Rozdział 5
O dwunastej byłam gotowa. Stojąc w pokoju ubrana w mundur trzymałam w dłoniach beret. Tylko on jeszcze pasował. Zastanawiałam się, jak to wszystko się potoczy. Od dawna pragnęłam, tylko spokoju i normalnego życia. Nigdy nie mogłam zrobić czegoś, jak zwyczajna nastolatka. Od czternastego roku życia byłam żołnierzem. Pięć lat poświęciłam na wojsko i służbę. W wieku osiemnastu lat zrezygnowałam, a teraz wracam. Westchnęłam i wyszłam z pokoju zabierając, tylko telefon, który schowałam do jednej z kieszeni munduru. Powędrowałam do kuchni, by napić się jeszcze wody. Całe szczęście nie było tam nikogo. Mogłam w ciszy zrobić to po, co przyszłam. Gdy miałam już wychodzić z wieży zaczepił mnie tata.
— Błagam, tylko nie gadaj o tym, że to błąd, bo zdania nie zmienię — powiedziałam.
— Nie będę, obiecuję — oznajmił.
Przytulił mnie. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co zrobić.
— Pamiętaj, że jestem z ciebie dumny. Mama też, by była — rzekł ojciec. — Bez względu, jak postąpisz zawsze będę przy tobie.
Odwzajemniłam przytulasa.
— Dziękuję — szepnęłam. — Nie wrócę dzisiaj za szybko. Nie czekajcie na mnie.
— Chcę, żebyś tylko wróciła, słonko — powiedział tata.
— Dobrze — powiedziałam. — Postaram się — dodałam. — Muszę iść, Jake już czeka.
Przywitałam się z Russo i wspólnie pojechaliśmy na poligon, gdzie miała odbyć się uroczystość. Na miejscu spotkaliśmy się z Zackiem i Alecem. Wspólnie poszliśmy z parkingu na właściwe miejsce zamieniając po drodze kilka słów z ważnymi osobistościami i paroma żołnierzami z dawnych lat. Równo o czternastej zaczęła się uroczystość. Wszyscy staliśmy ustawieni. Ja z chłopakami na końcu.
— A teraz nastąpi odnownie przysięgi przez porucznik Ivy Rogers, podporucznika Aleca Osmenta, sierżanta Jake'a Russo oraz chorążego Zack'a Amuntely'ego — oznajmił przez mikrofon Luciane. — Porucznik Ivy Rogers, wystąp.
Odnowienie przysięgi polegało po prostu na powtórzeniu przysięgi. Wypowiedzenie kilkudziesięciu słów dzieliło mnie od ponownego wstąpienia w szeregi amerykańskich sił zbrojnych.
— Ja — zaczęłam — Ivy Lilianah Elizabeth Rogers, uroczyście przysięgam, że będę popierała i broniła Konstytucji Stanów Zjednoczonych przed wszystkimi wrogami, zagranicznymi i krajowymi, że przyniosę prawdziwą wiarę i wierność temu samemu, i że będę przestrzegać rozkazów Prezydenta Stanów Zjednoczonych i rozkazów oficerów mianowanych nade mną, zgodnie z przepisami i Jednolitym Kodeksem Wojskowym Sprawiedliwości. Tak mi dopomóż Bóg — zakończyłam.
Potem chłopaki zrobili to samo. Po zakończeniu uroczystości wszyscy udali się na poczęstunek. By utrzymać pozory my również udaliśmy się na niego, choć bardziej woleliśmy zacząć pracować nad sprawą. Im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej skończymy. Każdemu z nas na tym zależało. Szczególnie, że prawie nic nie wiemy o nich. Tyle, że żyją i są w Stanach. Luciane sprytnie to sobie zaplanował. Chciał nas ściągnąć z powrotem. Zrobił to. Teraz wystarczy zaczekać aż cała impreza się skończy i dostaniemy więcej informacji.
— A, panna Rogers, jak ojciec? — zapytał jakiś inny generał, którego nie znałam.
— Dobrze, generale — odpowiedziałam.
— Nie znamy się — rzekł. — Jestem generał Owen Brown. Poznałem twojego ojca kilka miesięcy temu, gdy przybył razem z Nicholasem Fury'm na spotkanie w sprawie tego przemytu ludzi.
— Rozumiem — odpowiedziałam. — Miałam jechać dzisiaj nadzorować akcję, ale jak widzi pan, wypadło mi coś innego — wtrąciłam.
— Dlaczego zdecydowałaś się na powrót do wojska? — zapytał Brown.
— Pewna sprawa, która nie została dokończona, wymaga mojego udziału — odpowiedziałam trochę wymijająco.
Chciałam, by sobie w końcu poszedł. Tracę, tylko czas na bezsensowną gadkę z nim. Mogłabym w tej chwili zdobywać lepsze informacje.
— Pozostali żołnierze wrócili pewnie z tego samego powodu, nieprawdaż? — zapytał.
— Owszem — odpowiedziałam. — Wróciliśmy, tylko z tego powodu. Po zakończeniu tej sprawy na zawsze odcinamy się od wojska. Dość zrobiliśmy dla kraju.
— Zdaje sobie pani sprawę, że wojsko to nie hotel? Nie można wchodzić i wychodzić, kiedy się tylko chce — powiedział generał.
— Zdaję sobie z tego sprawę — odpowiedziałam. — Po powrocie z misji w Syrii nie prosiliśmy o wiele. Wróciliśmy, aby pomóc, bo tylko my znamy tą sprawę. Po zakończeniu jej, mamy wszelkie prawo, aby odejść, i nikt nie może wymagać od nas więcej.
— Złożyła pani niedawno przysięgę wierności — zaczął ostrzej Brown.
— Ale wojsko to nie więzienie — odpowiedziałam. — Konstytucja zapewnia wolność i wybór każdemu człowiekowi. Czy naprawdę chce pan dopuścić się zdrady Konstytucji, aby tylko nas zatrzymać? Nie sądzę. Jest pan wysoko postawionym wojskowym i raczej Prezydent nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw.
— Czy pani mi grozi? — zapytał generał.
— Tylko ostrzegam — odpowiedziałam. — Wie pan z kim mieszkam. Wie pan, jakie mam znajomości. Więc lepiej, aby nie doszło do tego, abym musiała poprosić o pomoc w ujawnieniu kilku spraw z pańskiej przeszłości. A teraz niech generał wybaczy, ale muszę zabrać się za to po, co tu przybyłam.
Prawdę mówiąc nie wiedziałam, czy ten gościu ma coś za uszami. Ale patrząc na to z drugiej strony, Stark znalazłby pewnie coś, co obciążyłoby pana generała. Wymiana zdań z nim wyprowadziła mnie trochę z równowagi. Czy wszyscy naprawdę sądzą, że wróciłam na zawsze? Przeszłość sprawiła, że wróciłam. Ale tylko po to, aby się z nią rozprawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top