14. Mateusz - Ahoj, przygodo!
UWAGA! W tym rozdziale pojawiają się narkotyki. Jest to wyłącznie fikcja literacka. Bohaterowie podejmują nieracjonalne decyzje.
------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy wsiadam do auta, czuję na sobie jej wzrok. Jadę z tyłu, razem z Romanem. Śmierdzi mu z pyska, ale żeby tylko to! Ślini się jak cielak, a jego wydaliny ociężale opadają na moje buty. Staram się patrzeć w inną stronę, ale ciężko odwrócić wzrok od sapiącego niedźwiedzia. Widzę pełen satysfakcji wzrok Chudej w lusterku.
– Ahoj, przygodo! – rzuca Tunel i śmieje się szaleńczo, kiedy dziewczyna rusza z piskiem opon.
Droga jest dziurawa, a ona pędzi jakby chciała nas zabić. Podskakuję na siedzeniu i z całych sił trzymam się drzwi. Gdyby nie to, że pożyczyliśmy terenówkę, miałbym śmierć w oczach. Robi mi się niedobrze. Zaciskam zęby, ale nigdy przenigdy nie przyznam się. Nie mogę. Towarzystwo tego bydlaka nie pomaga...
– I co, Mateusz, może szybciej? – rzuca Chuda. – Przecież jesteś amatorem mocnych wrażeń. Nie powiesz mi, że nie...
Jestem pewien, że moja twarz przybiera odcień zieleni. Jednak kiwam głową, niech sobie nie myśli. Wariatka dociska pedał gazu. Roman traci równowagę i jego łeb głucho opada mi na kolana. Tłumię w sobie syk bólu, będzie z tego niezły siniak. Mam nadzieję, że spakowałem nalewkę z arniki... Słyszę śmiech Tunela. Zaczyna mi się odbijać. Niedobrze.
Z naprzeciwka jedzie dostawczak, a jezdnia jest zbyt wąska dla dwóch sporych aut. Chuda z uśmiechem przyspiesza. Serce podchodzi mi pod gardło. Niestety, nie tylko serce... W ostatniej chwili kierowca tamtego samochodu odbija na bok. Dziękuję w myślach, że chociaż on miał trochę rozumu. Gdy go tak mijamy, pokazuje nam faka. Chuda uchyla szybę i krzyczy:
– Spadaj cwelu!
A Tunel odpowiada na to serią obraźliwych gestów. Chowam twarz w dłoniach. Z kim ja tu wylądowałem? Mamo, czemu mi nie powiedziałaś, że świat jest taki popierdolony. I wtedy następuje ostateczny odruch. Wstrząsa mną torsja. Zaraz potem kolejna, a wszystko co zjadłem przez ostatnich kilka godzin ląduje na głowie Romana.
– Mateusz, ty cieniasie! Kto to potem wyczyści! – Zamiast stanąć, peroruje Chuda.
Nowofundland wysuwa długi jęzor i jak krowa zlizuje z siebie kawałki przytrawionego kurczaka ze szpinakiem. Odruch wymiotny jest ode mnie silniejszy.
Chuda z impetem zatrzymuje auto i siłą wywleka mnie ze środka.
– Rzygaj! – warczy.
Kucam posłusznie, ale teraz jest mi jakoś lepiej. Tunel staje obok mnie, gwiżdżąc pod nosem melodie z Czterech Pancernych. Teraz to już jakoś bardziej boli mnie głowa, niż żołądek.
– Dawaj, stary – dodaje Tunel.
Czuję się brudny i obawiam się że mokre chusteczki z tym sobie nie poradzą. Tylko Roman wygląda na szczęśliwego, wylizując do czysta kanapę. Chyba jednak będę jeszcze rzygał.
§
Jest grubo po sezonie. Dlatego wybór był niewielki, zwłaszcza, że Dziwne Ustronie to kompletna dziura. Nie żartuję. Całe szczęście, znaleźliśmy ogrzewane domki. Ośrodek liczy sobie takich dwanaście, ale tylko jeden został wynajęty. Nasz. Liście zawalają cały podjazd. Nie cierpię jesieni. Zimy jednak nie znoszę o wiele bardziej.
W środku są dwa niezależne pokoje i mini salonik z aneksem kuchennym. Chuda wpada pierwsza i zajmuje jeden z nich. Idę za nią.
– O, nie, nie! – Wskazuje mi palcem wyjście. – To mój pokój! – I zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.
Nie na to się pisałem. Odwracam się i napotykam uśmiechniętą twarz Tunela.
– To co, piwko? – Wyciąga ze swojego przepastnego plecaka puszki.
Wzruszam ramionami, co innego mi pozostało. I jest mi wszystko jedno, że dalej śmierdzę wymiocinami, a mój płaszcz... No cóż... Siadam przy stole i chwytam złoty napój w dłonie. Nawet nie mam ochoty oglądać „naszego" pokoju, a wiem, że Chuda nie odpuści.
Podobno domki są ogrzewane, ale chyba jakoś nieszczególnie, bo po dwóch łykach złocistego trunku robi mi się chłodno. Narzucam na siebie koc i próbuję poukładać myśli. Czuję się jakbym znowu był na jakiejś cholernej zielonej szkole. Tylko, że teraz mogę oficjalnie pić piwo.
Moje stopy niespodziewanie zanurzają się w czymś zupełnie miękkim. Roman! Nie doceniłem tego niedźwiedzia. Przymykam oczy, szkoda że nie ma kominka.
– Młody, to jaki jest plan? – Głos Tunela przywołuje mnie do nędznej rzeczywistości.
– Musimy namierzyć Celinę – mówię, popijając kolejny łyk.
– Kto to Celina? – pyta.
– Yyy... – mamroczę. Jak mogłem zapomnieć, że on nie jest z nas. I ile właściwie mogę mu powiedzieć. Znów boli mnie głowa. Wyciągam z kieszeni APAP.
– Stary, czekaj! Mam coś lepszego!
No, ja się zdecydowanie boję tego lepszego. Tunel gorączkowo przeczesuje swój plecak, a ja dopijam piwo jednym łykiem i szybkim ruchem otwieram kolejne. Przecież to nie może dziać się naprawdę. Zaczynam tęsknić za Chudą i jej niewyparzoną gębą. Czemu akurat teraz zabarykadowała się w swoim pokoju?
– Muszę wyczyścić samochód – mówię.
– To poczeka, poza tym Roman pomógł.
Bestia sapie, jakby w odpowiedzi. Wszystko mi opada. Ja nie wytrzymam. Tunel uśmiecha się od ucha do ucha. Czy ja dobrze widzę? Jeden z jego zębów błyska złotem! Ale nie to jest powodem jego radości, w prawej dłoni trzyma woreczek strunowy z białym proszkiem. Obawiam się, że to nie cukier puder.
Chowam twarz w dłoniach, gdyby to moja mama zobaczyła!
– To nam pomoże ułożyć plan działania! – wykrzykuje mężczyzna.
Jakoś wątpię, ale przecież nie mam wyboru. Nie mogę odmówić mafiozowi. Jeszcze mi życie nie zbrzydło. Słyszałem o studentach medycyny, którzy ćpali żeby uzyskać lepsze wyniki. Może to nie jest takie złe, w końcu wszystko jest dla ludzi.
– Pierwszy raz? – pyta.
Niepewnie kiwam głową, a on w tym czasie usypuje równe kreski. Z kieszeni wyciąga rurki i podaje mi jedną z nich.
– No to na raz!
No to na raz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top