Galeria wspomnień
– Laaanuś! – blondyn głośno otworzył drzwi i zbiegł po schodach, wołając nonszalancko. Tak jak się spodziewał, dziewczyna zasnęła. Póki spała, postanowił urządzić jej jakąś niespodziankę. Kucnął obok niej i przyglądał się jej twarzy. Zastanawiał się, co by tu nabroić, żeby powkurzać trochę Laney, ale jednocześnie nie tak bardzo, aby zaserwowała mu jakiegoś kopniaka.
Myślał, myślał, aż jego telefon zawibrował. Dostał wiadomość, ale nie pofatygował się, aby ją przeczytać. Włączył aparat i zrobił zdjęcie. Po kryjomu zaczął chichotać na widok śpiącej twarzy na ekranie, po czym wpadł na jeszcze lepszy pomysł. Włączył kamerę.
– Heeej, księżniczko... – zaczął szeptem – Pora wstać... – dźgnął ją palcem w policzek i zachichotał, dziewczyna zaczęła się wybudzać z niezadowoloną miną. – No dalej, otwórz swoje śliczne ślepka, chyba, że potrzebujesz do tego specjalnego całusa od księcia. – skierował kamerę na siebie i pokazał się w dumnej pozie czcigodnego waćpana. Po chwili Laney zaczęła coś mamrotać pod nosem, prawdopodobnie swoje niezadowolenie. Blondyn znów skierował kamerę na nią. – Lanuś, zjem ci wszystkie ciastka! – zawołał, a dziewczyna jak na alarm, otworzyła szeroko oczy i wyprostowała się. Chłopak zaczął się śmiać.
– Jack! Weź się goń! – zauważyła kamerę i spróbowała jak najszybciej przejąć telefon. – Nie dość ci moich upokarzających zdjęć? – zdenerwowała się, a jej policzki poczerwieniały ze złości.
– Wolisz ciastka od księcia z bajki... nie mogę! – śmiał się do rozpuku. – Nigdy się nie zmienisz... – wirował dookoła, a dziewczyna wokół niego próbując zabrać mu telefon, ale był od niej wyższy. Chłopak jednym kliknięciem zapisał filmik i dopiero wtedy Laney uświadomiła sobie, że to nie fotka.
– Usuń to! – zażądała, ale Jack jak najszybciej wbiegł na górę, aby uciec. – Oddawaj ten telefon! – wrzasnęła za nim, ale nie opuściła pomieszczenia. Wpierw wzięła swoją torbę i zamknęła wszystkie farby, po czym z przyspieszeniem dostała się na górę i zamknęła drzwi na klucz.
– Tu jestem, skarbie! – zawołał blondyn siedzący na drzewie. Jedna noga jak od niechcenia zwisała i huśtała się to w przód, to w tył. Jack oglądał właśnie swój filmik i dobrze się bawił.
– Chodź tu! – kopała drzewo, aby rozładować emocje. Jack dobrze wiedział, że dziewczyna nie umie się wspinać.
– Szkoda, że takie słabe oświetlenie. – przyglądał się jednej stopklatce, analizując światłocień. Kompletnie lekceważył trzęsące się drzewo. Zachowywali się tak głośno, że wszyscy wracający z treningów nie mogli przejść obojętnie. Ta dwójka była słynna z głośnych kłótni i zawsze rozbawiało to publikę.
– Złaź! – w końcu kopnęła z całej siły, a biedne chude drzewo zatrzęsło się mocniej i chłopak ześlizgnął się. Nastała cisza, a po chwili na nowo ożywiły się ich głosy, pełne wyrzutów i obolałe.
– Laney, jesteś strasznie koścista!
– Czemu to ty masz pretensje? To mnie tu wszystko boli, głupku! To na mnie spadła przerośnięta małpa... – zaczęła się krzywić, a blondyn podniósł się na rękach i spoglądał na dziewczynę pod sobą. Nie wytrzymał nawet dziesięciu sekund, zanim zaczął się śmiać.
– No patrz, jak na ciebie lecę! – zażartował, a oburzona Laney spróbowała zepchnąć go z siebie.
– O... przepraszam... – odezwał się onieśmielony Will, który chwilę stał jak słup soli na widok tej dwójki.
– Nie przepraszaj, każdemu zdarza się na kogoś polecieć! – Jack dalej sobie żartował, a stojący niedaleko tłum karateków śmiał się do rozpuku. Laney natomiast wykorzystała chwilę nieuwagi blondyna i przechwyciła jego telefon, by usunąć filmik z wielką precyzją i wprawą.
– Will, nie stałbyś tak, tylko wziąłbyś go ze mnie zdjął! – Laney pchnęła Jacka do góry, ale ten ani drgnął, niczym ściana. Brunet szybko się ożywił i wykonał polecenie. Bez trudu go podniósł, natomiast chłopak nawet nie zwracał uwagi na to, że był przenoszony. Ubolewał właśnie nad pomniejszoną kolekcją w swojej galerii.
– Skasowałaś ten filmik? – odezwał się z wielkim żalem.
– Prawa autorskie się kłaniają. – odrzekła zadowolona, podnosząc i otrzepując się.
– Lady Art! Lady Art! – karatecy wiwatowali i skandowali przezwisko dziewczyny, jakby właśnie wygrała pojedynek, ale ona nie wracała na nich najmniejszej uwagi.
– Tylko filmik! – ucieszył się chłopak, ukazując to zwycięskim gestem zamkniętej pięści wyrzuconej do góry. – Na szczęście przesłałem już go sobie na komputer.
– Jack! – tym razem to Will przywrócił go do porządku. – Nie wolno nagrywać ludzi bez ich zgody.
– Kapitanie, ta oto dziewczyna ma miliony moich niekorzystnych fotek z dzieciństwa, w każdej chwili może się zrewanżować. – beztrosko pomachał do karateków, a ci entuzjastycznie się pożegnali, żartując jeszcze między sobą.
– Jack... – Laney zaczęła jakąś myśl. Zdążyła już na szczęście ochłonąć po całej akcji, zresztą już do nich przywykła. Uspokoiła się po usunięciu filmiku, wiedząc, że to, co Jack ma na komputerze zostaje tam, a to, co jest na telefonie szybko mogą zobaczyć inni znajomi w szkole.
– Spokojnie, to tylko dla mnie, wiesz o tym. – puścił do niej oczko, a ta, nie umiejąc się długo gniewać, jedynie pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
– I po co ci to było, Jack? Znajdź sobie wreszcie dziewczynę czy coś, zamiast udręczać przyjaciółkę z dzieciństwa. – westchnął ciężko kapitan drużyny piłkarskiej.
– Po co? Laney przecież jest przekomiczna. Drugiej takiej to ze świecą szukać! Żadna inna dziewczyna nie ma tyle dystansu. – spojrzał na przyjaciółkę, która nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu na twarzy. Cmoknął ją w policzek, jak to zwykł robić w formie podziękowania za pomoc albo za wyrozumiałość do jego żartów. – Poczekaj tu chwilę, skoczę po rower i jedziemy do domu! – zaoferował podwózkę i pobiegł. Laney jedynie przewróciła oczami.
– Ten chłopak jest niemożliwy, zawsze stroi sobie ze wszystkiego żarty, nie masz tego czasem dość? – zapytał Will, oczami błądząc po mrokach, które nasiliły się podczas ich rozmowy. Wzrokiem szukał cienia chłopaka.
– No cóż – westchnęła głęboko – Co mogę rzec, lata praktyki. – zaśmiała się, a chłopak odpowiedział tym samym. Za moment już trochę bardziej spoważniała. – Wiesz... ciężko mu zachowywać się inaczej, przez co trudno mu znaleźć prawdziwych przyjaciół, którzy by zrozumieli, że to jest jego jedyny styl życia, który uważa za słuszny. Wie, na ile może sobie pozwolić i kiedy powinien przestać. Stara się też zawsze zrekompensować swoje żarciki słodyczami czy podwózką... Albo zakryciem ręką mojej głowy podczas upadku, abym się w nią nie uderzyła. On po prostu ma ciężki charakter i wie o tym dobrze.
– Co prawda, to prawda... Wiele by mógł, gdyby tylko chciał... – chłopak odpłynął myślami na chwilę, ale wrócił równo z przybyciem Jacka.
– Wskakuj, laleczko! – zabrzmiał, jakby zapraszał ją do jakiegoś drogiego i ekskluzywnego auta, albo co najmniej na motocykl, ale jego zwykły rower w tej sytuacji wyglądał po prostu śmiesznie. Laney i Will popatrzyli po sobie i zaczęli się cicho śmiać.
– Ej, no co? Coś nie tak? – spojrzał na tył swojego roweru, ale nie spostrzegł żadnego powodu do śmiechu. Powrócił wzrokiem do rozchichotanej dwójki. – Nie wierzę! Kapitan się śmieje! – powiedział tym razem, jakby było to coś nieprawdopodobnego. – To ty umiesz się uśmiechać? – wytrzeszczył oczy.
– A co ty myślałeś? Jasne, że umiem, tylko ty nie potrafisz powiedzieć niczego takiego, co by dało radę mnie rozbawić. – przyznał.
– Nie mów, przecież przed chwilą to zrobił – od razu odezwała się dziewczyna, a chłopak, zaskoczony, przyznał jej rację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top