Dziewczęce głosy
- Laney nareszcie jest odrobinę żywsza i weselsza - pochwalił się swoimi osiągnięciami Jack podczas rozgrzewki na koniec treningu.
- No cóż... - Will niechętnie musiał przyznać mu rację, ale cieszył się z tego faktu. - Rzeczywiście jest żywsza - odparł w końcu. - Dobrze, że wasza klasa zmienia o niej zdanie.
- Dobrze, że więcej się uśmiecha, ale jakoś tak dziwnie się zaczęła zachowywać... - przemknął po nim zimny dreszcz na samo wspomnienie.
- Co masz na myśli? - zapytał drugi chłopak, rozciągając ręce i plecy do góry.
- No nie wiem, jak to powiedzieć.... Jest jakaś... bardziej dziewczęca? - odparł, robiąc przy tym kwaśną minę, jakby napił się soku z cytryny.
- Pff... Może odpuściła sobie z oschłością, kiedy ty trochę przystopowałeś z głupimi żartami.
- Nieźle się trzymam, nie? - zapytał, unosząc wysoko głowę, dumny z siebie.
- To brzmi, jakbyś ograniczał jakiś nałóg. - zaśmiał się Will, a Jack podciął mu nogi.
- Słyszałem, że trzeba uważać na słowa... - odrzekł dosadnie, odwzajemniając uśmieszek i podając mu rękę.
- Czy to nie Laney? - gdy Will już się podniósł, wskazał palcem na okno wychodzące na klasę.
- Oj, nie dam się nabrać - roześmiał się Jack. - Wiem, że ciebie ciągle tak nabierają.
- Nie no, mówię poważnie, jest z jakimiś dziewczynami z waszej klasy. - wychylił się zza chłopaka, aby móc się lepiej przyjrzeć. Jack mniej pewnie zerknął w tamtą stronę, jakoś nie mogąc uwierzyć, że już zdołałaby zaprzyjaźnić się z jedną ze zgranych grupek dziewczyn.
- Takie żarty nie przejdą, mówiłem ci - odezwał się, gdy niczego nie zauważył i znów spojrzał na swojego rozmówcę.
- No weź się przyjrzyj! - Will chwycił jego twarz i zwrócił w stronę klasy. Przez jedno z okien rzeczywiście było widać grupę dziewczyn.
- Łał, naprawdę jesteś w stanie powiedzieć z takiej odległości, czy jest tam Laney, czy nie? - poczuł, jak śmiech zbliża się do jego gardła. - Oto prawdziwa siła miłości - przekonywał, nie mogąc się powstrzymać i wybuchnął śmiechem.
- Hej! - zawołał Will, czerwieniąc się. Przez chwilę wyglądał, jakby zaraz miały zawisnąć nad nim chmury burzowe, ale ostatecznie nie powiedział nic. Wziął wdech i zaczął jeszcze raz, ochładzając swoje emocje. - Co, jeśli mi się podoba? - zapytał poważnie, ale Jack zauważył to dopiero, gdy spojrzał na jego zabawnie czerwoną, lecz zdeterminowaną twarz. Przestał śmiać się na dobre.
- To oznacza tylko jedno... - zaczął w końcu równie poważnym tonem. Will już spiął się w sobie, czekając na odpowiedź. Twarz chłopaka powoli objawiała jego rozbawione, połyskujące oczy i pewny siebie uśmiech. - Powiem jej to pierwszy! - zawołał i zerwał się do biegu.
- Holender...! - kapitan załamał się na chwilę, że wziął go na poważnie, po czym pobiegł za nim.
- Hej kapitanie, może już sobie odpuścisz bieganie na dzisiaj? Twoja twarz płonie od koloru zachodzącego słońca... - odezwał się Jack, gdy tylko zaczął dorównywać mu Will. - Jeszcze wezmą cię za niepoczytalnego, jak wypalisz z jakimś tekstem o miłości - zaśmiał się, a kapitan, wyobrażając sobie tylko, że dobiegnie pierwszy i nie będzie wiedział, co powiedzieć i jak wyjaśnić dlaczego biegł, zastygł niczym posąg. Jack bez problemu pobiegł do samego celu i już cieszył się zwycięstwem, gdy się z kimś zderzył.
- Och... przepraszam... - odezwała się cichutkim tonem Laney, która dopiero co wyszła z klasy. Miała lekko zaczerwienione policzki i oczy.
- To ja przepraszam, nie patrzyłem przez chwilę przed siebie i jakoś tak wyszło - usprawiedliwił się i dostrzegł, że działo się z nią coś jeszcze dziwniejszego niż ostatnio mógł zaobserwować. - Coś się stało? - ledwie zapytał, a odpowiedź sama się nasunęła i to w postaci paru głosów dobiegających z klasy.
- Jeny, jaka ona się ostatnio stała wkurzająca. Jeszcze bardziej niż zwykle...
- Noooo... teraz udaje "urocze i nieśmiałe niewiniątko", żeby bardziej podobać się chłopakom...
- Weź! Nie wystarczy jej, że przywłaszczyła sobie gwiazdę klasową, to jeszcze gwiazdę sportową! Okropna jest!...
Rozmowy dziewczyn, które jeszcze siedziały w klasie, rozwiały wszelkie wątpliwości Jacka.
- Laney... - chciał ją w jakiś sposób pocieszyć, ale odezwała się głośno.
- Wybacz, idę jeszcze do pracowni i zapewne długo tam będę. - przycisnęła mocniej do siebie zeszyt, czując zażenowanie i upokorzenie. - Nie chcę również tobie robić złej opinii... - dodała ciszej i, niczym spłoszone zwierzę z podkulonym ogonem, odeszła.
Laney przez kolejny tydzień unikała Jacka przy każdej możliwej okazji. Teraz nie stanowiło to już dla niego zagadki i bardziej rozumiał, dlaczego od dłuższego czasu stopniowo ograniczała z nim kontakt. Nie chciała plotek tego typu. W zasadzie to Jack nie dbał o żadne plotki i co mówią ludzie, ale rzeczywiście dla innych stanowiło to większy problem. Najbardziej jednak martwił się o Laney. Nie chciał sprawiać jej kłopotów, ale również nie chciał, aby całkiem się odcięła i zerwała z nim kontakt. Tę niechęć potęgowało jeszcze to, że najwyraźniej coraz lepiej dogadywała się z kapitanem.
- Szlag! - krzyknął jeden ze strzelających. Znów nie trafił do bramki, a mecz zbliżał się dużymi krokami.
- Nie spinaj się tak, mecz będzie dopiero w sobotę - Jack uśmiechnął się typowo, a koledzy pokręcili głowami. Wiadomo było, że to w żaden sposób nie pocieszy atakującego.
- No nie mogę! - znowu wrzasnął, spudłowawszy, i złapał się za głowę. Jack zaśmiał się i bez problemu trafił do bramki, gdy nastała jego kolej.
- Pogadajmy o czymś milszym niż o zbliżających się zawodach - zaproponował Will, widząc, jak jego drużyna w stresie zaczęła spinać mięśnie i trening im nie wychodził.
- Och, trener byłby z ciebie dumny, gdyby to usłyszał - chłopcy posłali mu znaczące spojrzenia i uśmiechnęli się szeroko. - Ty akurat masz tylko dwie rzeczy w głowie.
- Piłkę - któryś rzucił jedną w jego stronę, a Will zręcznie ją złapał.
- I ją - dorzucił inny, wskazując na studio plastyczne. Tu kapitan pokrył się rumieńcem i nerwowo zaczął przeczesywać włosy.
- Czyżby to była Annie? - wskazał na trybuny, a chłopcy w tym samym momencie się obrócili.
- Słyszałem, że zmieniła fryzurę! - oznajmił któryś, ale ku ich rozczarowaniu nie dojrzeli jej. Gdy chcieli skarcić za to Willa, jego też już nie było.
- Will robi się coraz lepszy w wykiwaniu was, czy zawsze byliście tacy łatwowierni? - Jacka bawiła cała ta sytuacja.
- Wiesz, gdybyś wcześniej przychodził na całe treningi, to zobaczyłbyś, jak dużo cię czasami omija.
- Masz szczęście, że zacząłeś regularnie chodzić na czas - pochwalił go któryś.
- Czyżby znudziły ci się już dodatkowe okrążenia wokół boiska? - zapytał inny, a Jack pokręcił głową.
- Nadal je ubóstwiam - odparł sarkastycznie, po czym jego myśli na chwilę zawisły nad tematem. Rzeczywiście regularniej zaczął uczęszczać... i mniej czasu spędzać z Laney. Postanowił ją więc odwiedzić po treningu, zwłaszcza, że nie było wtedy jeszcze ciemno. Po wyjściu z szatni chciał od razu pobiec w stronę pracowni, ale coś go zatrzymało. Konkretnie dziewczęce głosy.
- Dawno nie wyszłam nigdzie z Jackiem... Ciągle tylko trening albo Lady Art...
- Weź! Że jej w ogóle nie wstyd zarywać jednocześnie do Jacka i Willa. Mogłaby się zdecydować!
- Wielka artystka zawsze jest ponad klasę i nie musi wybierać... Myśli, że to zawsze za nią będą się uganiać, bo ma jakiś "talent"...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top