Poor Little Boy

Todoroki Shoto był synem wieloletniego bohatera numer dwa czyli Endeavora znanego innaczej jako Todoroki Enji. Mówiono, że chłopiec będący jego synem odziedziczył po nim zdolności przywódcze, odziedziczył charyzmę, odziedziczył wspaniały quirk. Chciał czerpać z tego satysfakcję. Chciał przytakiwać dumny na takie komplementy, wypinać pierś z dumą oraz głośno i szczęśliwie oznajmić wszystkim, że był następcą swojego ojca. Nie potrafił jednak. Jak miał się zgadzać z tymi ludźmi kiedy ogarniało go obrzydzenie na taką myśl? Jak miał się z nimi zgadzać skoro z pierwszej ręki wiedział doskonale z czym wiązało się bycie synem takiego zawodowego bohatera? On nie był w stanie przewyższyć All Mighta, nie ważne jak się starał i jak ciężko trenował. Przelał więc ambicje na swoje najmłodsze dziecko nie przejmując się kompletnie jego niesamowicie młodym wiekiem. Heterohromik urodził się z dwoma darami w czym widziano ogromny potencjał. Jeśli nadużyje lodu, będzie mógł użyć ognia by się ogrzać. Jeśli nadużyje ognia, będzie mógł użyć lodu by się schłodzić. Kto by tak nie chciał? Właśnie on był najwyraźniej dość dużym wyjątkiem.

Mimo iż ciągle mu to powtarzano, nigdy nie dorastał z przeświadczeniem, że jest lepszy od innych. Jeśli trochę bardziej się przypatrzyć można też wyciągnąć wręcz przeciwny wniosek. Przez większość swojego życia miał nauczanie domowe tak samo jak jego rodzeństwo*. Budził się o konkretnej godzinie żeby mógł się umyć, przebrać i zjeść śniadanie, a następnie przychodzili ludzie - w głównej mierze mężczyźni - którzy uczyli go wielu zagadnień. I chociaż taki system dawał dość duże efekty w jego nauce chciał czegoś więcej. Pewnego dnia siedział pod drzewem wiśni w swoim ogródku wpatrując się kartki książki, którą trzymał na kolanach. Mimo iż słońce świeciło dość mocno nie było to powodem rozmazania liter przed jego oczami, a głębokie zamyślenie. Jego krótkie czarne spodenki  były już nieco pobrudzone przez wilgotną ziemię, która taka była przez to, że wcale nie tak dawno przestało padać. Nastolatek postanowił wyjść wtedy na dwór by porozkoszować się świeżym i rześkim powietrzem.

Nie miał też ochoty siedzieć w domu. Aktualnie była przerwa wiosenna więc wszyscy uczniowie w jego wieku jak i młodsi oraz starsi mieli "wolne" od nauki. W rzeczywistości musieli zakuwać materiał by by być przygotowanym na kolejne lekcje, a zwłaszcza robili tak ci którzy mieli jakiekolwiek zaległości. On też musiał się uczyć chociaż jemu powiedziane było to wprost, nie było owijania w bawełnę jeśli chodzi o ten temat. Co prawda sprowadzanie nauczycieli w tym okresie było nieco cięższe ponieważ ci odmawiali chcąc spędzić trochę czasu z rodziną chociaż nie było wielu takich przypadków. Nikt w końcu nie chciał podpaść bohaterowi numer dwa. Zdawali sobie też sprawę z tego, że w tym okresie dostaną też większą opłatę za fatygę. Jeśli chodziło o jego umiejętności bojowe ćwiczył je z ojcem czego szczerze nienawidził. I już nawet nie chodziło o to, że był on dość wymagający ani o to, że nie raz po takim czymś miał siniaki choć w ostatnim czasie coś takiego się nie zdążyło. To po prostu przypominało mu o jego starszym bracie który tak jak on tkwił w tej rezydencji i szkolił się pod okiem ich rodziciela. I mimo iż nie za wiele pamiętał z tamtego czasu to starał się wyciągać wnioski z przeszłości i tego jakie skutki ona miała.

Z głośnym westchnieniem zamknął powieść historyczną zamiast podręcznika, którą miał wziąć i o którym powiedział swojej siostrze po czym podnosząc się niechętnie, skierował swoje kroki w stronę budynku. Jego bose stopy szeleściły trawą pod nim, dłonie zaciskały palce na okładce przedmiotu który trzymał. Dochodząc do drzwi otworzył je po czym wszedł do środka zamykając je za sobą z niemalże niesłyszalnym trzaskiem i stojąc do nich tyłem. Wzdrygnął się czując pod skórą zimne panele po czym zaczął kierować się ku pewnemu pomieszczeniu którym była jadalnia. Już z kilku metrów odległości dało się wyczuć dość aromatyczny zapach jedzenia więc łatwo dało się powiedzieć, że to Fuyumi przyrządzała obiad. Akurat kiedy wychodził zza rogu zderzył się z nią na co oboje odskoczyli zdezorientowani do tyłu. Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem po czym gestem ręki nakazała młodszemu iść za nią.

— Akurat miałam iść cię wołać — uśmiechnęła się pod nosem na ten zbieg okoliczności na co i jego wargi drgnęły nieco ku górze jednak i tak się nie podniosły.

Była ona młodą kobietą średniego wzrostu o szarych oczach. Jej włosy były w białym kolorze jednak znajdowały się na nich również zauważalne plamki szkarłatu. Sięgały jej one do ramion i jedynie jej grzywka sięgała nieco za uszy, pozostawiła jednak krótką kępkę zwisającą z czoła. Aktualnie miała na sobie niebieską sukienkę w małe wzory roślin wyszywane złotą nicią. Gdy młodszy się przypatrzył mógł dostrzec, że jedną z takowych była niezapominajka - ulubiony kwiat drugiej. Jej nogi za to zdobiły czarne pantofelki, które przy każdym kroku wytwarzały małe stuknięcia, a na nosie nosiła okulary z również ciemnymi oprawkami. Zasiedli oboje do stołu, a gdy Natsuo ich zobaczył uśmiechnął się zadowolony, złożył ręce chcąc w ten sposób podziękować za posiłek po czym skłonił się lekko i chciał pochwycić pałeczki koło swojej miski. Zanim jednak zdążył to zrobić to najstarsza uderzyła po pouczająco jednak delikatnie po rękach by przekazać mu, że to jeszcze nie czas na to.

— Musimy poczekać aż tata przyjdzie — zwróciła mu uwagę wygładzając materiał swojego ubrania.

— Dlaczego mielibyśmy na niego czekać? — Prychnął. — Jego i tak nie obchodzi czy zjemy razem czy nie.

— Natsuo nie mów tak. On może pojawić się tu w każdej chwili w końcu dosłownie przed chwilą mu o tym powiedziałam — westchnęła. Nie miała ochoty na kolejną kłótnie o takiej tematyce, a Shoto ją popierał. Nie miał aktualnie na to siły i po za tym jeśli Endeavor usłyszy cokolwiek z tego będzie mógł mieć problem z tym by poprosić go o pewną ważną rzecz. Jeśli byłby w złym humorze to na pewno by się nie zgodził, a nie o to mu chodziło.

— I dobrze, niech słyszy to co myślę — wypiął dumnie pierś do przodu na co jego najmłodszy brat i najstarsza siostra wymienili zrezygnowane spojrzenia.

— O czym rozmawiacie? — Tym razem odezwał się głos, którego raczej nie spodziewano się w tym konkretnym momencie.

Unieśli głowy kierując swoje spojrzenie na osobę stojącą w drzwiach. Wszyscy ratowanie ucichli na widok postawnego i wysokiego mężczyznę o czerwonych, uczesanych włosach oraz turkusowych oczach. Na sobie miał garnitur który tylko świadczył o tym, że całkiem niedawno załatwiał sprawy biznesowe jednak jego krawat był nieco poluzowany by nie uciskał go za mocno w szyję. Jak na zawołanie prawie białowłosy stracił wszelakie chęci do mówienia czegokolwiek choć dało się zobaczyć jak z jego oczu strzelają pioruny, które nigdy nie miały dotknąć jego rodzica i zgodnie z jego oczekiwaniami posłać go do trumny.

— O niczym takim — jako pierwsza zreflektowała się nastolatka wstając gdy do niego mówiła. — Zrobiłam dziś udon, mam nadzieję, że ci posmakuje.

On tylko w odpowiedzi pokiwał głową na co młodsza nieco się speszyła. Poczekała aż on usiądzie po czym ona sama znów to zrobiła. Bez zbędnego przedłużania podziękowali za posiłek, a następnie zaczęli powoli jeść. Dookoła panowała niezręczna cisza i dość napięta atmosfera, która zawsze się pojawiała nieważne jaki posiłek jedli razem we czwórkę. Na początku starano się jeszcze to zmieniać jednak dość szybko się poddano co było skutkiem tego, że aktualnie nie umieli się nawet do siebie odezwać bez napięcia wszystkich mięśni przez nerwach. Heterochromik rozejrzał się po twarzach rodziny po czym odłożył na chwilę pałeczki co zwróciło ich uwagę, wyprostował się patrząc prosto w oczy ojca.

— Chcę chodzić do szkoły — oświadczył na co Fuyumi otworzyła nieco szerzej oczy.

— Nie widzę sensu w tym żebyś do niej chodził skoro możesz uczyć się w domu. Oboje wiemy, że nauczanie indywidualne jest dla ciebie bardziej efektywne — odpowiedział również przerywając spożywanie posiłku.

— Natsuo i Fuyumi przecież chodzą do szkół, wysłałeś ich tam gdy byli około w moim obecnym wieku więc nie widzę przeciwwskazań — walczył dalej nie zamierzając się poddać.

— Oni to zupełnie inna sprawa — jego głos stał się chłodniejszy tak jak jego dotychczas obojętny wzrok.

Tamtego dnia sprzeczali się dość długo i to był chyba pierwszy raz kiedy najmłodszy tak długo stawiał się bohaterowi czym zadziwił nawet siebie. Nie skończyło się to jednak tylko i wyłącznie na tym jednym razie. Przez następne dni Shoto mówił do ojca tylko o tym prosząc go by ten się zgodził. Nie robił jednak tego zbyt nachalnie wiedząc, że mogłoby się to dla niego skończyć nieprzyjemnie. Do jego strony dołączył oczywiście Natsuo który chciał dla niego normalnego życia, ale i też Fuyumi, która uważała, że to zrobiłoby mu dobrze i zwyczajnie zasłużył na to by wychodzić gdzieś więcej niż tylko okazyjnie od czasu do czasu do sklepu. Trwało to do zakończenia przez chłopaka ostatniej klasy podstawówki czyli kilku miesięcy. Dopiero wtedy usłyszeli odpowiedź twierdzącą, a dwukolorowłosy mógł trafić do szkoły, co prawda prywatnej jednak to było całkowicie zrozumiałe. Poznał tam wielu ludzi w swoim wieku jednak nie udało mu się nawiązać z nimi jakiejś bliższej relacji.

Chcieli się do niego zbliżyć tylko dlatego, że był synem tego kogo z całego serca nie znosił co tylko bardziej go od nich odpychało. W pewnym momencie nie rozmawiał z nikim będąc tak zwanym wyrzutkiem klasowym jednak tylko i wyłącznie z własnego wyboru. Mimo wszystko nie oddziaływało to na niego dobrze, wolał jednak to niż jego wcześniejszy tryb życia. Spędzał więcej nauki nad książkami, nie zaniedbywał jednak również i treningów połowy swojego dziwactwa nie chcąc pozostać w tyle. Chciał prześcignąć All Mighta, osobę z którą rywalizował jego ojciec i którego podziwiał, a potem zająć jego miejsce na szczycie bohaterstwa. Nie zamierzał jednak używać do tego ognia swojego rodziciela chcąc dokonać tego na własnych zasadach.

Jadł mniej, a przez ciężki trening którego sobie też nie odpuszczał schudł. Nie wysypiał się dzięki natłoku nauki oraz koszmarom nękającym go od czasu do czasu. Słyszał też wiele pochlebnych opinie o jego rodzinie co nie pomagało. Nie byli idealni, nie byli święci z nie byli jak z obrazka. Mimo iż chciano ich takimi uczynić nie dało się zmienić człowieka, a oni tacy nie byli. Nawet nie zauważył jak w pewnym momencie zaczął pogrążać się w mroku. Nie wyczuł tego jak psychicznie zaczął powoli się od wszystkich i wszystkiego oddalać, a czynności, które kiedyś sprawiały mu radość coraz rzadziej wywoływały uśmiech na jego twarzy. Przestawał przypominać siebie i raz nawet usłyszał jak Endeavor obwiniał za to jaką decyzję podjął w związku z tym gdzie chciał się uczyć. Mrok powoli ogarniał go ze wszystkich stron, nie pozwalając przebić się przez siebie światłu, czy to sztucznemu czy wręcz przeciwnie. Jego świat zaczynał wyblakać, stawał się okropnie szary, a on sam popadał powoli w marazm nie do końca zdając sobie nawet z tego sprawę.

Aktualnie znajdował się na dachu w połowie zawalonego budynku, a na sobie miał swój kostium bohatera. Rozglądał się dookoła śledząc wzrokiem zniszczenia, które zostały dokonane w tak krótkim czasie przez złoczyńców. Zmarszczył brwi, a na krótką chwilę jego rysy twarzy przestały być idealne choć po chwili wróciły do normalności. Opuścił głowę tym razem spod przymkniętych powiek obserwując swoje odziane w buty stopy wystające nieco za krawędź. W jego uszach panował szum, nie docierało do niego wiele zewnętrznych bodźców takich jak to, że wiatr powoli zaczynał mu wyciskać łzy z oczu ani odgłosów kroków za nim.

— Todoroki-kun?

Odwrócił się wyrwany z transu spoglądając na postać przed nim. Chłopak w jego wieku o policzkach na których były piegi i ciemnozielonych, bujnych włosach spoglądał na niego swoimi nieco jaśniejszymi szmaragdowymi oczami. On również miał na sobie swój strój chociaż ten był o wiele bardziej poszarpany. Na jego skroni dało się również dostrzec lekkie rozcięcie, które spowodowane było wcześniejszą walką którą niedawno zakończyli.

— Bohaterowie już go zabrali więc możemy iść patrolować okolicę dalej. Zauważyłeś coś? — Zapytał podchodząc do niego i nieco się wychylając.

— Nie, na razie nic nie widziałem — zaprzeczył kręcąc głową na co drugi się nieco rozpogodził.

— Czyli na razie nikt nie jest w niebezpieczeństwie. Chodźmy jednak zobaczyć tamtą uliczkę — wskazał w dany kierunek palcem. — Myślę, że lepiej by było ją obejrzeć. Mam przeczucie, że możemy coś tam znaleźć.

— A więc prowadź.

I tak jak powiedzieli tak też zrobili. Todoroki szedł zaraz za podskakującym niższym który nadal próbował grać wesołego mimo sytuacji. Uśmiechnął się pod nosem wyrównując z nim krok i zagadując niezobowiązująco. I nawet potem kiedy znów trafili na postać z którą musieli walczyć nigdy nie odwracał wzroku od niego wzroku.

W końcu był on jego prywatnym słońcem pokazującym mu odpowiednią ścieżkę w ciemności.

***

*Todoroki w oryginale chodził od samego początku do szkoły jednak ja to trochę zmieniałam. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top