Kiedyś to było czyli historie skakajców ciąg dalszy

Kiedyś to jak konkurs był niesprawiedliwy to po całości. Gdzie taniec belkami ja się pytam. A takie warunki na to były... Borek chciał, trenerzy też się wiercili, a Sandro nic twardy i nieugięty. Nawet ta jego krótkofalówka tak nijaka. Gdzie te emocje...

Brak jury meetingu z prawdziwego znaczenia. Jakieś pseudo koce i jeszcze zawodnik sam musiał się okrywać. Hoffer by sam przykrył i przytulił. Pfff

I kiedyś, jak były nie fair warunki, to jakiś zaskakujący zwycięzca np. Krzyś Biegun w 2013, albo Koiwuranta chyba w 2014 a tak... Znowu ten Norweg phiii. A Ammann do formy wraca, co prawda eksplozje wyliczam na przyszłoroczne igrzyska, ale takie podium sezon przed. Czy to by nie dodało trochę pikanterii jak dzisiejszy Kraftboeck czyli jedyny pozytywny aspekt tego konkursu?

Ale nie o tym dzisiejszy rozdział. Zapomniałam o paru aferach i ciekawostkach, więc zapraszam kochani.

Po pierwsze, minęłam nasze polskie podwórku. Nie, niestety, nie zamierzam rozpisywać się na temat telenoweli w reżyserii Justyny Żyły, ale cofniemy się do 2004 roku.

Co to był za rok. Mateusz Rutkowski na MŚJ pokonał samego Morgensterna, a polska drużyna zajęła drugie miejsce. Niezły powód do świętowania, no nie? No jak nie jak tak. Tego samego zdania była cała drużyna na czele z Mateuszem, Stefanem Hulą i Kamilem Stochem. Imprezy Niemców czy Norwegów? Drodzy państwo nie ten poziom. Panowie brakowało tak, że stypendia sportowe zostały pozabierane lub obcięte. O samej imprezie nikt za bardzo się nie wypowiada nigdy. Ciekawe dlaczego?

W tym samym roku drugi w historii Polski skoczek przeskoczył 200m  i był nim Mateusz Rutkowski.

  A właśnie. Pamiętacie takiego skoczka Jurija Tepesa, syna Mirana Tepese, poprzednika Borka i świetne dopełnienie Hoffera? Memów z tym związanych było dużo. Na szczęście Tepesa, za bardzo utytułowanym skoczkiem nie był a czasami komentatorzy żartowali, że chyba się panowie w domu pokłócili. No dobra, to na arenie międzynarodowej. A co na domowym podwórku?

Kojarzycie krewniaków Apolla? Np. Tomisława Tajnera? Młody talent jak słowo daję. Balował jak najlepszy Fińscy skoczkowie tamtych czasów.
Pewnego razu, na konkursach kontynentala miał pokój z Mateuszem Rutkowskim. Przepis na imprezę gotowy.
Co prawda, rozgoryczony odebranym prawem każdemu Rutkowski wolał spokojniejsze towarzystwo, to młodemu Tajnerowi to nie przeszkadzało. Kiedy Mateusz wrócił do pokoju znalazł basen w łazience. Tomi musiał zwrócić nadmiar alkoholu, zatykając wannę, nie zauważył tego i zaczął się myć...

I może, w tamtych czasach nie byłoby nic dziwnego gdyby nie fakt, że sztab szkoleniowy wymusił na Rutkowskim przyznania się za Tajnera, aby tamten nie miał problemów z wujkiem. Ehhhh. Historia wyszła parę dobrych lat później, jak Kamil Stoch zaczął odnosić pierwsze, większe sukcesy.

Zawodnik vs trener

  Jak skoczkowie nie idzie to zaczyna trenować z trenerem osobistym. Tylko nie zawsze podoba się to trenerowi głównemu.
W Polsce, w takiej sytuacji byli zawodnicy Maciek Kot, Dawid Kubacki za czasów Kruczka, który w najsłabszym sezonie z polską kadrą kategorycznie zabronił. Sytuację rozdmuchał Maciej Maciusiak, który razem z trenerami klubowymi zbuntowali się Kruczkowi, który miał pecha, bo w tamtym momencie nie broniło go nic.

  Jedyne podium naszej drużyny w tamtym sezonie Polsko team zdobył w składzie Hula,Kot, Stękała, Stoch, z czego pierwsza trójka była wtedy pod skrzydłami Maciusiaka...

Ten zaowocował zmianą trenera na Horngachera, która przyniosła same dobre rezultaty. Zmiana na plus. Dodatkowo Kruczek nigdy nie ośmielił się głośno krytykować żadnego z posunięć swojego następcy.

Prawie pełna kultura.

W przeciwieństwie do Austrii.

  Alexandra Pointnera, który jako trener zdobył dosłownie wszystko po x razy. Nadal jest wolnym trenerem i żywym komentatorem sytuacji w skocznym świecie.

Jego odejście, nie licząc prywatnych okoliczności owiane było skandalem. Wystarczy powiedzieć, że już lepiej pożegnano Kruczka i Horngachera w Polsce niż Pointnera w Austrii, gdzie kibice jednogłośnie stanęli po stronie szkoleniowca, o co więc chodzi.

Zacznijmy od początku. Wyobraźcie sytuację, jak na Igrzyskach w Korei. Austriacy w męskich skokach wracają bez medalu w 2002, ok 2004 kadrę obejmuje Pointner przez blisko 10 lat zdobył wszystko. Jego zawodnicy zdominowali wszystkie sezony w tamtym okresie.

Wyobraźcie sobie, że macie w kadrze macie mistrza olimpijskiego, mistrzów świata, oraz worek pozostałych medali z tych imprez i to tylko indywidualnie, bo drużynowo obstawia się tylko drugie miejsce. Mistrzów Świata w Lotach, Złoty Orzeł praktycznie nie wyjeżdża z Austrii, a jeżeli już to sporadycznie. Szesnastkowie z waszej drużyny detronizują starych mistrzów, osiemnastolatkowie dzierżą już kryształową kulę. Nr 3 waszej drużyny jest multimedalistą wielu imprez ma na swoim koncie złotego orła, zresztą tak samo jak Nr 4

Nr 5 (M.Koch) i Nr 6 (M.Fettner) bez problemu zastępują swoich kolegów w drużynie. Co prawda, kiedy skaczą przewaga nad drugim zespołem ze 100 czy 80 pkt spada do do 50 czy 30, ale... No dają chłopcy radę.

W końcu po 10 latach zostajesz zwolniony po słabym sezonie, w którym łupem twoich zawodników pada Turniej Czterech Skoczni i srebro na IO. I to wszystko w sytuacji, gdy jeden z twoich najlepszych zawodników jest po dwóch ciężkich upadkach...

   Wróćmy na chwilę do TCS wygrał Diethart, szok i niedowierzanie. Jak mu się to udało? Wtedy, świat skoków obiegła informacja, że innowacje w przygotowaniu psychologicznym. Diethart był swego rodzaju udanym eksperymentem sztabu psychologów i trenera.

O tym, że nie podobało się to zawodnikom można przeczytać w biografii Thomasa Morgensterna, który wolał zwyczajny siłowy trening. O ile nic nie wiadomo, aby to nie odpowiadało Gregorowi, o tyle zrobił awanturę o brak możliwości zabrania do Sochi swojego osobistego trenera. Emocje w Sochi nie opadły, bo austriaccy serwismeni przygotowali specjalne narty, ale tylko dla dwóch skoczków. Dla Thomasa i Gregora. O ile Pointnerowi udało się przekonać młodszego skoczka, który nigdy nie krył, że jest sportowym egoistą i chciał po prostu zwyciężać, o tyle zżyty z drużyną Morgi odmówił, uciekł trenerowi i... Dalej trudno odróżnić fakty od plotek, więc pominmy.

  O ile drużynowe srebro było sukcesem dla Thomasa, nagrodą za powrót o tyle dla Gregora było porażką zaczął krytykować sztab i trenera.

   Kiedy w marcu 2014 ogłoszono braku możliwości przedłużenia kontraktu z Pointnerem na cały austriacki związek i Gregora spadły gromy. Zawodnika zaczęto nazywać rozkapryszonym chłopcem a sztabowi zarzucano uległość wobec zawodnika.

   Po paru latach nie mogę nie przyznać odrobiny racji austriackim kibicom. Chociaż ja mam trochę rozbudowaną teorię. Pointner był mega wymagającym trenerem, ingerował w każdą sferę życia swoich zawodników. Był bez kompromisowy. Przynosiło to efekty, a kiedy Morgi i Gregor byli młodzi nie przeszkadzało im to. Jednak z wiekiem, no cóż... Dziesięć lat sukcesów to naprawdę ogrom czasu. Wiele męczących lat. Thomas nigdy nie ukrywał, że lepiej dogadywać się z Hainzem Kuttinem swoim osobistym trenerem, a Gregor po prostu chciał sukcesów, większych niż przez ostatni sezon z Pointnerem, jak przyznaje w filmie o sobie już sezon wcześniej czuł pierwsze syndromy wypalenia. W sezonie, kiedy zdobył MŚ w drużynie i KK. Mam małe wrażenie, że panowie trochę się dogadali, aby pozbyć się Alexandra, który zaczął eksperymentować z psychologicznym przygotowaniem. Ale może to moja teoria spiskowa nie upieram się.

Faktem jest to, że Pointnera zastąpił Hainz, którego Alexander krytykował nie raz. Naprawdę po TCS 2018, kiedy Kraft zajął 27 miejsce. Pointner pogratulował koledze, że pozbawił formy najlepszego skoczka na świecie (wtedy Krafta).

Więc mówię, w Polsce pod tym względem jest nudno...

Obecnie Austriacy nadal szukają formy, a Pointner jest wolnym trenerem, który w 2019 roku czekał na propozycję od PZN. Wyobraźcie sobie Pointnera u nas?

No dobrze, na dzisiaj zakończmy. Przed nami kolejne konkursy w Niemczech, Zakopane no i Rasnov (najciekawsze miejsce na tegorocznej mapie.

Chciałabym jeszcze powiedzieć, że jest jedną rzecz, która się nie zmienia. Na początek sezonu, polską drużyna pod skrzydłami Kruczka przegrywa z Francuzami:


A czy ja mam przypomnieć jak wyglądały dla polskiej męskiej drużyny po tamtej fatalnej drużynowce. No właśnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top