Rozdział 1


"Jesteśmy jak gwiazdozbiór,
a zmiany w konstelacjach zawsze prowadzą do chaosu."


- Hidan- Konan mówiła najchłodniejszym możliwym tonem- miałeś jedną, cholerną robotę. Akurat teraz Kakuzu nie mógł wyruszyć z tobą. A ta dziewczyna, mam wątpliwości czy jest tą, o którą nam chodziło. 

Hidan spojrzał na postać leżącą na ziemi. Związana, z czarnym workiem na głowie, ubrana w białą yukatę w różowe kwiaty, która teraz była cała w ziemi i błocie. Dziewczyna miała zakneblowane usta i bała się nawet drgnąć. 

- Pieeeerdolisz.

Powiedział przeciągle Hidan i rzucił na ziemię swoją kosę. Związana dziewczyna skuliła się na ziemi i wydała zduszony dźwięk. Mężczyzna ją posadził, i szybkim ruchem zdjął worek z jej głowy i knebel. Przyłożył palec do jej ust i robiąc groźną minę pokiwał głową. Nie musiał nic mówić. 

- Widzisz?- wskazał na nią dłonią- Była na tym festynie niedaleko Wioski Liścia, ma jasną cerę i granatowe włosy...

- Właściwie...- porwana powiedziała bardzo cicho i uniosła związane ręce ściągając z głowy długą perukę, spod której pojawiły się czerwone włosy trochę dłuższe niż do ramion

- Kurwa!- Hidan syknął i tupnął nogą 

- Jej oczy... są granatowe. Atramentowe- Konan wycedziła przez zęby- czy ty wiesz, kretynie, jak wyglądają oczy w klanie Hyuuga?! Jak możesz być aż takim kretynem, Hidan!

Konan zazwyczaj nie mówiła tak wielu zdań w jednej chwili. Jednak tym razem była wściekła, a dziewczyna wlepiła w nią swoje oczy w "nie-takim-kolorze". 

- Przepraszam!- dziewczyna wykrzyczała a po jej policzkach popłynęły łzy- Chciałam tylko sprawdzić, jak wyglądam w tym kolorze włosów...

- No to sorry...

Hidan uniósł kosę, dziewczyna głośno pisnęła, a Konan stanęła przed nią. 

- Stój! Nie zabijemy jej, dopóki szef nie zdecyduje co dalej. 

- Pierdole... 

Hidan poszedł ciemnym korytarzem, a Konan klęknęła przy dziewczynie.

- Jak się nazywasz?

- Ayame Uzumaki. 

- Tak myślałam, te czerwone włosy. Nie mów z której jesteś wioski, dla dobra twoich bliskich. Chyba że zapyta cię o to Pain, nasz szef, dobrze? 

- Tak. 

- Ja się nazywam Konan. Na razie zostaniesz tutaj, idę po Paina. 

Wstała i poszła. Ayame rozejrzała się dookoła. W pomieszczeniu nie było mebli ani okien, a powietrze miało specyficzny zapach. *Jesteśmy pod ziemią...* 
Na ścianach były uchwyty, a na nich pochodnie, z pokoju było jedno wyjście, korytarzem. Dziewczyna znała te płaszcze ze wzorem chmur, Akatsuki, była pewna, że ją zabiją. Nie mogła powstrzymać łez i czuła się jak największy pechowiec na świecie. Tak, była w pobliżu kilku osób z klanu Hyuga, bo podeszła pochwalić yukatę jednej z nich. Wiedziała też, że nikt nie będzie jej szukać, na pewno nie w najbliższym czasie. Co jakiś czas uciekała z domu szukając przygód, była przez to czarną owcą w rodzinie, na szczęście cała uwaga skupiała się na jej starszej siostrze, Nanako, która była wybitnym medykiem w ich małej wiosce. 
Usłyszała powolne kroki. Do pomieszczenia wróciła Konan, a za nią wszedł zapowiedziany wcześniej Pain. 

- Ty...

- J... Jestem Uzumaki Ayame. Proszę, błagam, nie zabijajcie mnie!- rozpłakała się i szamocząc się opadła na ziemię, czołem padając przy jego stopach- Błagam, nie zrobię niczego głupiego, przysięgam. Nie będą mnie szukać, ja... Ja często uciekałam, dlatego... Proszę...

- Nagato...

Konan spojrzała na niego, a on zobaczył w jej oczach współczucie. Zawsze to ona była "dobrym gliną" w takich sytuacjach, ale jak mógł zachować zakładniczkę, na dodatek nie tą, o którą mu chodziło. Jej oczy nie były tymi, które chciał. Co by miał z nią zrobić. Nie dołączy do nich. Ale Konan chyba rozpaczliwie potrzebowała drugiej kobiety, żeby nie zwariować wśród mniej lub bardziej ogarniętych chłopaków i mężczyzn. Czy to by była przysługa? Może Konan miała co do niej plan. Chwilę obserwował jedną i drugą. A może po prostu zaczęła mięknąć z czasem. 

- Muszę to skonsultować z Itachim i Kakuzu. 

- No nie!- Konan chwyciła go za ramię- To lepiej zabij ją tu i teraz.

- Nie!- Uzumaki krzyknęła- Błagam, nie!

- Ona jest z klanu...

- Konan! Daj mi pomyśleć i przestań próbować grać mi na emocjach, wiesz, że już ich nie mam.

- Przypilnuję jej. Nie możemy zabić niewinnej dziewczyny przez błąd jednego kretyna. 

- Jeśli coś spróbuje zrobić coś głupiego- Pain spojrzał na Ayame i znów na Konan- to ty ją zabijesz. 

- Dobrze. 

- I...- Pain rzucił przez ramie idąc korytarzem- ...ostatni raz spełniam twój kaprys. Zrób sobie z niej siostrę, przyjaciółkę, zabawkę, cokolwiek. Najwyraźniej tego potrzebujesz.

Na twarzy niebieskowłosej pojawiło się zakłopotanie. Gdy chłopak wyszedł, rozwiązała więzy na nogach Ayame, zostawiła tylko te na nadgarstkach. 

- Dziękuję! Dziękuję, ja... Zrobię wszystko...

- Nigdy nie wyjdziesz dalej niż pięć metrów od kryjówki pod nadzorem. Wszystkie wyjścia są chronione przez jutsu, które jeśli cię nie zabije, to na pewno poharata. I bądź wdzięczna, bo normalnie być nie żyła od kilku godzin. 

Mimo całego pecha, który spotkał dziewiętnastoletnią dziewczynę, tego dnia Ayame jednak miała tak samo dużo szczęścia. Ostatnie dni Konan przechodziła kryzys, rocznica śmierci Yahiko, jej przyjaciela, ukochanego. Brakowało jej kogoś, do rozmowy. Nagato nie chciał już o tym słuchać, a reszta... Reszta nie dawała się nawet do rozmowy o pogodzie. 

- Pain... Powiedziałaś do niego Nagato...

- Pain. Mów o nim Pain. Nie bądź wścibska. A teraz, chodźmy. 

Prowadziła ją przez korytarz, który prowadził do dużego pomieszczenia, które raczej nie było przemyślanie urządzone. Stała tam kanapa, mocno zakurzony telewizor, który prawdopodobnie nie działał pod ziemią, jakaś szafa z książkami, duży stół, a przy nim krzesła- każde inne, we wnęce była kuchnia. Z dużego, można powiedzieć "salonu" można było przejść do innych pomieszczeń, dziewczyna uznała, że do pokojów członków zgrupowania. Były też kolejne korytarze. Salon był jak centralny punkt, z którego można było przejść dowolnie dalej. 

- Haaaaa- rozniósł się śmiech Hidana- to co, zabijamy?!

- Zamknij się- Konan burknęła- i zajmij swoimi sprawami. 

Na kanapie siedziała trójka innych osób w płaszczach. Konan wskazywała po kolei na każdego w polu widzenia.

- To Deidara, Kisame i Itachi. Z głową w lodówce jest Tobi, nie przejmuj się nim...

- Jak nowa dziewczynka ma się nie przejmować Tobim?!- odezwał się piskliwym głosem chłopak w masce przypominającej pomarańczowego zwiniętego lizaka- Kim jest nowa dziewczynka? 

- Yhh, nie wcinaj się, Tobi- Konan zacisnęła zęby i wskazała na młodego chłopca z czerwonymi włosami- to Sasori, o, a to...

Przy stopach dziewczyny jak spod ziemi wyrosła czarno-biała postać, która wyglądała jakby była w środku dziwnej rośliny składającej się z dwóch liści wyrastających z jego ramion. Ayame pisnęła.

- Aaaa!

- A to Zetsu. Przyzwyczaisz się. Drodzy Akatsuki, to jest Ayame Uzumaki i będzie tutaj z nami siedzieć, przez błąd tego kretyna Hidana. 

Hidan podszedł do nich bliżej lekko wypinając klatkę. Spojrzał na Konan z góry.

- Wiesz, że Kakuzu będzie kurewsko niezadowolony? 

Obok pojawił się Itachi i burknął.

- To jakiś żart? A jeśli jest szpiegiem, albo...

- Ręczę za nią. Chcecie to przedyskutować z Painem? I ma jej włos z głowy nie spaść. Jeśli coś wywinie, to ja ją zabiję. 

- Ja pierdole, na Jashina!- Hidan krzyknął 

- A teraz, wróćcie do swoich spraw. 

Konan zaprowadziła dziewczynę do jednego z pomieszczeń. Tak, jak myślała Uzumaki, to był pokój niebieskowłosej. 

- Usiądź. 

Wskazała na łóżko. Pokój był mały, poza łóżkiem stało tam biurko z krzesłem, szafa z ubraniami, lustro i szafka, na której leżało kilka zwojów i origami. 

- Znajdę ci coś do ubrania. Nie mam za dużego wyboru, ale...

Podała jej koszulkę czarną bez rękawów i czarne dresowe spodnie ze ściągaczem na dole. Do tego rzuciła na podłogę czarne sandały.

- Chyba nosimy podobny rozmiar. Jeśli masz przy sobie jakąś broń, lepiej powiedz mi teraz, a ją zabiorę. 

- Nie mam nic. Przysięgam...- dziewczyna nadal była przerażona i miała nadzieję, że reszta posłucha się Konan 

- Dobra, rozetnę ci więzy, ale jeden krzywy ruch i...

- Arigato...- rozpłakała się i cierała łzy z brudnej od ziemi twarzy- Arigato, pani Konan...

- Hah mów mi Konan i... Może najpierw weź prysznic. Chodź. 

Ayame wzięła ubrania i poszła za Konan. Znów przeszły przez salon, a łazienka była kilka pomieszczeń obok. Unikała wszystkich spojrzeń, weszły razem do łazienki. 

- Nie ufam ci. Dlatego na razie będę tu razem z tobą. 

Konan się odwróciła i usiadła na pojemniku na pranie. Ayame rozebrała się i weszła pod prysznic. Gorąca woda zaczęła spływać po jej twarzy. Poczuła, że znów zbiera się jej na płacz. Głośno załkała, a Konan westchnęła i to przemilczała. 

Gdy wyszły z łazienki, w salonie zostali tylko Hidan, Deidara i Tobi, którzy grali w karty i jedna osoba, której Ayame jeszcze nie znała *To musi być Kakuzu*. Przełknęła ślinę na widok zamaskowanej postaci. 

- Konan! Co ty sobie wyobrażasz? Kolejna osoba, kolejna gęba do wyżywienia, kolejne wydatki, ryzyko. 

- Przymknij się, Pain wyraził zgodę i...

- Pogadam sobie z nim.

- Stój! Jak masz z nim gadać o tym, to przy mnie- Konan spojrzała na wystraszoną dziewczynę- Ayame, zostań tutaj. Jeśli włos jej z głowy spadnie- zwróciła się do pozostałych- nie ręczę za siebie, a Pain mnie poprze, pamiętajcie. 

Poszła razem z Kakuzu korytarzem, którego Uzumaki wcześniej nie zauważyła, albo może nie widziała go, przez jakieś jutsu. Stała jak sparaliżowana i nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Nadal wychodziła z szoku, z resztą, chyba tylko głupiec by nie był w ciężkim szoku w takiej sytuacji. Cały jej temperament i pewność siebie były zgaszone i zakopane. Czuła jak kolana się jej trzęsą i prawie krzyknęła ze strachu, gdy Tobi przerwał chwilę ciszy. 

- Ai-chan! Siadaj z nami!

- N... Nie Ai... Mam na imię Ayame.

- Miłość (ai) brzmi lepiej! Tobi woli Ai-chan, niech inni mówią Ayame.

- Tobi, nie przywiązuj się za bardzo do niej.- Hidan spojrzał na nią spode łba- Nie zabawi tu długo.

- Tej- Deidara się odezwał- ile masz lat? 

- D... Dziewiętnaście. 

- Potrafisz coś? Czy tak zupełnie nic, chłopka, randomowa dziewczyna z sąsiedztwa?

- Leczę...

- No tak- blondyn pokiwał głową- Uzumaki, wy chyba jesteście bardzo dobrymi medykami, nie?

- Ja... Ja jestem raczej przeciętna. 

- Jashinie! Hahaaaa- Hidan znów się zaśmiał- nie dość że wziąłem nie tą, to jeszcze Uzumaki, która jest "przeciętnym medykiem", no ja pierdole, co za dzień!

- M... Moja starsza siostra jest lepsza, dlatego uciekałam z domu, więc...- wlepiła wzrok w swoje stopy- więc nie musicie się obawiać, że ktoś będzie mnie szukać.

- Dziewiętnaście- Deidara westchnął- rozluźnij się, bo taka spięta i mówiąca pod nosem wyglądasz na szesnaście. 

- Przepraszam. 

Nie mogła uspokoić przyspieszonego oddechu. Czekała tylko aż Konan wróci, na szczęście usłyszała kroki. 

- Walić to- Kakuzu wściekły usiadł na kanapie- róbcie co chcecie, ale nie chcę później słuchać, że obcinacie mi po nagrodzie, żeby ona miała co żreć. 

- Jeszcze macie coś do dodania?

Konan triumfalnie rzuciła i spojrzała na Ayame. 

- Chodź do mojego pokoju. Odpoczniesz chwilę. 


-------------------------------------------------------------------------


Tak, będę momentami odbiegać od oryginalnej fabuły.
Tak, coś nowego, bo Otosan powoli zmierza ku końcowi, Madara jeszcze trochę będzie trwać, a teraz czas na Ayame :D 

Poza tym szykuje się jeszcze jeden fanfic, ale to dopiero, gdy zakończę Otosan 3. 

Loff. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top