16. Mateusz - Może trochę wolniej, pieseczku?
UWAGA! W tym rozdziale występują narkotyki (w zasadzie to osoby pod wpływem narkotyków) i pojawia się sporo przekleństw.
Bawcie się dobrze!
------------------------------------------------------------------------------------
Idziemy na miasto! Dziwne Ustronie gotuj się! Tunel śmieje się, a ja z nim. Ułożymy plan doskonały. Tak! A może od razu poszukamy Celiny. A co tam, zasadzimy się na samego Kaina! Nasz czarny niedźwiedź tropiący go znajdzie. To jest myśl. Patrzę na Romana, jego oczy błyszczą, tak jak i moje.
– Tunel! – Trzaskam piwem w stół. – Idziemy jej szukać! Celina, nie umkniesz nam.
Uśmiechamy się.
– Zaraz, Młody, ale nie mamy sprzętu...
– Jakiego sprzętu... A tak! – Gdzie ja mam głowę, szybkim ruchem ściągam kwiecisty obrus ze stolika. Puszki spadają i turlają się na podłogę. Bestia uskakuje i niepewnie kieruje się w stronę pokoju Chudej, by ostatecznie oddać się ulubionej rozrywce, polegającej na wylizywaniu piwka. I ja to szanuję. W tym czasie wiąże obrus na szyi. Peleryna musi być. Obracam się, a Tunel klaszcze. To jest to, klasa!
Drzwi z trzaskiem otwierają się, a w progu staje różowa panna, opromieniona sztucznym, żółtawym blaskiem lampy.
– O, najjaśniejsza. O, pani nasza! – wykrzykuję w ekstazie, a Tunel mi wtóruje. Jaką piękną jest w różowym dresie.
– Ja ci tu dam pani nasza! Czy wyście ocipieli? Kurwa! Weźcie się w garść.
– Nadszedł czas misji – szepcze konspiracyjnie mój partner. – Chodź z nami!
– Misji? Jesteście gamonie tak spizgani, że co najwyżej spać możecie iść. Mnie do tego nie mieszajcie! Nie jestem waszą pierdoloną niańką!
– Chuda, możesz jechać na niedźwiedziu. – Wskazuję na Romana, który ochoczo oczyszcza podłogę z resztek piwa. – Będziemy kwiatki przed tobą rzucać. Będziesz jak Jezus w niedzielę palmową. – I to jest pomysł z którego jestem niebywale dumny. Kto by to lepiej obmyślił. No kto?
– O to, to – dopowiada Tunel. – Będzie pięknie! – Klaszcze.
Monika w blasku lampy, Monika o pięknym spojrzeniu, Monika o silnych mięśniach; kładzie rękę na czoło w niezrozumiałym geście. Przecież wymyśliliśmy plan doskonały. Drżę w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Tymczasem Chuda sięga ku swojej stopie. Może chce byśmy ją błagali. Spoglądam na Tunela. Nasze umysły są doskonale synchronizowane. Padamy do jej nóg i pełzniemy aby ucałować białe stopy, ozdobione ciemniejszymi wzorami po sandałach. Nabieram pewności, że jest w tym głęboki mistycyzm.
Nagle czuję coś na mojej głowie. To kapieć!
– Wy durnie popierdolone! W dupach się wam poprzewracało! Spierdalajcie! Nie chcę was widzieć póki nie wytrzeźwiejecie. Albo kurwa wcale!
Osłaniam głowę przed latającymi w naszą stronę przedmiotami i szybko wybiegam z domu. Za mną pędzą Tunel i Roman. Poczciwe cielę też jest gotowe na prawdziwą misję, a nie takie lelum polelum. Potem słyszę głośne trzaśnięcie drzwiami, a więc zdecydowała. Zawiodłem się na tobie, Chuda!
– Tunel, ale ty nie masz pelerynki... – Jestem zawiedziony, to może podkopać całą naszą ekspedycję.
– Eee, Młody zaraz coś załatwimy. Nie bój żaby. Ma się ten łeb. – Wymownie stuka się w skroń. Ja mu wierzę z całego serca, bo on zna wszystkie tajemnice. Uwielbiam go!
Rozglądam się, ale wszędzie są tylko liście. Suche liście. Powoli nadchodzi zmrok. Zmierzamy w kierunku centrum. Tunel sprawdza kosze na śmieci. I nagle! Mam! To jest to! Reklamówka z Biedronki, fruwająca na wietrze. Nieco pogięta, ale doskonale żółta i do tego ten perfekcyjny wzór uśmiechniętego czerwonego owada. Idealnie pasuje do mojego towarzysza. Nawet nie muszę na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że myślimy tak samo.
Biegniemy w kierunku naszego celu. Roman za nami. Jednocześnie wyskakujemy w górę. Czuję jakbym mógł ulecieć w niebo. Jakże byłoby to cudowne! Niedźwiedź ładuje się pomiędzy nas i leci, leci, po czym zaciska szczęki na zdobyczy. Wiedziałem, że z tego psa będą jeszcze ludzie!
Upadam na tyłek, ale to nie szkodzi. Nic mnie nie boli, a my mamy to! Teraz to dopiero z nas ekipa! Patrzę na Tunela i jego obłędny uśmiech.
– Idziemy na księgarnię! – odpalam.
– Zawiniemy Greja dla naszej damy – dodaje Tunel.
– Nie, nie... – Kręcę głową, jednak czasem nasz kontakt telepatyczny zawodzi. No cóż, dopiero zaczynamy. – Celina. – Uśmiecham się chytrze.
Tunel wzrusza ramionami i zaczyna:
– „Jak hejnał brzmi jej głos, nie wytrzeźwiała od niedzieli..."
Daje się porwać melodii. Roman wtóruje nam swoim basem, a my ruszamy dziarskim krokiem. To musi być gdzieś blisko. Tu nie ma nic daleko. I pomyśleć tylko, że wystarcza nam krztyna magicznego proszku i już cała akcja biegnie do przodu. Rozglądam się, że też Dziwne Ustronie nie zainwestowało w więcej latarni. Jest zbyt ciemno, zbyt głucho. Czuję się jak ta dziewczynka ze Spirited Away. Idziemy środkiem ulicy, bo co nam szkodzi. Mijamy budy z kebabami i goframi.
– Stary, a z tą księgarnią to tak serio, serio? – pyta.
– Tak...
Nagle kudłata kula rusza naprzód, rozpychając się pomiędzy nami. Na chwilę tracimy równowagę, ale nie takie niedogodności potrafimy znieść. Pchani niewidzialną ręką przeznaczenia ruszamy w ślad za galopującym Romanem. Może trochę wolniej, pieseczku? A pamiętasz, że tu są krawężniki i nierówne chodniki?
– „Tak to Celiny, Celiny, Celiny duch" – nadziera się mój kompan. Jak on daje rade jeszcze śpiewać. Ja za moment padnę z wyczerpania, ale zaraz, zaraz... Co to za pisk? Co to za stworzenie prędko umyka na drzewo? Ale przede wszystkim, co to za dziewczyna i co to za chłopak, który jej towarzyszy? Czyżby?
Rosnę jak Mario po spożyciu grzybka i pędzę na spotkanie. Oto my, dzielni obrońcy Dziwnego Ustronia, zaraz rozwiążemy ten problem!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top