15. Celina - Morska toń
Podążam za nim, krok w krok. Za mną idzie kotek, który przesmyknął się w drzwiach. Trochę boję się, że się zgubi, dlatego ciągle oglądam się za siebie. Słyszę szum morza. A więc idziemy na plażę. Sama nie wiem, czemu to robię. Czemu moje nogi idą tym samym rytmem, co jego?
Zbliża się wieczór. Robi się szaro i mrocznie, mimo że dziś nie pada. Potykam się o wystający korzeń. Kain odwraca twarz w moją stronę:
– Mam iść wolniej? – pyta.
Nie, po prostu idź sobie do diabła. Jednak milczę, przecież i tak sobie nie pójdzie.
Drzewa się przerzedzają, a stopy coraz mocniej grzęzną w piasku. No tak, jednak deszcz ma swoje zalety. Moje glany dają radę, a Hermes nie zostawia nawet śladów. Ścieżka jest ledwie zaznaczona i coraz bardziej ciągnie w dół. Szum nabiera intensywności. Przez gałęzie przeziera spokojne morze.
– Ale ja już byłam na plaży.
– Nie na tej – mówi. – I nie o to mi chodzi.
Rzeczywiście nie znam tej plaży. Są tu klify z gołymi drzewami opadającymi w kierunku wody. Widać. jak korzenie trzymają zwały piasku przed osunięciem. Bałtyk jest dziś granatowy i liże swoimi falami kilka głazów, które tkwią na brzegu. Słyszę tylko fale. Hermes ociera się o moje nogi. Przymykam oczy. Chłonę wilgotne powietrze. Czuję się pierwszym człowiekiem w tym miejscu. Plaża z obu stron jest zamknięta ścianami klifu, choć zanurzając nogi w wodzie można się tu dostać.
Dziwne, że tu nie dotarłam. Jakim cudem to małe miasteczko chowa takie tajemnice. Kain przygląda mi się z błyskiem w oku. Wiem, że chce mi coś powiedzieć, a ja wolałabym żeby milczał. Patrzę na niego i się domyślam. W końcu prawdopodobnie ja i on to jedno.
– Jest zimno.
– Poczujesz coś prawdziwego – odpowiada.
– Ale ja nie chcę nic czuć. Ja... – urywam zdanie, nie powiem tego głośno.
Patrzy w moje oczy. Intensywnie. Odwracam wzrok. Widzę fale i ostatnie przebłyski słońca. Coś mnie ciągnie. Potrzeba doświadczenia, chęć skupienia się na czymś prostym. Kotek przekrzywia łepek i podobnie jak Kain wyczekuje mojego ruchu. Podchodzę do wody. Blisko, ale nie na tyle by fale lizały moje stopy. Zdejmuję buty, a przez głowę przelatują mi nagłówki artykułów: „Morze pochłonęło pracownicę księgarni", „Tajemnicza śmierć w Dziwnym Ustroniu", „Ciało młodej kobiety znalezione na plaży".
I myślę o rybach, które obgryzą moje kości. Ale czy są gorsze od robaków, które żyją w ziemi. Jeśli umrę w ten sposób, to właściwie nic nie zmieni. Ściągam skarpetki. Piasek jest zimny, ale delikatnie masuje moje podbicia. Zawsze kochałam morze, ale teraz to nie ma już żadnego znaczenia.
Zrzucam płaszcz. Kotek od razu zajmuje na nim miejsce. Po raz pierwszy myślę, że muszę żyć. To stworzenie mnie potrzebuje. Biorę głęboki oddech i szybko zdejmuję sweter. Moje ciało pokrywa gęsia skórka, ale nie waham się ściągając spodnie. Zostaje tylko bielizna. Twarz Kaina nie zmienia się. Nie interesuje mnie to. Jesteśmy, kim jesteśmy. Rozpinam stanik, piersi wyskakują na wolność. Bez wahania puszczam też majtki.
Nawet nie czuję się obiektem seksualnym, ten czas już minął. Mam w sobie zbyt wiele mroku. Kain staje obok mnie i obserwuje moją twarz.
– Będę obok – mówi. Nie spodziewałam się niczego innego.
Choć drżę z zimna, pozwalam morzu dotknąć moich stóp. Igiełki wbijają się w każdy mokry kawałek mojej skóry. Jednak wchodzę dalej. Skupiam się na fizycznych doznaniach. Towarzyszy mi tylko jedno widmo, ale powoli zgadzam się z tym, że tu zostanie. Ze mną. Czuję fizyczny opór, jednak nie wycofam się. Pokonuję go.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale mam w sobie siłę. Woda jest twarda i lodowata, a ja przemierzam ją w swoim uporze. Kiedy fala sięga mojego brzucha, tracę dech w piersi. Na krótką chwilę mnie zatyka. Ale potrafię to znieść. To nie jest najgorsza rzecz, z jaką się w życiu mierzyłam. Nie czuję ciała. Drętwieje. Piersi także nie chcą dotyku morza. Ja jednak, mogę. Mogę.
Patrzę na niego. Uśmiecha się. Robię jeszcze jeden krok. Woda sięga mi po ramiona. Kiedy nadchodzi fala, muszę podskoczyć na zdrętwiałych stopach, by utrzymać głowę nad wodą. Chcę więcej.
– Celina – zwraca się do mnie. – Wystarczy.
– Nie. – Zaciskam wargi. Mogę popłynąć. Naprawdę!
– To twój pierwszy raz, wystarczy.
– Dam radę. – Unoszę stopę, aby postawić kolejny krok.
Kain jakby próbuje chwycić moje ramię, ale nie może. Słyszę zaniepokojone miałknięcie. Odwracam się w kierunku brzegu. Hermes wtyka łapkę do wody i szybko ją otrząsa, jednak wciąż mnie wzywa. Niespokojnie wędruje w tę i we w tę.
– Ten kot, to był jednak dobry pomysł – stwierdza moje mroczne alter ego.
A ja obracam bloki lodowe, z których złożone jest moje ciało i rozpoczynam podróż ku nowemu życiu. Nie wszystko mogę zmienić, ale uratować tego kotka mogę!
– Czyli jednak warto było – mówi ponury towarzysz, który lekkim krokiem przemierza toń. Patrzę na niego. Moje policzki są czerwone, a ciało nagie. Kiwam głową. Wypełnia mnie moc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top