Rozdział 18


"Nie ma nic cięższego od żalu.
Żal jest straszliwą otchłanią w najczarniejszym oceanie,
bezdenną głębią.
Zżera człowieka.
Dusi. 
Paraliżuje skuteczniej od przeciętych nerwów."


------------------------------------


Hidan wyjął piwo z lodówki i usiadł przy stole jakby nigdy nic. Postrzegł Tobiego sączącego w kącie piwo przez słomkę, która znikała pod maską. Kakuzu się skrzywił.

- Chociaż byś założył spodnie, Hidan. Nie musisz sobie wietrzyć jaj przy nas. 

- Ej! A może właśnie kurwa muszą ochłonąć?

Hidan uśmiechnął się i stuknął butelką o butelkę Kakuzu, którego wyraz twarzy się nie zmienił, a Deidara wstał, cisnął butelką o ziemię i poszedł do wyjścia z kryjówki. Ayame wyszła z pokoju słysząc dźwięk tłuczonego szkła.

- Co się...

Widziała tylko jak Deidara znika w ciemnym korytarzu, podeszła i zaczęła zbierać szkło z podłogi, jakby czuła się winna, oczywiście zacięła się w palec i popłynęła strużka krwi. Hidan szybko kucnął przy niej zbierając wcześniej chusteczkę z blatu i sięgnął do skaleczonego palca dziewczyny. 

- Oi! 

Tuż przed nosem Hidana pojawił się miecz Kisame, a Ayame odskoczyła na bok. 

- Nie waż się tknąć nawet pół kropli jej krwi.

Kisame mówił grobowo poważnie, a Hidan tylko się uśmiechnął krzywo i poszedł się ubrać trzymając ręcznik, który zaczął mu się zsuwać z bioder. Ayame opatrzyła skaleczenie i zebrała resztę szkła miotłą, po czym wytarła rozlane piwo. 

- Niby to mi bliżej do rekina- palnął Kisame- a to Hidan reaguje na krew nawet gorzej niż rekin. Weź sobie piwo, Ayame. 

- Nie, chyba nie powinnam. 

- Czemu? Może będzie ci się lepiej spało. 

- Wezmę sobie jedno do pokoju... 

Wyjęła trunek z lodówki, a gdy szła do pokoju, doskoczył do niej Tobi.

- Tobi chce się stuknąć butelką z Ai-chaaaaan! Chociaż Ai-chan zraniła mojego Dei-senpaia!

Gdy tylko drzwi pokoju się zamknęły, Tobi zdjął maskę i zmarszczył brwi. 

- Ayame, co ty robisz?

- S... Słucham?

- Hidan?!- podniósł głos i szybko go ściszył, żeby nikt nie usłyszał- Przecież to najgorszy psychol. 

- Jakoś nic mi nie zrobił, przesadzacie...

No tak, sprzątała wszędzie, tylko nie u siebie. Tobi musiał to zauważyć, oczywiście. Podniósł z podłogi jej koszulkę na której była zaschnięta plama krwi. 

- A to? 

- Musieliśmy... Ustalić pewne granice. 

- Ayame... Hidan dostaje pierdolca od krwi...

- Ale się powstrzymał przy mnie. Może jestem dla niego ważna, czy coś?

- Martwię się o ciebie. Widziałaś jak Kisame zareagował.  Hidan jest Jashinistą i...

- A ty się ukrywasz pod maską, każdy "coś ma"- Ayame była podenerwowana- uważasz, że dla mnie nie można się zmienić? Jestem jakaś gorsza? Po cholerę się o mnie martwisz...

- Mam dosyć tracenia przyjaciół.

- To moja sprawa! Ja wiem, że nic mi nie zrobi. 

- Jeszcze mało o nim wiesz. 

- Yhh...- otworzyła butelkę piwa i usiadła na łóżku z urażoną miną- Tyle masz do powiedzenia? 

- A co mam mieć więcej- założył maskę- mogę sprawdzić co u twojej rodziny, będę w okolicy.

- Arigato. I... nie musisz zakładać tej maski. Wiem jak...

- Chcę ci oszczędzić tego widoku. Wracasz do pozostałych?

- No dobra... Nie będę pić sama. 

Wyszła za Tobim z pokoju, przy stole siedział Kisame i Kakuzu, dołączyła też Konan i sączyła piwo z sokiem imbirowym. Ayame usiadła z nimi i pociągnęła łyk z butelki. Przez chwilę panowała cisza, którą nagle przerwała wkurzona Konan, gdy tylko ze swojego pokoju wyszedł, ubrany już, Hidan. 

- Mówiłam do cholery! I tobie mówiłam, to, co mówiłam, Ayame, mówiłam wam...- na chwilę przyłożyła kciuk i palec wskazujący do czoła, jakby to miało jej pomóc zebrać myśl- Zetsu właśnie zgarnia Deidarę z miasteczka. Czeka nas kilka trudnych misji. No ja oszaleję przez was wszystkich. 

- Wszystkich?- żachnął się Kisame- No wypraszam sobie!

- Tak? A łuski z czyjego miecza walają się po sali treningowej? Wbiłam sobie jedną w stopę dzisiaj. 

- A kto ćwiczy bez pierdolonych butów? - palnął Hidan ale szybko się uciszył widząc minę Konan, która mówiła dalej

- Wykończycie mnie. Plan był zupełnie inny. Pain oczywiście nie przewidział tego, że jesteście... Yhh...

- Ty nie przewidziałaś Ayame- odezwał się Kakuzu- bez niej był większy spokój. Mniej emocji. Bez wspólnych obiadków i zabawy w rodzinę. Jak to teraz widzisz? Będziemy walczyć na śmierć i życie. Na razie wszyscy są potrzebni, a z czasem trzeba będzie kogoś poświęcić. A teraz nawet ten skurwiel- wskazał na Hidana który zacisnął pięść i zaczął nią wymachiwać jak kretyn- zaczął się roztkliwiać. Jak sobie wyobrażasz wysłanie Itachiego na misję samobójczą? Wiesz, że ten dzień nadejdzie. Mówił ci już... Po cholerę zabawa w to wszystko? Spotkałem kiedyś kopiującego ninja z Konohy. Pieprzył o tym, że ten, kto zostawia przyjaciół jest śmieciem. To może zróbmy wyszywankę z takim napisem, serduszkami i powieśmy na ścianie, co? 

- Ooooooi!- Tobi zapiał- A może porozmawiamy o pogodzieeeee?!

Wszyscy uznali to za kolejny przerywnik w jego stylu, a Ayame miała wrażenie, że Tobi na prawdę nie chciał tego słuchać. Wtedy jeszcze nie wiedziała dlaczego.
Hidan wziął piwo z lodówki i usiadł obok Ayame.

- Ja tam zajebię kogo będzie trzeba. A jak ty, Kakuzu, będziesz w potrzasku to kurwa nie rzucę się za wszelką cenę, żeby ci pomóc. Nie martw się o to. 

- Ty musisz się wytłumaczyć przed Painem z kilku cywili- Kakuzu specjalnie poruszył temat przy Ayame żeby go wkurzyć- tak przy okazji. 

- Oj pierdolenie kurwa. Za blisko podeszli. Za blisko jebanej kryjówki. 

Ayame nie wiedziała jak ma się zachować. Musiała w końcu porozmawiać z Hidanem o wszystkim. Zerknęła na jego głupkowaty wyraz twarzy, gdy zaczął się wykłócać dalej z Kakuzu. Był przystojny. Nie można powiedzieć, że miał gadane. Był głupkiem. Ale miał w sobie coś, co ją przyciągało. Konan wytknęła kolejny raz wszystko wszystkim, po czym posmutniała, jednocześnie była zła na Ayame, więc nie chciała się jej z niczego zwierzać. Może Kakuzu miał rację. Może chciała się teraz wyżyć na wszystkich, wygarnąć im, jakby to miało umniejszyć to, o co koniec końców sama zabiegała. Znała historię Itachiego. Jego plan. Liczyła jednak, że dla niej coś zmieni. Może to samo czuła Ayame, że dla niej Hidan stanie się lepszy. 

- Idę spać- Konan wstała i poszła do siebie 

- Na mnie też już pora- Kakuzu się podniósł z krzesła 

- Tooooobi idzie spaaaać! Oyasumiiiii!

- No, to ja też. 

Hidan dopił piwo, odstawił butelkę i poszedł w stronę swojego pokoju. Ayame zrobiła to samo, jednak gdy była przy swoich drzwiach, zawołała za Hidanem.

- Oi! Możemy porozmawiać? 

- Mhmm- Hidan poszedł do niej i gdy zamknęła drzwi, mocno ją objął i chwycił za pośladek- już jestem.

- Ale...- odsunęła się od niego i poprawiając koszulkę usiadła na podłodze. Nie na łóżku. Tak było bezpieczniej. On zrobił to samo- Ja na prawdę chcę porozmawiać. O tym, co powiedział Kakuzu...

- Pierdole, wiesz kim jestem? Jashinistą. Na dodatek nieśmiertelnym. Muszę składać ofiary mojemu bogu. 

- Nie mogą być ofiary z walki?

- Ayame... Nie zawsze mam taką możliwość. Póki zabijam, jestem nieśmiertelny- uśmiechnął się- a nie chcę wkurwić mojego boga. Masakra, Ayame, nie mam ochoty dzisiaj na takie pogadanki, ok? 

- Będę wracać do tego tematu- wiedziała, że nie może na niego naciskać, on am musiał uznać pomysł za wyjątkowy i genialny, cicho westchnęła- no trudno. 

- A teraz...- Hidan oblizał dolną wargę i sięgnął do kieszeni, wręczył Ayame kunaia, którego dostała od Tobiego- Masz. Oddaję. 

- Arigato...

- Ale- zbliżył się i pocałował dziewczynę- nie chowaj go...

- Hidan..? 

Zaczął całować jej szyję, czekał aż się rozluźni. Delikatnie włożył dłoń pod jej koszulkę. Dotykanie jej, obserwowanie reakcji, zaczynało przypominać kolejny rytuał. Zdjął jej koszulkę, a dziewczyna sama zdjęła spodnie i majtki, gdy on zrobił to samo. Całowali się, a dziewczyna niepewnie zaczęła pieścić dłonią jego męskość. W pewnym momencie zaczął się kłaść na podłodze przyciągając Ayame do siebie. 

- Weź kunaia.

- Co..?

- Widzisz symbol na moim naszyjniku?- uśmiechnął się- Chcę mieć to na klatce. Wytnij mi ten symbol. 

- Ale... To...

- Weź go. 

Wzięła broń do ręki i przyłożyła czubek do klatki Hidana, pojawiła się kropelka krwi. Przełknęła ślinę i odłożyła kunaia na bok. 

- Nie mogę. To...

- Spróbuj- jego oddech był przyspieszony, a gdy dziewczyna lekko przesunęła ostrzem po jego skórze, jęknął 

- Nie...- odłożyła broń- To się nie uda. 

- Hm- zobaczył, że dziewczyna wyciąga dłoń z leczącą chakrą- zostaw. Za chwilę się samo zagoi. 

Przyciągnął dziewczynę bliżej, a jej włosy opadając lekko muskały jego policzki. W tamtej chwili zastanawiała się, czy on się zmieni, czy jednak ona zacznie pod jego presją. Zawahała się, poczuła obawy, może dlatego, że wszyscy na siłę kładli jej je do głowy. W tym samym czasie Hidan obserwował jej oczy, włosy, usta. W tamtej chwili była dla niego idealna. Nie rozumiał tego stanu. Działał po omacku, intuicyjnie. Jednocześnie nie przestał być sobą.
Chwycił jej biodra i wbił się szybkim ruchem. Dziewczyna jęknęła. Zabolało. Ale w przyjemny sposób. Trzymając ją podniósł się z podłogi i usiadł, dziewczyna poczuła jak nieprzyjemnie piasek z podłogi wbija się jej w kolana i żałowała, że odpuściła dziś odkurzanie. Gdy to robili, miała wrażenie, że Hidan głównie chce się zaspokoić, a ona mu na to pozwalała, mimo, że chwilami bolało. Znów dopadły ją myśli, jednak po chwili pojawił się przyjemny dreszcz. Wbiła paznokcie w jego plecy i bez zastanowienia drapnęła. Niech jego też boli. Zamruczał przy jej uchu i jęknął. Nie. Nie było tak, że ona się poświęcała. Porzuciła tamtą głupią myśl. Pragnęła go. Jego ciała, zaufania, uśmiechu, a teraz też mruczenia. 
Gdy skończył cicho się zaśmiał. 

- Nieśmiałe drapanko, ale było przyjemne- przytulił ją i oparł głowę na jej ramieniu- Ayame... 

- Hm? 

- Mogę dziś spać tutaj..?

- T... Tak... 

Wstał i wszedł pod kołdrę. Spojrzał na dziewczynę, która lekko zawstydzona zasłaniała ciało rękoma. 

- Nie chowaj się tak. Lubię na ciebie patrzeć. 

Weszła obok niego pod kołdrę, zanim zdążyła się jakoś ułożyć, tym razem to Hidan zwinął się w kłębek i się do niej przytulił. 

- Nie wiem, jak to wszystko odbierasz, Ayame.

- Hm?

- Ja... Okazuję uczucia w kurewsko pojebany sposób. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top