26. Mateusz - Każdy Kain ma swojego Abla
Szczęśliwego Nowego Roku :D
-------------------------------------------------------------------------------------------
Konsternacja, to słowo zastyga na mojej twarzy i nie chce jej opuścić, nawet gdy obmywam ją z resztek pieskowego błotka. I co teraz będzie? Mój plan zrujnowany. Mój doskonały plan w którym ostatecznie staję oko w oko z Kainem i zsyłam go do czeluści piekielnych. To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Biorę głęboki oddech i wracam, bo co innego mi pozostało.
Na naszym stole porusza się czarna, zgnieciona na środku puszka po energetyku, obok niej leży zapalniczka. Naprzeciwko stoją szminka, pudełko po Tik Takach i ładowarka do telefonu. A zaraz, na planszy wylądowało też opakowanie nici dentystycznej. Jak wspomniałem nie ma na to lepszego słowa, niż konsternacja.
– Przecież wiem, co to spalony... – mruczę. – Nie musicie...
Tunel odwraca się w moją stronę. Jego oczy błyszczą niebezpiecznie. Przebiega po mnie dreszcz.
– A kto tu mówi o spalonym? – Chuda uśmiecha się tajemniczo. – Patrz, dzieciaku.
Tunel odsuwa krzesło, robiąc dla mnie miejsce.
– To Celina i kot. – Dziewczyna wskazuje na wytaliowaną puszkę i zapalniczkę. W sumie niezły pomysł, oceniam. Ten kociak działa na Romana jak podpałka. Ale zaraz gdzie jestem ja? – Po drugiej stronie mamy...
– Nie mów, że jestem ładowarką – przerywam jej.
– Rozważałam Tic Tacki – odpowiada. – Bo to odpowiada zawartości twojego móżdżku, ale ten tutaj. – Wskazuje brodą na Tunela. – Jakoś bardziej pasował.
– I ty się na to zgodziłeś? – dopytuję.
– Owszem, każda rola u boku mojej damy jest dla mnie zaszczytem. – Wzrusza ramionami, a Chuda dalej się szczerzy.
– Nie chcę być ładowarką. – Zakładam rękę na rękę i wyginam usta w podkówkę. Moją babcię to zawsze rozczulało. Jednak nie Monikę... Dziewczyna wybucha histerycznym śmiechem. A niech spadnie z tego krzesła! Stół drży a puszka-Celina podskakuje rytmicznie.
– Jak sobie chcesz, Mateuniu – mówi w końcu, kiedy odzyskuje zdolności werbalne. – Bądź sobie nawet tym zegarkiem z komunii, który nosisz na ręce.
Skąd ona...? A zresztą, nieważne. Na to mogę się zgodzić. Dostałem go od ojca chrzestnego i jest ze mną już wiele lat. Stare technologie są jakieś twardsze, wystarczyło wymienić pasek i nakręcić, a służy mi już naście lat, nie to co ten smartfon i jego bezużyteczna ładowarka.
Kiwam głową w odpowiedzi.
– Kogoś chyba nam brakuje... – burkam, bo nie wiem, czy jesteśmy szczerzy z Tunelem, czy nie bardzo.
– Jeszcze złośliwy duszek – mówi Chuda. Aha, czyli jednak unikamy całej prawdy.
– Kto taki? – dopytuje Tunel.
– Taki jeden, przylgnął do Celiny i musimy się go pozbyć.
– To ta misja! – wykrzykuje. – A co to za jeden? Jak można go zabić? Czego chce?
Rozbiegane oczy poszukują odpowiedzi. Krew zastyga mi w żyłach. Co powiedzieć? Co na to można powiedzieć? Jednak Monika, jak nigdy, pewnie i bez wątpliwości tłumaczy:
– Niezbyt znany, mało urodziwy brat Kaina, zwany Ablem.
Powstrzymuję prychnięcie.
– Tak, tak... – Tunel gwałtownie kiwa głową, a łańcuchy u jego spodni podzwaniają. – Każdy Kain musi mieć swojego Abla. To zupełnie logiczne. – Trzaska upierścienionymi dłońmi w stół. – Taaaka perspektywa. – Zatacza rękoma kręgi, tak że muszę się lekko usunąć. – Dlatego Roman tak reaguje...
Chcę powiedzieć, że piesek to akurat nie bardzo lubi kotka, ale co ja tam będę tłumaczyć, skoro mu się całość jakoś dopięła. Ale Chuda... Chuda, coś ty najlepszego zrobiła?!
– I wy go widzicie? – dopytuje mężczyzna. Ostrożnie spoglądam na dziewczynę. Ledwie oddycham, a ona jak gdyby nigdy nic żuje gumę. Mam wrażenie, że celowo przeciąga tę chwilę ciszy. Ta kobieta wpędzi mnie do grobu, nie żartuję.
– Owszem – odpowiada w końcu, oparta o krawędź krzesła. Czekam, aż jej nogi wylądują na blacie. No nie ma mowy!
– I ja też mogę? Jak on wygląda? Jak Kain? Jak człowiek, czy bardziej jak taki reptilianin albo ten ufoludek, co ma go CIA? – odpala się Tunel.
– Normalnie, jak Kain, ale jest niższy, grubszy i ma obrzydliwy pieprzyk na nosie.
Co ty pieprzysz, Chuda?
– Nie był w mafii... – Słychać rozczarowanie w głosie mężczyzny.
– Nie był w mafii – potwierdza Chuda z pewnością wymalowaną na twarzy.
– No to co robił? – pyta, jakby poza gangsterką nic na świecie się nie liczyło. Zaczynam żałować, że nie zostałem księdzem, choć babcia mnie bardzo namawiała. Byłbym doskonałym egzorcystą, w końcu mogę zobaczyć ucieleśnione demony.
– To właśnie musimy ustalić.
– Tak, tak, koniecznie. Trzeba ich rozdzielić. Abla i Celinę. Tylko jak... – zaczyna Tunel. Chwyta puszkę i ściska ją mocno, a zza pazuchy wyciąga scyzoryk. Trzyma ich blisko. Raz wpatruje się w nią, raz w niego. – Czemu trzymacie się razem... – szepcze.
– Ano właśnie... – dodaję, tym razem na głos.
Nie mam zamiaru nic proponować, bo przecież ja już doskonały plan wymyśliłem. I czuję lekkie ukłucie na myśl, że jednak nie dojdzie do jego realizacji. Chociaż, musze przyznać, że miał swoje wady. Teraz już jestem pewien, że zawaliłaby go Monika, więc ostatecznie muszę się pogodzić z tym, że trzeba opracować coś nowego.
– Jak załatwicie duszka? – pyta Tunel, szczerząc się do scyzoryka. Gdyby tylko wiedział...
– Strzałem – mówię. Przysięgam, że mi się wysmyknęło. Te gromy z oczu naszej panny są niezasłużone.
– Dobrze strzelam – mówi Tunel.
– Nie wątpię, ale trzeba też widzieć cel – dodaję.
– Narzucicie na niego prześcieradło! – wykrzykuje, po czym rzuca na scyzoryk zasmarkaną chusteczkę higieniczną. Krzywię się na myśl, ile w niej musi być mikrożycia.
Zastanawiam się przez chwilę, ale nie. To nie może się udać. Choć Kain może utrzymać nóż, bo jest z nim duchowo związany to materiał spłynie przez niego. Ale... Patrzę na Chudą i widzę jej zmarszczoną twarz.
– A tak właściwie, to po co ich rozdzielać? – dorzuca, zbliżając puszkę i scyzoryk..
I to zdecydowanie daje do myślenia. Owszem niewinna dziewczyna nie powinna być świadkiem, ale ona tkwi po uszy w tym gównie. Może wystarczy tylko oddzielić ją od innych.
– Myślę, że to może zadziałać... – zaczyna Monika.
– Ale co? – dopytuję.
– No to prześcieradło, gamoniu.
– Przeleci przez niego.
– Tak, ale na parę sekund odtworzy jego kształt, no i nie będzie widział nas...
Muszę przyznać, że co trzy głowy to nie jedna.
§
Dzień jest szary, bury i ponury. No cóż, lepszych warunków w wyznaczony dzień bym się nie spodziewał. Zabrnęliśmy chyba w sam środek lasu. Roman doskonale oczyścił teren ze wszystkich podejrzanych zajęcy i saren. Ciekawe, czy z ludźmi też się udało? W sumie, nie zdziwiłbym się, gdyby wzięli go za niedźwiedzia.
Mam spore wątpliwości, co do naszych poczynań. Nie wiem, czy powinniśmy dawać Tunelowi broń, chociaż technicznie rzecz biorąc, nic mu jeszcze nie daliśmy. Okazało się, że ten nie rozstaje się ze swoją „Maryjanną"... Skoro jeszcze do tej pory nas nie pozabijał, to chyba można mu troszkę zaufać.
– Dobrze, tutaj – zarządza Chuda.
Choć najlepiej to wcale.
– Mateuszku, czyń honory – dodaje dziewczyna.
I mimo, że cały drżę to wykonam swoje zadanie. Monika z dziwnym uśmieszkiem wręcza mi jedwabną, śliską chustę, a w drugiej trzymam puszkę po piwie. Moje ciało właściwie niezbyt mnie słucha, ale ostatecznie musi ulec mojej silnej woli i podąża w kierunku gałęzi. Wybieram taką nieco poniżej mojej brody. Kain jest może trochę wyższy ode mnie, ale te parę centymetrów nie zrobi różnicy.
Nie patrzę na Tunela nic, a nic. Nie chcę widzieć tej całej Maryjanny, tym bardziej że pewnie nie jest zbyt legalna. Jednak skoro jej nie widzę, to jakby jej nie było, prawda? Słyszę, jak Chuda niecierpliwie tupie nogą. Dobra, raz się żyje. Ale coś mi mówi, że i raz się umiera...
Kładę puszkę na gałąź. Nie stoi zbyt stabilnie, ale o to właściwie chodzi. Ma spaść wraz z chustą, tak żeby Tunel miał tylko chwilkę na strzał. Potem bez ostrzeżenia narzucam na nią materiał.
Zatykam uszy w panice i odbiegam szybko, a powietrze tnie świst kuli. Kiedy otwieram zaciśnięte oczy. Chuda trzyma w rękach puszkę przeszytą na wylot, a Tunel śmieje się jak złoczyńca z bajek. No dobra, to musi paść. Strzela dużo lepiej od nas. Patrzymy po sobie i wszystko już wiemy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top