III
- Dzień dobry, szukają tu panowie czegoś? - zapytała młoda dziewczyna stojąca za ladą czegoś, co musiało pełnić funkcje recepcji. Musiała wyczuć jak cała pewność siebie ulotniła się z nich gdy tylko tu weszli.
- Dzień dobry - odezwał się Steve jako ten bardziej ogarnięty - Szukamy pewnego chłopaka. Powiedziano nam, że jest tutaj.
- Chcą go panowie adoptować? - spytała rzeczowo. Było to normalne pytanie, które zadaje się ludziom wchodzącym do domu dziecka. Ich reakcja jednak nie była normalna. Najpierw otworzyli szeroko oczy zdziwieni, a potem podali sprzeczne odpowiedzi.
- Tak - odpowiedział Tony agresywnie kiwając głową.
- Nie - odezwał się w tej samej chwili Steve.
Mężczyźni spojrzeli na siebie wilkiem.
- Znaczy... - zaczął zmieszany Steve - Nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Słyszeliśmy po prostu, że spotkała go wielka tragedia i chcieliśmy zobaczyć jak się czuję. Czy to jakiś problem?
- Nie, to nie jest zabronione - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie - Jednak odradzamy spotkania z tak błahych powodów. Szczególnie jeśli dziecko dopiero oswaja się ze stratą bliskich. Na pewno ucieszy go widok znajomych twarzy i pewnie podniesie na duchu uścisk od kogoś bliższego. Proszę jednak wziąć pod uwagę to, że za paręnaście minut wrócą panowie do swojego życia, a on znów zostanie sam. Mogą też panowie przez przypadek dać mu fałszywą nadzieje, a to daje krótkotrwały efekt i może mu poważnie zaszkodzić.
- Tony może jednak... - Steve spojrzał na niego niepewnie. Rozumiał, że mężczyzna potrzebował tego spotkania, ale czy warto dla spokoju ducha Starka, ryzykować osamotnienia chłopca jeszcze bardziej?
- Muszę Steve - oznajmił z naciskiem - Po prostu muszę.
- Naprawdę jedno spotkanie z nami, może mu aż tak bardzo zaszkodzić? - zwrócił się do recepcjonistki.
- Nich mi pan powie o kogo chodzi - odpowiedziała po chwili zastanowienia - W końcu nie może wszystkich podpiąć pod jeden algorytm. W końcu wiek czy stan psychiczny też mają znaczenie. Zam tu większość dzieciaków, więc będę to w stanie ocenić.
- Peter Parker -
- Pete? - spytała zdziwiona - A co dwójka dorosłych facetów, ma do tej manifestacji piękna?
- Eee... - zaciął się Stark, nie wiedząc jak na to zareagować - Pracuje u mnie.
- Naprawdę?!?!- dziewczyna naglę się ożywiła - Trzeba było tak od razu, to bym darowała sobie te gadkę.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony. Co takiego ta jedna informacja zmieniała?
- Petera stanu to się już raczej nie pogorszy - wzruszyła ramionami, ignorując fakt jak Tony bardzo zbladł na te słowa - Kiedy jeszcze May żyła o on się do ludzi odzywał, to bardzo pana podziwiał i wydawał się lubić. Nic innego mu już nie zostało, więc możemy sobie zaryzykować.
- Mia, zawołasz nam Petera? - zapytała przechodzącą obok dziewczynę. Stark, jednak nadal gapił się na nią w szoku. Co jest? Jak możne mówić takie rzeczy,a potem zmieniać rozmówce?
- To ten z sądu rodzinnego? -
- Nie, to ten zapłakany introwertyk - doprecyzowała
- Ten co się wiecznie wydziera? - dopytywała - Nie wiem co on ma za struny głosowe, że one jeszcze funkcjonują.
- Nie, on ma na imię Paul. Mogłabyś się nauczyć ich imion - skarciła ją - W niczym nie pomożesz jeśli nie dasz rady ich od siebie odróżnić.
- Czekaj. Chyba nie chodzi ci o tego, co tu przyjechał cały umazany krwią własnej matki - widząc jak starsza kiwa głową na potwierdzenie, wzdrygnęła się - Nie mów, że ktokolwiek chciałby go z własnej woli oglądać.
- Niezbyt to uprzejme z twojej strony - ponownie skarciła młodszą - Nie próbuj go na siłę obrażać. Doskonale wiesz, że stracił ciotkę a nie matkę. Trochę więcej empatii, w końcu się przyjaźnicie.
- Nie z nim - odburknęła wściekle.
- Nic się nie zmieniło - próbowała być łagodna
- Właśnie, że wszystko! - krzyknęła - Patrzyłaś ty na niego w ogóle? Brak krwi an jego twarzy, ubraniach i włosach wcale nie sprawił, że przestał wyglądać jak postać z horroru.
- Mia... - zaczęła, chcą ja prosić o zaprzestanie, ale dziewczyna totalnie ja olała.
- Piekielnie inteligentna z niego bestia. doskonale rozumie co się wokół niego dzieje i co do niego mówisz. Sam jednak nigdy się nie odezwie ani nawet nie poruszy jeśli nie weźmiesz go za rękę i nie poprowadzisz. Niby nie przestaje płakać, ale nie ukrywa łez, nie ociera ich, nie szlocha - wyliczała z przerażeniem - Śledzi każdy twój ruch tym swoim pustym spojrzeniem tak, że masz wrażenie, że on potrafi zobaczyć dużo więcej niż każda inna istota na tym świecie.
- Wystarczy - ucięła, widząc jak w Tony'm krew się gotuje. Dziewczyna jednak nie zamierzała przestawać.
- Widziałaś ty jego oczy? Nie są czerwone ani przemęczone, choć chłopak nie sypia i nie przestaje płakać. Łzy wylewają się z nich ciurkiem, nieprzerwanie od trzech dni, a jego spojrzenie jest cholernie wyprane ze wszystkiego, że nie da się go znieść - mówiła coraz bardziej się wściekając - Idę o zakład, że to ten socjopata zamordował tą biedną kobietę - pewnie wymieniałby dalej, gdyby nie to, że Tony postanowił to zakończyć.
- Nie masz prawa tak mówić - przerwał jej niebezpiecznie niskim głosem. Dziewczynę zamurowało nagłe odezwanie się mężczyzny - Peter kocha May całym sercem nie był by w stanie jej w jakikolwiek sposób skrzywdzić.
- To już nie jest ten sam człowiek - wyszeptała patrząc mu w oczy - To już nie jest mój Peter
- Dość - przerwała starsza widząc jaką dziwną formę zaczyna przybierać ta rozmowa. Położyła jej obie ręce na ramionach i zmusiła do spojrzenie jej w oczy - Wiem, że to straszne oglądać go w takim stanie, ale nie możesz o nim mówić w taki sposób. Dobrze wiesz jak bardzo utrata bliskich uderza w psychikę i serce. Mu też jest ciężko wiesz?
- Wiem - westchnęła spuszczając wzrok - Pójdę po niego.
Tak jak powiedziała, tak tez zrobiła i pobiegła schodami na piętro.
- Jest z nim aż tak źle? - spytał Tony, gdy już odeszła. Doskonale widział, jak bardzo rozemocjonowana była dziewczynka, dlatego chciał wiedzieć ile z tego było prawdą. Nie wykluczał też oczywiście, że niczego nie musiała podkoloryzować. W końcu śmierć May musiała być dla nastolatka istnym koszmarem, z którego niemożliwe jest się wybudzić.
- Z pewnością nie jest najlepiej i boje się, że nawet gorzej - westchnęła, a jej spojrzenie zgubiło się gdzieś na schodach, tam gdzie zniknęła Mia - Proszę jej wybaczyć. jest jej teraz szczególnie ciężko i próbuje sobie wmawiać, że Peter jest potworem. Przychodził tu już od paru lat pomagać i wspierać te biedne dzieciaki. Każdy z nas miał w nim przyjaciela i niewiarygodne oparcie. Ciężko jest nam teraz oglądać go w takim stanie.
- Pewnie za nim tęskni - odezwał się łagodnie już od dłuższego czasu milczący Steve.
- Wszyscy tęsknimy - odpowiedziała, wdzięczna za to, jak ufnie przyjął jej wyjaśnienia. Ludzie często dziwnie reagowali na jej obronę tutejszych dzieciaków i prób wyjaśnienia ich dość niecodziennego zachowania. Co jednak mogła zrobić? Niektórym się wydaje, że jeśli ktoś pracuje w takim miejscu, to tylko dlatego, że nigdzie indziej nie chcieli jej przyjąć. Kłamstwo. Miała wykształcenie, by pracować jako wykładowca na najlepszych uczelniach w kraju. Ona po prostu chciała zrobić coś dobrego. Potrzebowała tylko trochę zrozumienia. Peter zawsze potrafił jej to zapewnić.
Zapłakanego Petera sprowadził na dół Sam. Ciągnął go za rękę i nieprzerwanie coś do niego mówił, jednak Parker nawet nie niego nie spojrzał. Wpatrywał się tylko tępo w jakiś odległy punkt przed siebie, mimo to jednak jego nogi bez problemu odnajdywały kolejne stopni. Chłopak miał przerażająco obojętna minę i spojrzenie, co wcale nie przesadzało mu w ciągłym płaczu.
- Pete? - zapytał cicho Tony, niepewny czy na pewno patrzy na dobrego nastolatka.
Peter zatrzymał się. Otworzył szeroko oczy i ze zdziwieniem wpatrywał się w stojącego przed nim mężczyznę. Wierzchem dłoni wytarł zapłakane oczy i spojrzał ponownie. Nie było mowy o pomyłce. Przed nim stał Tony Stark. Poruszył ustami jakby próbował coś powiedzieć, jednak nie wydał żadnego dźwięku. Podszedł do niego chwiejny krokiem.
- Jak się trzymasz dzieciaku? - spytał mierzwiąc mu delikatnie włosy. Chłopak z głośnym westchnieniem oparł głowę o tors mężczyzny. Pozwolił ramionom swobodnie zwisać, a łzą delikatnie kapać na podłogę.
- Beznadziejnie - oznajmił na wydechu.
- Rozumiem - wyszeptał w odpowiedzi i zaczął długimi powolnymi ruchami głaskać go po głowie - Ale będziesz musiał się pozbyć tych pustych oczu. W końcu... nie jesteś pusty prawda?
- To trudne - wyjaśnił cicho. Głos miał bardzo spokojny, ale i delikatny. Czuł, że wystarczy parę słów, a będzie gotowy się rozpłakać - Nie wiem jak bronić się przed tymi falami żalu i rozpaczy, które ciągle mnie zalewają. Próbuje to jakoś w sobie wyciszyć, ale... to... to jakoś nie idzie.... w dobrym kierunku...
- Nie odrzucę cię - delikatnie objął go ramieniem - Możesz się do mnie przytulić.
Peter w ułamku sekundy pokonał tą małą, dzielącą ich odległość i wtulił się w swoją ostanią deskę ratunku. Tony z całą mocą odwzajemnił uścisk. Nastolatek w końcu gotowy był pozwolić sobie na głośny szloch. Mężczyzna tylko oparł brodę na głowie chłopaka i zaczął go delikatnie kołysać, szczęśliwy, że ma go w końcu przy sobie.
- Całe szczęście - wyszeptała dziewczyna z recepcji ocierając samotną łzę na swoim policzku - W końcu pojawił się ktoś, komu pozwoli się ocalić.
Hej🥰
Bardzo wam dziękuje za pozytywne komentarze pod poprzednim rodziłem, były bardzo motywujące.
I co myślicie o tym rozdziale? Dzielcie się ze mną swoimi opiniami😀 Jeśli widzicie jakiś błąd - gramatyczny, ortograficzny lub interpunkcyjny - dajcie mi znać, na pewno to poprawie.
Do następnego!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top