Pozwól się odwdzięczyć
– Hej, Laney! – Will pomachał, widząc dziewczynę o czerwonych rumieńcach zmierzającą do studia. Laney jednak przeszła obojętnie obok niego, a jej wzrok był utkwiony gdzieś na drugim końcu korytarza albo już nie w tym świecie. Chłopcy z drużyny śmiali się wniebogłosy.
– Ale cię olała! – wydobył z siebie wysoki wraz ze śmiechem.
– Nawet mnie tak nie olewa – dodał drugi, poklepując kapitana po plecach.
– Z czego się śmiejemy? – zapytał Jack, podchodząc od tyłu do grupki odprowadzającej Laney wzrokiem aż do pracowni.
– Ziejemy z tego, jak kapitana olała dziewczyna – szyderczo podśmiewując się, wskazali na brązowowłosą.
– Pokłóciliście się czy co? – szturchnął jeden kapitana, ale ten jedynie zawiesił smutny wzrok na drzwiach.
– Gdyby to tylko chodziło o przeproszenie za coś, pewnie dawno byłoby już po sprawie… – wymamrotał pod nosem i skierował się w stronę szatni. Reszta chłopców w bardzo rozweselonym nastroju obskoczyła go i zaczęła zadawać nieznośne pytania. Jack spoglądał chwilę na drzwi pracowni, a one jakby za pomocą telekinezy poruszyły się i ze środka wyłoniła się grupka dziewczyn. Za pierwszym rzędem chichotek szedł jakiś starszy chłopak zaabsorbowany w rozmowę z Laney i jeszcze jedną dziewczyną. Tą drugą chyba była Annie, ale Jack nie miał pewności, gdyż zakrywali ją pozostali. Szli w jego stronę i nieśli malownicze płótna, aby wywiesić je na wystawie. Gdy Laney zauważyła blondyna, jakby przerażona spięła ramiona i szeroko otworzyła oczy. Po chwili jednak odwróciła wzrok, aby nie spotkać się nim z chłopakiem. Przechodząc, ukradkiem na niego spojrzała i kiedy Jack zaglądnął jej prosto w oczy, zarumieniła się. Chłopak płynnie przesunął wzrok na kolejne twarze i analizował te nieznane, po czym przywitał się z Annie. Ona jedyna z towarzystwa wydawała się pozytywnie zaskoczona na jego widok, reszta nie zwróciła na niego zbytniej uwagi, idąc dalej przed siebie.
– Idziesz na trening? – zagaiła rozmowę radosnym tonem.
– Tak! – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Dosłownie przed chwilą byli tu pozostali, ale im raczej nie marzy się dziesięć dodatkowych okrążeń za spóźnienie, więc szybko się zwinęli.
– W takim razie co ty tu robisz? – zapytała, opierając się lekko o obraz.
– Widzisz, ja jestem rekordzistą jeśli chodzi o dodatkowe okrążenia, w ten sposób nabieram fantastycznej formy – zażartował, a dziewczyna zaraz zachichotała.
– Wiem, widziałam w końcu na własne oczy. Tatuś was nie oszczędza. – ze współczuciem na niego spojrzała. Chłopak jednak przykuł już swój wzrok do jej malunku.
– Ty to namalowałaś? – zapytał z podziwem, a Annie podniosła obraz i przytaknęła głową. – Łał, nie wiedziałem, że masz takie talenty! – skomplementował ją.
– Długo myślałam nad tym, co mogę namalować, aż wreszcie zobaczyłam swoją inspirację przebiegającą tuż przede mną. – zaśmiała się.
W tym świetle chłopak w pełni podziwiał wykonanie pracy. Obraz przedstawiał chłopca o blond włosach, który biegł w stronę odpływającego okrętu. Na pierwszym planie znajdowała się też kotwica, która w połowie topiła się w wodzie. Ciężko jednak było określić, czy była to kotwica rzucona do wody, czy wsuwana na pokład. W każdym razie Jack w lot zauważył nadzieję w oczach chłopca na to, że zdąży dobiec do okrętu. Chłopak był łudząco podobny do samego Jacka, więc tym bardziej go to zaskoczyło.
– Przepraszam, trochę wbrew swojej woli stałeś się protoplastą mojego dzieła. – zarumieniła się, a chłopak przypomniał sobie intensywne spojrzenie dziewczyny, podczas gdy siedziała na trybunach. Szkicowała wtedy najpewniej pozycję chłopaka w biegu.
– Nie ma za co przepraszać, obraz wyszedł ci naprawdę dobrze – przyznał, jeszcze raz oglądając dzieło.
– Trochę głupio się teraz czuję, że wykorzystałam twój wygląd… Pozwól mi sobie postawić kawę albo coś słodkiego w ramach podziękowania. – powiedziała, rumieniąc się jeszcze bardziej, a Jack jedynie kiwnął głową. Nie widział problemu, jeśli Annie czuła taką potrzebę.
– Annie! – zawołali dziewczynę z oddali, a ta wyjrzała za ramię Jacka.
– Chyba muszę już iść! – oznajmiła prędko i pożegnała się, ruszając pędem w stronę spoglądającego na nią tłumu artystów. Jack mimowolnie zauważył spojrzenie Laney, które było skierowane bezpośrednio na niego. Chwilę patrzyli na siebie z oddali i rozeszli się w swoich kierunkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top