VIII
To w cholerę słabe i naprawdę nie mam pojęcia, po co dodałam ten wątek z dziewczyną.
Miłego czytania.
Peter wpatrywał się w ekran telefonu. Tony zgodził się, by skontaktował się z dziewczyną, ale dość wyraźnie zaznaczył:
- Wiem, że to ważne, by w takich chwilach być blisko osób które się kocha, ale nie gadajcie godzinami - poprosił go - Musisz zjeść śniadanie i musimy omówić jeszcze parę kwestii.
Miał całą masę nie odebranych od MJ połączeń i ponad sto wiadomości, na które nie tyle co nie odpowiedział, ale ich nawet nie przeczytał, nie mówiąc już o ich zauważeniu.
Czuł się jak najgorszy dupek. Chodzili ze sobą już dość długo i takie samolubne zachowanie z jego strony było niedopuszczalne. Najpierw ją wystawia - nie odbiera telefonów, nie odpisuje na wiadomości - a potem dzwoni tylko dlatego, że potrzebuje usłyszeć jej głos.
Jest beznadziejnym chłopakiem.
Zrezygnowany nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył urządzenie do ucha. W końcu raz pająkowi śmierć. Nie musiał długo czekać.
- Pete? - usłyszał cichy głos Michelle. Było w nim tak dużo troski i ciepła, że przez chwile nie miał stu procentowej pewności czy to na pewno. Jednak jej następne słowa natychmiastowo je rozwiały - Nawet nie waż się mówić przepraszam albo żegnaj. Jeśli stoisz na jakiejś cholernej kamienicy i właśnie zamierzasz skoczyć, to przysięgam będę tam za 5 minut i poćwiartuje twoje martwe ciało.
- Jest w porządku MJ - zachichotał. To było tak bardzo w jej stylu - Kocham cię.
- Nie wyskakuj mi teraz ze słodkimi tekstami. Ignorujesz mnie od czterech dni! Ja... - głos jej się załamał. - Tak bardzo się bałam.
- Przepraszam - powiedział cicho - To nie było w porządku względem ciebie.
- Miałeś nie przepraszać - jej głos był bardzo słaby, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Ok, w takim razie nie będę - zgodził się - Po prostu ci powiem co czuję. Żałuję. Naprawdę mi przykro, że przestałem się odzywać i sprawiłem, że się martwiłaś. Zamknąłem się we własnym cierpieniu nie myśląc o tym ani o tobie ani o panu Starku. Zapomniałem o ludziach których kocham i którzy mnie kochają.
- Nie przestałeś być przegrywem co? -
- Nigdy - zgodził się Peter z uśmiechem.
- To dobrze. To w tobie kocham - powiedziała wyjątkowo łagodnie jak na Michelle - Powiedz, gdzie jesteś? Jak się czujesz? Nie jestem dobra w pocieszaniu kogokolwiek, ale mogę cię wysłuchać.
- Póki co w Avengers Tower. Tony wyciągnął mnie wczoraj z domu dziecka. Nie było to do końca legalne, więc pewnie jeszcze dziś zabierze mnie stąd opieka społeczna Mimo to... - wziął głęboki oddech. Ciężko mu było myśleć o rozstaniu się z mentorem. Szczególnie po tym jak obiecali sobie że zostaną rodziną. - Naprawdę się cieszę, że mogłem spędzić z nim trochę czasu. Naprawdę mi pomógł. W końcu mogłem wziąć oddech i trochę wytrzeźwieć. Teraz jestem w stanie czuć coś więcej niż ta bezgraniczna rozpacz. Nie są to może pozytywne rzeczy, ale naprawdę jest lepiej -
- Peter... - powiedziała czule. Jak to cudowne, że Michelle jest jego dziewczyną - Dla mnie śmierć May to też wielka tragedia. Bardzo mnie wpierała od kiedy zostałam twoją dziewczyną i naprawdę bardzo mi pomogła otworzyć się na relacje z tobą. Nie czuje tego co ty i nie zamierzam udawać, że jest inaczej, ale wiedz, że chcę być przy tobie. Przejdziemy przez to razem dobrze?
- Dziękuje MJ - podziękował jej szczerze - Bardzo chciałem usłyszeć twój głos.
- Kto by nie chicał? - zaśmiała sie - Powrzechnie wiadomo, że mój głos jest najpiękniejszy na świecie.
- Kim był gdybym tego nie wiedział? - zawtórował jej - Co tam u ciebie?
- Oprócz tego, że musiałam się zamartwiać o mojego nieodzywającego się do mnie chłopaka? - darowała sobie charakterystyczny dla niej jad w głosie, co nie znaczyło, że zrezygnuje ze swojego ulubionego zajęcia (drwienia sobie z Parkera) tylko dlatego, że spotkała go życiowa tragedia. W końcu wszystko ma swoje granice - Ned przez ostatnie dni przeżywał załamanie nerwowe, również z twojego powodu, i nie wiadomo dlaczego wymyślił sobie, że może wypłakiwać się na moim ramieniu. Cała moja ulubiona bluza jest cała zasmarkana.
- Przykro mi -
- Wcale ci nie jest przykro - zauważyła wyraźnie zła - A moja bluza jest w gorszym stanie niż twoja psychika. Skro to twoja wina, to na pewno chcesz mi kupić nowa prawda?
- Moja psychika ma się dobrze - Peter tak jak zwykle nie wziął złośliwości MJ do serca - Tak samo jak twoja bluza. Ned za bardzo się ciebie boi, by płakać na twoim ramieniu.
- Zmądrzałeś ostatnio czy jak? - nie bardzo spodobało jej się, że chłopak nie dał się naciągnąć na kupienie jej nowej bluzy.
- Nabrałem doświadczenia w przebywaniu z tobą.
Oboje się zaśmiali.
- Spotkajmy się - rzuciła pomysł Michelle - Chodźmy na randkę. Na... lodowisko.
- Dziwnie spontaniczny pomysł jak na ciebie MJ - roześmiał się.
- Chcę cię zobaczyć, przytulić - powiedziała z naciskiem po czym dodała zawstydzona - Pocałować.
- Wiesz, że pójdę z tobą wszędzie - głos Petera był przesiąknięty łagodnością i miłością - Ale myślę, że muszę to uzgodnić z Panem Starkiem.
- OK - zgodziła się - Będzie najlepiej dla ciebie, jeśli będziesz się dogadywał z Tony'm. Więc najpierw z nim porozmawiaj, a potem zadzwoń i powiedz mi na czym stanęło.
- Dziękuję Michelle - odpowiedział jej z wdzięcznością - Jesteś dla mnie bardzo wyrozumiała.
- Peter ja nic nie zrobiłam do cholery - zezłościła się - Ty, choć cierpisz, śmiejesz się i chcesz chodzić na randki. Chcę żebyś spojrzał mi w oczy i powiedział ,,czuję się jak gówno MJ". Wtedy przynajmniej będę wiedziała, że nie jesteś kosmitą w ciele mojego chłopaka.
- Przesadzasz... - próbował ją zbyć, ale nie pozwoliła mu na to.
- Właśnie, że nie! - przerwała mu - To że jesteś cholernym superbohaterem nie oznacza, że masz swoim pieprzonym nieszczęścia stawiać czoła samotnie. Tony'emu już się pewnie wypłakałeś, więc nie stawiaj go wyżej ode mnie i mi też się wypłacz przegrywie.
Peter nawet nie zauważył, że Tony wszedł do pokoju puki nie odebrał mu komórki.
- Hej MJ, nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli porwę Pete'a na śniadanie? - powiedział odsuwając się od chłopaka by nie mógł z powrotem odzyskać swojej własności.
- Jesteś bezczelny Stark - rzuciła z pogardą - Tam się dialog toczył.
- Wpadnij jutro do wieży to sobie poćwierkacie i zarezerwuje wam całe pięto, więc będziecie mogli, ten tego...
- Błagam nie kończ! - krzyknął Peter wyrywając mu telefon.
- Nie słuchaj go - przeprosił ją rozpaczliwie - Nie, oczywiście przychodź kiedy chcesz. Nie. Tak. Nie odpowiem na to pytanie. Kocham cię.
Nacisnął czerwoną słuchawkę, tym samym kończąc połączenie. Nie po raz pierwszy miał wrażenie, że przedstawienie Tony'emu MJ było głupim pomysłem. Michelle znała tajemnice Petera, więc wiedziała też o tym co go łączy z miliarderem. Oboje nalegali by ich sobie przedstawił, więc w końcu nie miał wyboru i musiał to zrobić. Z racji tego, że Michelle jest Michelle to zaczęła być wredna też dla Tony'ego Starka. Wyobraźcie sobie minę Tony'ego gdy dziewczyna jego podopiecznego na przywitanie oznajmiła mu, że jest kretynem.
- Panie Stark - jęknął - Nie może pan tak robić.
- Jestem Tony Stark - uśmiechnął się wrednie - Mogę wszystko.
- Tak właśnie nastąpił mój koniec - rzucił się na łóżko i schwał twarz w poduszce.
- A ty co zakochana panienka? - Tony przewrócił oczami i pociągnął nastolatka za rękę - Jest parę osób, które chcą cię poznać.
- O nie - chłopak wyrwał się mu i zakopał w pościeli - Nie będę poznawać twoich szurniętych znajomych.
- Co z tobą? Zawsze chciałeś poznać Avengers - zaczął przekopywać się przez poduszki i koce w poszukiwaniu chłopca - Co jest? Czemu cie tu nie ma?
- Nie mam zamiaru ich poznawać, już mnie dzisiaj Avenger próbował zastrzelić - odezwał się Peter z sufitu.
- Jak ty tam wlazłeś? - zapytał zdziwiony - Zresztą nie ważne. Złaź z tamtąd. Już in o tobie powiedziałem, więc nie ma odwrotu.
Peter jęknął żałośnie. Nie pozostało mu jednak nic innego jak zejść na ziemię i pójść ze Starkiem.
Straciłam kontrole nad tym opowiadaniem...
Więc ten, życzę miłego życia i zastanawiania się co tu się odjeb....
Jakby ktoś miał pomysł na tytuł tej książki, który byłby bardziej adekwatny do jej treści to zapraszam priv.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top