Pomiędzy VI
Ben doskonale poczuł moment, w którym znalazł się w znów w świecie, z którego już raz odszedł. Jakby ktoś kopnął go w brzuch z siłą silnika odrzutowego. Całe jego ciało zgięło się w krótkim i zwalającym z nóg spaźmie bólu. Zaczerpnął gwałtownie powietrza i zacisnął zęby, starając się nie krzyczeć. Czuł jakby jakiś ładunek wybuchowy implodował w nim, rozrywając od środka każdą pojedynczą komórkę jego ciała. Skulił się w fotelu. Nadeszły kolejne fale cierpienia, tak samo bolesne i gwałtowne. Jego płuca się zablokowały, nie mógł oddychać! Otworzył usta niczym ryba wyjęta z wody i z całych sił starał się zmusić zaciśnięty układ oddechowy do wpuszczenia odrobiny zbawiennego powietrza. Jego kończyny wykręcały się i zaciskały spazmatycznie.
Rey zerknęła zaniepokojona przez ramię i natychmiast jej twarz wykrzywiła się w wyrazie paniki. Dopiero co wyprowadzili statek przez portal i weszli w atmosferę Exegolu. Puściła ster i rzuciła się w stronę Bena nie ostrzegając współpilota. Finn nie mniej zaalarmowany przejął sterowanie by szybko wyrównać lot i włączyć automatyczne podtrzymywanie wysokości.
- Nie wiem co się stało! - krzyknęła dziewczyna, starając się przygwoździć ramiona mężczyzny do fotela. Drgawki wstrząsały chaotycznie jego ciałem. Była zbyt słaba. - Ben! - krzyknęła patrząc w nadal przytomne i przerażone oczy Solo. Po chwili znalazł się przy niej Finn i pomógł jej go przytrzymać.
- Co mu jest? - zapytał ze zgrozą patrząc jak ciało mężczyzny nadal drży w agonii.
- Nie wiem - załkała Rey w bezradności. Dłońmi starała się przytrzymać przy zagłówku epileptycznie drgającą głowę. Widziała, że nie oddycha
Nagle jego powieki opadły i ciało zwiotczało. Głowa ciężko opadła na lewo w jej dłoniach. Oboje również zamarli. Rey odetchnęła, gdy zobaczyła jak jego klatka piersiowa porusza się w powolnym oddechu. Finn był zupełnie skonfundowany.
- Pomóż mi - zaczęła Rey zachrypniętym głosem - przenieść go na tyły.
Wziął go pod ramiona, podczas gdy ona chwyciła za jego kostki aby nogi nie poniewierały się po ziemi. Ułożyli go w koi. Był blady niczym płótno i jedynym śladem życia w nim był lekki ruch powietrza i powolne bicie serca, które ona wyczuwała jak własne.
- Co do licha... - szepnął Finna, nadal nie mogąc zrozumieć zdarzeń z ostatnich kilku minut. Dziewczyna spojrzała na niego, a potem znów na Solo. Oboje stali tak chwilę, jakby w obawie przed kolejnym atakiem konwulsji. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że po jej twarzy spływają wielkie łzy. Otarła je wierzchem dłoni.
- Musimy wracać do bazy i to szybko.
- Idę ustawić kurs, a ty... ty może zostań tu z nim - polecił wskazując palcem na nieprzytomne ciało.
Pokiwała głową z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę. Podeszła powoli do jego koi, siadając na podłodze obok. Przesunęła dłonią po jego zroszonym zimnym potem czole i chłodnych policzkach. Przez chwilę zatrzymała dłoń na szyi, w miejscu gdzie wyczuła pulsowanie. W końcu położyła ją na klatce piersiowej nad miejsce gdzie biło serce. Przełknęła grudę lęku, która utkwiła w jej gardle i nie chciała wyjść.
- Słyszysz mnie? - zapytała szeptem, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. - Wiem, że to boli... ale witaj wśród żywych, Ben Solo.
***
Obudził się z poczuciem zagubienia. Jego świadomość gwałtownie wróciła do ciała. Oczy otworzyły się za szybko i zostały za karę oślepione bardzo jaskrawym sztucznym światłem. Po chwili odzyskał wzrok i mógł dokładnie zobaczyć swoje otoczenie. A było ono zupełnie odmienne od tego, które zapamiętał jako ostatnie. Sterylnie czysta, pojedyncza sala bez okien i bez jakichkolwiek zbędnych przedmiotów za wyjątkiem samotnego krzesła stojącego obok łóżka. Ściana, na której znajdowały się drzwi była wykonana z mlecznej, grubej szyby, zza której widział jedynie rozproszone światła lamp sufitowych i zarys sylwetki kogoś, kto stał nieruchomo niczym posąg przy drzwiach. Postawili straż?
Odetchnął głęboko i poczuł słodkie powietrze, którym wypełnił płuca, brzuch i przeponę. Żył. Był żywy i z tego powodu lekki ból w każdym włóknie mięśniowym jego organizmu, którego doświadczał został przez niego powitany z niemałą euforią. Leżał na łóżku i bardzo szybko zrozumiał, że poniekąd jest do niego przykuty za nadgarstki i kostki.
Jego umysł nawiedziły niechciane wizje tamtego dnia gdy pojmana i podobnie unieruchomiona Rey ciskała w niego gromiącym spojrzeniem. Przypomniał sobie Poe, którego potraktował bez cienia litości podczas przesłuchań. Czy to moment, w którym zaczynał płacić za swoje czyny?
Natychmiast zrozumiał, że będzie musiał solidnie zapracować sobie na chociażby tolerancję w nowej rzeczywistości. A może nawet na pozostanie przy życiu? Z tego powodu postanowił nie próbować walczyć z kajdanami i po prostu poczekać. O Mocy, jeżeli była jedna rzecz, której nienawidził bardziej niż słabości, to na pewno było to czekanie. Postanowił wykorzystać ten czas na wizualizację swojego planu. Wszystko byle nie wpaść w wir myśli i emocji, które już zaczynały na niego polować.
Na pewno jeżeli będzie mu to dane musi upewnić się, że Rey jest cała, zdrowa i w pobliżu. Po drugie ma do przekazania ważny list, którego treść powinna pomóc Poe Dameronowi w podjęciu więcej niż jednej decyzji odnośnie przyszłości III Republiki. Wiedział, że nie będzie mu dane uniknąć procesu, więc już zastanawiał się nad linią... obrony, jeżeli już miał tak to nazwać. Bardziej stawiał na surowe fakty, dowodzące, iż jego istnienie jest bardziej pożyteczne niż nieistnienie. W tym miał mu pomóc jeden konkretny argument, który zdobył w trakcie swoich podróży. Nie miał dotąd okazji porozmawiać z nikim o tym jak z osoby, która zrobiłaby wszystko aby zgładzić każdego przebudzonego w Mocy Jedi jaki stąpa po tym i innych układach słonecznych, stał się kimś kto rozumie. Nareszcie w przedprożu trzydziestego roku życia zrozumiał, że tylko pełnia zrozumienia obu stron Mocy może przynieść światu dobrobyt i pokój. Porządek - jak zwykł nazywać swoje wyobrażenie wszechobecnego ładu i harmonii. W tym celu nie było innego sposobu niż po prostu wskrzesić stare jak kosmos, idee szkół i akademii. Jednak tym razem edukacja miała być całościowa i inkluzywna. To była wizja, która w pełni zapłonęła w nim we mgle, w którą przypadkowo poprowadziła ich Rey.
Rey. Nagle usłyszał jej głos przytłumiony, daleki głos. Rozmawiała z kimś, zbliżała się do niego. Wtórował jej inny, nierozpoznany głos. Nagle zobaczył odbijające się po drugiej stronie szklanej ściany, sylwetki idące żwawym krokiem w stronę drzwi. Uniósł się odrobinę na łokciach, gotując się na odwiedziny. Jednak obie postacie zatrzymały się przed wejściem. Widział teraz wyraźnie mniejszą i drobniejszą Rey oraz wyższego, szerszego mężczyznę.
- Poczekaj - powstrzymała go przed naciśnięciem klamki, chwytając za przedramię.
- Co jeszcze, Rey? - zapytał tamten lekko zniecierpliwionym tonem.
- Pozwól mi go rozkuć - powiedziała naciskając. Westchnienie
- Jest więźniem. Powinien siedzieć w celi i gdy już się obudzi, od razu tam trafi... - przerwał - nie patrz tak na mnie. Co powiedzą, gdy zobaczą, że odstępuję od zasad dla przyjaciół?
- Och, nie bądź teraz święty... - warknęła dziewczyna z wyraźną ironią. - Przecież tylko ja tam wchodzę.
- Po prostu n i e - odpowiedział jej krótko, wzmacniając wypowiedź ciężką pauzą i równie ciężkim spojrzeniem. Jej przewrócenie oczu było niemal słyszalne.
- I tak to zrobię - rzuciła wyzywająco i już miała go minąć, wchodząc do środka, gdy tym razem on ją powstrzymał łapiąc za przegub.
- Rey! Co z się z wami stało? Finn wrócił z siwym zarostem i m e d y t u j e, a ty... to jakieś wariactwo!
- Mówiłam ci. Może to te spotkania z Kanclerzem III Republiki z przyszłości, może to inne powietrze...
- Opowiedz mi o tym wreszcie - domagał się Poe. Nie mógł znieść myśli, że tyle wydarzyło się bez niego, podczas gdy on tonął w dyplomacji i dokumentach.
- On ma dla ciebie wiadomość, ona sama chyba najwięcej ci powie.
- Dobrze, idź już i daj mi znać natychmiast, gdy się obudzi - zrezygnował. - I NIE rozkuwaj go.
Rey nie odpowiedziała nic, ale najwidoczniej nie chciała już się sprzeczać i tak wiedząc, że zrobi co uważa. Minęła strażnika przy drzwiach i kiwając mu głową, nacisnęła klamkę, otworzyła ostrożnie drzwi i weszła do środka. Jej oczy skrzyżowały się z jego intensywnym spojrzeniem. Na jej zmęczonej twarzy odmalowała się ulga i na ustach zamajaczył lekki uśmiech. Oczy łagodnie omiotły jego skrępowaną pozycję i natychmiast posłała mu spojrzenie pełne współczucia. Bez słowa szybko cofnęła się na korytarz i zawołała donośnie.
- Poe! Obudził się!
***
- Jesteś oskarżony - powiedział Poe przerywając długą, pełną napięcia ciszę między nimi. Stał obok łóżka do którego leżał nadal przykuty Ben Solo. Mierzyli się uważnymi spojrzeniami. Na twarzy pilota można było dostrzec mieszankę niesmaku i otwartej wrogości. - Długo by wymieniać za co po kolei, więc pozwól, że zaznaczę tylko kilka. Za zbrodnie wojenne. Za zabójstwo Hana Solo. Za torturowanie i mordowanie zarówno przeciwników jak i koalicjantów Najwyższego Porządku. Za bestialstwo - mówił głośno donośnie, tonem którym zazwyczaj wydawało się rozkazy nieposłusznym rekrutom. - A nawet nie doszedłem do tych najcięższych - wyrzekł na końcu niezwykle wyraźnie.
- Wiem o tym i mam zamiar stanąć przed trybunałem - odpowiedział z powagą Solo.
- Kto powiedział, że trafisz przed trybunał? Piekło jakie rozpaliliście z kolegami jeszcze nie ostygło. Może od razu postawić cię przed plutonem? - Poe uniósł głos, a jego oblicze wykrzywiło się w gniewie. Miał ochotę uderzyć tą beznamiętną twarz, która patrzyła na niego z uwagą. - A może po prostu pozwolę komuś wykończyć cię po cichu? - rzucił gorzko - Tam już ustawia się kolejka, niejeden by zapłacił.... - dokończył mrużąc jadowicie oczy. Jego dłonie nerwowo zacisnęły się na skórzanym pasie. Był rozedrgany.
Rey, która do tej pory nie wtrącała się w bieg rozmowy, słuchając tylko z głębi pokoju, podeszła dumnym krokiem do przyjaciela i stanęła naprzeciw niego mierząc go surowym wzrokiem. Poe na ułamek sekundy zobaczył w jej spojrzeniu, w jej ruchach Leię i stracił całą butę.
- Skrzywdź go, a skrzywdzisz mnie - powiedziała ze swym markowym uporem. Dameron przez chwilę studiował surowy wyraz jej twarzy, głębię spojrzenia jej oczu. Te słowa tylko spotęgowały wrażenie podobieństwa. Poczuł zawstydzenie swoją pełną nienawiści postawą. Leia też udzieliłaby mu reprymendy. Wiedział przecież, że jednym z jej niedokończonych dzieł było nawrócenie syna.
- Nie myśl sobie, że ona zawsze będzie cię chronić - rzekł ostrzegająco w stronę skutego mężczyzny, nie do końca wiedząc którą z kobiet miał na myśli. Jego ton jednak wyraźnie złagodniał, gniew uleciał z niego jak powietrze z przebitej opony. - Będziesz miał proces - oznajmił pojednawczo.
- Dziękuję - odpowiedział sam zainteresowany - To szlachetnie z twojej strony - miał problem z odpowiednim doborem słów i ostatecznie nieświadomie sprawił, że zabrzmiało to ironicznie. Ups. Poe nie krył swojej irytacji.
- Słowo daję, sam go stłukę jeżeli będzie się ze mnie nabijał - ostrzegł Rey. Ona natomiast spojrzała karcąco na Bena.
Szlachetnie? Serio? - usłyszał w głowie jej głos. Nie zdążył nic odpowiedzieć. Najwidoczniej musiał popracować nad swoimi umiejętnościami oratorskimi.
- Została mi powierzona wiadomość dla ciebie.
Rey bez pytania zwolniła mechanizm krępujący jego dłonie i stopy, by ten mógł wydobyć z kieszeni niewielką kopertę i przekazać ją przywódcy Ruchu Oporu. W środku znajdowało się niewielkie, lekkie i niezwykle cienkie urządzenie w kształcie dysku. Poe przez chwilę obracał je w dłoniach, aż natrafił na przycisk, który uruchomił, jak się okazało, wiadomość hologramową. Jego oczom ukazała się wspomniana przez Rey, Kanclerz Ree Trammer. Gdy się przedstawiła, Rey widziała jak sceptyzm znika z twarzy Damerona i jego miejsce zajmuje ciekawość.
- Posłańcy których do mnie przysłałeś, Poe Dameronie, opowiedzieli mi o sytuacji, w której obecnie znajduje się III Republika. - zaczęła spokojnym, dyplomatycznym tonem. - Znam tą historię z podręczników, jednak gdy usłyszałam wszystko z ust naocznych świadków, zrozumiałam nieco lepiej nasz obecny stan. Wiem, że stoicie teraz przed wieloma decyzjami. Jedną z nich jest ta, która dotyczy przyszłości przebudzonych w Mocy. Mówię ze świata, w którym podjęliście decyzję o delegalizacji jakiejkolwiek formy szkolenia i korzystania z Mocy. Miało to zapewnić pokój i harmonię. Wydawało się, że dotychczas wojny Sithów i Jedi są główną przyczyną nieszczęść w galaktyce. Jednak tak osiągnięta równowaga okaleczyła świat, sprawiając że stał się ślepy i głuchy na Moc, która bez względu na zdolności, jest przecież w nas wszystkich. We wszystkim... Mamy idealny pokój i porządek, ale cierpimy... cierpimy głód bo nie słuchaliśmy naszych ziem, cierpimy chłód, bo nie rozumiemy naszych słońc, cierpimy nadmiar biurokracji, bo nasze prawa są sztywne i ciężkie do pojęcia nawet dla biegłych w prawie. Ekonomicznie i kulturowo wciąż próbujemy pokonać stagnację.
Jej głos zdradzał cierpienie jakie czuje myśląc o ruinie, w którą zmienia się jej cywilizacja. Zrobiła pauzę, jakby zastanawiała się czy podzielić się informacjami, które miała właśnie na myśli. Opuściła głowę by po chwili zaczerpnąć powietrza i zacząć mówić dalej.
- Właśnie ruszamy z nowym programem, który ma na celu odnowić struktury użytkowników Mocy, ale przed nami długa i ciężka droga... Dlatego zwracam się do ciebie i do wszystkich, którzy mają swój udział w budowie nowej przyszłości. Nie pozwólcie tak cennym wartościom umrzeć... zanim będzie za późno.
***
Poe w głęboko kontemplował wpatrując się w wygaszony hologram. Rey była zdziwiona treścią tej wiadomości. Pozornie powściągliwa i oschła Kanclerz przemówiła z nieoczekiwaną butą i wizją. W dodatku w tak istotnym temacie... spojrzenie jej i Bena skrzyżowały się. On z kolei wiedział czego dokładnie powinien się spodziewać.
- To jest niesamowicie ważne - głos Damerona wyrażał przekonanie. Spojrzał ożywiony i niemal uszczęśliwiony na Rey - Jutro. Pokażemy to podczas obrad Rady jutro. Muszą jej posłuchać - mówił z przekonaniem. Widać było, że ten przekaz poruszył w nim zmysł dobrego lidera. - Muszę iść rozesłać informację, wszyscy muszą być obecni! - rzucił i ruszył w stronę wyjścia. Obejrzał się przez ramię już niemal wychodząc. Na jego twarzy pojawił się konflikt.
- Ty. Do jutra możesz zostać tutaj. Cela jeszcze jeden dzień na ciebie poczeka - skierował te słowa do Bena, co w jego języku było po prostu dowodem wdzięczności. Nie czekając na targowanie się Rey, wyszedł.
- Nie będę go skuwać - mruknęła pod nosem kobieta, splatając ramiona na piersi. Poczekała, aż kroki na korytarzu ucichną, zatrzasnęła za nim drzwi i z głośnym świstem wypuściła powietrze z płuc.
Zapadła cisza. Spojrzeli na siebie. Od razu rzuciło mu się w oczy zmęczenie na jej twarzy. Wyglądała jakby nie spała, nie jadła i nie piła od dawna. Jej zmierzwione włosy na głowie i nadal to samo ubranie, zdradzało, iż nie miała nawet chwili dla siebie, odkąd wylądowali w hangarze bazy. Zmarszczył brwi.
- Jak długo spałem?
- Dwa dni.
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Skinęła głową dodatkowo potwierdzając ten fakt, po czym usiadła na krześle z ciężkim klepnięciem. Była wykończona. i całe jej ciało zdradzało ten stan.
- Wyglądasz strasznie. Nie spałaś od tamtej nocy na Naboo - to było oskarżenie.
- Dzięki za troskę - posłała mu kwaśny uśmiech - Ja sobie radzę. Jak zdrowie?
Zastanowił się, jak się czuł. Strasznie. Czuł się po prostu fatalnie, ale jedno nie ulegało wątpliwości - był żywy. Ból fizyczny był czymś do czego zdążył przywyknąć, ale ten psychiczny, był czymś czego obecność zdawała się niezwykle dokuczliwa. Na razie chciał pozostawić to niewypowiedzianym. Bał się, że to może go przerosnąć. Pozwolił więc narastać na tym warstwie milczenia. Kiedyś jeszcze nadejdzie moment by otworzyć te drzwi. Tymczasem nie chciał nawet widzieć, słyszeć i pamiętać tych kilku imion i twarzy.
Wstał by lekko rozruszać swoje ciało. Miał dość bezruchu. Oparł się ramieniem o ścianę i zerknął na zgarbioną siedzącą postać.
- Jak nowo narodzony - odpowiedział jej z pokerową twarzą. Skinęła. Zrozumiała aluzję.
- Okropnie tobą trzęsło - wspomniała ze skargą w głosie.
- Wiem - odpowiedział bez dodawania szczegółów jego bolesnej perspektywy na tamten moment. - Nie tak łatwo martwym wrócić do żywy...
- Nie byłeś martwy - pośpieszyła z sprostowaniem.
- I nie byłem żywy - dodał. - Zostawmy to. Wiesz kto jutro będzie na obradach? - zapytał zmieniając temat. Widział na jej twarzy skupienie.
- Nie wiem, skład zmienia się na okrągło... Mogę się dowiedzieć.
- Nie trzeba. Czy myślisz, że dasz radę sprawić, abym mógł w niej uczestniczyć?
Rey uniosła opadającą powoli na materac głowę. Jej oczy otworzyły się szeroko.
- To nie będzie łatwe - oznajmiła na wstępie. - Ale w końcu kto może mi tego zabronić? - zapytała z zadziornym uśmiechem. Miała zamiar wyraźnie zaznaczyć swoje stanowisko w tej sprawie. Tej i każdej innej.
- To chciałem usłyszeć - odpowiedział jej z uśmiechem. W tym momencie uświadomiła sobie, że coraz częściej widzi jego uśmiech skierowany do niej. Coraz częściej odkąd uśmiechnął się po raz pierwszy, gdy pod wpływem emocji pocałowała go na Exegol. Poczuła, że jej policzki stają się ciepłe.
Zerwała kontakt wzrokowy i zablokowała tego typu myśli. Miała nadzieję, że on nie zauważył. Oparła łokcie na materacu i wsparła głowę na rękach, wpatrując się w ścianę przed sobą. Nie miała sił się ruszyć, ale jej żołądek boleśnie ściskał się z głodu. Wyobrażała sobie, że Ben musi czuć się podobnie i postanowiła zostawić go by udać się na poszukiwanie jedzenia.
- Bądź grzeczny - rzuciła na odchodnym.
Gdy wróciła po niespełna kwadransie z aluminiową tacą wypełnioną znalezionym w kuchni jedzeniem, nie musiała udawać przed sobą, że zdziwił ją fakt, iż sala była pusta. Oczywiście strażnik nic nie widział i nie wiedział. Zła na swoją lekkomyślność, przełknęła głód i pobiegła natychmiast szukać zbiega.
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Dziękuję czytelnikom za dotrwanie do końca tego rozdziału.
Dziękuję też moim pierwszym obserwującym, to wam dedykuję ten rozdział. ❤
𝓈𝓉𝒶𝓇 𝑔𝒾𝓇𝓁 @CoMA29
wiki_wiktoria321
ᵒᵖʰᵉˡᶤᵃ
Bardzo mi miło, gdy wiem, że ktoś czyta i śledzi losy bohaterów, które opisuję.
Przyznam, że ostatnio wena mi dopisuje, więc szykuję się na zwiększenie częstotliwości publikowania rozdziałów.
Całusy, do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top