XII
- Tak! - krzykną uradowany wygraną w Fifę Peter - Zwycięstwo!
Wskoczył na sufit i tam radośnie zatańczył taniec zwycięstwa. Siedział razem ze Nataszą, Steve'm i Clintem w pokoju wspólnym i grali na konsoli od trzech godzin. Zgadnijcie kto wszystkich pokonał?
- Złaź stamtąd Parker - rozkazuję mu uśmiechnięta Natasza.
- Chyba jednak zostanę - Peter siada na suficie po turecku - Dam wam fory i wygram siedząc na suficie.
- Wątpię, by ktoś chciał grać na konsoli z nastolatkiem przyczepionym do sufitu - zauważa Clint.
- Oczywiście, jeśli ktoś w ogóle chciałby z tobą grać, po tym jak rozniosłeś nas wszystkich po 35 razy - dodaje Natasza.
- 33! - poprawia ją Peter z rozbrajającą uczciwością.
- Peter - mówi miękko Steve - Nie mamy siły już z tobą grać.
- Ja też nie - westchnął - Ale mam za dużo wolnego czasu i naprawdę nie mam co z nim zrobić.
- A co normalnie robisz w wolnym czasie? - zapytał Clint.
- Od paru lat nie miałem wolnego popołudnia - wzrusza ramionami - Zazwyczaj idę na patrol albo pracuję w laboratorium.
- To idź to zrób - doradza mu (jakże) inteligentnie Clint.
- Gdyby mógł to by to zrobił - warczy Natasza - Nie mów, że nie słyszałeś ich wczorajszej kłótni. Wydzierali się na siebie przez kilka godzin. Głos Starka brzmi dziś jak stara zardzewiała szafa.
- Nie kłócili się przypadkiem o zaznania Petera w sprawie śmierci jego ciotki? - pyta się Steve. Jest przekonany, że słyszał jak na siebie o to krzyczeli.
- Albo o bycie normalnym nastolatkiem? - dopytuje Clint.
- O to też - zgadza się chłopak zaskakując z sufitu - Kłóciliśmy się dosłownie o wszystko. Tony był totalnym dupkiem i nie chciał mnie słuchać dosłownie w żadnej kwestii.
- Przejdzie mu - mówi pocieszająco Natasza.
- Nawet jeśli, to ja długo nie wytrzymam w takim stanie - siada na jednym z foteli zrezygnowany - Jetem przyzwyczajany dożycia w biegu. To mój naturalny stan i jest najzdrowszy dla tego jak działa obecnie mój organizm. Racja potrzebowałem przerwy. Odpocząłem, wziąłem oddech, ale teraz potrzebuję powrotu do starej rutyny.
- Może Tony ma racje - próbuje Steve, ale Peter natychmiastowo mu przerywa.
- Nie ma jej - oznajmia twardo - Bawi się w nadopiekuńczego ojca i to wcale nie pomaga.
Bierze głęboki oddech. Nie lubi myśli, że Tony nie nadaję się na jego opiekuna, ale zaczyna podejrzewać, że tak właśnie jest. Jest już prawie dorosły i naprawdę zna siebie na tyle dobrze, by poradzić sobie ze śmiercią May, bez względu na to jak bardzo jest to bolesne. Nie chcę by ciocia stała się jego koszmarem, tak jak na początku Ben. Potrzebuje wrócić do swoich zwykłych zajęć, by zrozumieć, że na niektóre rzeczy nie ma się wpływu. Tony tego nie rozumie i nie chcę mu pozwolić na poradzenie sobie z jego problemem tak, jak uzna to za właściwe.
- Dobra, jedź na całość - odzywa się nagle Clint.
Wszyscy patrzą na niego zdziwieni.
- Przepraszam, co? - pyta Peter.
- Też byłem nastolatkiem wiesz? W twoim wieku to normalne, że pojawia się rozłam pomiędzy twoja opinią a opiniom opiekuna. - wzruszył ramionami - Musisz gdzieś rozładować swoja bezsilną frustracje. Powiedz nam wszystko co cię teraz dręczy
- Po prostu, powiedział mi na początku, że do wszystkiego potrzeba czasu. Kazał mi się nie spieszyć i powiedział, bym po prostu mówił mu kiedy jestem gotowy na niektóre rzeczy. Więc kiedy dzień w szkole poszedł mi gładko, powiedziałem, że jestem gotowy by wrócić do patrolowania, treningów i mojej pracy w laboratorium. - Peter zacisnął pięści na swoich kolanach - A on mi na to, że nie jestem gotowy. Że go oszukuję bo nie chcę być ciężarem. Że mam chore poczucie obowiązku, które nie pozwala mi myśleć o sobie. Nawet jeśli to co mu do tego? Nie pierwszy raz muszę zaczynać życie odnowa po traumie. Im dłużej będę się kisić w mojej strefie komfortu, tym trudniej będzie mi z niej potem wyjść. Nie chcę trwać w iluzji, że wszytko jest w porządku kiedy nic nie jest. Jedynym zdrowym sposobem jest zaakceptowanie nowej rzeczywistości. Nie zrobię tego jeśli nie pozwoli mi się do mojej rzeczywistości zbliżyć.
Westchnął głęboko i rozluźnił się.
- Dzięki, że daliście mi się wygadać - poczuł wielką ulgę po wyrzuceniu z siebie tego wszystkiego - Wiem, że to trochę głupie, że wyżalam się Avengers z moich problemów z opiekunem...
- No weź Pete - Clint przerywa mu siadając na oparciu fotela. Obejmuje go ramieniem - Jesteś naszym mini Avengerem.
Peter tylko jęczy z frustracji. Naprawdę nie lubi tej ksywki.
- Członkiem zespołu - dopowiada uśmiechnięta Natasza. Od kiedy nastolatek pojawił się wieży dużo częściej się uśmiechała.
- Jeśli chcesz porozmawiamy z Tonym - proponuję Steve - Może będziemy w stanie choć trochę go przekonać.
- Dzięki, ale nie - Peter uśmiecha się przepraszająco. - To sprawa między nim a mną i oboje musimy się nauczyć jak sobie radzić w podobnych sytuacjach.
- Rozumiem - zgadza się niechętnie Rogers - To bardzo dopowiedziane z twojej strony.
- Dzięki - nastolatek podnosi się z fotela - Cóż, dziękuję, że poświęciliście mi swój czas. Chyba jestem gotowy, by ponownie porozmawiać z Tonym.
Peter kieruje się w strone wyjścia z pomieszczenia.
- Jeszcze raz dziękuję! - rzuca już zza drzwi.
- Myślicie, że może przekonać Tony'ego do zmiany w zadnia? - pyta Clint po chwili ciszy.
- On może przekonać każdego - zapewnia Natasza.
- Tony to nie każdy - wtrąca się Steve - Nie ma bardziej upartej osoby niż on.
- Peter zasługuję na to by móc samodzielnie podejmować pewne decyzję - oznajmia z mocą Wdowa - Nie mówię by od razu wrócił do patrolowania, ale wznowienie treningów lub praca w laboratorium to coś, czego barak nie będzie mu w niczym pomagał tylko przeszkadzał.
- Tony próbuję odpowiednio się nim zaopiekować - zauważa Steve - Zna go dłużej i lepiej od nas. Przecież nie może być tak zaślepiony rodzicielską miłością.
- On jest tak zaślepiany rodzicielską miłością - mówią w tym samym czasie Natasza i Clint.
- Chyba raczej wy - wzdycha Rogers - Zaraz schowacie się w otworach wentylacyjnych, by zareagować jakby rozmowa szła w złym kierunku.
- Dokładnie to zrobimy - potwierdzają zgrani niczym bliźniaki.
- Co? Nie! Przecież przed chwilą Peter mówił, że musi załatwić to sam! - Steve desperacko próbuję ich zatrzymać, gdy wchodzą do otworu wentylacyjnego w suficie - Natasza! Clint!
Nikt nie odpowiedział.
- No i jestem w czarniej du... -
Jego dalsze słowa są ocenzurowane w celu ochrony dobrego imienia Kapitana (Język!) Ameryki
Naprawdę was wszystkich kocham. Wasze gwiazdki i komentarze są cudowne i naprawdę uwielbiam je czytać.
Dzięki, że dopytujecie się o rozdziały. Myślę, że gdyby nie to nie miałabym motywacji siąść i to napisać.
Planowany nexst? Jak się pewnie domyślacie na czwartek. Znacie mnie już jednak na tyle dobrze by wiedzieć, że zapewne pojawi się on w piątek jak nie w sobotę.
Napiszcie mi proszę co myślcie o tym rozdziale.
Ciao!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top