Szybka akcja


     – Lanuś! – do pracowni wparował Jack, nie zwracając uwagi na wieczne ciemności i wszechobecną ciszę, którą przerwał tylko jego głos i światło dzienne zza jego pleców. Drzwi zamknęły się z hukiem, a chłopak już stał pod schodami, omiatając przestrzeń wzrokiem w poszukiwaniu przyjaciółki. – Dziś w telewizji leci "Szmaragdowe berło", musimy to zobaczyć! Tylko musimy pojechać już zaraz, bo się nie wyrobimy! – z włączoną w telefonie latarką chodził po pracowni od sztalugi do sztalugi, sprawdził nawet łazienkę, ale dziewczyny nigdzie nie było widać. – Lanuś no! Specjalnie wcześniej zerwałem się z treningu, żebyśmy zdążyli kupić coś do jedzenia... – w końcu odnalazł Laney śpiącą na starych materacach pod schodami. Nie mógł się powstrzymać przed włączeniem aparatu. Nie zrobił jednak zdjęcia. Przyglądał się twarzy dziewczyny na ekranie. Chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym wyłączył aparat i kucnął przy dziewczynie.

     – Naprawdę tak cię przejęło to zdjęcie?... – wrócił wspomnieniami do momentu, kiedy zobaczył, jak rozpłakała się przed wejściem do klubu. – Wiesz, że mogłaś mi się wypłakać, czemu więc wybrałaś kogoś obcego...? – zaczął zastanawiać się na głos. Wtem przypomniał sobie, że przecież cofnął się i nie podszedł do niej, kiedy zaczęły lecieć jej łzy. Z poirytowaniem patrzył na nią, ale był zły na samego siebie. Odgarnął włosy wchodzące na jej twarz i zaczął dotykać jej policzka palcem. Gdy w pewnym momencie na jej twarzy ukazał się grymas, chłopak z powrotem odzyskał dobry humor i nie przestawał wykonywać drażniącej ją czynności.

     – Mogłaś mi przecież powiedzieć... – zamilkł zaraz po tym, jak wypowiedział to na głos. "Przecież mówiła... I to niejednokrotnie. A ja jej nie słuchałem." Poczuł się źle. Mógł przecież winić tylko siebie. "On nigdy mnie nie słucha..." przeszło przez jego myśli. "Ma rację", przyznał przed samym sobą. Nagle telefon Laney zaczął wibrować i swoją poświatą rozjaśnił mrok wokół chłopaka. Jack mimowolnie spojrzał na jej telefon i ujrzał znany mu numer swojego kapitana. Nie podobało mu się to.

     – Laney! Twój chłopak dzwoni! – powiedział to tak głośno, że dziewczyna natychmiast się obudziła. Po chwili zastanawiania się, gdzie jest i co się stało, doszła do siebie. Sprawdziła swój telefon i odebrała go.

     – Halo? – dała Jackowi znać, aby zachowywał się cicho i zaczęła nerwowo poprawiać włosy.

     – Skończyliśmy trening i tak sobie myślałem, że możesz jeszcze być w szkole... I no... – Will zaczął się jąkać.

     – Jestem! Jestem! – odparła bardzo głośno, wydawała się dosyć podekscytowana. Jack chciał coś usłyszeć, więc przybliżył się do telefonu, mimo tego, że Laney próbowała go zbyć machnięciami ręką.

     – Jeśli... jeśli dalej jesteś chętna zobaczyć tamten film, to ja też jestem chętny! Znaczy jestem chętny ci go pożyczyć. Wiesz, bo mam go i mogę ci dać pooglądać. Bo mówiłem że go mam i eee... – Will sam zaczął się gubić w swojej wypowiedzi, co Laney uznała za zabawne i urocze. Zaczęła chichotać pod nosem, wyobrażając sobie jak się czerwieni, proponując to. Jack jednak nie dał im szansy i przejął telefon Laney.

     – Wybacz, ale Laney jest już zajęta. – odparł krótko i rozłączył się.

     – Jack! To zabrzmiało dwuznacznie! – Laney wykrzywiła usta w lekkim grymasie.

     – No co? Jesteś zajęta - obiecałaś, że będziemy dziś u ciebie oglądać "Szmaragdowe berło". Musimy się pośpieszyć, żeby jeszcze kupić przekąski, nie ma czasu do stracenia. – podniósł się żwawo, w locie złapał jej torbę i rękę dziewczyny, po czym pośpiesznie ruszył po schodach w stronę postoju dla rowerów, co najmniej jakby uciekał.

     – Przez ciebie Will może pomyśleć, że kogoś mam, albo co gorzej, że pozwalam innym przysłuchiwać się prywatnym rozmowom! – cały czas drążyła temat. Jack tymczasem odpiął rower.

     – A nie pozwoliłaś?

     – Nie! – odparła gniewnie. Chłopak z uśmieszkiem przewrócił oczami i usadowił ją na bagażniku swojego roweru.

     – Oj, droczę się, jutro mu powiem, że jesteś wolna i że na niego lecisz.

     – Jack...! – zawarła wszystkie emocje, jakie miała, w tym jednym słowie. Była cała czerwona ze złości i zawstydzenia. Nie potrafiła powiedzieć niczego innego.

     – Dobra, dobra.. Nic nie powiem... – przerzucił nogę przez ramę i zaczął jechać. – Bo jeszcze czasem narobię ci nadziei. – zaśmiał się, po czym przyspieszył. Laney zdążyła tylko raz go uderzyć w plecy, po czym złapała się mocno, aby nie spaść z roweru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top