Finalny element układanki

– Lanuś… Hej, Lanuś – zaczął łagodnie szeptać jej do ucha. Jack zacisnął pięści, słysząc zdrobnienie, którego tylko on używał do tej pory. – Spójrz na mnie… – gładził ją chwilę po głowie, czekając, aż podniesie wzrok. Kiedy już to zrobiła i jej oczy zabłyszczały od łez, Will bez wahania podniósł ją i z rąk zrobił dla niej podparcie. Zaskoczona Laney mocno złapała się za jego kark, aby nie spaść. Momentalnie też przestała płakać i szeroko otworzyła oczy. Teraz była równo z linią jego oczu i dzieliło ich może z parę centymetrów.

– Spójrz, foki! Bardzo chciałaś je zobaczyć, prawda? Teraz możesz obserwować jeszcze lepiej, ale nie wolno ci płakać. – pocieszał ją z gorącym uśmiechem, a ona nerwowo wycofała wzrok we wskazanym kierunku. Jej dotychczas malinowe policzki teraz o wiele bardziej przypominały kolorem truskawkę.

– Jeżeli chodzi o randki, to widzę, że nie próżnujesz. – odezwała się Annie, a chłopak jakby przypomniał sobie, że nie byli sami.

– Nie przeszkadzajcie sobie, przecież wy też jesteście na randce, prawda? – uśmiechnął się znacząco w ich stronę.

– Odstaw ją na ziemię, nie widzisz, że zawstydzasz ją w ten sposób? – warknął Jack.

– Przecież ja robię to tylko, żeby mogła lepiej zobaczyć foki. – tłumaczył się, jakby nie było w tym nic dziwnego, jednak zdeterminowana mina Jacka sprawiła, że postanowił go trochę podrażnić. – Poza tym Laney wygląda bardzo uroczo, kiedy tak się onieśmiela, nie sądzisz? – droczył się, a Annie podśmiewywała się pod nosem, obserwując całe zajście. – Mógłbym tak na nią patrzeć w nieskończoność.

– Przestań ją krępować w ten sposób! – jeszcze raz go ostrzegł, ale kapitan nic sobie z tego nie robił.

– Spokojnie, przecież daleko mi do tego, w jaki sposób ty się zachowywałeś… – obserwował z przyjemnością, jak chłopak się za to karci w duchu. – Poza tym… – pocałował dłoń dziewczyny, która mocno zaciskała się na jego ramieniu. Laney nie umiała wydobyć z siebie słów. Jack jeszcze bardziej zacisnął pięści.

– Poza tym przecież sam zachęcałeś mnie, abym to zrobił. Abym zapytał, czy nie zechciałaby być moją dziewczyną… – wpatrywał się w jej oczy i studiował smutek, który się w nich ukrywał.

– Miałeś zapytać, a nie atakować ją! – wycedził przez mocno zaciśnięte zęby. – Ostrzegam po raz ostatni.

– Sorry, że się mieszam, ale to nie wygląda na atakowanie kogokolwiek, tylko dość romantyczny sposób okazywania miłości. – i z ust Annie padło w końcu hasło, którego brakowało do ukończenia układanki.

– Otóż to – oznajmił Will, intensywnie, a zarazem łagodnie zaglądając w oczy dziewczynie. – Nie martw się, powiedział, że z chęcią pójdzie z tobą na ten koncert – szepnął jej do ucha i pocałował ją delikatnie w policzek. Długo jednak to nie trwało, bo Jack momentalnie pojawił się tuż obok nich i rozdzielił ich. Zanim zdążył pomyśleć, impulsywnie skierował jej głowę w swoim kierunku i pocałował w usta z całą determinacją, jaka ciążyła na jego sercu. Gdy blondyn oderwał się, przerażony własnym postępowaniem, uświadomił sobie, że to jednak nie żołądek cały ten czas ściskał go niemiłosiernie. Will spokojnie opuścił Laney na ziemię. Była zszokowana i ledwie trzymała się na nogach, ale Jack nie pozwolił jej długo zabawić w jego objęciach. Przejął ją i jeszcze raz spiorunował chłopaka wzrokiem. Jego spojrzenie ostrzegało “Ona jest moja i nie zamierzam jej oddać”. Will nie powstrzymał się nawet od uśmiechnięcia się pod nosem. Tym razem Jack nie mógł uciec od własnych uczuć. Czy się ich bał, czy nie, musiał je wreszcie zaakceptować. Złapał Laney za rękę, a ona mocniej ścisnęła i po chwili można było jedynie obserwować, jak porywa dziewczynę i zostawia ich bez słowa.

– Chyba namaluję taki obraz i zatytułuję go “Ponad przyjaźnią” – brązowowłosa przechyliła głowę i tworzyła w wyobraźni zarys nowej pracy. – Nie uważasz, że to bardzo trafny tytuł? – zapytała, przerzucając wzrok na milczącego chłopaka.

– Owszem… – odparł słabym głosem, czując, jak zaczynają szczypać go oczy. Teraz po jego policzkach zaczęły spływać ciepłe łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top