VI

Natasza szła właśnie na śniadanie, gdy usłyszał charakterystyczny odgłos upadania dochodzący z pokoju obok. Ktoś się przewrócił. Zwróciło to jej szczególną uwagę, ponieważ ten pokój nie był zajmowany przez nikogo, nikt też zatem nie powinien tam przebywać ani (tym bardziej) przewracać. Wyjęła za pasa pistolet, z którym nigdy się nie rozstawała i wyuczonym kopniakiem otworzyła w drzwi, gotowa strzelić w każdej chwili. Jej oczom ukazał się jednak niewątpliwie zaskakujący widok.

Nastolatek - w każdym razie na takowego wyglądał - próbował się nieudolnie podnieść opierając się o łóżko. Gdy tylko weszła, chłopak poderwał się do pionu, po czym zatoczył się i przewrócił na plecy. 

- Ktoś ty? - spytała agresywnie Natasza, napełniając swój głos największym jadem na jaki było ją stać. 

Chłopiec spróbował podnieść się do siadu, ale nie utrzymał się w nim długo i przewrócił się ponownie. Ponowił próbę, tym razem utrzymując stabilność poprzez podparcie się na rękach. Otworzył usta, wyciągnął język po czym go schował.

- Ja... ten... - odezwał się, nie będąc w stanie skupić rozbieganego spojrzenia na kobiecie. - Czekaj, co?

Ramiona nastolatka rozjechały się i uderzył brodą w podłogę. 

- Ał - mruknął niewyraźnie.

- Gadaj - rozkazała.

Chłopiec, jakby chciał zaprezentować swój przeciw zarył brodą po panelach ukrył twarz w podłodze. Natasza spojrzała na niego z mieszaniną wstrętu i zdziwienia. Co to za naćpany dzieciak?

- Co tu robisz? - spytała. 

Nawet nie drgnął.

- Już zdążyłeś zdechnąć? - zdziwiła się. Podeszła bliżej i lekko szturchnęła go butem.

Nastolatek jak z a dotknięciem magicznej różdżki przeturlał się pod ścianę, mówiąc jednocześnie ,,I love Led Zeppelin" z dziwnie obojętnym wyrazem twarzy. Dlaczego miała nie odparte wrażenie, że nie to chciał jej przekazać?

Powoli i bardzo niezdarnie usiadł, wspomagając się ścianą. Ustabilizował pozycję opierają się o nią plecami. Posłał kobiecie szczery uśmiech, dumny jakby dokonał niemożliwego. Miała naprawdę wielką ochotę go odwzajemnić, bo chłopiec wyglądał naprawdę uroczo z tym bananem na twarzy. Szybko się jednak opanowała, w końcu dzieciak nie miał prawa tu być i z całą pewnością był niebezpieczny - inaczej nie mógł by dostać się do wieży bez uruchamiania alarmu. Z drugiej strony ciężko było jej uwierzyć, że naćpany nastolatek, nie będący nawet w stanie usiąść bez pomocy ściany, od tak mógłby tu sobie wejść. Jak właściwie miałby to zrobić? Wejść przez okno na dwudziestym piętrze? Cała ta sytuacja wydała jej się naglę strasznie absurdalna.

- Co brałeś? - spytała. 

Chłopiec przechylił głowę  w lewo, potem w prawo i wykonał barkami bliżej nieokreślony ruch, który miał być zapewne wzruszeniem ramionami.

- Nawet nie wiesz co ćpałeś? - spytała z pogardą.

- To nie ja - odburknął, po czym stracił równowagę i ześlizgnął się po ścianie uderzając głową o panele. Znowu.

- Sokoro nie ty to kto? - chłopak przewrócił się na plecy i skierował na nią spojrzenie ale nie odpowiedział - Kto cię nafaszerował narkotykami?

Nastolatek przekierował spojrzenie na sufit i zaczął recytować pierwszą zasade dynamiki.

- Jeżeli na ciało nie działa żadna siła lub działające siły się równoważą, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym względem nieruchomego układu odniesienia - wyrecytował gapiąc się zamglonymi oczami w sufit.

- Kto będąc na haju recytuje Newtona*? - zdziwiła się, obserwując wyczyny nastolatka z coraz większym szokiem.  -  Co jest z tobą nie tak?

- E=mc2 - oznajmia, a Natasza zaczyna mieć podejrzenia, że robi to specjalnie.

- Zasada zachowania energii**? - pyta, zastanawiając się czy nie mylą się jej pojęcia fizyczne.

Chłopiec podnosi rękę z zamieram efektownego uderzenia się w czoło, ale zamiast tego uderza się w nos i wpakowuje sobie palce do oczu.

- Ała - jęczy bez przekonania.

Kobieta uśmiecha się pod nosem. Doskonały komentarz dla je wiedzy naukowej.

I ta karuzela absurdu zapewne dalej by się kręciła, gdyby nie to, że do pokoju właśnie wszedł Tony. 

Chociaż nie, jednak zaczęła się kręcić jeszcze szybciej.

Mianowicie Tony nie zachował się jak Tony. Tony podbiegł do niej z przerażonym krzykiem na ustach.

- Romanoff! - zawołał uniesionym głosem i wyrwał jej pistolet - Nie celuj do dzieci, to niehumanitarne!

- To nie jest przypadkowy dzieciak na ulicy - odebrała mu swoją broń i ponownie wycelowała w chłopca - To naćpany nastolatek w Avengers Tower.

- Nie jest naćpany - sprzeciwił się zdecydowanie Stark.

Miał pecha, po dosłownie gdy skończył mówić dzieciak zaczął ponownie recytować Newtona. Dla odmieniany tym razem trzecią zasadę dynamiki.

- Bo dokładnie tak zachowuję się nie naćpany człowiek - uśmiechnęła się zwycięsko - Do tego to nie jest normalne, by nastolatek cytował Newtona. Tym bardziej naćpany nastolatek. Jest niebezpieczny.

- Gdzie tam - zdenerwował się i podszedł do chłopca odtrącając po drodze wycelowaną w niego broń Nataszy - Sam go tu przyprowadziłem, więc bądź tak łaskawa i schowaj do kieszeni tą broń masowej zagłady. Tylko mi nie potrzebnie stresujesz dzieciaka. 

- Jest tak odurzony, że nawet jej nie widzi - prychnęła.

-  Nie celuję się w ludzi tylko dlatego, że się im nie ufa - wciąż widząc jej opór przed odłożeniem pistoletu, dodał - Po prostu to zrób, to tylko dziecko. Do tego odurzone. Nie wmówisz mi, że widzisz w nim zagrożenie.

Spojrzała najpierw na Starka, a potem na nastolatka. Cholera, czemu dziś nic nie ma sensu? Schowała broń, ciekawa jak to się dalej potoczy.

- Hej Pete - powiedział miliarder łagodnie zdejmując mu rękę z twarzy - Rozumiesz co mówię? 

Chłopiec pokiwał głową na tak. Mężczyzna uśmiechnął się i wsunąwszy ręce pod jego kolana i plecy podniósł go. Płynnie pokonał dzielącą ich od łóżka odległość i położył w nim nastolatka. 

- Jesteś głupkiem Parker - zwrócił się do leżącego na łóżku - Zostawiłem cię na zaledwie na parę godzin, a już celował do ciebie rosyjski zabójca. 

Nastolatek spojrzał na niego z takim wyrzutem, że Tony nie mógł się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem. Natasza jeszcze nigdy nie słyszała by Stark śmiał się tak szczerze.

- Nie ma ci za złe, twojej najwiarygodniej woli walki, ale...  - ponownie się roześmiał i potargał mu włosy - Naprawdę dzieciaku, gdy nie możesz wstać z łóżka to po prostu w nim zostań.

Chłopak obrażony przewrócił się na bok tak, by być tyłem do Tony'ego.

- A ty dokąd? - roześmiał się i przewrócił nastolatka z powrotem na plecy - Nie skończyłem cie jeszcze pouczać. 

- Patrz na mnie i słuchaj uważnie - rozkazał i chwycił chłopca za podbródek, by skierować na siebie jego spojrzenie - Jak już będziesz się czuł 100% tak jak zwykle, daj znać FRIDAY, a ja tu przyjdę i sprawdzę, czy nie robisz mnie w balona jasne?

Chłopiec przewrócił  oczami zrezygnowany.

- Żadnego kombinowania ok? Postępuj wobec mnie uczciwie - odgarnął mu włosy czoła - Prześpij się Pete. Jeśli nie zaśniesz, to nigdy nie wybudzisz się z własnych koszmarów.

Nastolatek pokiwał głową i uśmiechnął się z wdzięcznością. Ponowie przewrócił się na bok wtulając twarz w poduszkę. Tym razem Tony nie przewracał go do poprzedniej pozycji. Zamiast tego rozłożył kołdrę zmiętą w nogach łyżka i przykrył nią chłopca. Wszedł z pokoju ciągnąc za sobą Nataszę. 

- Pierwszy raz widzę, byś był tak dobry dla kogokolwiek - roześmiała się, jak tylko opuścili pokój - Kto to? Twój syn? Czemu nie mówiłeś, że masz syna?

- To nie mój syn - zaprzeczył gwałtownie - Po prostu go lubię.

- Aha - potwierdziła nie zbyt przekonana Natasza. To oczywiste, że nie mógł być zwyczajny, skoro tu był i skoro Tony nie-potrzebuję-nikogo-do-szczęścia Stark okazał mu tyle uczucia. Coś musiało być na rzeczy. Nie może nazywać się Czarną Wdową jeśli nie odkryje co. - Jednego nie rozumiem. Kto go tak naćpał?

- Nie jest naćpany - sprzeciwił się. - Dałem mi tylko środki na senne.

- To powinien spać, a nie zachowywać się, jakby po wstrzykiwał sobie parę podejrzanych płynów w ciemnych uliczkach - zauważyła. 

- Peter dość specyficznie reaguje na środki odurzające - westchnął zmieszany - Przypomniałem sobie o tym trochę za późno i stąd taki efekt. 

- Czyli jest super-człowiekiem - wywnioskowała jak zawsze bezbłędnie Natasza, po czym dodała już bardziej do siebie. - Pomyślmy... ilu ty znasz super ludzi, których ja nie znam?

- Nie wiem skąd takie wnioski - próbował ratować się Tony.

- Daj spokój - przewróciła oczami - Nie może być zwyczjany skoro tu jest, a niestandardowna reakcja ogranizmu na standardowe leki to pierwsza oznaka, że ktoś mieszał w kodzie genetycznym.

- To nie może być, aż tak oczywiste - załamał się Stark

- Oczywiście, że jest - potwierdziła bez skrupułów. Szukała w głowie kogoś, za kogo maską mogła ukrywać się twarz Petera. No chyba nie... - Nie waż się mówić mi, że ten dzieciak to spider-man.

- Przecież robię wszystko, by ci nie powiedzieć - mówi zrozpaczony - Ale ty sama i tak się wszystkiego domyśliłaś. Ja tylko napomknąłem, że inaczej reaguje na środki na senne, a ty wiesz już wszystko.

- Zwerbowałeś dziecko Stark - odpowiada wyraźnie zła - Nie tylko zwerbowałeś, ale i wciągnąłeś w nasze osobiste problemy.

- Zajmował się super-bohaterowaniem już wcześniej - próbuję tłumaczyć się Tony - Ja go tylko znalazłem, dałem lepszy strój i zabrałem do Niemiec.

- Nadal jest to najbardziej nie... - zaczęła, ale Stark jej przerwał.

- Nieodpowiedzialna i samoluba rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem? - pyta się - Jak najbardziej. Byłem zdesperowany i popełniłem wielki błąd. To dobry dzieciak i najprawdziwszy bohater. To co teraz mówię też jest samolubne, ale co mi tam. Cieszę się, że to zrobiłem, bo dzięki temu go poznałem i dzięki temu teraz być przy nim, gdy jego świat się wali.

Popatrzyła na niego zdziwiona. Tony świadomy i przyznający się do swoich błędów? Nie, z całą pewnością nie spodziewała się, że Stark posiada też takie oblicze. To musi być wyjątkowy chłopiec.


*Pewnie i tak każdy to wie, ale poinformuję was o tym chcąc wyjść na mądrą. Tak, autorem wszystkich trzech zasad dynamiki jest Isaac Newton.

** Wynika to co prawda z tekstu, ale i tak to powiem. Równoważność masy i energii (E=mc2) to nie to samo co zasada zachowania energii. Odczuwam poważny brak moich ukochanych lekcji Fizyki, więc no... pisze dziwne dialogi. 

CzEśĆ!!!! 

Rozdział trochę wcześniej, bo wieczorem zaczynają się obchody bardzo ważnego dla mnie święta i głupio by było wstawiać wtedy rozdziały..., czyli wiecie, lepiej dla was :).

Całokształt tego tworu... jest dziwny i zamierzam temu zaprzeczać. Na swoją obronę powiem, że nie taki był pierwotny plan, ale tak to jakoś działa, że moje pierwotne plany nie chodzą jakoś w życie sooo.... tak nie mam pojęcia co tu się odjaniepawla. 
Czuję się winna, że uważam ten rozdział, za jeden z najlepszych napisanych przeze mnie kiedykolwiek.

Dzięki za cierpliwość i do napisania.

Miłego dnia/nocy/ życia... I don't know...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top