Rozdział 8

Tylko nie to. Spojrzałam z wyrzutem na Doktor Szymaniuk. Na stole położyła ciężkie, metalowe gogle. Podobne do tych, które nosił Scott Cyclops z X-Mena.

– Nie macie czegoś gustowniejszego?

– Ten okular ma ci pomóc kontrolować akomodacje oka. Nie będziesz go nosić zbyt długo. Wytrzymasz kilka tygodni. Przymierz. Jak są zbyt duże to zaciśnij z boku pasek. Widzisz, są idealne, przyzwyczaisz się.

Czułam się w nich głupio. Miałam ograniczony widok w kształcie prostokątnej ramki. Doktor Szymaniuk pomachała dłonią przed moją twarzą.

– Widzisz dobrze?

– Tak, ale dziwnie się czuję.

– To minie. Chodź, pokażę ci bazę. – Idąc korytarzem, wymieniała kolejne pomieszczenia. – Na tym piętrze tylko badamy Ulepszonych i inne zjawiska paranormalne. To nasze laboratorium i jak na razie to najlepszy kompleks w całej Polsce.

– Jakie inne zjawiska?

– OMG nie jest jedyną placówką, gdzie testuje się wytwory współczesnej nauki. Ostatnio operowałam mężczyznę, który zamiast ramienia miał mechaniczną protezę. Źle przeprowadzono przeszczep implantu i musiałam poprawiać niedbałą robotę.

Weszłyśmy do windy i spojrzałam na panel z numerami pięter. Zaciekawiły mnie te numery -5 i -6.

– Co mieści się pod laboratorium?

– Hangary.

Wcisnęła guzik z drugim piętrem. Tam jeszcze nie byłam.

– O tej porze większość agentów i wojskowych jest w sali treningowej na pierwszym piętrze.

Rzeczywiście wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, jak pusto było w korytarzach. Bardziej skupiłam się na tym, żeby nigdzie nie zahaczyć okularem. Czułam, jakbym miała pudełko na twarzy.

– Tu jest nasza stołówka, a dalej pokoje. Pułkownik polecił przydzielić dla ciebie jednoosobowy pokój. Możesz czuć się wyróżniona żaden początkujący nie otrzymuje takich luksusów.

– Początkujący?

– Zaraz się wszystkiego dowiesz. Najpierw pokażę ci sypialnię, potem zobaczysz się z Pułkownikiem Kotowskim.

Pokoik był mały, ale wystarczający na moje potrzeby. Ściany zostały pomalowane czerwonym i niebieskim sprejem, dodając szaroburym ścianom nieco charakteru. Szafka z biurkiem stały po prawej stronie, a łóżko z metalową ramą po lewej. Pomiędzy nimi znajdowały się drzwi do minimalnej łazienki, w której było tak ciasno, że ledwo mogłam się ruszyć. Mimo to podobała mi się.

Wchodząc do gabinetu pułkownika, niemal zderzyłam się z białowłosym chłopakiem. Przejrzał mi się wkurzony i odszedł bez słowa. To była chyba pierwsza osoba w moim wieku, którą spotkałam w KOS, niezbyt przyjazny typ. Pomyślałam, że to mógł być jeden z Ulepszonych i weszłam do środka. Oby oni wszyscy nie zachowywali się jak on. Wszyscy, czyli Ulepszeni.

– Witaj, Roksano.

Robert Kotowski stał odwrócony tyłem do cyfrowej mapy, mimo to wiedział, kto wszedł do gabinetu.

– Skąd Pan wie, że to ja?

– Słyszę buczenie twoich okularów – roześmiał się dumny ze swojego żartu.

Tak, bardzo śmieszne. Usiadłam na krześle i wygodnie oparłam.

– Jakoś za nimi nie przepadam, ale dziękuję za pomoc i pokój.

– Przyda ci się. Pomieszkasz tu jakiś czas.

Nie wiem, czy mówił o pokoju czy o okularze, a może chodziło mu o obie rzeczy. Zamyślił się chwilę. Przeszedł po pokoju w tę i z powrotem, i ponownie usiadł za biurkiem. Widać, że coś go gryzło.

– Ulepszeni są moimi najlepszymi agentami. Widziałem ich w akcji, wiem, co mówię. Mogłabyś do nich dołączyć. Byłabyś wśród swoich jak członek zespołu. Poddam cię przyśpieszonemu szkoleniu, lecz do niczego nie zmuszam.

– To znaczy, że Pan daje mi wybór? Szkolenie albo co?

– Możesz jeszcze mieć w miarę normalnie życie.

Sięgnął po butelkę wody i nalał do przezroczystej szklanki. Przełknął łyk napoju. On miał naprawdę mocno zachrypnięty głos. Pewnie musiał dużo pić, żeby go nie stracić.

– W twoim przypadku normalność oznacza ukrywanie przed OMG. Oni nigdy nie ustąpią. Chyba, że odnajdziemy Oskara Raczyńskiego i zamkniemy tą kanalię.

– Dlaczego do tej pory go nie znaleźliście?

– Ten człowiek to geniusz miary Einsteina czy Sokratesa. Nie tak łatwo go zlokalizować. Wciąż próbujemy, ale bezskutecznie.

Zawahałam się, w głębi siebie czułam, że chciałam ukarać kogoś za to, co zrobił mnie i moim rodzicom. Musiałam też poznać swoją przeszłość. Miałam teraz szansę. Kim byłam zanim przeprowadzono na mnie testy? Może moi biologiczni rodzice gdzieś tam byli nieświadomi mojego istnienia. Chciałam poznać prawdę, choćby tą najgorszą.

– Nie musisz decydować w tej chwili. Dam ci parę dni do namysłu.

– Nie, ja już podjęłam decyzję. Zostanę agentką.

Pułkownik uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu.

– Zatem witaj w zespole. Chodź, przedstawię cię pozostałym.

***

Przy stole siedziała piątka Uzdolnionych, którzy żartowali i przekomarzali między sobą. Widać, że mają ze sobą świetny kontakt. Nie widziałam sześciu pozostałych osób. Pamiętałam, że Kotowski mówił coś o jedenastce uratowanych. Może reszta była w terenie. Pułkownik gwizdnął między palcami, żeby zwrócić ich uwagę.

– Słuchajcie mnie darmozjady. Oto nowa członkini waszego zespołu, Roksana Maruszko, macie ją zapoznać z zasadami.

– Tak jest, sir – odezwała się rudowłosa dziewczyna z zatartym nosem, salutując.

– Spocznij, Alicjo. Zostawiam was samych.

Alicja wróciła na swoje miejsce i rzuciła na mnie spojrzenie swoich niebiesko-zielonych oczu. Jeszcze nie spotkałam osoby, która miałaby dwie różne tęczówki oka.

– Siadaj, na co czekasz? – zapytała dziewczyna z blond warkoczem, siedząca obok chłopaka w okularach.

Czyżby nasza zdolność nie obejmowała wady wzroku? Przy stole nad obiadem pochylał się też chłopak, na którego dziś wpadłam. Nadal wyglądał na niezadowolonego i zupełnie mnie ignorował. Nie wiedziałam, co on chciał w ten sposób udowodnić, ale mnie nie ruszały takie dziecinne gierki. Gdy usiadłam odezwała się ponownie blondynka.

– Nazywam się Karola, a to Hugo, Weronika, i Alex. Alicję już znasz – przedstawiła każdego, wskazując dłonią. Pan obrażony to Alex, zapamiętam sobie.

– Moi znajomi używają skróconej wersji imienia. Mówcie mi po prostu Roki.

– Kto powiedział, że jesteśmy twoimi znajomymi?! – zaatakował Alex.

– Alex, co cię ugryzło? – Zdzieliła go w ramię Alicja.

– Właśnie, stary. Daj spokój. To nowa, po co od razu się spinać?

Po uwadze Hugona, Alex zaczerwienił się i wyszedł z jadalni, trzaskając drzwiami. Popatrzyłam po obojętnych twarzach reszty. Widocznie to nie pierwsze jego takie zachowanie. Nerwowy gość, nie ma co.

– To przez twoje gogle. Jego brat bliźniak nie przeżył przyswojenia, bo KOS nie wiedział jak mu pomóc. Umarł po dwóch tygodniach. Teraz Alex nie może znieść widoku innych Uzdolnionych. Do nas już się przyzwyczaił – wyjaśniła Alicja. – Opowiedz jak to się stało, że wcześniej ciebie nie widzieliśmy. KOS leczył wszystkie znane nam dzieciaki, a ciebie nie pamiętam.

– Gdy byłam mała, umieścili mnie w rodzinie zastępczej. Do tej pory nie wiedziałam nic o sobie, raczej sądziłam, że jestem normalna.

– Żyłaś w normalnej rodzinie? KOS ciebie wypuścił?

– Tak, mnie i mojego brata.

– Jestem pod wrażeniem. Musi ci być ciężko. Każdy z nas przechodził ten straszliwy etap.

Wszyscy jak jeden mąż pokiwali głowami, potwierdzając słowa Alicji.

– Dobra starczy tego obżerania. Roki idziesz z nami na siłkę. Trzeba nad tobą popracować, skoro masz się z nami trzymać - wtrąciła Karolina i wyszliśmy z sali.

Znów poczułam się jak wśród rodziny. Przy nich nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem. Jestem Roki, Ulepszona i nikt mi tego nie odbierze.

*-------*

Już ósmy rozdział zapisany. Wierzę, że historia Roki wam się podoba i jest dosyć ciekawa. Niestety nie potrafię przekazać wam tego opowiadania dokładnie tak sobie wyobraziłam. Cieszę się, że jednak je czytacie. Dziękuję za te kilkanaście gwiazdek i nie żałujcie ich więcej ⭐👍(ツ)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top