03. Sobotnie wyjścia do Hogsmeade. %

Lubiłam soboty. Jedyny dzień w tygodniu w którym mogłam pospać dłużej, odpocząć i nie martwić się niczym innym. To ostatnie to był żart, zawsze chodziłam zmartwiona i niepewna.
- Za tydzień Ravenclaw robi imprezę. - powiedziała Angelina, zwracając na siebie naszą uwagę. - Idziemy?
- Można iść - rzuciłam luźno, sięgając po swój kubek z sokiem malinowym. - Długo na żadnej nie byłyśmy.
- To fakt - odpowiedziała Katie - No ale nic nie poradzisz na tak spierdoloną organizację. - dodała, na co wszystkie zasmiałyśmy się.
- A tak w ogóle - Alicja zaczęła rozmowę na nowo, kilka minut po tym jak znowu skupiłyśmy się na śniadaniu. - Cynthia, ty coś ten teges z Weasleyem? Ciągle na ciebie patrzy. - powiedziała, na co dwie pozostałe przyjaciółki odwróciły się w jego stronę.
Przewróciłam tylko oczami, przełykając gryz swojej kanapki.
- Nie wiem o co mu chodzi, nie lubię go.
- On cię chyba lubi - stwierdziła Angelina, na co pozostałe dwie dziewczyny pokiwały głową, najwidoczniej myśląc tak samo.
- Wątpię. - odpowiedziałam i zanim któraś z nich zdążyła powiedzieć coś więcej, szybko zmieniłam temat. - Idziemy dzisiaj do Hogsmeade? Nie mam co ubrać na tą imprezę.
Dziewczyny, na moje szczęście, uśmiechnęły się szeroko i podjęły temat naszych ubrań na przyszły tydzień.

Naszym pierwszym punktem na liście sklepów, które planowałyśmy odwiedzić był sklep odzieżowy Gladraga. Jeden z naszych ulubionych, aczkolwiek żaden nie przebije sklepu Madame Malkin. Opatulone swoimi szalikami w kolorach Gryffindoru, weszłyśmy do środka, gdzie przywitała nas miła, wysoka temperatura i dźwięk dzwonka, który wybrzmiewał przy otwieraniu drzwi.
Trafiłyśmy idealnie, bo w sklepie nie było jeszcze takiego ruchu, jako że dużo uczniów było jeszcze na śniadaniu.
- Jestem na górze! - krzyknęła do nas właścicielka z piętra. - W razie co krzyczcie, to podejdę!
- Dobrze! - odkrzyknęła Angelina, wchodząc między wieszaki.
Sklep był dosyć mały, więc bez problemu mogłyśmy się rozdzielić, bo i tak czy siak będziemy blisko siebie.
- Spodnie i jakaś koszula czy bardziej sukienka? - zapytałam, przeglądając ubrania na wieszakach.
- Jak ci wygodniej, Thia. Ja chyba pójdę w sukience - odpowiedziała mi Katie.
- Ja tak samo - powiedziały w tym samym momencie Angelina i Alicja, przez co zaśmiały się pod nosem.
Koniec końców wybrałam sukienkę.
Była czarna z kolorowymi kwiatkami, miała delikatną czarną siateczkę z której również były wykonane rękawy i sięgała mi przed kolano. Ale wyróżniała się wśród sukienek dziewczyn. Wszystkie wybrały podobne do siebie sukienki. Krótkie, czarne, na ramiączkach i przylegające do ciała. Niby każda wyglądała inaczej, ale jednak były do siebie podobne. Ja nie mogłam nosić takich sukienek. Nie byłam super szczupła z ładnymi małymi piersiami. Miałam lekki brzuszek, piersi większe niż moje przyjaciółki, a barki miałam zbudowane jak mężczyzna, przez co nie mogłam nosić niczego na ramiączkach. Teraz udało mi się zrzucić trochę na wadze, dzięki czemu lepiej się czułam, mogłam zacząć nosić ubrania, które chciałam, wyglądałam lepiej na zdjęciach. Ale wciąż chciałam ważyć mniej.
- Rozdzielamy się? - zapytała Alicja, wyrywając mnie ze swoich przemyśleń.
- Możemy, pójdzie szybciej - zgodziła się z nią Katie. - To co, za godzinę w Pubie? - zapytała, na co pokiwałyśmy tylko głową twierdząco.
- Zaklepuję Cythię! - powiedziała głośniej Angelina, łapiąc mnie pod ramię, zwracając na nas uwagę osoby blisko nas. - Muszę kupić parę kosmetyków.
- To nie fair - Katie zaczęła marudzić, na co Alicja trzepnęła ją w ramię.
- Byłaś z nią tydzień temu! Ja czekam już wieki na swoją kolej! - zaczęły się kłócić, jednocześnie idąc w stronę sklepów.
Poszłyśmy do Imperium urody Madame Stelling, gdzie oprócz usług fryzjerskich, można było zakupić tam różnego rodzaju kosmetyki, produkty do makijażu czy chociażby podstawowe produkty higieczniczne.
Spędziłyśmy tam zdecydowanie za dużo czasu. Oprócz kupienia kosmetyków dla Angeliny i dla dziewczyn, z którymi wymieniłyśmy się rzeczami, które kazda potrzebuje, mnie również poniosło. Z dwiema torbami ze sklepów, i swoimi własnymi na ramieniu, ruszyłyśmy w stronę Księg i Zwojów, gdzie za zadanie miałam kupić coś dla siebie, Alicji i Noemi, która niestety zbyt źle się czuła żeby do nas dołączyć. Tam spędziłyśmy również dużo czasu, ale jednak mniej niż w Imperium urody. Z kolejnymi torbami w rękach wyszłyśmy ze sklepu i ruszyłyśmy w stronę Pubu pod Trzema miotłami.
- Trzymaj, potrzebuję balsamu do ust - powiedziałam, podając Angelinie jedną z moich torebek, dzięki czemu miałam wolną rękę by pogrzebać w mojej torbie w poszukiwaniu balsamu. Jednak błędem, który popełniłam, było nie zatrzymanie się na chwilę by go poszukać, albo chociażby zwracania uwagę na drogę, bo kiedy poczułam swój balsam na dnie torby, boleśnie zderzyłam się z osobą idącą z naprzeciw. Balsam do ust z powrotem wpadł na dno torby, natomiast ja wraz z moimi torebkami z zakupami upadłam na ziemię wraz z osobą z którą się zderzyłam.
- Na brodę Merlina, przepraszam! - powiedziałam spanikowana. Szybko podniosłam głowę, jednak widząc, że osobą z którą się zderzyłam był Fred Weasley, przewróciłam oczami. Chłopak natomiast uśmiechnął się do mnie miło i wrzucił mi do torebki parę rzeczy, które wypadły mi w momencie zderzenia.
- Ja też przepraszam, nie patrzyłem gdzie biegnę - chłopak, lekko speszony, poniósł się szybko i podał mi rękę by pomóc mi wstać. Nie chcąc wyjść na aż tak nie miłą, podałam mu swoją rękę i pozwoliłam podnieść się do pionu. Angelina, która w międzyczasie podniosła z ziemi moje zakupy, teraz uważnie obserwowała całe to zajście.
- Dzięki ‐ powiedziałam, zabierając od niego swoją rękę. Szybko się otrzepałam i poprawiłam ułożenie mojej torby na ramieniu, po czym złapałam Angelinę za łokieć i pociągnęłam w stronę Pubu.
- Ani słowa dziewczynom - powiedziałam ostro do przyjaciółki, zwalaniając tempo kiedy już oddaliłyśmy się od chłopaka. Dziewczyna zaśmiała się, ale nic nie powiedziała, tylko dała mi z powrotem moje zakupy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top