XIII
- Tony? Możemy porozmawiać? - pyta nieśmiało Peter wchodząc do pomieszczenia. Tony siedzi na kanapie w swoim salonie wpatrzony w StarkPad.
- Nie wiem czy mamy o czym - zaskrzypiał tylko Stark.
Peterowi chce się jednocześnie śmiać i płakać. Śmiać, bo jego głos rzeczywiście brzmiał jak stara zardzewiała szafa. Płakać, bo Tony po raz pierwszy od bardzo dawna, był dla niego tak szczerze nie miły.
- Nie chcę się z tobą kłócić wiesz? - mówi cicho nie mając odwago podnieś wzroku. Czuł się tak bardzo głupio - Pomyślałem, że powinnyśmy skorzystać z naszej wielkiej prawdy do rozwiązywania problemów. Porozmawiać.
Tony uśmiechnął się w duchu. Oczywiście nie da tego po sobie poznać.
- Niech ci będzie - mówi zrezygonwoany odkładając tablet - Siadaj.
Peter dziwnie zainteresowany białymi panelami na podłodze siada nieśmiało na sofie. Zaciska pięści na kolanach zły na siebie, że kiedy w końcu zebrał się na odwagę, by tu wejść nie jest w stanie się odezwać.
Tony wzycha.
- To zaczynamy od początku? - pyta Stark, jednak Peter mu nie odpowiada - Ty poprosiłeś o rozmowę i kultura wymaga abyś to ty ją rozpoczął.
Nastolatek bierze głęboki oddech i choć nadal nie podnosi wzroku, to jego głos nie jest już niśmiały i cihy, tylko mocy i spokojny. To już jakis postęp.
- Chciałbym byśmy doszli do porozumienia. Razem na spokojnie jeszcze raz wszystko przegadali i spróbowali znaleźć jakiś kompromis, ok? - prosi go - Chciałbym cię zrozumieć i chciałbym też być zrozumiany przez ciebie. Więc możemy przestać się na siebie wściekać w milczeniu i po ludzku pogadać?!
Tony przygląda mu się zdziwiony i zastanawia się czy kiedykolwiek widział Petera na takim skraju. Racja jeszcze parę dni temu był on w totalnej rozsypce, jednak teraz... to było coś innego. Przez chłopca przymawiały frustracja i smutek, a w jego głosie była taka bezsilna furia, że naprawdę nie wiedział jak powinien zareagować.
- Pete... - zaczyna, ale po chwili przerywa. Nadal nie wie co powiedzieć. Może powinien być z nim zwyczajnie szczery? - Po prostu nie mogę cię puścić z powrotem na patrole. Musisz przestać się zachowywać tak, jakby cie to krzywdziło.
- A może tak właśnie jest? - Peter odwraca głowę jak najdalej od Tony'ego. Naprawdę nie chce odwracać spojrzenia, ale nie jest w stanie na niego spojrzeć. Czuje się jakby go ranił. Jakby jego próba powiedzenia mu co czuje, była czymś nie na miejscu, jakby sprzeciwienie się jego decyzją było czymś złym - Może bez spidy'ego czuje się niepełny? Może stoję pół dnia na suficie i nie wiem co miałbym ze sobą zrobić? Może nagle mój dzień wydłużył się o dodatkowe cztery godziny z którymi naprawdę nie ma co zrobić?
Stark już po raz kolejny w ciągu ten rozmowy nie wie jak zareagować. Podczas ostatniej rozmowy nie wziął po uwagę tego, że Peter jest mutantem i funkcjonuje trochę inaczej niż inni ludzie. Podczas gdy on przypisywał całą chęć bycia Spider-Manem do zdecydowanie zbyt dużego kompleksu bohatera chłopca, ten dusił w sobie zbyt duże pokłady energii, których nie miał jak spożytkować. Racja chęć pomocy tez odgrywał tu swoją dość znaczącą role, ale Peter zwyczajnie nie mógł poprawnie funkcjonować bez czegoś co wyładuje ten jego cholernie szybki metabolizm. Spojrzał na ręce nastolatka, które na jego kolanach poruszały się z prędkością światła wyginając się we wszystkich kierunkach.
Wtedy do niego dotarło. Jeśli zaraz czegoś nie zrobi to Peter zwarjuje.
- Czemuś nie mówi od razu? - mówi zdenerwowany, chwytając chłopca za rękę i ciągnąc w stronę windy.
- Tony co ty robisz? - pyta zdziwiony nastolatek.
- Byłem przekonany, że naciskasz na powrót do spider-man'a, bo za bardzo martwisz się o mieszkańców Nowego Yorku - Stark dosłownie wpycha go do windy i naciska przycisk.
- Dokładnie o to mi chodziło - zgadza się Peter .
- Nie
- Nie? - nie rozumie chłopiec. Skąd niby Tony wie teraz lepiej jakie są jego motywacje?
- Nie - potwierdza Stark - Twoja przemiana materii jest błyskawiczna, co nie tylko powoduje, że potrzebujesz więcej jadzenia, ale sprawia też, że masz więcej energii. Spider-man przez swoją prace wykorzystywał nadmiary tej energii, jednak od ponad tygodnie nie wychodziłeś jako on na ulice. Zdajesz sobie sprawę jaki nadmiar energii teraz w tobie siedzi?
- Co? - Peter zadawał się zgubić gdzieś swoją zdolność przetwarzania informacji - Skąd w ogóle wziąłeś taki wniosek?
- Twoje ręce - oznajmia, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Peter podnosi ręce na wyskość sowich oczu i przygląda się im dokładnie z obu stron.
- Co z nimi? - pyta zdezorientowany.
- Ruszałeś nimi jakbyś miał co najmniej ADHD - wyjaśnia.
- Tony, ja mam ADHD - mówi Peter z naciskiem - Zespół nadpobudliwości psychoruchowej*.
- Co?
- Jak na człowieka, który jest w trakcie procesu mojej adopcji, przerażająco mało wiesz o moim stanie zdrowia. - gdy Tony nadal wygląda jakby nic nie rozumiał, dodaje - Stwierdzono je u mnie kiedy miałem pięc lat.
- Czemu nigdy nie zauważyłem? - sfrustrowany przeciera ręka twarz, Nie rozumie.
- Ugryzienie pająka sprawiło, że wszystkie moje dysfunkcje zniknęły lub zmniejszyły się do niezauważalnego na co dzień stopnia. - tłumaczy spokojnie Peter - ADHD jest jedną z nich. Ciągle czasem zdarza mi się mieć te dziwne tiki nerwowe, ale to normalne z moją chorobą, więc nie ma się czym martwić.
- Ale nie masz nic przeciwko, by uderzyć pare razy w worek terningowy? - uewnia sie Tony.
- Nigdy nie mam nic przeciwko, by uderzyć w worek treningowy- śmieje się Peter, jednak po chwili poważnieje - Ale nie o tym chciałem z tobą pogadać.
- Nie będziemy o tym rozmawiać - oznajmia twardo Tony nim jeszcze zdąży rozwinąć swoją wypowiedź - Teraz pożyjesz trochę jak normalny nastolatek.
- Nie możesz nadawać definicji mojej normalności. Ona ma już swoją definicje i jest ona jak najbardziej sprzeczna z twoja wizją mojego normalnego życia - Peter opiera się o ścianę windy z głośnym westchnieniem - Moją normalnością jest huśtanie się pomiędzy budynkami na sieciach i praca z tobą w laboratorium. Dlaczego tak usilnie próbujesz temu zaprzeczać?
Głos Petera był pełen bólu. On i Tony zawsze byli tak blisko tak świetnie się zawsze rozumieli. Co takiego się teraz zmieniło, że Tony nie jest już w stanie go zrozumieć?
- Nie puszcze cię na patrole - zaznacza Tony. Nie zamierza puszczać dzieciaka, co kilka dni temu nie był w stanie wstać z łóżka na walkę z przestępczością.
- Ale chcę z powrotem treningi i czas laboratorium - żąda.
- Nie ma takiej opcji - stanowczo oponuje Tony - Przez najbliższy tydzień zajmujesz się tym czym zajmują się normalne nastolatki
- Nie dam rady Tony - Peter robi swoje firmowe oczka szczeniaczka - Potrzebuje tego.
- Ok - wzdycha Stark. Nie jest w stanie oprzeć się naturalnemu urokowi chłopca - Ale to ja zdecyduje kiedy wrócisz do robienie z siebie superbohatera.
- W sensie, że po prostu poczekasz aż ja uznam, że jestem gotowy? - roześmiany Peter wyskakuje z windy.
- O nie Pete, to tak nie działa, nie będziesz mi mówił co ma robić, bo to ja zamierzam mówić tobie co masz robić. Od teraz żadnych pytań czy jesteś gotowy, po prostu ja będę podejmować wszystkie decy... - Tony nigdy nie skończył tej wypowiedzi, bo przerywa mu Peter, który nagle rzuca się na niego i uderza wraz z nim w zamknięte już drzwi widy, podczas gdy dwóch byłych agentów Tarczy spada w miejsce gdzie przed chwilą stał razem z kratka od przewodu wentylacyjnego.
- Friday, zaplanuj przebudowę wentylacji w wieży tak by nie mógł zmieścić się do niej człowiek 0 jęczy Tony rozcierając obolałą głowę, którą przed chwilą grzmotnął w windę.
- Zaplanowane szefie - odpowiada natychmiastowo Friday.
- To był twój zdecydowanie najgłupszy pomysł w historii Clint - mówi Natasza patrząc na niego wzrokiem, który zabija.
- W Budapeszcie odwalałem grubsze akcje - oponuje Barton, ale przezornie odsuwa się od kobiety na dobre dziesięć metrów.
Spojrzenie Petera biega od Nataszy do Clint i z powrotem. Powoli wstaje i krzyżuje ramiona na piersi.
- Przyznajcie się. Wam też włączył się ostatnio tryb nadopiekuńczych rodziców i zamierzaliście zamordować Tony'ego tylko dlatego, że był dla mnie wredny?
Szpiedzy popatrzyli po sobie i zgodnie pokiwali głowami.
- Z grubsza to taki właśnie był plan - przyznaje Clint.
*Wynika to z tekstu, ale powiem to by zaszpanować moją wiedzą. Zespól nadpobudliwości psychoruchowej to inna nazwa ADHD
*głośnie westchnienie ulgi, że w końcu udało mi się to napisać*
Z miejsca chcę was wszystkich bardzo przeprosić, że kazałam wam tyle czekać. Rozumiecie szkoła, rodzina, obowiązki, bark weny... to wszystko nałożyło się na siebie i nie byłam w stanie tego napisać.
Ten rozdział został napisany tylko i wyłącznie dzięki wam. Praktycznie codziennie pojawiał się ktoś, kto pisał jakiś nieziemsko miły komentarz zakończony pytaniem ,,Kiedy next?"
Na początku na nie odpisywałam, mówiłam że już nie długo, nawet podawałam daty.
Przepraszam wszystkich, których wtedy okłamałam.
I wszystkich, którym na ten komentarz nigdy nie odpisałam. Nie chciałam składać pustych obietnic.
Kocham was <3333333
Do zobaczenia w następnym rozdziale (Który powinien być za tydzień, ale no cóż, znacie mnie)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top