Pomiędzy V
Rey nigdy tak naprawdę nie zaznała ulgi związanej z powrotem do domu po długiej podróży. Co nie znaczy, że nigdy nie czuła takiej potrzeby. Wręcz przeciwnie. Silna, przejmująca tęsknota za tym bliżej nieokreślonym miejscem była jej głównym motywem w życiu. Działała uzależniająco. Uważała siebie za kogoś twardego, wiedziała, że ma silny charakter, co wcale nie pomagało jej pozbyć się tej słabości.
Umówmy się. Poczucie wartości Rey było niezwykle niestabilne. Z jednej strony porzucenie i wieloletnia dokuczliwa samotność znacznie je nadszarpnęły. Z drugiej strony wszystko co stało się po spotkaniu na pustynnym Jakku pewnego małego droida, nieustannie kazało jej na nowo rozpatrywać siebie i swoje istnienie w znacznie szerszym kontekście. Zdarzały się takie momenty, gdy zapominała o sobie i zaczynała myśleć w kategoriach "my". Wówczas było nieco łatwiej. Jednak każdy taki sen kończył się bolesnym przebudzeniem. Na koniec dnia zawsze było to dziwne i niezrozumiałe "ja" w akompaniamencie samotności.
Zatem wszystko zazwyczaj sprowadzało się do faktu, iż to jej nieznajomość siebie samej jest jej największym przeciwnikiem, a na to prawdziwe poznanie nie miała dotychczas czasu i odwagi.
Jej życie zawsze krążyło wokół kogoś innego. Najczęściej nieobecnego, albo nieosiągalnego. Jej nieistniejąca relacja z dawno zaginionymi rodzicami odbijała się we wszystkich innych, które z czasem nawiązywała. Ludzie na których jej zależało zazwyczaj znikali, odchodzili i zostawiali ją prędzej czy później. Wiedziała, że wrażenie to spotęgował fakt, iż większość z tych ludzi poznała podczas toczącej się walki. Tym bardziej czuła się zagubiona. Ostatnia żywa pośród martwych i zarazem martwa pośród żywych.
To co zobaczyła w wizji. To jak zobaczyła siebie - nie słabą i przerażoną, nie wściekłą i drżącą ze strachu, a spokojną, potężną i pewną siebie - ten obraz poraził ją swą jaskrawością. Nie usłyszała żadnego słowa, ale cała ta wizja krzyczała do niej "To TY jesteś tu główną postacią!" Jasny i tak kontrowersyjny przekaz wstrząsnął nią od podstaw. Moc jednoznacznie kazała jej zająć się sobą, zaakceptować swoje miejsce, swoją siłę i zamiast uciekać od niej, zagłębić się w nią bez względu na to, czy pachnie ona ciemną, czy jasną stroną. Nie było ucieczki przed tym co nazywa przeznaczeniem, bo to przeznaczenie były niczym innym niż nią samą. Koniec z pogonią za kimś lub za czymś. Koniec z walką z zewnętrznymi wrogami. Jeżeli zależało jej na poznaniu siebie czekała ją o wiele bardziej nierówna walka, gdzie sama była swoim przeciwnikiem i sprzymierzeńcem.
Tamta wizja, w której nie było nikogo poza nią i chłopcem, który mówił do niej z dalekiej przyszłości była obietnicą. Obietnicą poczucia jedności ze sobą, poczucia celu w misji, obietnicą zobaczenia przyszłości i przyszłych pokoleń wrażliwych na moc.
Poczuła wstyd. Uświadomiła sobie, że dotąd tylko jedna osoba oprócz niej widziała jej pełny potencjał. Zrozumiała co zobaczył Ben w swojej wizji, zrozumiała, że to ze względu na nią ma zamiar wrócić, choć mogło to być dla niego śmiertelne w skutkach. Spojrzała nagle na wszystko, co zdarzyło się na Exegol z jego perspektywy. Dobrze wiedział jakie jest jej prawdziwe przeznaczenie. Odrodzony dla światła nie mógł moralnie postąpić w żaden inny sposób, niż tak jak postąpił. Ona była przyszłością. Ona była wszystkim, więc oddał dla niej wszystko. Nagle te wszystkie elementy chaotycznej układanki złożyły się w pełen powagi obraz. Drżała w jego obliczu.
***
Ben wyczuwał krążącą wokół silną energię. Wiedział, że Jedi, którzy tutaj przebywają i się szkolą mają niezwykle sprzyjające warunki do zgłębiania jasnej strony mocy. W sumie nic dziwnego, jak mogłoby być inaczej w miejscu tak do złudzenia przypominającego raj. Może gdyby Luke pomyślał o psychologicznym aspekcie miejsca szkolenia młodych adeptów Mocy, wszystko skończyłoby się inaczej. Choć nie wyobrażał sobie aby ciepła plaża i lazurowa woda wystarczyły aby młody Solo nie zrobił tego co zrobił.
Z kokpitu Sokoła patrzył jak Rey wita się z Finnem. Chciał dać im chwilę, zanim do nich dołączy i - jak sądził - zepsuje im pogawędkę. Miał rację. Gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku mężczyzny, natychmiast cała uwaga została skupiona na nim. Podszedł bliżej pewnym krokiem, choć jego buty zapadały się w gorącym i jedwabistym piachu pod wpływem jego ciężaru. Jak sądził, to ten moment, w którym powinni coś sobie powiedzieć. Zapadła cisza, którą przerywał jedynie szum fal i wiatru rozwiewającego mu włosy. Rey nic nie mówiła, a liczył na nią w tej kwestii. W ogóle od tamtych wizji we mgle nie odzywała się do niego w ogóle. Prawie na niego nie patrzyła i to było dość frustrujące.
- Znalazłaś go - stwierdził w końcu lakonicznie Finn. Rey pokiwała głową z wyrazem twarzy, który nie zdradzał żadnych emocji.
- Znaleźliśmy też ciebie - wypalił Ben. Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy. Było to pierwsze ich spotkanie od czasu pamiętnej walki na Starkiller.
- Zdążyłem zapuścić tu korzenie, masz szczęście że jeszcze nie jestem stary - zażartował patrząc na dziewczynę znacząco. Rey zasłoniła usta dłonią, nie chcąc wybuchnąć płaczem znów. Nie mogła pogodzić się z tym faktem. Przez chwilę wyobraziła sobie, że gdy wrócą wreszcie do swojego czasu, zastaną świat w dalekiej przyszłości. Ta wizja była przerażająca.
- Idealne miejsce na wakacje - skwitował Solo beznamiętnie, rozglądając się po plaży. Ku jego zdziwieniu tamten spojrzał na niego z powagą.
- Żebyś wiedział. Chętnie bym się stąd zwijał, ale moja mistrzyni chciałaby was poznać - rzekł patrząc na Rey. - Oboje - podkreślił.
Zaprowadził ich ścieżką wijącą się przez tropikalny las pełen wysokich drzew i kolorowych kwiatów. Towarzyszyły im podskakujące na gałęziach ciekawskie czteroramienne, małpiaste, sprytne zwierzęta, które miały talent do kradzieży. Rey trzykrotnie musiała ratować swój miecz przed utratą z ich rąk. Gdy dotarli na miejsce Mia już na nich czekała. Zaprosiła ich do stołu, na który po chwili podano wielkie misy pełne różnych, bajecznie kolorowych owoców. Ben w ogóle nie zainteresował się jedzeniem, ale bardzo chętnie skorzystał z momentu, gdy cała trójka zajęła się poczęstunkiem, by przyjrzeć się gospodyni. Była pulchną, wysoką kobietą w średnim wieku. Jej karmelowa skóra i cynamonowe oczy dodawały jej wizerunkowi ciepła i kobiecości. Włosy układające się w gęste sprężynki opadały na jej plecy i ramiona. Jednak w tym łagodnym wizerunku kryła się pewna niepozorna siła i zaciętość. W energicznych ruchach i bystrym spojrzeniu kryła się osobowość prawdziwego starego wyjadacza Jedi. Była energiczna, bezceremonialna i niezwykle przenikliwa.
- Rey, Finn opowiadał mi tak wiele o tobie, że czuję jakbym cię już znała. Fascynujesz mnie - zaczęła zwracając się po raz pierwszy bezpośrednio do młodej kobiety.
- Tak? - zapytała z nieufnością odmalowującą się na całej jej twarzy.
- Absolutnie. Twoje pochodzenie, twoja historia, to niesamowita sprawa - czuję to.
- Niesamowita - powtórzyła jak echo, patrząc pytająco na przyjaciela siedzącego naprzeciw niej.
- Odpowiadałem nieco o tym jak odkryłaś w sobie moc i jak szybko musiałaś ją okiełznać kiedy było trzeba - wyjaśnił. Tu Rey po raz pierwszy spojrzała na Bena. Okiełznać to za wiele powiedziane.
- O tak, opowiadał mi też o tobie, młody Solo. Opowiadał mi o twoim ojcu, wuju i matce... - tu jej spojrzenie stało się twarde, a ton głosu surowszy. - Jednak gdy na ciebie patrzę, nie widzę tej postaci, którą spodziewałam się zobaczyć... - dodała w zadumie. - Powiedz mi proszę, jesteś bardziej żywy, czy martwy? Bo do końca nie jesteś żadnym - rzuciła i przekrzywiając głowę, ponownie spojrzała na Rey.
- Pracuję nad tym - odpowiedział Ben.
- To ty trzymasz go przy życiu, kochana - zaśmiała się, machając palcem wskazującym w jej stronę. - Jeżeli uważasz, że zasłużył, równie dobrze możesz go zupełnie zabrać od śmierci - skonkludowała z zadziornym uśmiechem. - Przynajmniej na razie...
- Skąd to wiesz? - zapytał drugi mężczyzna, patrząc na swoją mentorkę ze zdziwieniem.
- Widzę to teraz wyraźnie. Tak samo jak widzę nić, która łączy was dwoje w sposób, którego jeszcze nigdy nie widziałam. Wyobrażam sobie jaką może ona wyzwalać w was siłę... niesamowite! - wyjaśniła z entuzjazmem - Och, ale wy biedactwa nadal nie do końca to doceniacie.
Ben starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo w tym momencie chciał zobaczyć oczy Rey i móc z nich wyczytać jej emocje. Ona jednak sprawnie znów umknęła przed jego spojrzeniem. Mia obserwowała go w ciszy jeszcze chwilę zanim poprosiła ich, aby jeszcze dali jej jeszcze nieco czasu z Finnem, ponieważ potrzebuje odpowiednio pożegnać swojego ucznia.
Rey z ogromną chęcią skorzystała z okazji i niemal biegiem puściła się przez gęstwinę lasu. Była zafascynowana tą soczystą zielenią. Ben szedł tuż za nią, niczym duch albo jej cień. Zatrzymała się dopiero gdy znalazła niewielką polanę, na którą prosto z góry padały gorące promienie słońca. Usiadła na środku ze skrzyżowanymi nogami. On zrobił to samo. Ich kolana dzieliła jedynie cienka warstwa powietrza i ubrań. Siedzieli tak mierząc się wzrokiem. Słońce pieściło ich twarze, jego bladą, a jej opaloną. Czas porozmawiać.
- To prawda. To co powiedziała Mia o moim powrocie - zaczął.
- Wiem - odpowiedziała natychmiast. Zdziwienie przemknęło po jego twarzy.
- O czym myślisz? - zapytał. Rey przymknęła powieki uciekając przed jego wzrokiem.
- To był jeden z powodów, dla których chciałam ciebie znaleźć... - powiedziała wyciągając przed siebie dłoń.
- Więc się prawie udało - ujął jej dłoń w swoją, splatając ich palce razem.
- Nie rozumiesz - otworzyła nagle oczy. Biła z nich dzikość jej charakteru. - Nie wiem czy będę mogła cię obronić jeżeli Poe albo inni nie zrozumieją. Boję się, że to wyzwoli we mnie coś czego nie dam rady powstrzymać.
- Dlaczego teraz masz takie wątpliwości?
- Dopiero teraz zrozumiałam co chcę, co muszę robić ze sobą, z tą mocą... - zmarszczyła brwi i patrząc na ich splecione dłonie.
- ... czy mnie nie ma w tej wizji? - zapytał sam sobie odpowiadając. Tego się nie spodziewał. On w swoim widzeniu widział wielu, ale przede wszystkim ją. - Chcę wrócić, ponieważ ja także widziałem swoją przyszłość. Rozumiesz? Znalazłaś mnie i ja - cień przeszłości- znów widzę przyszłość. Mam zamiar spotkać się z oskarżycielami, ale to będzie dopiero początek, nie koniec.
- Ben... - szepnęła z drżeniem. Była pewna, że ta odpowiedzialność może przynieść mu zgubę.
- Zaufaj mi - poprosił.
- Nie - odpowiedziała twardo. - Uwierzę, gdy zobaczę. Widzę cię nadal, nie tylko w przyszłości.
- Wiem - odpowiedział unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. Wydawało mu się, że jeszcze nigdy nie czuł się tak pełen życia jak teraz - absurdalnie będąc nie martwym, nie żywym. Uniósł jej dłoń i złożył delikatny pocałunek na każdym z długich, zwinnych palców. Patrzyła na niego pozwalając energii swobodnie przepływać między nimi. Odetchnęła głęboko. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo to było przyjemne. Siedzieć tak w ciszy i patrzeć mu w oczy.
***
Finn odbył ostatni pożegnalny trening i otrzymał kilka mądrych rad na drogę. To pożegnanie o dziwo było o tyle prostsze, że żegnali się na zawsze. Nie czuli się zobowiązani do składania sobie wizyt, utrzymywania kontaktu. Ich dwuletnia przyjaźń miała być tym rozdziałem w życiu, które mają wyraźny początek i koniec, a ich życia przed i po nim to dwie różne historie.
- Pamiętaj o swojej mistrzyni, gdy już będziesz w swoim czasie - powiedziała Mia z łagodnym uśmiechem.
- Jak mógłbym zapomnieć? - odpowiedział jednocześnie ściskając ją serdecznie.
- No, ja już wiem jak! - zażartowała klepiąc go po plecach. - Pamiętaj gdy będziesz miał już swoich uczniów - nigdy nie uważaj, że wiesz już wszystko. Zawsze może się znaleźć ktoś taki jak ty, kto udowodni ci inną rację.
- Postaram się Mia, ale nie wiem, nie wiem... w końcu tak dobrze mnie wyszkoliłaś...
- Ech, już lepiej leć nim zmienię zdanie - udała zniecierpliwienie, klepiąc go po policzku matczynym gestem.
***
Nie miał żadnego bagażu. Jedyne co ze sobą zabierał to całe bogactwo odebranych nauk i miecz świetlny jako dodatek do tego ogromu jakim była moc. Nie oglądał się za siebie i nie chciał by ktokolwiek go odprowadzał. Swoje życie miał przed sobą i nie było tu wątpliwości. Szedł ścieżką prowadzącą w stronę plaży, gdy nagle usłyszał dźwięczny głos Rey i wtórujący jej niższy i głębszy tembr głosu Kylo Rena.
Którym teraz posługiwał się jako Ben Solo.
Finn, poczuł zdenerwowanie. Wciąż nie wiedział jak powinien podchodzić do tego mężczyzny. Łączyła ich obu dość niewygodna przeszłość, która nie pozwalała tak po prostu zaakceptować mu obecności Solo, odżegnującego się od swojej historii.
Powoli, niemal bezszelestnie zbliżył się do miejsca skąd dochodziły głosy. Zobaczył ich oboje prowadzących cichą konwersację po środku niewielkiej polany porośniętej głównie bluszczem. Ona siedziała ze skrzyżowanymi nogami i jedną dłonią skubała źdźbła trawy, mówiąc o czymś. On siedział naprzeciw niej, jego głowa spoczywała na dłoni wspartej na łokciu. Drugą dłonią trzymał jej dłoń i kciukiem gładził jej wierzch. Z przymkniętymi oczyma i lekko zmarszczonymi brwiami słuchał jej w skupieniu.
Finn przystanął by pohamować swój narastający niepokój. Musiał sobie powoli powtórzyć wszystkie argumenty, które przemawiały za wybraniem opcji B. Opcji, która oznaczała podjęcie dojrzałego dialogu, w celu wyjaśnienia wszystkich powstałych na przestrzeni czasu nieporozumień. Opcji A, nawet nie chciał rozważać. Rey byłaby zła, gdyby pociął jej bratnią duszę na kawałki. Finn także widział łączącą ich więź. Nie tyle w postaci fizycznej nici, o której wspominała Mia, a raczej dostrzegał to w zmianie energii jego przyjaciółki, która teraz była po prostu spójna z energią Bena.
Nie chciał już dłużej ich podglądać aby nie zostać przyłapanym w tak niezręcznej pozycji i zaczął iść w ich stronę, dając o sobie znać szeleszczeniem liści. Rey spojrzała na niego pierwsza i widząc jak podchodzi, wstała z ziemi otrzepując ubranie z mchu. Ben nie zmienił pozycji, ale otworzył oczy i również utkwił wzrok w nadchodzącym. Finn spojrzał na niego z góry. Teraz. Rozmowę chciał odbyć teraz.
- Zanim zabierzemy się i wszyscy radośnie wrócimy do bazy, chciałbym abyśmy sobie coś wyjaśnili - zaczął energicznie i bezpardonowo, jak to miał w zwyczaju. Oboje patrzyli na niego bez słowa z tym samym intensywnym zainteresowaniem. Rey pokiwała głową dwukrotnie. Dobrze. - Wiecie, że ani ja, ani nikt inny nie będzie po prostu czekał na jego powrót z otwartymi ramionami, prawda? Kylo Ren musi zostać postawiony przed trybunałem - mówiąc to, wędrował wzrokiem po ich twarzach.
- Kylo Ren już nie istnieje - odpowiedziała Rey marszcząc czoło.
- Nie. Kylo Ren i Ben Solo to jedna i ta sama osoba. Skończcie z tą schizofrenią!- odparł z mocą patrząc wyzywająco w oczy Solo.
- Nie rozumiesz... - zaczęła, ale Ben szybko jej przerwał.
- To prawda - przyznał ze spokojem w głosie. Finn nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ona także.
- Ale przecież... - protestowała.
- On ma rację - powtórzył. Nagle wstał z pozycji siedzącej i odwzajemnił wzrok oskarżyciela na równi. - Chciałem cię zabić za zdradę. Rozumiem, że niejeden chętnie teraz zrobiłby to mi. Miałem dla ciebie wyłącznie głęboką pogardę. Twoje istnienie było dla mnie gorzej niż bezwartościowe, a widok ciebie z mieczem Vadera był dla mnie najwyższą formą profanacji - mówił ostrym i rzeczowym tonem, utrzymując silny kontakt wzrokowy z adresatem tych wyznań. Chciał aby jasne było, że choć wszystko to działo się w adrenalinowym transie jaki zapewniały głębokie medytacje w mrocznych zakątkach własnej duszy, to na pewno nie działo się to wbrew jego woli. Decyzje jakie podejmował były wyłącznie jego dziełem. Rey musiała także zrozumieć ten fakt. - Nie ważne jakie nosiłem wtedy imię. To tylko imię. Dziś bym tego nie zrobił, ale to bez znaczenia dla tej kwestii. Przepraszam za tamte czasy - ostatnie słowa zabrzmiały wprost dziwacznie w jego ustach. Zapadł moment ciszy.
- Musisz odpowiedzieć za to co zrobiłeś - odparł tamten. - Nie chodzi tylko o mnie. Ja jakoś poradzę sobie z faktem twojego istnienia... Znam ludzi, wiem co się stanie, jeżeli wrócisz tak po prostu. Będą chcieli twojej krwi. Nie dadzą wam po prostu żyć.
Dziewczyna słuchała tych słów rozsądku z poczuciem grozy. Oto ziszczał się jej najgorszy sen.
- Mam zamiar odpowiedzieć za wszystko - odparł syn Lei z dumą godną księcia - ale mam też zamiar wypełnić moją misję. Jak rozumiem będziemy musieli w tym celu współpracować - powiedział zerkając wymownie na miecz przy boku mężczyzny. Finn zacisnął mocno pięści by po chwili je rozluźnić. Wypuścił głośno wstrzymywane powietrze.
- Ale nie myśl, że tak po prostu ci uwierzę w to twoje nawrócenie. Jeden szlachetny czyn to za mało by ci zaufać - odparł podnosząc palec i wskazując na niego groźnie. Ben uśmiechnął się półgębkiem.
- Umowa stoi, Finn. - Wyciągnął w jego stronę rękę w geście pojednania.
- Stoi, Ben Solo - rzekł w odpowiedzi, potrząsając mocno jego dłonią.
***
Gdy później cała trójka zapakowana na pokład Sokoła Millenium rozpędzała się prosto w czarną otchłań przejścia, mającego zaprowadzić ich znów na Exegol. Rey skrzyżowała wzrok z Finnem, który współpilotował z nią, zupełnie jak za pierwszym razem. Uśmiechnęła się do niego nerwowo, próbuję opanować zdenerwowanie. Poczuła na swoim ramieniu dłoń pasażera siedzącego za nią. Zacisnął ją lekko, w geście dodającym jej otuchy. Starała się nie myśleć o tym jak wiele od teraz czeka ją wyzwań związanych z tym kogo i w jakim celu sprowadza właśnie do właściwej rzeczywistości. Trzeci pasażer Sokoła Millenium był niespodzianką, na którą nikt nie był gotów.
Spokojnie - usłyszała w swojej głowie kojący głos.
---
Mam nadzieję, że wszystkim czytało się dobrze! Bardzo zależało mi aby wiarygodnie rozstrzygnąć relację Bena i Finna... W końcu to dość istotna postać dla reszty opowieści.
Tak poza tym... to dzięki, że czytacie i dajecie znać ;)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top