Tony.
- Chyba tak - wzruszyłam ramionami.- A co?
- Nie powinien - prychnął.- Ale sam to załatwię.
Wstał i wyszedł. Lena wstała i powoli ruszyła na platformę.
- Co ty robisz?- zapytałam.
- Jadę za nim - powiedziała.- Nie zostawię go z tym samego. On nie zostawił mnie wtedy.
- Jadę z Tobą - powiedziałam po dłuższym zastanowieniu.
- Panno Leviera, Panno Colville. Nie powinny Panie...- zaczął Jarvis.- Pani jest po operacji, a panna Colville jest w ciąży.
- Jarvis, nie zostawię Tony'ego - warknęła Viv.- Garaż.
Platforma ruszyła w dół. Viv wsiadła do pierwszego samochodu, czarnego audi R8. Usiadłam w fotelu kierowcy a Viv wyjechała na ulicę.
- Jarvis, wytycz trasę do mieszkania Rogers'a - powiedziała. Po chwili na panelu pokazała się mapa. Viv ruszyła nią, nerwowo zmieniając pasy jazdy.
- Tylko nie zabij nas po drodze - powiedziałam.
- Boję się o niego - powiedziała ciszej.- Nie chcę, żeby coś sobie zrobił.
Jadąc przez miasto, trafiłyśmy na korki. Przez kolejną godzinę nic się nie zmieniło.
- Cholera - szeptała Viv, patrząc na rosnący korek.
W końcu zaczęliśmy posuwać się na przód. O 15:00 dojechałyśmy na miejsce. Viv pierwsza wysiadła z samochodu.
- Jarvis, chcę zbroję Tony'ego - powiedziała. Po chwili założyła się na nią czerwono-złota zbroja. Ale nie była męska.- Chciałam zbroję Tony'ego.
- To jest Pani zbroja, Panno Leviera - powiedział Jarvis.- Pan Stark zbudował ją dla Pani.
- Keva, nie wchodź za mną - odwróciła się przy drzwiach i zniknęła.
Usiadłam na schodach kamienicy. Świeciło słońce ale co chwilę znikało za chmurami. Nie miałam pojęcia co dzieje się w środku. Nagle rozległ się krzyk.
- Nie zasługujesz na nią! Tracza należała do mojego ojca! To on ją zrobił! - Tony.
Wstałam, kiedy w drzwiach pojawił się Steve. Twarz i dłonie miał we krwi.
- Rogers - powiedziałam.
- Pozbaw mnie praw - warknął.- Nie pozwól, żebym kiedykolwiek go ujrzał.
- Co?- wniosłam brwi.
- Taki był Twój zamysł prawda?
- Słuchaj. Tony zostanie ojcem chrzestnym - powiedziałam.
- Świetnie, ale ja nie będę ojcem tego dzieciaka - warknął.
Ruszył ulicą. Chciałam iść za nim, ale ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłam głowę, spojrzałam na Viv, później znów przed siebie, ale Steve zniknął.
- Zostaw go - powiedziała.- Nie jest tego wart. Zabierzesz samochód do Stark Tower?
- Pewnie, ale co z Tobą i Tony'm?- zapytałam.
- Przylecimy zaraz - powiedziała i wróciła do mieszkania.
Poszłam za nią. Weszłam do mieszkania. Wszystko było porozwalane, Tony siedział pod ścianą w zniszczonej zbroi. Reaktor w jego piersi już nie świecił. Zakryłam usta dłonią i po cichu wycofałam się. Wtedy wiedziałam jedno.
Muszę zniknąć.
__________________
* -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top