Rozdział 43

Po południu wróciłem z gór. Roksana nieźle wyprowadziła mnie z równowagi, ale już ochłonąłem z negatywnych emocji. W tamtym momencie miałem ochotę rzucić się na nią za tę jej bezmyślność. Byłem zazdrosny jak cholera. Gościu był jej chłopakiem i może miał prawo wyjaśnić z nią kilka spraw. Lecz zaznaczam on był jej chłopakiem, w chwili obecnej stracił prawo do dotykania Roki.

W bazie już niektórzy wstali z łóżek. Mijając stołówkę, dostrzegłem w środku kilka osób. Była już tam Rose, Coral i ten głupek. Pomachałem do nich i poszedłem dalej. Zapukałem do drzwi Roksany, ale nikt mi nie odpowiedział. Sądziłem, że ją tu znajdę. Powtórzyłem pukanie tylko tym razem głośniej. Nagle drzwi się lekko uchyliły. Zajrzałem przez szparę. Ciemno.

– Roki, jesteś tu?

Echo odbiło moje pytanie od ścian pokoju. Wszedłem do środka. Pościel na łóżku wyglądała, jakby dziś w nocy nikt w niej nie spał. Idealnie rozłożona i zimna. Roksana nie była dziś w nocy w swoim pokoju. Wiedziałem, że nie lubi ścielić łóżka, więc ona tego nie zrobiła. Tylko, gdzie spędziła dzisiejszą noc? Muszę ją przeprosić.

Wychodząc z pokoju, coś oślepiło mnie w oczy. Podszedłem do biurka i podniosłem niewielki przedmiot. Po sekundzie domyśliłem się, co to było. Roksana nigdy nie zdejmowała mojego pierścionka. Przynajmniej mi to obiecała, że tego nie zrobi. Miałem złe przeczucia. Włożyłem go do kieszeni spodni i wyszedłem na zewnątrz. Do kogo ona mogła pójść? Może do Alicji albo Karoliny. Została jeszcze Elwira, bo na stołówce jej nie widziałem. Pobiegłem do ich pokoi, ale nikt mi nie odpowiedział. To się robiło coraz bardziej dziwne. Wróciłem do punktu startowego. Jadalnia, tam ktoś musiał ją widzieć. Była tam cała piątka, oprócz Elwiry.

– Cześć, Alex. Co ty taki zdenerwowany? – zagadnęła mnie Alicja.

– Szukam Roksany. Widział ją ktoś.

Spojrzeli po sobie niepewnie. Rose się nerwowo wyprostowała.

– Ja widziałam ją wczoraj. Mówiła, że idzie pobiegać. Nie ma jej w pokoju?

– Nie było jej tam całą noc. To jego wina - wskazałem na Piotrka. – Całował się z Roki.

Coral odepchnęła ramię chłopaka i uderzyła go z liścia. Nie było mi go żal. Zasłużył sobie. Nie będzie następnym razem dotykał nie swojej własności.

– Idę jej poszukać. Powiedzcie szefowi, że wychodzę.

– Czekaj. Idę z tobą – powiedziała Rose. – Mogłam ją wczoraj powstrzymać.

– My też idziemy – wstały jednocześnie Karolina i Alicja. – To nasza przyjaciółka i nie chcemy, żeby coś jej się stało.

– Ok, im nas więcej, to przeszukamy większy teren. Musimy ją znaleźć.

Podczas jazdy windą towarzyszyły mi silne złe przeczucia. Bałem się, że coś jej się stało. Jaki ja byłem głupi, gdybym z nią został, to nic by się nie stało.

– Może wyszła z Elwirą? – zasugerowała Alicja. – Wczoraj widziałam, jak jedzie windą na parter.

– Nie ufam tej wilczycy. Zawsze podejrzanie śmierdziała...

– Wilkiem. – dokończyła za mnie Karola, zgadzając się ze mną.

Może Elwira nie była naszym wrogiem, ale zawsze będzie tak samo się kojarzyć. Podzieliliśmy się na cztery strony świata. Ja pobiegnę na północ. Dziewczyny miały sprawdzić pozostałe trzy kierunki.

– Punkt spotkania przed bramą wjazdową za jakąś godzinę – powiedziałem.

Pokiwały głowami i rozbiegły się. Biegłem przez park, dokładnie sprawdzałem każdy krzak i kamień. Mogła gdzieś zemdleć albo skręcić sobie kostkę. Byłem już blisko parku. Natrafiłem na przywrócony pień drzewa. Usiadłem na nim. Ręką dotknąłem jakiegoś dziwnego kształtu. Było to wyryte serce z dwiema literami w środku "R+P". Kojarzyłem je. Takie były inicjały Roksany i tego idioty. Czyżby to było miejsce ich spotkań? Rozejrzałem się dokładnie. Roksana mogła być gdzieś w pobliżu. Jedynie, co tu było, to zagubiona, zielona rękawiczka. Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się trzynasta. Pora wracać. Może dziewczyny coś znalazły. Z taką myślą pobiegłem do bazy. Dotarłem tam, jako ostatni. Po ich minach widziałem, że nic nie znalazły. Żadnego śladu po Roksanie.

Weszliśmy do budynku. Wszyscy biegali i coś krzyczeli, jakby kogoś szukali. Przed wyjściem tak nie było. Żołnierze chodzili z niezabezpieczoną bronią.

– Co się dzieje? – zaczepiłem jednego z nich.

– Uciekł nam więzień, Sebastian. Strażnik, który go pilnował nic nie pamiętał, jak do tego doszło. Z garażu znikł też jeden wóz.

– Gdzie on teraz jest?

– Nie wiemy, znaleźliśmy sygnalizator GPS na ziemi, ktoś go odłączył i nie możemy zlokalizować położenia samochodu.

– Dobra, dzięki – wyminąłem go i poszedłem do pokoju dowodzenia. Tam Weronika i Hugo zajmowali się wszystkimi informatycznymi sprawami. Hugo właśnie wpatrywał się w czerwoną kropkę, która przemieszczała się nad oceanem atlantyckim i to w bardzo szybkim tempie.

– Cześć, Hugo, co to jest?

– Lokalizator w zegarku Rose. Jak widać leci do Ameryki. Szukałem innego sygnału, a złapałem ten.

– To niemożliwe – szepnęła Rose.

Odwróciłem się, dziewczyny stały za mną i patrzyły się w ekran. Rose okropnie pobladła i zaczęła się denerwować. Wskazała na monitor.

– Wiem, gdzie jest Roksana. Ona leci tym samolotem.

Że co??? Walnąłem pięścią w komputer i z mojego gardła wydobył się ryk. Teraz wiem, gdzie była Roki i jej brat, i ta cała Elwira. Dlaczego ona pakowała się zawsze w największe kłopoty?

– Nic o tym nie wiedziałam. Pożyczyłam jej zegarek, bo zgubiła swój. Przepraszam, byłam nierozmyślna.

– Nie przejmuj się. – Alicja poklepała ją po ramieniu. – Zobaczymy, co planuje Roki, a Alex się uspokoi, bo to nic nie da. Waląc w komputer, nie pomoże dziewczynie. Karo, poinformuj pułkownika o naszym odkryciu.

– Jasne – powiedziała Karolina i wybiegła z pokoju, a ja gapiłem się w czerwony punkt, cały kipiąc z gniewu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top