Rozdział 10
Łzy, chusteczki i miłość...
Kapitan doradza...
Lubię ten rozdział ~ autorka
Ivy nie budziła już drugi tydzień. Ciągle nie oddychała samodzielnie. Dwa tygodnie była już na oddziale intensywnej terapii. Codziennie ją odwiedzałem. Inni chcieli wejść, ale lekarz nie pozwolił. Nie, kiedy jest na tej sali. Jednak zauważyłem, że przed salą nieustannie przebywa Jake.
— Panie doktorze, czy wiadomo, kiedy się obudzi? — zapytałem doktora, który przyszedł zbadać moją córkę.
— Nie wiem. Z medycznego punktu widzenia, powinna chociaż oddychać sama, ale to się nie dzieje. Nie mamy pojęcia dlaczego — powiedział lekarz i zawiesił się na chwilę. — Nie chcę nic sugerować, ale... Widziałem całą dokumentację medyczną pańskiej córki. Czy wziął pan pod uwagę, że ona po prostu nie chce się obudzić?
Myślałem o tym, ale nie chciałem w to wierzyć. Ivy musiała się obudzić. Miała dla kogo żyć. Musiała walczyć. Nie była słaba.
— Ale proszę być dobrej myśli — dopowiedział lekarz. — Widziałem chłopaka przed salą, który ciągle tu przesiaduje. Kto to jest?
— Jake, kolega z jej oddziału — odpowiedziałem. — Co dzień pyta, czy może do niej wejść — uśmiechnąłem się.
— Niech wejdzie. Na krótko. Osoby spoza rodziny nie mogą długo tutaj przebywać. Ale pan musi wtedy opuścić salę — powiedział lekarz.
— Dziękuję — powiedziałem.
Lekarz odszedł. Ucałowałem w czoło córkę i wyszedłem z sali. Zdjąłem fartuch i podałem go Jake'owi. Był chyba bardziej zmęczony ode mnie.
— Możesz wejść, ale na krótko — powiedziałem do zdziwionego chłopaka. — Posiedź przy niej, a ja pójdę napić się kawy.
— Dziękuję — powiedział Russo i praktycznie wbiegł na salę.
POV. Jake
Wszedłem na salę. Cieszyłem się, że pozwolono mi do niej wejść. Od dwóch tygodni czatuję przed oddziałem. Usiadłem na krzesełku przy jej łóżku. Rozejrzałem się. Pielęgniarka siedziała w pomieszczeniu obok i wypełniała jakieś papiery.
— Ivy — zacząłem — na pewno mnie słyszysz. Zawsze wszystko słyszałaś. Proszę, musisz się obudzić, choćby dla mnie. Tęsknię za tobą. Za twoimi oczami. Za tym niemrawym uśmiechem. Za twoją zaciętością. Odwagą. Nawet za tym wyzywaniem mnie. Pamiętasz, jak powiedziałaś, że jestem upierdliwy? Ja tak. Pamiętam też, jak przyszłaś do mnie w nocy ponad miesiąc temu. Jak otworzyłem drzwi, nie wierzyłem, że to ty stoisz przede mną. Wypiękniałaś. Widziałem cię wtedy pierwszy raz po roku, jak opuściliśmy ośrodek. Zmieniłaś się. Na dobre, oczywiście. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu, a ja nie dostrzegłem, że byłaś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Uświadomiłem sobie to dopiero wtedy, gdy przyszłaś do mnie wystraszona po wiadomości od generała. Miałem ochotę zgarnąć cię w swoje ramiona. Nie chciałem w tamtej chwili pozwolić, aby coś ci się działo. Twój uśmiech sprawił, że moje serce na chwilę stanęło, a ja nie miałem pojęcia, co robić. Nie miałem odwagi, żeby powiedzieć ci, że coś do ciebie czuję — zaśmiałem się. — Jestem żołnierzem, a nie miałem odwagi powiedzieć dziewczynie, co do niej czuję. Ale jesteś z Ethanem. Nie chciałem rozwalać wam związku. Nie jestem taki. Proszę, obudź się. Chcę ci to wszystko powiedzieć prosto w oczy. Chcę być z tobą. Bez względu na wszystko. Zrozumiałem to. Od dwóch tygodni siedzę przed salą. Czekałem, aż mnie wpuszczą. Masz się obudzić, słyszysz? Tym razem to ja ci wydaję rozkaz.
— Przepraszam, ale musi pan już opuścić salę. Pacjentka musi odpocząć — powiedziała pielęgniarka.
— Dobrze — odpowiedziałem.
Chwyciłem dłoń Ivy. Ucałowałem ją i wyszedłem z sali. Pan Rogers jeszcze nie wrócił. Odwiesiłem fartuch na wieszak i stanąłem przed przeszklonymi drzwiami, by patrzeć na dziewczynę. Nie chciałem jej opuszczać. Kilka minut później wrócił Kapitan.
— Zmieniło się coś przez ten czas, jak mnie nie było? — zapytał.
Pokręciłem głową.
— Nie — oznajmiłem.
— Dlaczego cały czas tu siedzisz? — zapytał pan Rogers.
— Jest moją przyjaciółką — odpowiedziałem.
Nie potrafiłem powiedzieć jej ojcu, co czuję do jego córki, choć wiedziałem, że i tak prędzej, czy później to się wyda.
— Nieprawda — oznajmił pan Steve. Spojrzałem na niego. — Jest dla ciebie kimś więcej niż zwykłą przyjaciółką.
— Dużo razem przeżyliśmy — odpowiedziałem spoglądając na Iv.
— To prawda, ale to nie wszystko — powiedział ojciec dziewczyny.
Westchnąłem. Domyślił się. Domyślił się, że kocham jego córkę.
— Nie chcę rozwalać jej związku — szepnąłem.
— Ethan to miły chłopak i bardzo pomógł Ivy, ale oni ostatnio mijają się ze sobą — powiedział Kapitan. — Nie spędzają za dużo czasu ze sobą.
— Ale przetrwali ten rok — powiedziałem.
— Jake — zaczął Kapitan — oni trwają. Są bliscy sobie, ale nie sądzę, że się kochają. Może na początku tak było, ale nie teraz. Zobacz, ty tu jesteś cały czas.
Nastała chwila ciszy. Dziwnie się czułem rozmawiając z nim o tym.
— Przemyśl to — powiedział pan Rogers, po czym wziął fartuch i wszedł do sali.
Westchnąłem. Nie wiedziałem, co robić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top