Rozdział 3
"Ważniejszy od samego dzieła jest efekt, jaki ono wywołuje.
Sztuka może umrzeć, obraz może ulec zniszczeniu.
Istotne jest ziarno, które zostało zasiane."
Następnego dnia po śniadaniu Deidara podszedł do Ayame.
- Oi, chodź, pokażę ci jak powinna wyglądać sztuka.
- Ale- Konan weszła mu w słowo- masz niczego nie odwalać, Dei.
- Hahaaa, ja też ci mogę pokazać moją sztukę- Hidan zawołał z kanapy na której leżał rozwalony z przenośną konsolą, którą ukradł jakiemuś dzieciakowi- będziesz pod wrażeniem, przysięgam na Jashina!
- A wiesz, że krowa, która dużo muczy, mało mleka daje?- Deidara warknął
- Taaa, a to ty się pchasz, żeby jej pokazać.
- Yghhh... Wal się, Hidan. Chodź, Ayame.
Zaprowadził ją do sali treningowej. Pokazał jej kilka swoich technik, w mniejszej wersji, żeby nie rozsadzić kryjówki. Po pewnym czasie dziewczynę przestały brzydzić usta na dłoniach chłopaka, ale nadal były czymś dziwnym. Przepełniała ją frustracja, bo jej rzeźby powstawały wolniej i przypominały nie wiadomo co, do czego ledwo dawała radę tchnąc odrobinę chakry.
- Yghh faktycznie jestem beznadziejna.
- Przynajmniej masz dodatkowe zajęcie. Pamiętaj...- wykonał gest dłonią, a mały wyrzeźbiony ptaszek wybuchł w powietrzu- Sztuka nie jest niczym stałym, jest eksplozją!
- A możesz... Nauczyć mnie innych technik walki?
- Nie.
- Czemu?
- Ayame- spojrzał na nią i uniósł odsłoniętą brew- myślisz, że członkowie Akatsuki ujawniają swój styl walki każdej losowej osobie? W każdej chwili możesz coś odwalić, a wtedy może się to odwrócić przeciwko nam.
- Czyli nie powiesz mi do czego służy to coś, na twoim drugim oku..?
- Nie.
- To po co właściwie mnie tu zaciągnąłeś?
- Zaciągnąłem?- wywołał kolejny mały wybuch- Sama chciałaś się czegoś uczyć. Poza tym chcę cię poznać.
- C... Co?- dziewczyna zapytała zdziwiona i lekko speszona
- To normalne, mieszkasz z nami. Nie będziesz stąd wychodzić, czasem Pain zostawia tu jedno ze swo... jednego ze swoich ludzi i nie zawsze da się z nim pogadać. Jeśli okażesz się w porządku to tobie będę mógł truć tyłek, nie?
- Jak bezpośrednio. Mam być też maskotką?
- Nie. Twoje siedzenie tutaj nie musi być cierpieniem. Hidan spieprzył ci życie swoim błędem, jednocześnie ocaliło to życie, a na pewno oczy jednej dziewczyny. Skoro masz tu siedzieć, do czasu aż coś się zmieni, albo do czasu aż ktoś odkryje to miejsce i spróbuje nas pokonać, możesz albo być gosposią i krążyć od kuchni do pokoju, albo możesz próbować jakoś tu sobie żyć- ruszył w stronę drzwi- Konan miała jakiś nagły przypływ emocji, żeby cię oszczędzić, więc...
- Rozumiem... Chyba.
- Po misji zapytam Konan, czy mogę cię zabrać na powierzchnię.
- Hm..?
- Jeśli mamy cię traktować normalnie, powinnaś też mieć w miarę dopuszczalne warunki... A siedząc non stop pod ziemią zwariujesz- spojrzał na jej zdziwiony wyraz twarzy- to równoznaczne z wyrokiem śmierci. A mieliśmy tu już kilku jeńców.
- Dziękuję... Deidara...
- Nie masz jeszcze za co.
- Za... Chęci.
- Poza tym ten dureń Tobi cię lubi. No dobra, to wszystko na dziś. Chodźmy...
Wyszli z sali.
Po kilku dniach Ayame wiedziała trochę więcej o członkach Akatsuki. Powoli przestawali być tylko przerażającymi przestępcami. Wiedziała już, że Zetsu traktuje ją jak powietrze, Sasori ją obserwował, ale nigdy nie podjął żadnego tematu, najczęściej siedział u siebie i tworzył marionetki. Pain rzuca zdawkowe zdania, Itachi traktuje ją z góry, jak uciążliwego szczeniaczka. Kisame co jakiś czas staje w jej obronie, mimo, że się go obawiała przez dziwaczny wygląd, teraz stał się dla niej zwyczajny.
Tego dnia w kryjówce większość grupy wyruszała na misje. Ayame słyszała same ogólniki, ale dla własnego dobra starała się nie interesować. Gdy Kakuzu, Itachi, Kisame i Deidara z Tobim zmierzali do wyjścia, dziewczyna podbiegła do nich z trzeba pudełkami z zapakowanym jedzeniem.
- P... Proszę. Na drogę.
- Co to niby ma być?- Itachi burknął
- Nie widzisz?- Kisame się uśmiechnął- Kanapki na drogę.
- Ai-chan jest taaaaaaka kochanaaa- Tobi pogłaskał dziewczynę po głowie- dba o nas! Arigatoooo!
Itachi spojrzał na resztę pakującą pudełka do worków i niechętnie przyjął swoje. Otworzyli drzwi i poszli ciemnym korytarzem, zapewne do wyjścia z kryjówki.
Do głównej sali weszła Konan, zrobiła sobie kawę i usiadła przy stole, Ayame usiadła obok.
- Masz nietęgą minę, Konan.
- Nie, to nic...
- Po to mnie zostawiłaś przy życiu, nie? Mów.
- Nie tylko po to. Dziwnie bym się czuła skazując niewinną Uzumaki na śmierć...
- Znasz kogoś z mojego... klanu to za dużo powiedziane, bo od dawna jesteśmy w rozpadzie..
- Tak. Znam kogoś... - pociągnęła łyk czarnego napoju- Może kiedyś ci opowiem...
- A teraz co się dzieje?
- Sama nie wiem czy próbować rozmawiać z Itachim...
- Wiesz, pewnie tylko z pozoru jest gburem.
- Nie tylko o to chodzi...
- Jest ktoś jeszcze?
- Był, chociaż trochę nadal... Wybacz, nie mogę ci jeszcze mówić wszystkiego...
- Możesz mi ufać lub nie. Ja powoli się oswajam ze stanem rzeczy w którym jestem, więc...
- Muszę iść do Paina omówić kilka kwestii.
- O niego chodzi, prawda?
- To dużo bardziej złożone i dziwne niż ci się wydaje. Powinnam już iść, czeka na mnie. Nie wiem, czy dzisiaj część z nich wróci, czy nie, więc nie fatyguj się z kolacją, po co ma się marnować.
- Hai.
Konan poszła w stronę gabinetu Paina, gdzie Ayame nie miała wstępu. Uzumaki wstała i się przeciągnęła, poszła zebrać swoje pranie, ułożyła ubrania, posprzątała swój pokój, salon i kuchnię, po czym postanowiła wziąć prysznic. Rozebrała się, zasłoniła zasłonkę i odkręciła gorącą wodę. Cicho śpiewała pod prysznicem i doszła do wniosku, że cisza jest w tym miejscu najbardziej irytująca. Czasem dobijał brak światła, ale poza tym, w sumie nie było tak źle. Tobi ją rozśmieszał, gdy miała gorszy dzień, u Konan mogła się wypłakać. Jakoś mijał czas, chociaż nie byłą pewna ile czasu już tam jest.
Sięgnęła po ręcznik i się wytarła. Rozejrzała się po łazience.
- Gdzie... są moje ubrania..?
Zajrzała do szafki i zerknęła w każdy kąt.
- Co do... Yhh...
Owinęła się ręcznikiem i uchyliła drzwi, żeby zobaczyć, czy ktoś jest w polu widzenia. Wyszła zostawiając na podłodze mokre ślady stóp i nagle zobaczyła Hidana, który trzymał za ramiączko stanik dziewczyny i kręcił nim kółka na palcu.
- Hahaaa!
- H... Hidan baka!- dziewczyna przycisnęła do ciała ręcznik, a jej policzki spłonęły rumieńcem ze wstydu- Oddaj mi moje ubrania!
- To sobie weź- wskazał na kanapę, gdzie leżały
- Yhh- wzięła ubrania- i to też mi oddaj!
- Twój stanik? Odbiór osobisty.
Dziewczyna podeszła do niego, ale on podniósł rękę wyżej. Gdy Ayame wściekła chciała sięgnąć po swój biustonosz, niefortunnie się pośliznęła i poleciała na Hidana, który stracił równowagę i zaczął lecieć na plecy, jednocześnie łapiąc dziewczynę drugą ręką w pasie podczas upadku.
Upadła na niego, a jej policzki przypominały kolorem jej mokre włosy, z których woda kapała na odsłoniętą klatkę Hidana. Uśmiechnął się, a Ayame szybko próbowała się podnieść podpierając na jego klatce. W jednej chwili poczuła, że ręcznik się rozwiązał i zaczyna się zsuwać. Złapała materiał dłonią tak szybko, że nie utrzymała się na drugiej ręce i twarzą wylądowała na klacie Hidana.
- Ała...
Szybko się podniosła kurczowo trzymając ręcznik.
- Haha, nie spodziewałem się, że jesteś taka szybka. Niewinna zabawa a ty...
Nie zdążył dokończyć, gdy dostał od Ayame z liścia w twarz. Zobaczyła to Konan, która właśnie weszła do salonu i na chwilę zamarła, sięgając po kunaia i obserwując reakcję Hidana.
- BAKA!!
- Ty...- Hidan spojrzał na Ayame- Ty...
Rzucił na podłogę jej stanik i poszedł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Konan odetchnęła z ulgą i ze zdziwieniem.
- Co on znowu zrobił?
- Jest... Kretynem!- w oczach Ayame pojawiły się łzy- Wykradł mi ubrania, gdy brałam prysznic. Gdy chciałam mu zabrać, pośliznęłam się i upadłam na niego i... kretyn!
- Ale masz jaja dziewczyno.
- Z czym..?
- Że go uderzyłaś. Normalnie jego reakcja na to jest szybka i nie taka jak teraz. Idź się ubrać.
- Mhm.
Ayame poszła do swojego pokoju i założyła ubranie. Rozczesała mokre włosy i potarła je ręcznikiem. Wieczorem poszła do kuchni zrobić sobie kolację. Panowała nieznośna cisza, dodatkowo miała humor nadal zepsuty przez Hidana. Zrobiła sobie kilka kanapek i usłyszała otwierające się drzwi. Zignorowała to, bo dźwięk dochodził właśnie ze strony, gdzie znajdował się jego pokój.
- Oi!- stanął obok niej i oparł się o lodówkę- Spójrz na mnie.
- Nie.
- Ja pierdole, na Jashina, co za uparte babsko! Wkurrrwiasz mnie!
- Chcesz mnie zabić, to zrób to teraz.
- Nie- uderzył dłonią w blat- czasem lubię się powkurwiać.
Spojrzała na niego z urażoną miną, próbując zapanować nad strachem. W chwili, gdy tamte słowa padły z jej ust, dotarło do niej jakie głupoty mówi.
- Oi, na żartach się nie znasz? Żaden facet ci żartu nie zrobił?
- Jakoś nie- patrzyła w jego fioletowe oczy i przełknęła ślinę- żaden nie był takim...
- No?
- Takim... Yhh...
Poczuła jak do oczu napływają jej łzy i spływają po policzkach. Sama nie wiedziała, czy to była ulga, że jednak nie spotka ją śmierć, czy to, że została przez niego upokorzona. A może całość sytuacji w tej jednej chwili ją przerosła.
Hidan uniósł brwi i nie wiedział, jak ma się zachować. Zwykle, gdy ktoś przed nim płakał to błagał go o litość. A teraz, dziewczyna, przez którą Kakuzu pojechał mu mocno po pensji za spieprzoną misję, miała czelność rozpłakać się bez większego powodu.
- Te...- pochylił się nad nią- Oi! No weź nie odpierdalaj. To był żart, już się nie wczuwaj tak. Nawet nic nie zobaczyłem.
Niepewnie, jakby dotykał czegoś dziwnego, poklepał ją po głowie. Dziewczyna otarła łzy.
- To... Ja po prostu, to wszystko, już się uspokajam- wzięła głęboki wdech- masz nigdy więcej nie dotykać mojej bielizny!
- Dobra- uśmiechnął się szeroko i delikatnie zbliżył do dziewczyny-kiedyś pożałujesz tego rozkazu.
- Ale... ale w jakim sensie..?
Zaśmiał się i poszedł położyć się na kanapie. Ayame usiadła przy stole i jadła kanapki. Nie chciała siedzieć w ciasnym pokoju. Gdy skończyła jeść, umyła talerz i poszła w stronę swojego pokoju.
- Dobranoc.
Usłyszała z kanapy.
- Dobranoc, durniu.
Weszła do swojego pokoju, a Hidan uśmiechnął się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top