Fikołki po schodach

     – Jak się czujesz? – zapytał słabym głosem kapitan.

     – Jak ktoś, kto ma naprawdę pechowy dzień... – odpowiedziała, nie trudząc się już na jakieś żartobliwe ujęcie swoich myśli.

     – No tak... najpierw to upokarzające zdjęcie, a potem jeszcze taki incydent na schodach... za dużo się dziś wydarzyło... – powiedział, strudzony. Wyraźnie czuł się niezręcznie w roli pocieszyciela.

     – Gdyby choć raz posłuchał innych, to nic z tych rzeczy nie przydarzyło by się... Jak można być tak niepoważnym? Jestem w stanie długo znosić jego zachowanie, ale w dorosłości nie każdy będzie przymykał na to oko.

     – Mówiłem ci już wcześniej, nie powinnaś się zmuszać...

     – Nie zmuszam się! Też ci już o tym mówiłam, on jest po prostu... – przerwała widząc, że Jack się obudził. Blondyn patrzył na nich z otępieniem. Will zręcznie cofnął swoją rękę, którą wcześniej otaczał ramiona dziewczyny.

     – Przepraszam... przeszkadzam...? – Jack potoczył po nich wzrokiem i potarł głowę w miejscu, w którym znajdował się pokaźny guz. Tamci obserwowali go z rozwartymi ustami.

     – Musisz się naprawdę źle czuć... – Laney podeszła do niego i z bliska mu się przyjrzała. Wyglądała na zmartwioną.

     – Dlaczego? – zapytał, nie rozumiejąc reakcji tej dwójki.

     – Przed chwilą użyłeś słowa "przepraszam", to do ciebie nie podobne. – wyjaśniła dziewczyna. – Może masz gorączkę? – jedną dłoń przyłożyła do swojego czoła, drugą do jego.

     – Jak się czujesz? – zapytał niemrawo kapitan, podchodząc do jego łóżka.

     – Trochę boli mnie głowa i ramię... – spróbował nim poruszyć, ale na jego twarzy ukazał się kwaśny grymas.

     – To pewnie dlatego, że te fikołki przez schody robiłeś przez lewe ramię. – odparła promienniej dziewczyna, czując ulgę, że Jack nic poważnego sobie nie zrobił i nie miał gorączki.

     – Fikołki... po schodach? – zmarszczył brwi i zmartwił się.

     – Laaady Aaart! – do salki higienistki z gwarem wpadło kilku kolegów z drużyny piłkarskiej. – Lady Art! Kapitanie! Czy Jack... – już mieli pytać, gdy ich uwagę zwrócił mało energiczny chłopak.

     – Jaaack! – hucznie się z nim przywitali i zaczęli pytać o zdrowie. Chłopak wyraźnie czuł się zadowolony z bycia w centrum uwagi, ale jednocześnie był trochę zdystansowany.

     – Ty zrobisz naprawdę wszystko, aby tylko uniknąć rozgrzewki, prawda? – zaśmiał się któryś, a potem reszta. Ku zaskoczeniu drużyny, sam Jack się nie śmiał.

     – Jakiej rozgrzewki? – zapytał poważnym tonem, a chłopcy zaczęli się jeszcze bardziej śmiać. – Serio pytam, co to za rozgrzewka? – powaga nie opuszczała jego twarzy. Wszyscy oniemieli.

     – No, piłki nożnej... – jeden podrapał się po głowie, zastanawiając się, co się działo.

     – Jack? – odezwała się niepewnie dziewczyna, wyłaniając się spomiędzy chłopaków.

     – Tak? – uśmiechnął się lekko, ale nie tak jak zazwyczaj. – ...Lady Art? – dodał po chwili wahania.

     – Nie udawaj, Jack, to nie jest śmieszne. – odparła Laney z uśmiechem, nie chcąc wierzyć, że to, o czym ostatnio z nim rozmawiała, mogłoby stać się rzeczywistością. On nie mógł stracić pamięci.

     – W czym mógłbym oszukać tak ładną dziewczynę? – odezwał się całkiem podobnie jak na jego sposób myślenia. Chłopcy parsknęli śmiechem i wymienili między sobą teksty o tym, jak bardzo było to w jego stylu.

     – W-wiecie co! – Laney odezwała się nienaturalnie głośno, ale po chwili uregulowała głos. – Pójdę poszukać higienistki... – zaproponowała, czując, że musi wyjść i ochłonąć.

     – Ale ona jest na konferencji. – Will w końcu się odezwał.

     – No to pójdę poszukać automatu! – rzuciła szybko i pobiegła.

     – To automaty w tej szkole zmieniają swoje położenie, że aż trzeba ich szukać? – zaśmiał się lekko blondyn na łóżku. – À propos rozgrzewek. Kiedy one się odbywają? – zapytał całkiem spokojnie, patrząc po twarzach wszystkich.

     – No, jedna jest teraz. – odparł wysoki chłopak.

     – Nie wiedziałem, że można prowadzić rozgrzewkę bez członków drużyny... – znów się zaśmiał, a chłopcy jeden po drugim, jakby olśnieni, w trybie błyskawicznym rzucili się do biegu w kierunku boiska, gdzie najpewniej czekał na nich wściekły trener. Will wychodził jako ostatni i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymał się, rzucając jedynie znaczące spojrzenie chłopakowi.

     – Dlaczego wszyscy biegną jak poparzeni? – zapytała Laney, mierząc się w progu z kapitanem.

     – Mamy zajęcia i w porównaniu do innych klubów, za spóźnianie dostajemy srogie kary. – wytłumaczył Will, przepuszczając ją przez drzwi. – Wpadniemy po treningu, a w razie problemów wiesz, gdzie nas znaleźć. – dodał i pożegnał się. Gdy zamknął za sobą drzwi, Laney naprężyła mięśnie i wzięła głęboki wdech do płuc, konfrontując się z tym, przed czym dopiero co chciała uciec.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top