Pomiędzy XIX


Rey przestąpiła z nogi na nogę, uważnie taksując Rakatan wzrokiem.

- Ostrożnie, mistrzyni Rey, to potężni użytkownicy Mocy - zawołał zaniepokojony C-3PO, jednocześnie cofając się o krok. Rey opuściła puste dłonie po bokach i odetchnęła głęboko. 

- Zapytaj czego ode mnie chcą - poprosiła, jednocześnie mierząc wysokie postacie wzrokiem. Zastanawiała się jak do cholery ma z nimi walczyć?

- Przedstawiają się jako Rycerze Matki i przybyli na jej wezwanie. Potrzebują twojej pomocy.

- Mojej? - Rey zmarszczyła brwi. Słowo Matka ostatnio pojawiało się zbyt często i prawie nigdy nie oznaczało nic dobrego.

- Rey, chodzi o ich bóstwo - szepnął Finn, podchodząc do niej blisko, gotów walczyć wręcz, gdyby było to potrzebne. - Myślę, że powinniśmy ich wysłuchać - dodał, przełykając ciężko. Dziewczyna zerknęła na przyjaciela przez ramię, zaskoczona. Bledszy z Rakatan odezwał się znów, po czym zgiął się w głębokim ukłonie. Drugi poszedł jego śladem.

- Rey, grajmy na czas - syknął Poe, który również skrócił dystans. Stali tak we trójkę, zbici w małą przestraszoną grupkę. Nie mieli wyboru.

- Mistrzyni Rey, proszą o rozmowę tylko z tobą - Rey poczuła jak zimny lęk oblewa ją od stóp do głów. Nie wiedziała jeszcze jak, ale wiedziała, że musi wykręcić się z tej sytuacji jak najszybciej. - Nie bój się, pani. Pomogę ci - dodał C-3PO. 

Gdziekolwiek jesteś, przydałbyś mi się tutaj. Jak cholera - pomyślała zaciskając pięści, unosząc dumnie podbródek i występując o krok do przodu.

- Powiedz im, że mają puścić moich przyjaciół wolno, a ja pójdę z nimi.

Finn i Poe patrzyli bezsilni jak ich przyjaciółka wchodzi na pokład piramidalnego statku w eskorcie dwóch rosłych Rakatan. Poe warknął pod nosem. Nienawidził bezsilności.

- Sami nic nie zrobimy - mruknął w końcu, spluwając na ziemię i ruszając w stronę Sokoła.

- Gdzie idziesz? - Finn wyraźnie zaniepokoił się tym nagłym odwrotem Poego. Oczami śledził znikającą za podnoszącym się trapem sylwetkę przyjaciółki, aż zupełnie stracił ją z oczu.

- Leci do nas wsparcie, to zwiększy nasze szanse w dyskusji z tymi żabiakami - rzucił krótko.

- O tak, na pewno - sarknął Finn, ruszając jego śladem.

***

Lecę do ciebie - usłyszała, gdy wrota statku zamknęły się za nią. Całe jej ciało odrobinę się rozluźniło na dźwięk tych słów i tego głosu. Wystarczyło, że nie da się zabić wystarczająco długo. Pestka.

Na ułamek sekundy zagłębiła się w swoje myśli i wysłała do niego projekcję swojej lokalizacji. Wiedziała, że ją znajdzie.

Poprowadzili ją wąskim korytarzem w głąb bardzo jasnego i trójkątnego pomieszczenia. Wskazali jej miejsce. Ten, który cały czas przemawiał, usiadł naprzeciw niej, drugi zaś stanął w głębi, z rękami schowanymi za plecami. Za nim zauważyła pokrytą drobnymi symbolami i znakami ścianę, podzieloną w pionie i poziomie na wiele symetrycznych pól. Wyczuwała coś dziwnego, coś obcego zza niej.

Siedzący Rakatanin dotknął długą, trójpalczastą dłonią swojej odzianej w skórzany kubrak piersi i wydał z siebie niski, przeciągły dźwięk:

- Meleek - usłyszała.

- To jego imię - wytłumaczył stojący obok niej droid. Rey kiwnęła głową i powtórzyła gest.

- Rey.

- Pyta, czy zechcesz zobaczyć ich historię.

Zawahała się, widząc jak masywny Meleek wyciąga w jej stronę swoją wielką dłoń. Po chwili jednak ujęła ją, przeczuwając, że cokolwiek się wydarzy, woli wiedzieć z kim ma doczynienia.
Jej oczy nagle oślepły, a całe ciało przeszło ostre ukłucie. Zacisnęła zęby by nie wydać z siebie okrzyku bólu, który po chwili zniknął, a jej oczom zaczynał ukazywać się ciąg obrazów.

Widziała wielu osobników ich gatunku, zgromadzonych wokół wysokiego, kamiennego pomnika. Postać na postumencie wydała jej się upiornie znajoma. Abeloth. O wiele bardziej ludzka i piękniejsza, niż ją poznała, ale niewątpliwie tak samo potężna i nieprzewidywalna. Wznosili do niej modły, składali krwawe ofiary, a w zamian dostawali siłę niepodobną do niczego, co dotąd widział ten świat. Potężną i czystą, ale również ciężką i mroczną. Znała ten motyw, spotkała go już zbyt wiele razy, by pomylić Sithów z czymkolwiek innym.
Widziała ich ekspansję. Podbijali, mordowali i niszczyli kolejne planety, jedynie dla samego faktu, samej satysfakcji, dumy robaka zdobywcy. Widziała, że byli już wszędzie tam, gdzie ona była lub chciała się wybrać. A ona - Matka - Abeloth - zawsze z nimi. Widziała Exegol, Korriban, Lehon, Dromund Kaas, Tython... Te wszystkie światy dawnej były polem rozlewu krwii i tyranii z rąk tego gatunku.

Widziała liczne wynalazki, wspaniałe budowle, niesamowicie zaawansowaną technologię, której nie było równych. Widziała rozkwit zarówno technologiczny jak i kulturowy, jednak stale podszyty najgorszymi aktami przemocy i bezwzględnością, która zdawała się krążyć w żyłach Rakatan od narodzenia, razem z Mocą. Dla ich genialnych umysłów nie było już granic poznania - czas i przestrzeń stały się względne. Mogliby obrócić wszechświat w proch gdyby tylko zechcieli...

Widziała zaawansowane praktyki medyczne, badania na młodych osobnikach. To jak wyłapywano najsilniejszych i uśmiercano najsłabszych użytkowników Mocy, budując idealne społeczeństwo złożone wyłącznie z perfekcyjnych jednostek. Aż do czasu...

Widziała chorobę. Straszną, bezwzględną zarazę, która zdziesiątkowała ich populację, a pozostałych okaleczyła w najgorszy z możliwych sposobów. Odebrała im Moc, uczyniła ich ślepymi i głuchymi na jej obecność, kładąc kres ich potędze.

Widziała jak upadali pod naporem Jedi. Jak tracili - bitwa za bitwą, planeta za planetą, spychani coraz dalej, tracący swoje terytorium i ograbiani z technologii. Widziała Abeloth, wściekłą i bezsilną. Miotała się w gniewie, nie mogąc już dosięgnąć jaźni swych wyznawców.

Widziała ostateczny dzień zagłady. Wielki wybuch, któremu nie miał prawa wymknąć się nikt. Nikt za wyjątkiem jednego statku, z niewielką załogą i niezwykle cennym ładunkiem.

Rey cofnęła dłoń, zachłannie łapiąc powietrze w płuca. Spojrzała z przestrachem na Meleeka.

- Nie bój się nas, mistrzyni Rey. Nauczyliśmy się na błędach naszego gatunku - odezwał się wspólnym językiem, co jednak nie zdziwiło jej bardziej, niż to co zobaczyła.

- Co przewozicie? - zapytała, przechodząc do sedna. Meleek patrzył na nią, by po chwili odwrócić się do towarzysza i odezwać się do niego w ich rodzimym języku. Tamten skinął i odwrócił się w stronę perforowanej ściany, która wcześniej już zwróciła jej uwagę. Pod jego dotykiem ściana ożyła, znaki rozbłysły i pionowe oraz poziome podziały okazały się dziesiątkami przegród, oddzielających od siebie wysuwające się powoli w ich stronę szuflady. Rey wstała i podeszła bliżej, zachowując pełną czujność.

Ku jej zdziwieniu wypełnione były mętną, zielonkawą wodą, w której coś pływało. Meleek podszedł bliżej i zanurzył dłoń w cieczy, wyciągając z niej niewielki sferyczny obiekt, który wysunął w jej stronę. Z jego dłoni spływała śluzowata maź. Rey przełknęła obrzydzenie i wysunęła dłoń, na którą złożył zimny i obślizgły przedmiot wielkości pięści. Jego powierzchnia była lekko nieregularna. Ścianki były jedynie błoną, chroniącą płynną zawartość. Dziewczyna zmrużyła oczy, próbując przeniknąć wzrokiem mętne wnętrze, gdy nagle poczuła delikatny, acz gwałtowny ruch i niemal upuściła kulę na ziemię, gdy uświadomiła sobie czym jest ten cenny ładunek. Meleek odebrał jajo z jej dłoni i umieścił je z powrotem w śluzie.

- Czy to ich młode? - zapytał droid w konsternacji.

Rey ze zgrozą przesunęła wzrokiem po dziesiątkach szuflad wypełnionych setkami jaj Rakatanów. Cofnęła się o krok, a potem kolejny, czując jak serce dziko tłucze w jej piersi.

-To wszystko co pozostało z naszej rasy.

- Co to ma ze mną wspólnego?

- Matka wyznaczyła cię na naszą nową panią, mistrzyni Rey. Tylko ty możesz uratować nas od zagłady.

- Dlaczego miałabym to zrobić? Po tym wszystkim czego dokonaliście - zauważyła gorzko. Krzyki ich ofiar nadal brzmiały echem w jej głowie.

- Jak już mówiłem - zaczął Meleek, jednocześnie zamykając z powrotem przegrody - Nauczyliśmy się z własnej historii i wiemy na czym polegał nasz błąd. Jednak te dzieci - mówiąc to wskazał na ścianę pokrytą symbolami. - Urodzą się czyste od choroby i wrażliwe na Moc. Potrzebują ciebie, byś poprowadziła je nową ścieżką. Nasze całe dziedzictwo, przechowane przez wieki leży w twoich rękach.

- Dlaczego w moich? - zapytała, czując wyraźnie, że w tej historii brakuje pewnego istotnego elementu.

- Potrzebują wezwania do zmiany. Jesteś dość silna, mistrzyni Rey. Ostatnia, która może odmienić naszą karmę, jednocześnie dając galaktyce coś wyjatkowego. To nasz dar i prośba - Rey poczuła nagłą panikę, gdy milczący dotąd Rakatanin jednym ruchem dłoni, unieruchomił jej ciało silnym strumieniem Mocy. - Wybacz, mistrzyni. Zrozumiesz, gdy się stanie - dodał Meleek, wyciągając dziwny rurkowaty przyrząd medyczny. - Nie ma światła i nie ma cienia. Jest tylko Moc.

***

Gdy wkroczył w atmosferę Tython, na jego radarze natychmiast pojawił się mocny sygnał Sokoła. Po chwili jednak dołączyły do niego kolejne, zbliżające się od ogona nadajniki. Rozpoznał nowe X-Wingi floty Nowej Republiki.

- Tu Zwiadowca Dwa do nieoznaczonej Oubliette. Co tu robisz? - odebrał.

- Tu pilot Oubliette. Ben Solo - nadał, mając nadzieję, że nie zestrzelą go za tą informację. Nastała długa cisza.

- Solo, nie masz zezwolenia na kontakt z naszymi obiektami i planetami Sojuszu - usłyszał.

- Tymi nieistniejącymi planetami też? To lepiej mnie nie zaczepiajcie, jestem tu na wezwanie Rey - warknął.

- Spotkajmy się na ziemi. Tylko bez żadnych sztuczek.

Załoga Nowej Republiki wyskoczyła sprawnie z posadzonych na ziemi maszyn i chwytając za broń otoczyli Nocnego Myszołowa zanim Ben zdołał się z niego wydostać. Wyszedł na spotkanie czternastu wycelowanych w niego blasterów. Z ociąganiem uniósł ręce w górę w geście poddania. Nie miał czasu na takie głupoty. Gdzieś tu była Rey i potrzebowała jego pomocy!

I wtedy na czoło wyłoniła się niewielka postać, żwawo zbliżająca się do niego. Od razu poznał Maz.

- Solo! - powitała go wyraźnie ożywiona ich spotkaniem.

- Maz - odpowiedział jej z szacunkiem, jednak nie kryjąc irytacji tym zatrzymaniem. - Rey potrzebuje mojej pomocy, musisz mnie puścić - mówił zniecierpliwiony przestępując z nogi na nogę. Wyczuwał obecność dziewczyny gdzieś niedaleko i wiedział, że czas powoli się kończy. Maz dała sygnał by reszta opuściła broń.

- Świetnie, bo ci tutaj szukają kogoś kto ich poprowadzi. Przyda im się zobaczyć jak to się robi - odparła, podchodząc do niego bliżej i wskazując na rząd żołnierzy w barwach Nowej Republiki. Ben zmarszczył czoło, równie skonsternowany, co oni.

- Maz ma rację, nie traćmy czasu - usłyszał głos generała.

Finn, Poe i Chewbacca szli w jego kierunku w pośpiechu. Finn miał twarz bladą od lęku. Poe kiwnął mu bez grama wrogości. Chewbacca milczał. To wszystko świadczyło o jednym. Było naprawdę źle. A potem usłyszał coś, czego nie spodziewał się usłyszeć nawet w następnym życiu z ust Damerona:

- Dobrze, że jesteś.

- Nie podoba mi się to wszystko - powiedział na głos do siebie, po czym spojrzał na Finna - Gdzie jest Rey?

- Pojmana - odpowiedział mu jednym słowem.

Solo poczuł jak ogień czystej furii rozpala jego wnętrzności. Wyraz jego twarzy skłonił żołnierzy do cofnięcia się o krok. Poe spuścił wzrok na ziemię. Finn zbladł jeszcze bardziej. Chewie ryknął w złości podobnej do jego własnej. Ben nawiązał z nim porozumiewawczy kontakt wzrokowy.

Solo ryczał wewnętrznie.

_ Za mną! - rozkazał, a instynkt przywódczy przejął nad nim kontrolę.

***

Patrzyła jak odebrana jej siłą jej własna krew wkraplana jest cienką strużką, po kolei do każdej z szuflad ogromnego inkubatora. Symbole na froncie zabłysły mocniejszym blaskiem. Zaciskała prawą dłoń na opatrunku, którym tamowała krwawienie z niewielkiej rany na przedramieniu. Rany, którą zadano jej by ukraść jej krew. Gorycz i duszący sprzeciw kotłowały się w niej, gdy stała z poczuciem upokorzenia. Ukradli jej krew, a ona nie potrafiła ich powstrzymać!

- Dzięki twojej pomocy zaczną się rozwijać i już niedługo będą gotowi na twoje wezwanie - oznajmił z zadowoleniem Meleek, kończąc tą upiorną czynność. Odłożył ociekającą resztką krwi pipetę na stalową tacę, po czym przeniósł swój beznamiętny wzrok na nią.

Było jej słabo, ledwo trzymała się na nogach od utraty krwi, ale nadal utrzymywała wzrok pełen nienawiści wbity w swego oprawcę.

- Nie miej do mnie urazy, mistrzyni Rey - dodał łagodniejszym tonem, siadając obok niej na ławie. - Robię to, bo powierzono mi misję ocalenia naszego gatunku. Długo czekaliśmy na pokój w galaktyce i znak od naszej Matki. Ja odejdę, gdy dopełnię moich powinności, ale one zostaną w twoich rękach. Ta krew - ona zostanie z nimi na zawsze. Będą tobie posłuszne.

Pozbawiona sił, nie była w stanie odpowiedzieć, słysząc łomot serca w uszach i narastający szum.

Wtedy wyczuła jego obecność.

Już tu jestem, trzymaj się! - zapewnił ją. Czuła napięcie w jego głosie. Wiedziała, że odebrał jej osłabienie jako zły znak - i słusznie. Było źle. Było dziwnie.

Już myślałam, że jesteś zbyt zajęty - odparła sarkastycznie. Tak naprawdę nie było nic co chciałaby usłyszeć w tym momencie bardziej, niż to co właśnie powiedział.

Nagle do jej uszu doszedł przeraźliwy dźwięk zgrzytu blachy. Obaj Rakatanie ruszyli w stronę wyjścia, zapominając na chwilę o niej. Wcisnęła przycisk, mechanizmu zwalniającego pole wokół C-3PO.

- Uciekajmy stąd, pani! - wykrzyknął, otrząsając z odrętwienia.

Wstała niezdarnie i potykając się o własne nogi ruszyła za nimi. Gdy wychyliła się zza ich masywnych pleców, jej oczom ukazał się obraz, na którego widok jej serce zabiło radośnie, a oklapła nadzieja odżyła. Masywne wrota, którymi weszła na statek chwiały się w zawiasach, a w ich środku ziała poszarpana dziura. Pancerny element statku został otwarty niczym puszka sardynek. Przez otwór widziała stojącą kilka metrów dalej znajomą postać. W jednej dłoni dzierżył złoty miecz, drugą zaś wyciągał przed siebie, zaciskając ją w pięść. Za nim zauważyła Poego i Maz oraz mały oddział uzbrojonych w blastery żołnierzy.

- Nie strzelać - krzyknął Ben, gdy zauważył ją w prześwicie między ramionami Rakatan.

- Jedi - stwierdził Meleek. Ben rozłożył ramiona na boki, a jego twarzy wykrzywił grymas zniecierpliwienia.

- Co z wami? - warknął, uznając słowo Jedi za obelgę. - I to mówi porywacz? Uwonijcie Rey, a może ujdziecie z życiem - mówiąc to pociągnął zaciśniętą pięść w dół, a wrota statku poleciały na bok i uderzyły o ziemię z głuchym tąpnięciem. Poe zbliżył się i stanął obok niego.

- Puśćcie Rey wolno, a obiecujemy was nie skrzywdzić! - zarządził swoim głosem generała. Rey poczuła jak masywna dłoń Meleeka ląduje na jej ramieniu, unieruchamiając ją. Droid za nią odskoczył w bok z okrzykiem przerażenia i runął w dół z metalicznym brzękiem i narzekaniem. Drugi Rakatanin zeskoczył na dół, lądując zwinnie na ugiętych kolanach, ignorując wijącego się droida, którego części uległy uszkodzeniu, unieruchamiając go w miejscu upadku. Niemal trzymetrowa postać zbliżyła się do Bena i Poego, sprawiając, że nagle ich perspektywa drastycznie się zmieniła.

- Z daleka wydawał się mniejszy - mruknął Solo. Dameron obnażył zęby i strzelił z zaskoczenia.

Oni używają Mocy! - ostrzegła Bena, niemal w tym samym momencie, gdy Poe poleciał w tył odepchnięty niewidzialnym uderzeniem, a jego kula poleciała w bok.

Przypomnij mi - skąd znasz tych...

Rakatan. Opowiem ci, gdy przeżyjemy - nie miał czasu dopytywać, bo rosły zielonkawy osobnik chwycił za swoją ostrą broń i zaatakował.

Odskoczył, by po sekundzie zrobić błyskawiczny wypad i unik. Przeciwnik warknął, gdy końcówka miecza zraniła go w udo, rozcinając śliską skórę i tkankę mięśniową aż do kości. Wyraźnie go to rozzłościło, bo pozbierał się szybko i zaatakował znów, tym razem ze zdwojoną siłą, jakby chciał Bena zmiażdżyć, wbić w ziemię. Solo odepchnął cios Mocą.

Może i był mniejszy, ale na pewno szybszy i silny jak nigdy dotąd. Widział zdziwienie w szeroko rozstawionych rybich oczach, gdy jednym gładkim cięciem zdekapitował napastnika. Krew chlusnęła z kikuta jego szyi, oblewając go upiornym prysznicem. Po chwili ciało upadło na ziemię w konwulsjach tuż obok głowy.

Rękawem otarł oczy by spojrzeć na drugiego osobnika. To był wzrok boga wojny i Rey mogłaby przysiąc, że zauważyła dreszcz, który przeszedł przez ciało Meleeka. Patrzyła na zroszonego we krwi mężczyznę i ku swojemu zdziwieniu musiała przyznać, że w tym momencie był nadludzko piękny. Piękny nie jak kwiat czy zachód słońca. Piękny jak nadnaturalna burza piorunów na Dromund Kass. Jak żywioł, który porywa i niszczy wszystko co zastanie na swojej drodze.

Wtem Meleek jednym ruchem dłoni powalił cały rząd gotowych do strzału wojowników na ziemię. Już miał zamiar rzucać się na Bena by pomścić towarzysza, gdy na niebie pojawił się Sokół. Rey wyczuła na jego pokładzie Finna i Chewbaccę.

- Puść ją, albo puścimy twoją piramidę z dymem - zagroził Solo, przechodząc nad truchłem. Rey wiedziała, że to była ich najmocniejsza karta. Te wszystkie jaja, pływające teraz w jej krwi - to one były ich główną misją. Jakkolwiek honorowy i bezwzględny mógł być, nie był głupi.

- Dokończymy tą rozmowę przy następnym spotkaniu, mistrzyni Rey - powiedział chrapliwie Meleek, patrząc na nią.

Nagle poczuła mocniejszy chwyt na ramieniu i po sekundzie leciała w powietrzu, prosto na spotkanie z ziemią. Ben użył Mocy by zamortyzować jej upadek. Upadła miękko na trawę u jego stóp. Zanim upadła, zdążyła usłyszeć dźwięk odpalanych silników i stłumione pyknięcie, które ogłuszyło ją i pozbawiło przytomności.

Gdy otworzyła oczy, niemal krzyknęła z przerażenia na widok twarzy pokrytej skorupą zaschniętej krwi. Dopiero po sekundzie rozpoznała ukryte rysy twarzy i odetchnęła z ulgą.

Ben trzymał ją mocno w ramionach, z jedną ręką w zagięciu jej kolan, a drugą na plecach. Szedł powolnym i stabilnym krokiem, niosąc ją do statku. Nadal byli na tej dziwnej planecie. Zauważył, że się obudziła i spojrzał na nią uśmiechając się krzywo.

- Wyglądasz upiornie - mruknęła, wyciągając dłoń i przesuwając palcami po chropowatym od krótkiego zarostu zarysie jego szczęki.

- Dziękuję - jego uśmiech powiększył się. - poczekaj aż zobaczysz C-3PO - w jego oczach pojawiły się ogniki rozbawienia.

- Wypraszam sobie! - usłyszała skrzekliwy głos robota. Uniosła się nieco w jego ramionach. Zobaczyła, że krok za nimi idzie Poe niosąc C-3PO, tak samo jak Ben niósł ją. Grymas żałości wystąpił na jej twarz, gdy zobaczyła jego ramiona i nogi powykręcane pod dziwnymi kątami i poluzowane w stawach.

- Nie jest tak źle, Threepio - pocieszył go Poe.

- Dziękuję, generale Poe - odparł z godnością droid. Ben przewrócił oczami.

Rey uśmiechnęła się bezwiewdnie i przymknęła oczy zmęczona. Oparła głowę na jego ramieniu i zaciągnęła się jego zapachem zmieszanym z potem i kwaśnym odorem krwi.

- Dziękuję, Ben - wymruczała do jego ucha, obejmując go mocno za szyję. Uśmiechnął się z dumą i zadowoleniem. Przycisnął ją mocniej do siebie.

- Cieszę się, że jesteś cała - odpowiedział ściszonym głosem, tak aby nikt oprócz niej tego nie usłyszał. Dopiero teraz zauważyła, że tuż za nimi maszeruje oddział Nowej Republiki. Zerknęła na swoje rozcięte przedramię, z którego lekko sączyła się krew.

Nie miała sił by teraz o tym myśleć, ale wiedziała, że czeka ją szereg trudnych rozmów i decyzji.


///////////////////////////////////////////

Oto dostarczam to czego dostarczania zostałam stworzona (a przynajmniej lubię tak myśleć)
Czyli nowy rozdział ;) 

Mam nadzieję, że będzie smaczny!
Całusy
Autorka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top