Rozdział 15

-[T/I] on.....- Jego głos się łamał - On....umarł.

-Nieprawda!...To niemożliwe....on nie mógł umrzeć.

-[T/I] chodź...- Powiedziała Kiki i pomogła mi wstać.

-Ale, ja nie mogę go tak zostawić- Spojrzałam na białowłosego, w moich oczach zebrały się łzy.

-Chodź. Obi i Mitsuhide się nim zajmą- Powiedziała Kiki i wyprowadziła mnie z gildii. Gdy wyszłyśmy na dobre się rozkleiłam. W tym samym momencie ujrzałam biegnącą w naszą stronę Anse.

-Powybijałam ich jak pionki- Odparła szczęśliwa od ucha do ucha- Ej, [T/I] co się stało? Czemu płaczesz?- Zaniepokoiła się.

-Z..Ze..e..n..n- Nie przestawałam płakać.

[POV. CN]

-Co się stało?- Spojrzała na Kiki, a następnie na wychodzącego z gildii Obi'ego i Mitsuhide z Zenem na rękach, który był okryty płaszczem zielonowłosego- Co. Się. Do. Cholery. Tam. Stało. Powiedzcie, że on jest tylko nieprzytomny- Po grobowych minach jej przyjaciół zrozumiała co się tam wydarzyło. Kiki zabrała [T/I] na swojego konia, a Anse podeszła do Obi'ego. Mitsuhide zabrał ciało Księcia na konia i wszyscy w ciszy ruszyli do zamku. Kiki pojechała przodem z dalej oszołomioną dziewczyną, zaprowadziła ją do skrzydła medycznego, by opatrzyć [T/I], na wszelki wypadek. Dziewczyny weszły do pomieszczenia, zastali tam Arche,  Garack oraz jej pomocnika. Zanim jakkolwiek zareagowali Kiki powiedziała:

-Trzeba ją opatrzyć- Zwróciła się do szefowej lecznicy- Zajmij się nią- Kobieta skinęła głową i zabrała [T/I] do innego pokoju. Kiki podeszła do Arche- [T/I] dalej jest oszołomiona po tym co się wydarzyło w gildii, z pewnością będzie cię teraz potrzebować.

-Co tam się stało?

-Książę Zen zginął z ręki szefa zabójców- Chłopaka zamurowało.

-Pójdę do niej zaraz po badaniu- Kobieta skinęła głową i wyszła. Arche usiadł na krześle trzymając się za głowę- Zginął?

***

Mitsuhide podjeżdżał pod bramę wraz z Obi'm i Anse. Zielonowłosy zszedł z konia i niosąc Zen'a na rękach szedł w kierunku bramy, nakazał Obi'emu i Anse przekazać konie, jego oraz Księcia innym strażnikom i wrócić. Strażnicy widząc ich zbliżających się do bramy, otworzyli ją. Jakież było zdziwienie, gdy zobaczyli białowłosego niosącego przez jego rycerza, Mitsuhide.

-Mitsuhide! Co się stało Księciem Zenem?!- Zielonowłosy popatrzył na niego wymownie. Strażnik od razu zrozumiał, spuścił głowę.

-Trzeba poinformować Księcia Izanę. Nikogo więcej, by nie wszczynać paniki wśród ludu- Powiedział strażnikowi, następnie zwrócił się do Obi'ego, który przed chwilą wrócił z Anse- Trzeba zanieść Księcia jak na razie do jednego z pokojów w lecznicy, tak by nikt nie zauważył, a szczególnie [T/I]. Dacie radę? Obi, Anse?

-Tak- Odpowiedzieli.

We dwójkę niepostrzeżenie zanieśli ciało Księcia do pokoju w lecznicy, uprzedzając wcześniej Garack, następnie wyszli z pokoju i zamknęli go na klucz, w razie czego, gdyby jakaś pokojówka, czy ktoś inny chciał wejść. Anse westchnęła.

-To jest okropne... to wszystko, gdybym wtedy szybciej powybijała tych debili i wróciła, to może Zen by żył, a [T/I] nie cierpiałaby przez utratę ukochanego- Otuliła się rękoma i spuściła wzrok, chłopak przytulił się do niej na gest wsparcia.

-Ciii.....Nic nie mogłaś zrobić- Pogłaskał ją po głowie- Tak musiało być, przeznaczenie tak chciało, nie da się zmienić przeznaczenia.

-Masz rację kotku- Powiedziała- Wiesz, chyba będzie najlepiej jak pójdę teraz do siostry, co prawda z pewnością jest przy niej Arche, ale ja też chce przy niej być i okazać jej wsparcie- Chłopak skinął głową i odprowadził dziewczynę do do pokoju, w którym było rodzeństwo Anse.

-To ja już pójdę- Powiedział i odszedł.

***

Mitsuhide szedł długim korytarzem do pierwszego Księcia Clarines. Z każdym krokiem czuł się coraz gorzej. Co on powie Księciu Izanie? Jak zareaguje, że jego jedyny brat zginął, a on, Mitsuhide, miał go pilnować, ale zawalił? Może wyleje go na zbity pysk za niekompetencje, albo przebije go mieczem na wylot? Na samą myśl przeszły mu dreszcze po plecach. W końcu stanął przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Izany, strażnicy od razu go przepuścili. Chwile potem był już w gabinecie, skłonił się Księciu.

-Co cię do mnie sprowadza Mitsuhide? Odnaleźliście tą pannę? Czego Zen'a nie ma z tobą? Zwykle nie dajesz mu nigdzie samemu iść.

-Z..Zen, on....- nie mógł wykrztusić.

-Co z nim?- Zaniepokoił się- Jest poważnie ranny?

-G-gorzej Książę- Izana zerwał się na równe nogi.

-Masz na myśli, że on...?

-Tak... Zabił go szef zabójców, tych co niedawno napadli nasz zamek- Książę zakrył twarz dłonią.

-Wyjdź.

Mitsuhide bez chwili wahania opuścił pomieszczenie, wiedział, że dla Księcia Izany jest to mocny cios. Stracił już matkę i ojca, a teraz brata. Mężczyzna stał przez chwilę przed gabinetem, pokręcił głową i poszedł załatwić różne formalności i papiery.


****************

Hej, dziś jeszcze taki ala grobowy nastrój w rozdziale, ale cóż poradzić, tak musi być. Nie będę spojlerować co dalej, od razu informuję :P 

A i jakby ktoś oślepnął czy coś, to zmieniłam cudzysłowie na pauzy i chyba kiedyś popoprawiam w innych rozdziałach.

Módlcie się bym w następną sobotę się nie opierdzielała i napisała dla was nowy świeżutki rozdzialik, oby jak najdłuższy :D

do następnego! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top