Rozdział 45

Coral


Zajrzałam przez ramię pani doktor, Szymaniuk, lecz całkowicie zasłoniła mi widok na moją mechaniczną rękę. Zablokowała mi się podczas ubierania lewego buta, tak więc siedziałam na krześle w samym podkoszulku, legginsach i prawą tenisówką na nodze. Drugi do pary był zgnieciony w mojej mechanicznej pieści. Głupio mi było spacerować w takim stroju przez całe piętro mieszkalne bazy, ale cóż poradzić na to, że nagle moje wpół zmechanizowane ciało przestało wykonywać moje polecenia.

– Coral, co ty takiego robisz, że rozładowałaś baterię betawoltaiczną, która powinna rozładować się dopiero za jakieś cztery miesiące?

– Pani Szymaniuk, chyba ostatnio zbyt dużo używałam protezy.

– W jaki sposób?

– Używałam wiatraka, odtwarza muzyki, robiłam sobie koktajle. Chyba mam zbyt dużo wbudowanych funkcji.

– Radzę ci przejść na tryb oszczędzania, gdyż następnej baterii w tym miesiącu już nie będzie – ostrzegła mnie, grożąc mi palcem.

– Dziękuję, postaram się lepiej gospodarować energią – obiecałam i wyszłam z jej gabinetu. Po drodze nałożyłam lewy but, gdyż nie chciałam dalej paradować w tym dziwnym stroju. Kilkakrotnie zacisnęłam i rozluźniłam dłoń, sprawdzając czy sprawnie działa. Na szczęście wszystko było w normie.

Zajrzałam do pracowni Weroniki i Hugona. Niestety nikogo tam nie było. To okazało jedno, samolot wreszcie doleciał i znaliśmy jego położenie. Pobiegłam do biura Pułkownika. Jak się nie pospieszę, to ominie mnie najciekawsze fragmenty rozmowy.

Wchodząc do gabinetu pana Roberta, nie żałowałam, że się spóźniłam. Był bardzo zły za nasze nieposłuszeństwo. Krzyczał, że nigdy w jego karierze nie przytrafił się taki przypadek, żeby ktoś złamał tak poważne zasady. KOS mógł mieć większe kłopoty niż przypuszczał. Miał rację, gdyż byliśmy jednostką zbuntowaną, a bunt wewnątrz niej był nie do pomyślenia. To tak, jakby buntownik się zbuntował. Pułkownik zmierzył całą siódemkę swoim morderczym wzrokiem, ale po chwili złagodniał.

– Hugo, to gdzie wylądował ten samolot?

– Niedaleko miasta Hill City, w hrabstwie Dakoty Południowej. Dokładne namiary mam wgrane w GPS.

Robert usiadł w fotelu i zagryzł kciuk, jakby intensywnie myślał.

– Sir, nie pozwolisz chyba zginąć Roksanie? Z każdą minutą o krok jest bliżej do śmieci, nie tylko mówię o niej, ale też o tysiącach, milionach ludzi.

Spojrzałam z szacunkiem na Alexa, wiedział, jak trafić w czuły punkt. Usprawiedliwić samobójczą misję życiem niewinnych ludzi. To było coś.

– Nie jestem pewien. Mam poświęcić moich żołnierzy tylko dlatego, bo jedna nastolatka dąży do zagłady świata? Tak, to chyba dobry pomysł - zakpił ostrym tonem. - Na pewno nie rozpocznę żadnego przedsięwzięcia bez dobrego planu.

– Sir, musimy jednak coś zrobić. Rząd nie wspomoże naszych działań ani też nas nie powstrzyma. Od dawna czekaliśmy na moment, kiedy zlokalizujemy kryjówkę Oskara Raczyńskiego.

– Żądacie ode mnie improwizacji? – zapytał chrapliwym głosem. – Nie zgadzam się.

Weronika wstała i spojrzała na nas swoim mętnym wzrokiem. Wszyscy wiedzieliśmy, że ulepszenie spowodowało w jej organizmów największe uszkodzenia. Między innymi przekształcił jej struny głosowe, tak że nie brzmiały jak ludzkie. Dlatego często miała problem z kontaktem otaczającymi ją osobami. Zwykle to nawet do nas się nie odzywała. Wolała unikać wszelkie intrygujące wydarzenia. Tym razem było inaczej, zamiast zaszyć się w swojej pracowni, brała udział w debacie.

– Pułkowniku, obmyśliłam pewien plan. Pamięta szef akcję "spławik"? – odezwała się mechanicznym głosem.

Twarz Roberta Kotowskiego rozjaśniła się szerokim uśmiechem.

– To może się udać. Karolina dopilnuj przygotowania jednostki alfa. Powiedz, że idziemy na ryby. Kapitan Perucki doskonale pamięta przebieg naszych ostatnich łowów.

– O co chodzi z tymi rybami, sir?

– Podzielimy się na trzy oddziały. Pierwszy oddział wyślizguje się na teren ośrodka z niewielkim arsenałem. Drugi jest zaopatrzony w bomby dymne i paraliżujące. Trzeci odwraca uwagę od drużyny numer dwa, która jest w centrum zainteresowania OMG. Wykorzystamy wszystkie nasze myśliwce do tego, aby odwrócić uwagę od naszych ludzi w wewnątrz budynku.

– To ja jestem w oddziale pierwszym – zgłosili się jednocześnie Alex i Alicja.

Hugo i Weronika chcieli kierować helikopterem, a ja wolałam dołączyć do trzeciej drużyny. Chętnie ponabijam kulkami kilka wilczych futer. Pomszczę moich przyjaciół, którzy zginęli przez mój brak odpowiedzialności. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę, aby przygotować do ryzykownej misji. Być może już ostatniej w naszym życiu. Kto wie, co może się w przyszłości zdarzyć.

Wychodząc z windy, usłyszałam czyjeś głosy. Zerknęłam zza rogu, a tam Alex trzymał za ramię jakąś nastolatkę. Może nie powinnam była podsłuchiwać, ale nie mogłam się oprzeć.

– Alex, nie chcę, żebyś mnie zostawiał. Dopiero, co dowiedziałam się, że mam brata.

– Zrozum Olu, ty i Roksana jesteście dla mnie najważniejsze. Ona pomagała mi ciebie uratować, teraz ja muszę pomóc jej.

– Tą całą Roki lubisz bardziej niż mnie. W hotelu kazałeś mi jechać z Redem bez ciebie. Teraz robisz to samo.

– Wtedy groziło nam niebezpieczeństwo i chciałem ciebie ochronić.

Dziewczynka spuściła wzrok na czubki własnych butów i skubała rąbek zielono - niebieskiej sukienki. Długie, jasne włosy opadły na jej twarz, zasłaniając zaciśnięte z gniewu usta. A może powstrzymywała łzy? Nie widziałam dokładnie, gdyż widok zasłoniły mi plecy chłopaka.

– Wiem, nie jestem idealnym bratem, ale będę się starał być lepszym. Chcę byś poznała Roksanę, ona naprawdę jest dobrą osobą, ale teraz jej życie wisi na włosku. Muszę jej pomóc.

– Obiecujesz, że wrócisz i mnie stąd zabierzesz? – spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczkami jak kryształowe kuleczki.

– Tak, zrobię wszystko, co zechcesz. – Objął ją w pasie i pocałował w czubek głowy.

Wyczuwając kłopoty, szybko odpaliłam się stamtąd i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i z wysiłkiem oparłam się o nie. Alex tak bardzo się zmienił, w końcu dojrzał. Miał tak dużo szczęścia. Oddałabym wszystko, za minutę spędzoną moimi bliskimi. Czułam zazdrość przelewającą się w moim zranionym sercu.

*----*

Dzień dobry, dawno nie napisałam nic do mojego wilczka, a powieść stygnie. To nie dobrze. Mam trzy dni wolnego, więc może jeszcze pojawi się jakiś rozdzialik.
Chciałbym też poinformować, że jestem w trakcie poprawiania błędów, pomaga mi w tym Audiser ^^. Jestem jej bardzo wdzięczna za pomoc. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top