Wyjątkowy głąb

– Dawno nie robiliśmy żadnych psikusów. Co powiecie, żeby wywinąć jeden Laney? – zapytał któryś z chłopaków w szatni, a reszta otępiale na niego spoglądała. – Z tego co pamiętam, ona zawsze śmiesznie to odbiera, ale nigdy długo się nie gniewa. Zobaczycie, będzie się jeszcze z tego śmiać – zaczął prezentować swój pomysł, ale Jack wstał z poważną miną.

– Jak tak bardzo podoba wam się robienie wybryków, to zróbcie jeden klubowi karateków, albo trenerowi, jeśli życie wam niemiłe, ale od Laney się odczepcie – powiedział groźnie.

– No weź, Jack, nie tylko ty możesz robić głupie żarty Laney. Nam też z pewnością wybaczy jakiś niewinny, głupi żarcik.

– Powiedziałem “nie”– zagrzmiał, a chłopak aż podskoczył. Reszta udawała, że nie słucha tego, co się dzieje i najszybciej, jak tylko mogli, opuszczali szatnię bez choćby pożegnania się. Kiedy Jack robił poważną minę, wszyscy jednakowo zaczynali się bać.

– Naprawdę… – pokręcił głową zrezygnowany. – Już nie zachowujesz się jak ty. Zachowujesz się, jakbyś dąsał się z powodu czyjejś śmierci. – rzucił na pożegnanie i zniknął za drzwiami.

– ...Ale ja nie umiem przestać… być takim… – osunął się z powrotem do siadu. Niezauważony jak zawsze kapitan zamknął swoją szafkę i popijał chwilę swój napój.

– Nie wiem, czy wiesz, ale Laney nie umarła. Jedynie zmieniła zachowanie. Pogodziłbyś się z tym w końcu. Ranisz tylko siebie i ją w ten sposób. – jak zwykle udzielił dobrych rad, a blondyn machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

– Ona uważa, że taki jestem… Myśli, że jestem “odpowiedzialnym, miłym i dobrym człowiekiem”... a ja… ja boję się ją rozczarować. Od jej wypadku staram się jak mogę, aby stać się taki, ale uświadomiłem sobie, że ona zna tylko takiego mnie i nigdy nie polubi tego, którym byłem… jestem naprawdę.

– Brzmisz, jakby wcześniej wcale cię nie lubiła. – wtrącił się Will, niszcząc dramatyczną nutkę w atmosferze. – Słuchaj uważnie, oboje się bardzo zmieniliście, ale ciągle wydaje mi się, że jednak ani trochę – zaczął, a Jack zaskoczony aż na niego spojrzał, nie rozumiejąc, co chciał przez to powiedzieć. – Ona zawsze taka była, jedynie chowała prawdziwe uczucia za maską, której teraz nie ma, a ty… Cóż… Nadal jesteś tą samą osobą, trochę bardziej zgorzkniałą i niepewną uczuć, ale masz takie samo poczucie humoru, tylko zrezygnowałeś… wyrosłeś z głupich żarcików. Swoją drogą, brawo. Jak widzisz, ciężko dociera do innych taki fakt i stanem umysłu dalej są w gimnazjum. Wiedz jednak, że to, że uważa cię za dobrego człowieka, to tylko twoja zasługa. Postarałeś się o to i wydoroślałeś. Nie rozumiem tylko, dlaczego boisz się pogodzić ze zmianami i pójść do przodu jak Laney. Uwierz… ona jedynie czeka, aż wyciągniesz rękę i znów będziesz chciał się z nią zaprzyjaźnić. Przecież cały ten czas, gdy nie pamiętała cię, nawet na chwilę nie odrzuciła cię. Czuła, że jesteś… – jego głos się załamał i potrzebował przełknąć ślinę, aby przez gardło przeszło mu ostatnie słowo – …wyjątkowy.

– A skąd ty możesz wiedzieć, co czuje? Telepatą jesteś czy co? Ciągle ci się wydaje, że tak dobrze znasz jej uczucia, ale co ty możesz wiedzieć? – polało się jego zgorzknienie i niewiara w słowa Willa.

– Wiem, ponieważ ja z nią rozmawiam – cedził, bardzo powoli i dokładnie wypowiadając każde słowo. Czuł, że irytacja zaraz weźmie nad nim górę. – Jakbyś potrudził się trochę, aby z nią porozmawiać o uczuciach, wiedziałbyś znacznie więcej, niż jak możesz sobie z niej pożartować – wziął głęboki oddech, aby ochłonąć.

– Nigdy nie chciała ze mną rozmawiać o uczuciach – prychnął.

– Bo zawsze sobie z nich żartowałeś, głąbie – nie wytrzymał i palnął go po głowie.

– Auć! Bolało! – zawołał Jack, rozmasowując obolałe miejsce.

– Miało boleć, jeśli nie twardo wbić coś do tej głowy, to nie będzie chciało jej się pracować – odparł, a Jack zaczął się zastanawiać. Aby jednak przetrawić jego słowa, potrzebował więcej czasu, niż mógł mu zaoferować Will.

– Przed tobą długa droga, widzę – westchnął głęboko Will i pożegnał się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top