18. Mateusz - Ona nic nie rozumie
Rozdział pisany na ostatnią chwilę, więc obawiam się że może być więcej błędów niż zwykle. Postaram się skorygować w najbliższym czasie.
Bawcie się dobrze!
------------------------------------------------------------------
Ona nic nie rozumie. Nie wierzy w ani jedno moje słowo, a ja choć czuję się podle to wiem, co widziałem. Kaina nie da się pomylić. Tej twarzy się nie zapomina, a do tego charakterystyczny tatuaż. Szefowa miała dobre przeczucie, żeby nas tu wysłać. Jest tylko jeden problem, Chuda nie potwierdzi mojej wersji wydarzeń. A do tego, co mam powiedzieć, że łaziłem z kumplem na haju po Dziwnym Ustroniu, szukając guza. Jak to wygląda?
Tunel siedzi skwaszony na krześle i nie odstępuje Romana na krok. Chyba dalej myśli, że chcę coś zrobić temu bydlakowi. Jakby limo pod moim okiem nie wystarczyło. Poza tym to psisko waży więcej ode mnie i to raczej ja padłbym w tej sytuacji ofiarą. Chuda w przeciwieństwie do nas wygląda na świeżą i wypoczętą, ze swoim szejkiem proteinowym w dłoniach.
Nie mogę znaleźć sobie miejsca, jednak ostatecznie opadam na kanapę z morową miną.
– A więc nie macie nic na swoje wytłumaczenie – mówi Chuda, jakby to ona była strażnikiem regulaminu i obrońcą porządku świata. To ty dziewczyno wciągnęłaś mnie w tą kabałę. Jestem przekonany, że gdyby nie obecność Tunela sama by wymyśliła coś głupiego.
Milczę, bo ile razy mam powtarzać, że Kain tu jest i potrzebujemy wsparcia. Do cholery, przydałby się nam taki Bazyliszek, albo przynajmniej Drwal.
– Wiecie jakim hasłem posługiwał się Kain, gdy był dilerem? – pyta ni z gruchy, ni z pietruchy Tunel.
Mina Chudej mówi sama za siebie.
– Po co hasło? – pytam, bo moje komórki nerwowe nie potrafią połączyć tego w całość.
– Jak to po co... – Prycha mężczyzna. – Podsłuchy, pały, te sprawy. – Patrzę na niego wielkimi oczami. – Ty to Młody, jeszcze nic o życiu nie wiesz. Co klient miał zadzwonić i powiedzieć: „proszę kokę albo fetę". Nie, pytał o „klopsiki babci Halinki".
– Aha – stwierdzam. Nie wiem, co ta informacja ma wnieść do mojego życia. Chuda wybucha niekontrolowanym śmiechem. Są dwie opcje, albo nas uściska, albo znów oberwiemy kapciem. Raczej to drugie. Na wszelki wypadek przesuwam się nieco w kierunku końca kanapy.
– No dobra, Mateuszku, ubieraj się. Idziemy – mówi, biorąc ostatniego łyka napoju. Na jej słowa Tunel podrywa się z krzesła i pospiesznie zaczyna ściągać spodnie. Chowam twarz w dłoniach. – Ty! – Wskazuje palcem na naszego byłego gangstera. – Ty nigdzie nie idziesz.
Tunel zatrzymuje się w połowie czynności jak zamrożony. Widać jego krwisto-czerwone gacie. Roman także podrywa się na nogi. Chcę odwlec to wyjście, ale wiem że Chuda nie odpuści. Złość aż paruje z jej uszu. Stopa za stopą kieruję się do pokoju i zaczynam się przebierać.
W tle słyszę sprzeczkę Tunela z dziewczyną. Obawiam się, że jego mafijne doświadczenie nie pomoże w starciu z Chudą. Pierwszy raz widzę ją tak wkurzoną. Chyba się nie spodziewała, że ktoś inny może tak bardzo zawalić. Chociaż ja nie uważam, że jest w tym moja wina. Przecież Tunel sam się z nami zabrał. Ja na nic się nie zgadzałem. Ale co się będę tłumaczył, przecież nikt nie zna Regulaminu lepiej ode mnie.
Tunel ze skwaszoną miną ostatecznie zostaje w domku, a ja podążam za dziewczyną, z wcale nie lepszym wyrazem twarzy. Dręczy mnie irracjonalne poczucie winy. Przecież nie mogłem odmówić mafiozowi. To podchodziło pod zagrożenie życia. Szczerze mówiąc, to on właściwie przystawił mi pistolet do skroni. Ta myśl przywodzi mi wspomnienie Kaina. Jezuuu, co my właściwie robimy. On tam jest, z nią.
– Chuda, ale Kain... – Sapię, wymawiając te słowa, bo nie daje rady utrzymać tempa. Wszystko mnie boli po wczorajszym.
– Nie pękaj Mateuniu. Na haju byłeś odważniejszy.
Wzdycham głośno. Choć wspomnienie wieczora jest nieco surrealistyczne, nie mam wątpliwości. Widziałem tego ducha. Ale widocznie ona też musi go zobaczyć. Chociaż w to nie wierzę to mam nadzieję, że zachowa się rozsądnie.
Myślę, gdzie może mnie prowadzić. Chyba się domyślam, bo czy jest inna możliwość poza księgarnią? Chce mi się rzygać na myśl, że Celina mnie znowu zobaczy. Z drugiej strony jest jeszcze TEN duch. Nie wiem, czego boję się bardziej. A czy Chuda boi się czegokolwiek?
Potykam się o wystającą płytę chodnikową, a ona nawet nie patrzy czy się coś wydarzyło. Mam jakieś dziwne wrażenie, że w zachowaniu dziewczyny też coś się zmieniło i dlatego idzie przede mną. Nie chce bym przyglądał się jej twarzy. Staram się przyspieszyć, mimo bólu stawów i innych niezidentyfikowanych części ciała. Jednak kiedy się z nią zrównuje, ona zaczyna niemalże biec. Teraz już sapię jak kobieta w ostatnich tygodniach ciąży.
Księgarnia to osobliwe miejsce, mała perełka wciśnięta pomiędzy nieczynną Żabkę, a smażalnie ryb. Wygląda jak nie z tego świata. Wielka przeszklona witryna pokazuje solidne drewniane meble i stoliki. Wygląda jak nie z tej epoki, choć podejrzewam że bez problemu można tam kupić „Igrzyska śmierci".
Padam przed nią na kolana, tak żeby Celina mnie nie zauważyła. O dziwo, Chuda kuca obok. Przez chwilę obserwujemy jak blada, ciemnowłosa dziewczyna układa książki na półkach. Usta Moniki zaciskają się. Nienawidzi jej.
Rozglądam się. Jest i on. Wygląda jak król tej imprezy. Siedzi rozwalony na krześle i obserwuje swoją towarzyszkę, ubrany w czarną koszulę polo i dżinsy, od dnia swojej śmierci. Choć wygląda nieco łagodniej, niż go zapamiętałem ze zdjęć, nie mam wątpliwości do czego jest zdolny.
Kątem oka widzę, że duch zbliża się do dziewczyny, a ta cofa się o krok. Czego on właściwie od niej chce. Wpatrują się w siebie, przebiega mnie dziwny dreszcz, co tam właściwie się wyprawia...
Chuda podrywa się. Zaskakując samego siebie łąpię ją za rękaw czarnej, błyszczącej kurtki. Zszokowana daje się zaciągnąć za róg ulicy, gdzie mocno zalatuje starym tłuszczem.
– Co ty wyprawiasz? – Wyszarpuje rękę.
– Nie wolno nam...
– Nic mnie to nie obchodzi.
I już jestem pewien katastrofy, kiedy zauważam tajemniczą kobietę zmierzającą w kierunku księgarni. Nadmiernie wyprostowana i potwornie elegancka. Spoglądam na Chudą. Ona też tego nie rozumie. Co tu robi jeszcze jeden duch?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top