Strona światła.
Stałem na środku czarnego pomieszczenia, z tylko jednymi brązowymi drzwiami.
Już miałem je otworzyć, ale pojawiła się między mną, a nimi tablica z gałką oczną, ktora zmieniła się w zwykłą płaszczyznę.
Pojawiły się tam obrazy, były rozmazane, nagle, nad tablicą, pojawił się napis.
"Pominięte"
Zacząłem się zastanawiać, co mnie ominęło.
W ułamku sekundy wszystkie te rzeczy zmieniły się w proch, który osiadł na drzwiach, zmieniając ich kolor za srebrny.
Już miałem nacisnąć na klamkę, co zrobiłem. Jedyne co ujrzałem, to porażające białe światło, i ciche głosy mówiące me imię. Głos nasilił się, a ja zobaczyłem rozmazaną sylwetkę człowieka.
Pov. Łukasz.
Patrzyłem na Michała przerażony.
Gdy się obudziłem, czułem że coś kazało mi to zrobić, zobaczyłem że Michał patrzy się tępym i przymróżonym wzrokiem w sufit.
Dotknałem jego dłoni, która była wręcz lodowata.
Pomachalem mu ręką przed twarzą, na co nie zareagował. Sprawdziłem oddech, którego, prawie, nie było, a puls był tak słaby że ledwo mogłem to wyczuć, słyszałem jego serce...takie wolne, bijące kilka razy, by zrobić sobie dwu minutową przerwe.
Szybko zacząłem go reanimowac, po czym zacząłem wzywać go, dobrze wiedząc że nie zareaguje.
-Łukasz...-jego cichszy, od wiatru letniego na pustyni, głos.
Jedno słowo wystarczyło. Po chwili Michał otworzył szeroko oczy i ze zdziwieniem na mnie spojrzał, kiedy ja zacząłem się na niego drzeć.
-Co ty sobie wyobrażasz!? Wołam Cię, krzyczę, reanimuje, a ty sobie żartujesz?!
-Ale ja...tam były drzwi, ktoś mówił moje imię, widziałem takie dziwne coś, otworzyłem drzwi i było jasno, a teraz ty na mnie krzyczysz.
Mówił tak nie zrozumiale dla mnie, widać było, że był słaby.
Przytuliłem go.
-Nie warz się już nigdy więcej iść w stronę światła!
Michał wtulił się we mnie, po czym cicho zaszlochał w mą pierś.
Czy damy sobie radę?-zapytalem sam siebie w myslach.
-Łukasz? Mogę mieć do Ciebie prośbę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top