Rozdział 3
Spałam może z cztery godziny. Ciągle po głowie chodziło mi to wszystko. Po akcji z Syrii myślałam, że w końcu będę mieć spokój z wojskiem. Chciałam to wszystko zostawić za sobą, ale jak widać, nawet tego nie mogę zrobić. Po tym, jak wstałam zadzwoniłam do Zacka i Aleca mówiąc im o wszystkim. Zareagowali tak samo, jak Jake. Powiedziałam im, abyśmy spotkali się w jakiejś kawiarence i pogadali. Do Jake'a wysłałam jedynie SMS-a z informacją o godzinie i miejscu spotkania. Zmieniłam piżamę na zwykłe ubrania i poszłam do kuchni, aby napić się kawy. Miałam niecałą godzinę do spotkania, więc musiałam się trochę pospieszyć. Po drodze spotkałam Ethana.
— Cześć kochanie — powiedział chłopak witając się ze mną całusem.
— Cześć — odpowiedziałam. — Co tam?
— To raczej ja powinienem się zapytać, co u ciebie. Jak się czujesz? — zapytał chłopak.
Westchnęłam ciężko. Nienawidziłam, jak pytali mnie o samopoczucie.
— Ethan, rozmawialiśmy już o tym — oznajmiłam. — Przestań, naprawdę, bo to doprowadzi mnie do szału.
— Dobra, dobra, chciałem dobrze — powiedział chłopak unosząc ręce w geście poddania. — Pójdziemy gdzieś dzisiaj? Może kino? Dawno nigdzie nie byliśmy.
— Nie mogę — odpowiedziałam. — Pamiętasz Jake'a, Zacka i Aleca?
— To ci z twojego dawnego oddziału? — zapytał Ethan, a ja pokiwałam głową.
— Zgadaliśmy się kilka dni temu i umówiliśmy się na dzisiaj — powiedziałam po części kłamiąc.
— Nie możesz odwołać? Ostatnio rzadko spędzamy ze sobą czas — stwierdził Ethan.
— Słonko, byli pierwsi — odpowiedziałam. — Nie mogę tego odwołać. Długo ich nie widziałam.
— Zaczynam być zazdrosny — bąknął chłopak.
— Nie masz o co — powiedziałam.
W kuchni był tata, Natasha i Tony. Ciekawe, co ten ostatni robi tu tak wcześnie. Zwykle albo siedział jeszcze w pracowni, albo spał po zakrapianej jakimś drogim alkoholem nocy. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy stole. Zrobiłam parę kanapek.
— I co? Znalazłeś coś Tony? — zapytałam mężczyzny.
Stark spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
— No co? Nie trudno było się domyślić, że kazali ci czegoś poszukać — oznajmiłam kończąc drugą kanapkę. — Więc jak?
— Nie było nic, a nic — odpowiedział Tony. — Powiedz, jakim cudem? Żadnych informacji na wojskowych serwerach, prywatnych serwerach ludzi z Pentagonu.
— Razem z chłopakami z oddziału usunęliśmy wszystko przed odejściem ze służby. Wpuściliśmy wirusa i po sprawie — odpowiedziałam. — Nie ma nic, nawet w wersji papierowej. Powodzonka życzę. Zmywam się na spotkanie z tymi chłopakami z tegoż byłego oddziału. Pa.
Wzięłam z pokoju kurtkę i parę rzeczy. Do kawiarenki miałam jakieś trzydzieści minut drogi, a do spotkania dwadzieścia. Musiałam się pospieszyć. Gdy dotarłam na miejsce chłopaki już czekali. Przywitałam się z nimi i zamówiliśmy coś, aby nie siedzieć tak bez niczego. Z kieszeni wyjęłam małe urządzenie i położyłam na stoliku. Miało ono za zadanie blokować sygnały urządzeń, które miały nas podsłuchiwać. Zack uniósł brwi.
— Ojciec — odpowiedziałam krótko. — Wiecie po co tu jesteśmy. Za cholerę nie chcę tam wracać, ale nie mamy wyjścia.
— Skąd Luciene wiedział, że oni wrócili? — zapytał Alec.
— Pytałam go o to. Najpierw pojawili się w Syrii, tam, gdzie ostatnio, a teraz przenieśli się do Stanów — odpowiedziałam.
— Chcą zemsty na nas — odezwał się Jake. — Każde z nas to wie. A najbardziej chcą dorwać ciebie, Iv.
— Wiesz cokolwiek więcej o nich? Gdzie mają bazę, kto nimi teraz rządzi? — pytał Zack.
Upiłam łyk soku, który zamówiłam.
— Wiem, tyle ile wam powiedziałam — oznajmiłam. — Więcej informacji...
— Po ponownym zaciągnięciu się — dokończył Alec. — Dlaczego my to w ogóle robimy? Nie dość zrobiliśmy dla kraju? Czy to nie powinien być teraz problem Luciene'a?
— Alec — powiedział ostrzegawczo Jake. — Nie pamiętasz już, co sobie przysiegliśmy?
— Pamiętam, pamiętam — rzekł chłopak.
— Po za tym dobrze wiesz, że tylko nasza czwórka wie o nich najwięcej i wie, czego chcą — powiedziałam. — Nie mamy żadnego wyjścia.
— A Avengersi? — zapytał Alec spoglądając na mnie. — Nie mogą oni nam pomóc?
— Cholera, Alec, nie potrafię im tego powiedzieć — szepnęłam. — Sama wiadomość o ich powrocie wywołała we mnie za duży strach. Wracam do wojska, tylko po to, aby ich zniszczyć. Tyle. Potem na zawsze odcinam się od tego.
— Jesteś pewna powrotu? — zapytał Jake. — Wstąpimy i nie będzie odwrotu. Sprawę będzie trzeba doprowadzić do końca bez względu na okoliczności.
— Jestem tego pewna — odpowiedziałam. — Jedziemy do bazy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top