rozdział 1
Polska siedział sobie na kanapie. Jest wysoki i bardzo umięśniony, miał na sobie biały podkoszulek a na twarzy miał ogromną blizne. I nie tylko na twarzy miał blizne, jego całe ciało było w bliznach ale się nie wstydził ich. Wiele krajów czuje do niego sentyment, po tym jak zmusił UK i Francję do wyjawienia tajnych dokumentów. Po tym zdarzeniu wszystkie tajemnice o dokonaniach Polski zostały pokazane światu a UK i Francja dostały kare którą już nigdy nie zapomną. Teraz jest w jednych z najsilniejszych krajów na kuli ziemskiej.
Odchylił się i popatrzył w sufit, dzisiaj miał przyjechać ważny gość którego nie widział od wielu lat. Razem z nim robił wszystko, byli i są najodważniejsi i najsprytniejsi. Nie raz świat dziękował za uratowanie życia czy za pomoc ale czuje że oni zapomnieli o nim. O tej postaci, nie raz on uratował mu życie, nie raz uratował całe ludzkich istniej, a oni po prostu o nim zapomnieli. Ile bym dał by to wszystko naprawić, zmienić i zapomnieć.
Te gdybanie zakończył dźwonek do drzwi. Od razu skoczył na równe nogi i popędził w stronę drzwi. Staną przed nimi, poprawił fryz i miał otworzyć drzwi ale się zawahał. Może zapomniała o mnie? Pomyślał. Usłyszał ponowne dźwonienie i ałtomatycznie otworzył drzwi.
Przed nim stała kobieta o tym samym wzroście, była tak samo rozbudowana i miała krótkie chłopczecą fryzurę. Na czole był dla niej charakterystyczne stare gogle a na szyli błękitny szal. Była w skurzanej kurtce i moro spodniach. Pod kurtką miała podkoszulek. Miała sportowe buty nike. Jej twarz też miała blizne którą dzieliła twarz na trzy części ale oprócz blizny miała biało czerwoną flagę, a na środku kotwice.
Pierwsza się odezwała.
-Witaj bracie
Żuciłem się jej na szyję
-Witaj Polsko walcząca.
Przytulaliśmy się przez chwilę, po chwili poczułam zimny podmuch wiatru. Puściłem siostrę.
-Może wejdziemy do środka?
Per.Polski Walczącej
-Z wielką przyjemnością.-odpowiedziałam biorąc ze sobą dwie sportowe torby. Weszłam do domu. Zamurowało mnie, jak te mieszkanie się zmieniło. Ta kamienica i ten dom były takie same ale. Inne. Poczułam się tak odległa, przecież w tej kamienicy dorastałam i przyżywałam przygody. Nagle poczułam że ktoś kładzie rękę na ramię.
-Zaskoczona?
Popaczyłam się na niego, tylko on się nie zmienił.
-Tak, jak Ty to zrobiłeś? Przecież po wojnie to było pobojowisko.
-Ehh siora, Ty nie Wiesz ile cierpliwości włorzyłem żeby ten dom wyglądał tak a nie Jak wylęgarnia szczurów.
Zaczęliśmy się śmiać, to nie samowite jak to on zrobił.
-No...Ty... Czy Ty wyremontowałeś poddasze?- zapytałem pokazując na spiralne schody kierujące ku góże.
-yhmmm.-pokiwał głową na tak.
Pobiegłam w stronę schodów, były zrobione z drogiego drewna. Pobiegłam do góry i ujrzałam pokuj z konsolą do gier a dalej ciągnął się korytarz.
- Chyba zwarjowałeś-wrzasnełam- to jest piękne.
-No widzisz, umiem zdziałać cuda.
-No dobra panie mądraliński pokażesz mój lokum?
Podszedł do mnie zabrał moje torby i zaprowadził mnie wzdłuż korytarza. Był ładny i nowoczesny, taki jaki mi i Polsce się podoba.
Nagle otworzył drzwi i wpuścił mnie jako pierwsza. Weszłam i włączyłam światło. Zamurowało mnie po raz enty.
Mój pokój był mały ale z wysokim sufitem. Ściany były pomalowane na szaro a meble na ciemny czerwień. Na wprost mieściło się szerokie łóżko. Nad moim posłaniem były lampki i zdjęcia z dzieciństwa. Po lewej było duże okno na którym można usiąść. Po prawej było ogromne bórko otoczone półkami na książki. Obok bórka mieściła się szafa. Ogólnie wszystkie wolne miejsca były zajęte przez komody z książkami. Taka moja własna biblioteka. Obok mnie zobaczyłam drabinę.
-Żartujesz sobie?
-nie, co na mnie patrzysz, właź na górę.
Podeszłam do drabiny i zaczęłam się wspinać do góry. Kiedy byłam na górze zobaczyłam po prawej stronie perkusje a przede mną była sofa z pufami. Na przeciwko sofy wisiał telewizor. Ominełam sofe i podeszłam do barierki z skąd widziałam swój lokum.
- Ty jesteś szalony Polska.
-Wiem,-popatrzył się w przestrzeń przed sobą, te milczenie przerwał jego głos- ale powiem jedno. Nie zmieniłaś się ani trochę.
Popatrzyła się na niego z ciekawością.
- Ja?
-Tak Ty, no popatrz mimo że nie widzieliśmy się od upadku komunizmu to Ty nadal walczyłaś w innych krajach. Pomagałaś innym i również mi pomimo że dzieliło nas tyle kilometrów. Nadal jesteś odważną, miłą, pomocą Polską Walczącą. Moją siostrą i babochłopem.
- A Ty nadal jesteś tym samym odważnym, sprytnym i pomysłowym Polską. Moim bratem i pierogożercą.
Zaczęliśmy się śmiać w niebogłosy.
-No to jak u twojej Litwy.- zrobiłam zboczoną mine-nadal jesteście razem.
-No nadal, jest tak słodka i miła
- Ej spokojnie bo się rozmarzysz.
Klepnełam go po plecach i poszłam w stronę drabiny. Zeszłam na dół i wyszłam z pokoju. Mój brat mnie dogonił, jest czerwony jak burak. Zapytałam go z zaskoczenia.
- No to kiedy bachory, a kiedy ślub?
Popatrzył się na mnie z nie dowierzaniem.
- Co?
- Kiedy stanę się ciocią? - powturzyłam głośniej.
-O Ty mała żmijo...
Chciał mnie złapać ale mu się nie udało, w porę odskoczyłam i zaczęłam biec z prędkością słońca. Zbiegła z schodów i zaczęliśmy się ganiać po domu. W pewnym czasie zagonił mnie w kozi róg.
- I teraz co zrobisz- powiedział to z chytrym uśmieszkiem- jesteś w pułapce.
- Chwila moment, zawsze jest jakieś wyjście, pamiętasz?
Zrobił zaskoczoną mine. Nie wiedział o co chodzi ale ja przeciwnie. W mgnieniu oka ropostarłam moje złote skrzydła i jednym machnięciem poleciała w górę. On zrobił zaskoczoną mordę. W tym samym momęcie usłyszeliśmy otwierające się drzwi.
-no to co... Przyszedł do Ciebie czy nie. Chce już wiedzieć kto to jest i jak ma na...
Wszedł w głąb mieszkania, zauważył mnie. Puścił zakupy które trzymał w rękach. Na twarzy rysował się zaskoczenie a jego oczy zrobiły się szkliste.
-T-to Ty...- powiedział to z łamiącym się głosem.
Podleciałam do niego, był zaskoczony moim przyjazdem.
-Witam cię kuzynie.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej bo Węgier żucił się na moją szyję. Usłyszałam że zaczął płakać. Zaczęłam go głaskać po plecach i go uspokajać.
-ciii, jestem tu Węgry spokojnie, to nie jest powód do płaczu.
Ścianą mnie jeszcze bardziej.
- Myślałem że nas opuściłaś lub. Lub nie żyjesz.
- Co Ty ja!!! Ja bym was nigdy nie zostawiłam a tym bardziej nie dałam bym się żadnemu mordercy.
-Ekmmm- usłyszeliśmy Polaka- co wy. Przytulas bezzemnie?
Podbiegł i dołączył się do przytulasa. Pdzajemniłam uścisk. Tak dawno ich nie widziałam.
- Rodzinny przytulas.- powiedziałam.
Nagle usłyszałam burczenie w brzuchu. Puścił mnie i popatrzył się na mnie.
- No co nie jadłam przez całą podróż.
Węgier zrobił duże oczy i pobiegł do kuchni ciągnąć mnie za rękę. Miał problem bo byłam o głowę wyszła od niego i ilekroć silniejsza. Widziałam ten uśmiech Polski w salonie. Pokazałam mu facka.
-No to co chcesz zjeść?-zapytał się Węgier- jesteś wychudzona, czy Ty coś jadłaś przez te kilka lat?
Zaczęłam się śmiać. Od kiedy pamiętam Węgry zawsze był jak typowa babcia. Dla niego wszyscy są zachudzi ale w tym przypadku miał rację. Mimo umięśnionej sylwetki była trochę za chuda.
-Ja poproszę co kolwiek co jest jadalne w tym domu.
Poczułam ulgę, w końcu jestem w domu. Przez ten czas studiowałem psychologię, i zaczęłam podrurzować.
Dużo czasu minęło kiedy ostatni raz ich widziałam. Mama miała racje wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top