Oschły Stróż

Jack udawał, że śpi na swojej ławce. Wiedział, że w ten sposób odgoni od siebie chłopaków, którzy od razu zrezygnowali z budzenia go. Chłopak nie miał ochoty iść na trening. Był zmęczony, choć nie wiedział, dlaczego. “Może zwyczajnie nie mam ochoty ponownie znosić tych przenikliwych spojrzeń… To uciążliwe”, zastanawiał się nad odpowiedzią.

– Zajmę się tym i zaraz przyjdę – usłyszał głos znajomy aż do bólu. Natężył słuch i usłyszał szorującą suchą gąbkę. Podniósł głowę by spojrzeć w kierunku tablicy. Laney ścierała ją właśnie i chyba nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. W ciszy wykonywała swoje zadanie, a chłopak ze znudzoną miną przypatrywał jej się. Oparł głowę na dłoniach i cicho westchnął, po czym przeniósł wzrok na boisko szkolne, gdzie właśnie zaczynał się trening. Oczywiście na trybunach siedziała już bardzo ładna dziewczyna, która od jakiegoś czasu w ciszy przypatrywała im się. Teraz jednak trochę żywiej kręciła głową, najprawdopodobniej w poszukiwaniu kogoś. Jack znów przerzucił wzrok na Laney. Dziewczyna bardzo starała się zetrzeć górną część tablicy, lecz jej wzrost utrudniał jej zadanie. Stanęła więc na palcach i próbowała ze wszystkich sił. Blondyn wstał bezdźwięcznie, zgarnął swoją torbę i podszedł obojętnie do tablicy. Zabrał jej gąbkę z ręki i, udając nieprzejętego i znudzonego, zmywał górne rogi tablicy. Dziewczyna jeszcze w tym samym momencie, gdy dotknął jej dłoni, zwróciła się w jego stronę i spojrzała w górę. Widząc twarz blondyna jedynie się wzdrygnęła, ale utrzymała ciszę. Żadne z nich nie ważyło się jej przerwać. Gdy chłopak skończył, obojętnie odłożył gąbkę na miejsce. Dziewczyna podziękowała mu kiwnięciem głowy i zabrała ze stołu nauczyciela stertę zeszytów.

– Gdzie to niesiesz? – zapytał w końcu suchym tonem, zabierając od niej większą część. Laney spojrzała w jego stronę zaskoczona, ale on patrzył jedynie przed siebie.

– Nie musisz… znaczy nie trzeba… ja sobie poradzę… – zaczęła dukać, czerwieniąc się ze wstydu, że nie mogła normalnie sklecić zdania.

– No to gdzie? – powtórzył, nie zwlekając i idąc przed siebie. Laney szybko dorównała mu kroku, odpowiadając.

– Do biblioteki! – rzuciła i szli w ciszy, a dziewczyna zdawała się być zdenerwowana. “Nic dziwnego. Ktoś obcy jej pomaga” pomyślał i nawet nie śmiał na nią spojrzeć. Coś w brzuchu aż go zabolało. W ciszy doszli do biblioteki. Chłopak szybko odnalazł wzrokiem nauczyciela i położył przed nim na biurku kupkę zeszytów. Zaraz po nim Laney wyrównała stertę swoją częścią, a nauczyciel podziękował im za pomoc.

– Czy pomóc panu w czymś jeszcze? – zapytała nagle Laney, choć Jack był już wpół kroku w stronę wyjścia.

– Jeśli możesz, bądź tak dobra i odłóż tę książkę obok pozostałych tego autora. – podał jej starą książkę w brązowej okładce i wyszło na to, że i ona i Jack znów szli w jednej linii, w tym samym kierunku. Dziewczyna jednak go wyprzedziła bardziej energicznymi ruchami. Przez chwilę stała przy regale, szukając autora, po czym stanęła na palcach i zrobiła miejsce dla książki. Gdy ją wkładała, czyjaś ręka popchnęła książkę, przez co szybciej się wsunęła. Kiedy Laney spojrzała na pomocnika, ten już przekraczał próg bibliotecznych drzwi. Mimo, że nie rozmawiali, to kiedy stykali się ze sobą w takich sytuacjach, Jack bez słowa pomagał dziewczynie; potem szybko się zmywał, zanim zdążyła mu nawet podziękować. Nadal miał słabość do tej dziewczyny, nadal była specjalną osobą, ale on już nie był tym samym dla niej. Nie potrafił więc obchodzić się z nią inaczej niż w ten sposób. Ani tak jak zawsze, ani kompletnie jej zostawić na pastwę losu. Czasem wskazywał jej drogę, czasem pomagał w zadaniach dyżurnej, czasem coś przeniósł, kiedy zdawało się być ciężkie, ale wszystko to robił “po cichu”. Najchętniej nie zamieniając z nią żadnego słowa. Mimo chłodnej miny, jego oczy zawsze miały ją w opiece.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top