Pomiędzy XIV
Rey obudziła się nagle. Od razu zrozumiała, że najwidoczniej zasnęła podczas czytania. Zmrużyła oczy, czekając aż przyzwyczają się do światła. Ruszyła powoli kończynami, starając się wyplątać z pościeli, w której leżała zwinięta w kłębek. Podniosła głowę z czegoś twardego, na czym leżała. Okazało się, że do datapad. Dobrze, że go nie zgniotła.
Poczuła jak jej mięśnie rwą i bolą dokuczliwie . To wspomnienie po sparingu z Benem, który zakończył się w tak nieoczekiwany sposób. Uśmiechnęła się do siebie w duchu, wspominając ich pocałunek
To ostatecznie zamknęło temat tego, kto z nich się kontroluje, a kto powinien. Później, gdy razem przeglądali teksty, atmosfera między nimi istotnie się zmieniła. Oboje czuli, że dzielący ich emocjonalny mur, którego nie byli świadomi, upadł, albo przynajmniej częściowo zniknął. Każde spojrzenie, każdy gest nagle miał zupełnie inny wydźwięk. Więź między nimi stała się elektryczna i pełna życia, a ich twarze coraz o wiele częściej rozświetlał uśmiech. Jedynym minusem było to, że jej myśli lubiły bezwiednie wędrować w jego stronę bez żadnego kontekstu. Sięgały do niego, dotykając go nieśmiało, krążąc wokół, skutecznie odwracając jej uwagę od zadań. Szczególnie tych wymagających skupienia.
Przeciągając się i wyciągając nogi na łóżku, potarła dłońmi czoło, mówiąc sobie, że naprawdę powinna usiąść do tego tekstu jak najszybciej.
Coś z tyłu jej głowy, mówiło jej, że ta sprawa nie cierpi zwłoki. Że czas ucieka, a coś co obudziło się wraz z ich przybyciem na tą planetę pragnie być odkryte i zrozumiane.
Wstała decydując, że najpierw potrzebuje porządnej dawki kofeiny, aby móc trzeźwo myśleć. Był środek nocy i całe jej ciało mówiło, że powinna odpocząć.
Gdy udało jej się w końcu ułożyć wygodnie na materacu z datapadem w jednej dłoni i parującym kubkiem płynu w drugiej, zaczęła z determinacją brnąć przez napisane ciężkim i archaicznym językiem rozdziały na temat legend Alderaanu.
Z początku odniosła wrażenie podobne do tego, co mówił jej Ben - że to zwykłe bajki, martwe legendy i nic więcej. Choć była w stanie intuicyjnie zrozumieć ich warstwę symboliczną, to niewiele to wnosiło. Jednak gdy przeszła do rozdziału, który opisywał Abeloth, zupełnie zmieniła zdanie. Ta część była pisana innym językiem, jakby był za nią odpowiedzialny inny autor, o wiele bardziej doświadczony i posiadający głębszą wiedzę. Nie było tu miejsca na dziecinne porównania i naiwne alegorie.
Autor zaznaczał, że jego zdaniem Abeloth była pierwszą istotą, która zrozumiała czym są obie strony Mocy. Żadna z nich nie kryła dla niej tajemnic, co dało jej praktycznie nieograniczone możliwości. Stąd tak wielka siła...
Rey zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, skąd w takim razie stwierdzenie, że jest ona panią chaosu? To zupełnie nie brzmiało jak związane ze sobą rzeczy. Jednak po przesunięciu tekstu do dalszych rozdziałów autor kontynuował swoje wytłumaczenia, rozjaśniając tą kwestię.
Tak samo jak ciemność nie istnieje bez światła, tak balans nie może zaistnieć bez chaosu. Abeloth jest początkiem, jest matką, kreacją, jest chaosem, której dzieckiem ma być balans.
Rey potarła czoło wierzchem dłoni, czując że chyba jej mózg zaczyna się gotować od tej ideologicznej treści. Czegoś w tym wszystkim brakowało. Może celu? Może powodu? Nie była pewna, czy rozumiała to tak jak powinna... Była jedną z tych osób, które lubiły operować na jaśniejszych danych. Teraz zrozumiała niechęć Bena do zagłębiania się w ten rejon. Jednak motywacja by zrozumieć dlaczego coś ciągnie ją do tej historii bardziej niż powinno, była o wiele większa.
Ostatni rozdział skupiał się na wizji-groźbie, w której Abeloth uwalnia się ze wszystkich więzów i roztacza chaos nad galaktyką, w tęsknocie i złości, szukając swoich dzieci. Pojawiła się także wzmianka o wojownikach, którzy mogą zrównoważyć jej siłę swoją przeciwstawną. Oczywiście w opisie takiego wojownika brak jakiejkolwiek szczegółowości, więc ta część nie dała jej zupełnie nic.
Westchnęła głęboko, zamykając plik i wyłączając urządzenie. Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i spojrzała w sufit.
Kolejne, bardziej sfrustrowane westchnienie wydarło się z jej gardła, gdy uświadomiła sobie, że jest wykończona, a właśnie zaczęło świtać.
- Czy właśnie zmarnowałam całą noc? - zapytała samą siebie w zwątpieniu.
Wydawało jej się, że miała coś odnaleźć dla siebie w tej historii, ale czy na pewno? Równie dobrze mogłaby o tym zapomnieć i skupić się na treningach, dopóki mieli gdzie trenować.
***
Odkąd wrócił do życia, odczuwał czas w nieco innej perspektywie. Zauważył jaki potrafi być relatywny i zmienny. Przykładowo teraz gdy siedział w pozycji medytacyjnej, na wysokiej skale, nie potrafił trafnie określić upływu czasu. Świtające niebo zmieniało swe barwy gradualnie, w tempie zupełnie abstrakcyjnym. Gdy nieruchomym wzrokiem obserwował korony drzew na horyzoncie, zdawało się, że nie ma czegoś takiego jak czas.
Takie wrażenie dopadało go niezwykle często. Potrafił wykonywać jakąś czynność, albo rozmyślać nad czymś, gdy nagle zupełnie tracił jakikolwiek punkt zaczepienia i zdawało mu się, że utknął w pętli. Wszystko traciło ostrość, kolor i smak, a jego zmysły stawały się przytępione, jakby miał w głowie jakiś przełącznik, który zmieniał mu tryby percepcji bez pytania.
Nie przeszkadzało mu to jakoś szczególnie. Na początku myślał, że wyrazistość i namacalność życia wokoło wydostaną go z tego syndromu, ale tak się nie stało. Nawet momenty bólu, złości czy pasji, nie były w stanie uwolnić go od tego powracającego uczucia. Zupełnie jakby po podróży między wymiarami, została mu nowa umiejętność, nowy zmysł, który choć teraz zbędny, nadal lubił się aktywować.
Z tej nieobecności wyrwało go nagłe dotknięcie w Mocy. To Rey, jej energia ostatnio krążyła wokół niego nieśmiało, pojawiając się znienacka i znikając równie szybko. Zastanawiał się, czy dziewczyna była tego świadoma, czy może to efekt uboczny ich więzi. Jednak był niemal pewny, że on nie nawiedza jej tak często. Ciekawiło go, czego od niego chciała, skoro tak często powracała. Musiał przyznać, że było to dość przyjemne odczucie. W swoim samotnym życiu, nigdy nie miał tak wdzięcznego towarzystwa, jak jej nienarzucająca się obecność. To był rodzaj kontaktu, którego pragnął od zawsze, czując wieczny głód i pustkę, w miejscu, gdzie teraz mieszkała Rey.
Otworzył oczy i odetchnął głęboko, gdy ona znów sięgnęła do niego przez łączącą ich więź. Tym razem jednak zrobiła to w pełni świadomie i celowo, zbliżając się, dotykając jego skroni, pytając, próbując zobaczyć gdzie był. Z kolejnym oddechem otworzył umysł i pozwolił jej zobaczyć to co sam widział. Uczucie wpuszczania jej do swojej głowy był dziwnie przyjemne, albo po prostu interesujące - nie mógł zdecydować.
Swoją drogą, niemal wszystko, co dotyczyło ich dwoje niesamowicie go fascynowało.
Gdy zobaczył ją, wyłaniającą się zza wzgórza, ubraną w strój do ćwiczeń, poczuł jak jego serce przyśpiesza o takt. Wstał i zeskoczył ze skały, lądując miękko na ugiętych kolanach. Uważnie obserwował jej ruchy, gdy zbliżała się do niego powoli, na tle porannego nieba. Gdy tak patrzył, zaczynał mieć wrażenie, że czuje i rozumie każdy ruch jej ciała. Jakby jej ciało było jego ciałem. Im była bliżej, tym wyraźniej czuł ból jej mięśni, szczególnie barków i karku, lekkie pieczenie zmęczonych oczu... Po chwili miał wrażenie, że to nie ona idzie do niego, a on do niej, choć fizycznie nie ruszył się z miejsca.
Nagle naszła go szalona myśl.
***
- Spróbujmy jeszcze raz - powiedział zdeterminowany, zacierając dłonie i znów wyciągając je przed siebie. Rey przewróciła oczami, ale podała mu swoje bez sprzeciwu. Cieszyła się, że przynajmniej ominęły ją ćwiczenia fizyczne, na które nie miała zupełnie sił.
Jednak była sceptycznie nastawiona do jego pomysłu. Nawet jeżeli to byłoby możliwe, to nie była przekonana, czy chciałaby gościć w jego ciele. Jednak Ben upierał się, że jest to możliwe, aby przez Moc mogli zamienić się punktami widzenia. Rozumiała jego ciekawość. Nadal nie do końca obejmowała umysłem jak to wszystko działa.
Czuła jak jego energia napiera na jej, jednak nie widziała, albo nie chciała widzieć miejsca, w które mogłaby go wpuścić i sama się wymknąć. Zmarszczyła brwi, zaciskając oczy z wysiłku. On oddychał głęboko, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Poczuła jakby jakaś siła unosiła ją kilka cali nad ziemię. Ta nagła nieważkość rozproszyła ją.
Wyrwała swoje ręce z jego i odskoczyła do tyłu w nagłym przestrachu. Znów w pełni czuła grunt pod nogami. Oboje patrzyli na siebie przez chwilę. Po chwili on wykonał w jej stronę ruch, jakby chciał namówić ją na kolejną próbę. Cofnęła się przed tym gestem o kolejny krok, kręcąc głową. Miała mieszane uczucia co do tego, co poczuła.
- Prawie się udało - stwierdził patrząc na nią wyczekująco. - Nie bój się, obiecuję, że nic ci nie grozi - mówił kojącym tonem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - mruknęła, patrząc na niego z ukosa. Spojrzał na nią z prośbą w oczach.
- Ostatni raz. Obiecuję - mówiąc to wyciągnął otwarte dłonie w jej stronę. Po chwili zawahania, odwzajemniła ten gest, patrząc mu w oczy z powagą. Robiła to tylko dla niego. Gdyby o nią chodziło, to w ogóle nie chciałaby eksplorować takich możliwości...
Tym razem oboje włożyli w to pełnię koncentracji i intencji. Rey nie przestraszyła się, gdy znów zaczęła czuć nieważkość. Powoli jej świadomość zaczęła odklejać się od jej ciała, a wszystko wokół stało się zamazane. Ben także czuł, że zaczyna tracić poczucie miejsca i czasu, z tą różnicą, że ona była jedynym punktem odniesienia, który pozostał. Skoncentrował się jeszcze bardziej, napierając w jej stronę jeszcze silniej. Gdy już czuł, że środek ciężkości między nimi zaczyna się przesuwać i jej ciało zaczyna wołać go, w miarę jak jej duch synchronicznie płynął w stronę jego ciała, nagle zobaczył jak spomiędzy ich splecionych ze sobą palców wystrzeliwują pionowo w górę błyskawice. Światłość pochłonęła wszystko co widział i czuł, paląc jego oczy swoją intensywnością.
***
Nagle poczuł, jak ziemia pod nim zaczyna się przesuwać. W zdziwieniu upadł, lądując tyłkiem w zaspie gorącego piachu. Niebieskie, wysokie niebo paliło bladym żarem. Odwrócił wzrok od słońca. Przez chwilę mrugał, próbując odgonić powidoki.
Rozejrzał się wokoło i uświadomił sobie, że znajduje się na środku pustyni, a krajobraz wyglądał tak samo z każdej strony. Rey stała obok niego, jednak z zupełnie innym odczuciem. Wszystko było aż nazbyt znajome. Barwa piasku, kolor nieba, zapach powietrza, nawet piaskowa góra w oddali miała podobny kształt, do tego, który doskonale znała.
- Jakku - szepnęła z mieszaniną niedowierzania i zgrozy. Ben spojrzał na nią w zdziwieniu.
- Ta planeta, gdzie się wychowałaś? - zapytał, nie będąc pewnym, czy dobrze kojarzy nazwę. Dziewczyna skinęła głową, myśląc nad czymś intensywnie. Patrzyła na widoczny w oddali wrak statku, który leżał częściowo zanurzony w zaspie.
- Tego nie ma tu od lat... - szepnęła bardziej do siebie, przywołując odległe wspomnienia. Nagle ruszyła w tamtą stronę, chcąc się upewnić. Ben poszedł za nią, jednocześnie zastanawiając się co u licha się właśnie wydarzyło. - Musimy być w przeszłości! - krzyknęła w tył, zasłaniając twarz ramieniem, przed smagnięciem sypiącego piaskiem wiatru, gdy wyszła na górę. Osłaniając oczy dłonią, przyjrzała się częściowo rozebranemu szkieletowi gigantycznego krążownika, którego przez wiele lat regularnie obierała - część po części - sama ucząc się dopiero o śrubach, nitach i tym co zapewni jej kolację, a co nie.
- Jesteś pewna, że to Jakku? - zapytał, dołączając do niej. - dla niego każda pustynia wygląda tak samo.
Nie odpowiedziała mu, wpatrując się w miejsce, gdzie wydawało jej się, że zauważyła ruch.
Puściła się biegiem w dół nasypu, zjeżdżając przez część dystansu na piętach. Nie wydawało jej się. W wydłubanej dziurze w kadłubie, jakaś niewielka istotka mocowała się z luźną częścią.
Rey stanęła jak wryta, gdy zobaczyła znajome trzy koczki na głowie dziewczynki. Ben szybko podążył za jej wzrokiem, rozumiejąc co właśnie widzą.
- Czy to...? - pozostawił pytanie niedokończonym, bo już wiedział. Ruszył zaciekawiony do przodu. Dziewczyna złapała go nagle za nadgarstek, zatrzymując w miejscu. Odwrócił się w jej stronę i rzucił jej uspokajające spojrzenie.
- Zaufaj mi.
Znów ruszył, kierując się instynktem. Nie wiedział, co go pchało w stronę tej dziewczynki - ciekawość, czy może coś innego, ale miał ochotę przyjrzeć się jej lepiej. Rey ruszyła się jedynie kilka kroków do przodu, nie mogąc zdobyć się na odwagę. Zbyt wiele emocji. Czuła jak zimna dłoń wspomnień zaciska się wokół jej gardła, podduszając ją na powitanie.
Ben parł przez piasek, który wdarł się do jego butów, wypychając je i przesypując się między palcami stóp. Zatrzymał się zaledwie kilka kroków od miejsca, gdzie mała Rey mocowała się z dużą, luźną częścią, która ewidentnie była zbyt ciężka dla niej. Nagle zaalarmowana odwróciła się w jego stronę. Zamarł.
Tyle strachu w jej wzroku, tyle urazy. Zastanawiał się ile już przeszła i ile przecierpiała. Jej wielkie oczy odznaczały się na jej chudziutkiej, pobrudzonej smarem twarzyczce, częściowo osłoniętej chustą. Na jego widok zaprzestała pracy i odsłoniła twarz. Jej wzrok czujny i uważny, przeskanował jego postać. Po jego zbyt ciemnym i ciężkim ubraniu, na pewno wywnioskowała, że nie jest stąd. Przelotnie spojrzała też na stojącą w tle Rey, po czym utkwiła swoje bystre oczy w nim. Przez chwilę stali tak bez ruchu. Dziewczynka zacisnęła dłonie w piąstki po bokach ciała, zapominając o pracy. Przestąpiła niepewnie z nogi na nogę.
- Nie jesteście stąd - zauważyła ostrożnie. Ben nie wiedząc co odpowiedzieć, kiwnął głową na potwierdzenie.
Przeklął w duchu swoją lekkomyślność. W żadnym wypadku nie mógł jej zdradzić kim tak naprawdę był.
- Moi rodzice was po mnie przysłali? - nawet gdyby chciał, nie mógłby zignorować łapiącego za serce tonu pełnego nadziei. Patrzył na nią, unieruchomiony. Nie wiedział co robi. Nie powinien był, ale coś w nim nie było w stanie odpowiedzieć inaczej.
- Tak - jego głos zadrżał lekko. Zobaczył błysk nadziei w tych stonowanych oczach dziecka
- Zabierzesz mnie do nich? - zapytała po chwili wahania. Nadal była nieco nieufna, jednak przede wszystkim była zdesperowana by usłyszeć chociaż słowo pociechy. Cokolwiek od swoich rodziców.
- Nie, Rey - powiedział delikatnym tonem. Uśmiechnął się do dziewczynki, chcąc dodać jej otuchy. - Twoi rodzice sami chcą po ciebie przylecieć - odparł. Ona zaś skinęła głową, spuszczając wzrok na ziemię, zupełnie jakby tego się właśnie spodziewała. Widział jak wyraz jej twarzy zmienia się na twardszy. Już chciał odwrócić się i odejść, gdy dziewczynka odezwała się znów. Jej oczy zaszklone od łez.
- Czy przekazali chociaż wiadomość dla mnie? - zapytała zadziwiająco chardym tonem. Ben poczuł jak jej smutek wywołuje w nim żal. Wiedział, że ta mała dziewczynka zdąży dorosnąć i pozbyć się większości złudzeń zanim usłyszy prawdziwą historię, o tym co wydarzyło się z jej rodzicami i dlaczego nigdy nie wrócą.
- Nie, miałem powiedzieć, że... - podszedł do niej bliżej, zatrzymując się o krok przed nią. Klękając na jedno kolano, zrównał swój wzrok z nią. Odetchnął głęboko chwytając jej małą dłoń w swoją i patrząc jej głęboko w oczy. Zaczął, nie wahając się pod czujnym wzrokiem zarówno małej, jak i dorosłej Rey - wrócę po ciebie, kochanie, obiecuję.
Dziewczynka mrugnęła powoli, absorbując te upragnione słowa. Wiedziała, że nigdy ich nie zapomni. Aż do dziś.
Starsza Rey, zakryła usta dłonią, nagle poznając sentencję, którą przez całe życie w kółko odtwarzała jej pamięć, w najbardziej kryzysowych momentach. Nie znała pochodzenia tych słów, ale to one towarzyszyły jej w najczarniejszych godzinach, również na Exegol, gdy umierała. Ben delikatnie ścisnął jej drobne palce, wstając by odejść zanim namiesza jeszcze bardziej.
Gdy podszedł do Rey z przyszłości obraz wokół nich opadł i nagle znaleźli się znów na Dromund Kass.
Ben podszedł do niej szybko, przygarniając jej drżące ciało do siebie. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, ukrywając twarz w jego objęciach. Westchnął głęboko, obejmując ją opiekuńczo. On także czuł, że był na skraju emocjonalnej wytrzymałości. Nie wiedział, dlaczego coś go podkusiło by zaczął rozmowę z dziewczynką, ale obawiał się, że nie powinien był w ogóle ingerować w przeszłość. Rey, przełknęła łzy i spojrzała na niego przeszklonym wzrokiem.
Coś w jej spojrzeniu się zmieniło, patrzyła na niego oczami tamtego dziecka. Smutnymi i wrażliwymi. Już otwierał usta by zapytać ją, czy nie jest zła na niego za to co zrobił przed chwilą na Jakku, ale nagle poczuł gwałtowny i zimny dreszcz, przebiegający w dół jego kręgosłupa.
I wtedy zauważył-
Ciało jego i Rey leżały bezwładnie na ziemi, zwrócone w przeciwne strony, niczym dwie igły kompasu. Po chwili dostrzegł coś jeszcze. Jakaś smukła i wysoka postać stała na krawędzi lasu, przyglądając się mu w bezruchu. Natychmiast zauważył, że stare ciało jest zupełnie nagie i wychudzone. Długie, srebrne włosy opadają na jej ramiona i piersi, sięgając aż do ziemi. Zagięte szpony i pazury zamiast dłoni, wiszą bezwładnie po bokach. W miejscu, gdzie powinny znajdować się oczy, ziały wielkie, czarne otwory.
Rey stężała w jego ramionach, gdy także wyczuła dodatkową obecność. Odwróciła się powoli w stronę widziadła. Z jej ust padło imię, które Ben słyszał już zbyt wiele razy w ciągu ostatnich dwóch dni.
- Abeloth - na dźwięk tych słów istota skinęła powoli głową w mrocznym geście powitania, albo potwierdzenia. Żadne z nich nie ruszyło się z miejsca. Oboje patrzyli w jej czarne, hipnotyzujące ślepia, nie mogąc odwrócić wzroku. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność istota wyciągnęła szponiastą dłoń w ich stronę. Z końców jej palców wystrzeliły błyskawice, w mgnieniu oka pokonując dystans między nią a nimi.
***
Nagły blask i silne uderzenie gwałtownie wzbudzonej siły odśrodkowej rozdzieliło ich ciała od siebie. Bezwładnie polecieli w przeciwne strony, lądując na plecach. Ben wstał tak szybko jak mógł, najpierw przekręcając się i podpierając dłońmi. Uświadomił sobie, że powrócili do swoich ciał. Odwrócił się z stronę, gdzie przed chwilą stała kobieca, odrażająca postać, jednak nie został po niej nawet ślad. Dla pewności rozejrzał się jeszcze wokół, szybko dochodząc do wniosku, że najwidoczniej znów są sami.
Pomógł Rey wstać, jednocześnie wymieniając z nią znaczące spojrzenia. Jej oczy zdawały się mówić "A nie mówiłam?"
- Teraz ci wierzę - sapnął, nadal w szoku po tym co zaszło.
\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
Sesja już tuż, tuż, ale spokojnie, mam jeszcze rozdziały w zapasie...Poza tym, nie wiem czy to tylko ja, ale właśnie największa wena do pisania lubi przychodzić gdy akurat mam zająć się TYLKO studiami.
Can relate?
W każdym razie, powodzenia uczniom i studentom, damy radę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top